Ponosisz porażkę, wyciągasz wnioski, zaczynasz od nowa. Jesteś po kolei ojcem, mężem matką, więźniem, artystą i naukowcem, ale nic nie wychodzi ci dość dobrze. I tak kilka tysięcy razy. Oto „Dziesięć tysięcy żyć”– wypełniona po brzegi absurdem i doprawiona szczyptą humoru powieść Michaela Poore’a.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W świecie stworzonym przez Michaela Poore’a każdy dostaje kolejną szansę. A dokładnie dziesięć tysięcy szans, by osiągnąć Doskonałość i stać się Jednością z Wszechświatem. Milo przetrwał już dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt pięć żywotów, lecz za każdym razem popełniał błąd, który uniemożliwiał mu stanie się częścią Metaduszy. Tak naprawdę, mimo wyjątkowo licznych porażek, marzy jednak tylko o jednym – chce ponownie spotkać Śmierć. Lektura „Dziesięciu tysięcy żyć” przypomina nieco czytanie zbioru opowiadań. W formie krótkich opowieści przedstawione zostały najważniejsze chwile rozlicznych wcieleń Mila oraz jego przygody w najróżniejszych miejscach i czasach. I choć łączą się one w spójną całość, a wspomnienia minionych żywotów bohatera przenikają się ze sobą będąc jednocześnie tłem dla kolejnych wyzwań, to podobnie jak w przypadku zbioru, mamy tu do czynienia z pewną nierównością. Niektóre historie czyta się naprawdę przyjemnie, inne z kolei wydają się mocno „naciągane” i przekombinowane. Pewien poziom absurdu jest oczywiście uzasadniony wybraną przez autora konwencją, ale momentami można odnieść wrażenie, że tak naprawdę stworzony przez niego świat nie rządzi się praktycznie żadnymi prawami. Ludzie mogą tu bowiem na przykład poruszać się w przestrzeni kosmicznej bez skafandrów, żonglować słoniami czy nurkować kilkadziesiąt metrów pod wodę bez butli (i nie mówię tu o osobach wyszkolonych w nurkowaniu swobodnym), a to wszystko – uwaga – dzięki opanowaniu własnego umysłu. Zawiłe losy i zaskakujące wyczyny Mila mają oczywiście służyć przekazaniu czytelnikowi pewnych „uniwersalnych prawd” – mnie jednak większość z nich zupełnie nie przekonała, a część wydała się udramatyzowana wręcz na siłę. Dużym osiągnięciem autora jest natomiast wykreowanie spójnego, charakterystycznego, zabawnego i w nieoczywisty sposób budzącego sympatię głównego bohatera, co zważywszy na mnogość różnorodnych przyjmowanych przez niego wcieleń i ról, było na pewno trudnym zadaniem. Myląca może okazać się notka wydawnicza zamieszczona na okładce. Po pierwsze dlatego, że – przynajmniej na pierwszy rzut oka – łatwo odnieść wrażenie jakoby „Dziesięć tysięcy żyć” miało być czymś na pograniczu romansidła w stylu tak zwanego young adults, z którym książka nie ma absolutnie nic wspólnego (co było dla mnie dużym pozytywnym zaskoczeniem), a po drugie z powodu – poczynionego moim zdaniem na wyrost – porównania do twórczości między innymi Neila Gaimana. Być może nie jestem jej wielką fanką, ale na pewno stawiam ją o wiele wyżej niż tę powieść. Możliwe, że w „Dziesięciu tysiącach żyć” pod płaskimi morałami skrywa się coś głębszego, ja jednak niestety nie zdołałam tego dostrzec.
Tytuł: Dziesięć tysięcy żyć Tytuł oryginalny: Reincarnation Blues Data wydania: 24 października 2017 ISBN: 978-83-8123-040-7 Format: 512s. 130×200mm; oprawa twarda Cena: 44,90 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 60% |