Liam Neeson cały czas przeżywa swoją drugą młodość jako gwiazda kina akcji. Pomaga mu w tym hiszpański reżyser Jaume Collet-Serra, a najnowszym efektem ich współpracy jest właśnie „Pasażer” opowiadający o byłym policjancie, który próbuje rozwikłać niebezpieczną zagadkę w pędzącym pociągu. Recenzja nadesłana na konkurs Esensji.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Pasażer” opiera się na bardzo prostym koncepcie – grany przez Neesona Michael MacCauley zostaje zwolniony z pracy, a podczas powrotu do domu pociągiem tajemnicza kobieta wplątuje go w niepokojącą intrygę. Bohater będzie zmuszony do podjęcia decyzji mających wpływ na życie pozostałych pasażerów oraz jego rodziny. Od razu widać, że to kontynuacja konwencji wypracowanej przez lata ekranowych mordobić. Pojawiają się echa takich filmów jak „Uprowadzona” lub „Non-Stop”. „Pasażer” może być nawet traktowany jako nieformalny sequel drugiego wspomnianego tytułu, ponieważ jego akcja również rozgrywa się na zamkniętej przestrzeni poruszającego się pojazdu i dotyczy zagadki kryminalnej. Problemy z hamulcami w szybko poruszającej się maszynie od razu kojarzą się z filmami pokroju „Speed: Niebezpieczna prędkość”. Tak więc Collet-Serra zestawia bohatera z motywami przemielonymi przez popkulturę i patrzy na to, jak ten sobie z nimi poradzi. Dobrze, że nikt nie stara się ukryć wieku Neesona – kreowany przez niego MacCauley ma 60 lat, z czym doskonale koresponduje zmęczona twarz irlandzkiego aktora. Do pewnego momentu sam się zastanawiałem, czy twórcy mają świadomość tego, jaki materiał realizują. Wątpliwości skończyły się po scenie, gdy bohater unieszkodliwia pewnego agresywnego mężczyznę za pomocą gitary, a towarzyszą temu niezwykle melodyjne dźwięki uderzeń. „Pasażer” nie musi odwoływać się do lat 80 poprzez styl i rozwiązania formalne, wystarcza do tego sama opowieść z konsekwentnie prowadzoną narracją. Sprawia wrażenie kryminału Agathy Christie zaadaptowanego na potrzeby nonsensownego thrillera. Wyraziste postaci postawione w ekstremalnej sytuacji wynagradzają ewentualną przewidywalność. To zaskakująco poważne przedstawienie absurdalnej historii – niektórzy będą zapewne łapać się za głowę i wyliczać nielogiczności, a inni będą się zachwycać ponadprzeciętną dawką bezpretensjonalnej rozrywki. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że Michael MacCauley to „nasz” człowiek – przedstawiciel klasy średniej, któremu życie dało w kość. Nie jest też szczególnie utalentowany w kwestii interakcji społecznych, ponieważ próby zagadywania innych pasażerów kończą się zazwyczaj niezręcznie. Ma natomiast dobre serce i twardą pięść, czyli wartości liczące się nawet w najgorszych czasach. Pod względem technicznym jest to kino mocno archaiczne. Efekty specjalne nie próbują udawać realizmu, a montaż to chwilami popis nadpobudliwości. W niektórych scenach można mieć problem z dojściem do tego, co się naprawdę wydarzyło. Muzyce zabrakło charakterystycznego motywu przewodniego, przez co nie podkreśla dynamiki prezentowanych na ekranie wydarzeń. Obraz utrzymany jest w ponurych barwach, ponieważ rozgrywa się w świecie, gdzie niebezpieczeństwo może nadejść z każdej strony. Jeśli ktoś szuka w kinie realistycznych historii o trudach życia, to nie znajdzie tu nic dla siebie. Natomiast wielbiciele staromodnego kina akcji i absurdalnych rozwiązań fabularnych poczują się jak w domu. „Pasażer” pędzi naprzód niczym przedstawiony w nim pociąg i nawet jeśli nie trafia do celu, to zatrzymuje się na interesujących stacjach.
Tytuł: Pasażer Tytuł oryginalny: The Commuter Data premiery: 12 stycznia 2018 Rok produkcji: 2018 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 105 min Gatunek: akcja, dramat Ekstrakt: 60% |