 |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Life(2017, reż. Daniel Espinosa) Pomysł na „Life” da się streścić słowami powszechnie znanej dziecięcej wyliczanki „stary niedźwiedź mocno śpi, jak się zbudzi, będzie zły”. Ponieważ pozostałe elementy tego obrazu też są dobrze znanymi kliszami kina s/f całość prezentuje się niespecjalnie porywająco. Oto kolejny raz ludzkość orientuje się, że nie jest w kosmosie sama. Tym razem terenem na którym przebiegać będzie pierwszy kontakt jest Międzynarodowa Stacja Kosmiczna orbitująca wokół Ziemi. W niedalekiej przyszłości jej nieliczna załoga odkrywa w dostarczonej przez sondę z Marsa próbce co prawda niezbyt imponujący ale jednak ślad pozaziemskiego życia. Niefrasobliwe przebudzenie owego obcego życia okazuje się poniewczasie fatalnym pomysłem. Sytuacja wymyka się spod kontroli a klaustrofobiczne wnętrze stacji kosmicznej staje się terenem koszmarnej gry w kotka i myszkę pomiędzy coraz mniej liczną ludzką załogą a coraz bardziej rozwiniętym, tyleż inteligentnym co zabójczym, obcym organizmem. Oczywiście ostatecznie stawką będzie los całej ludzkości… Jest to obraz dający się oglądać bez bólu ale nie należy od niego oczekiwać czegokolwiek powyżej średniej.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Paddington 2(2017, reż. Paul King) „Paddington 2”, niepozorna kontynuacja przygód najsłynniejszego brytyjskiego niedźwiadka, to prawdopodobnie jedno z największych pozytywnych zaskoczeń minionego roku. Bo kto by się spodziewał, że film, który teoretycznie ma tylko sprzedać tonę pluszaków i zachęcić widzów do wizyty w Londynie, będzie bardziej zachwycający wizualnie i bardziej pomysłowy niż najnowsze dzieła Pixara? Kto mógł przewidzieć, że w ramach uroczego filmu dla dzieci da się zawrzeć subtelne nawiązania do twórczości Charliego Chaplina i Wesa Andersona? „Paddington 2” ma obecnie 100% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i nie jest to przypadek. Jeśli więc macie dzieci, zabierzcie je do kina, bo drugiego tak ciepłego, uroczego i wciągającego filmu dla najmłodszych nie będzie na naszych ekranach przez długie miesiące. Jeśli natomiast dzieci nie macie, to i tak obejrzyjcie drugiego „Paddingtona”, bo film Paula Kinga ma w sobie więcej słodyczy niż marmolada.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nowi, bardziej kolorowi, bardziej wybuchowi i w ogóle pod wieloma względami (jak to u Marvela) bardziej „Strażnicy Galaktyki” to niewątpliwie porządne kino przygodowe, którego fabułę można streścić słowami „grupa bohaterów musi wygrać walkę z planetą”. Z drugiej strony tak zdefiniowaną fabułę w pełni ratuje realizacja i nawet na niektóre dziury fabularne można przymknąć oko. Co jednak wydaje mi się niewybaczalne, to fakt, że drudzy „Strażnicy” są po prostu o wiele mniej śmieszni niż pierwsi. Może dlatego, że to wciąż ten sam typ humoru, a bohaterowie, mimo pewnych zmian, pozostają tacy sami. Nie przypominam sobie, by rzucane na prawo i lewo one-linery i przewijające się non stop scenki komediowe mnie jakoś szczególnie rozśmieszyły. Na duży plus zaliczyć należy cały wątek Yondu, zaskakująco poważny jak na całą blockbusterową konwencję filmu.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Technicznie bez zarzutu, chociaż w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że to przełom. Można odnieść wrażenie, że Besson zapatrzył się w „Gwiezdne wojny” i próbuje ścigać się z dziełem Lucasa. Po co? Nie wiem. Po za faktem, że główni bohaterowie to kobieta i mężczyzna oraz rzecz dzieje się w odległej przyszłości to film ma nie wiele wspólnego z komiksowym pierwowzorem. Intryga nie jest adaptacją żadnego z komiksowych albumów, tytuł co prawda nawiązuje do „Cesarstwa tysiąca planet” (drugiego w cyklu) ale nic poza tym. Relacja między głównymi bohaterami, w oryginale subtelne i nie przekraczające pewnych granic, w filmie zostały nachalnie poprowadzone w jednym kierunku. Już na samym początku Valerian oświadcza się Laurelinie. Rzecz nie do pomyślenia w komiksie. I tyle dla fanów cyklu Pierre′a Christina i Jean-Claude′a Mézièresa. A dla pozostałych? Sprawnie zrobiony film, z kilkoma ciekawymi pomysłami (np. wirtualny bazar) i umiarkowanie inspirującymi bohaterami. Trochę szkoda, bo całość miała duży potencjał a wyszło coś co przypomina „Atak klonów” – dużo akcji, mniej treści.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wojna o Planetę Małp(2017, reż. Matt Reeves) Podobnie jak opisywany przez mnie obok „Valerian”, film od strony wizualnej jest bez zarzutu. Mimika małp, ich budowa i sposób poruszania się robią wrażenie. Niby wiadomo, że w dzisiejszych czasach komputery potrafią wszystko ale jak się zacząć zastanawiać jak to zostało zrobione to jednak czapki z głów przed twórcami. Gorzej jest z fabułą. Kompletnie nie mogłem zrozumieć motywacji pułkownika, głównego antagonisty małp dowodzonych przez Cezara. Dlaczego ten wojskowy (umiarkowanie dobra rola Woody’ego Harrelsona) tak się zawziął właśnie na małpy? Niby bał się wirusa, który spowodował rozwój intelektualny człekokształtnych (a degenerował ludzi), ale skoro tak to po jakie licho ściągnął je do swojego obozu? Gubił się mocno scenarzysta w kilku punktach kulminacyjnych. Całkiem sprawnie budując napięcie byle jak później rozwiązywał całą sytuację. Ot, odcinanie kuponów od wcześniejszych sukcesów. |