powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CLXXIV)
marzec 2018

Dzikie stworzenia
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Fionn sięgnął po czarno-żółty kabel – pewnie wyłącznik, pomyślałam – a później przez dłuższą chwilę przyglądał się pozostałym. W końcu delikatnie odpiął biały przewód, po nim mniejszy, czerwony i dotknął nim do zacisku białego.
Zębatka ruszyła, wydając z siebie świszczący zgrzyt. Fionn uniósł głowę i uśmiechnął się najszerszym uśmiechem, jaki dotąd widziałam na jego twarzy.
• • •
Pozwoliłam mu sterować, bo robił to lepiej. Gdy odcumowaliśmy, obmacałam dokładnie dno pontonu, ale wszystkie nasze rzeczy zniknęły. Spędziłam trochę czasu, kuląc się na dziobie, z radiem Fionna w ręku, nasłuchując ruchu w porcie. Na kanale było dosyć głośno jak na tę porę, po okolicy kręciła się jakaś jednostka SAR i przynajmniej jedna motorówka patrolowa.
Dobrze, uznałam, odkładając radio. Może przyskrzynią Rooneya.
Fionn powiedział coś, co zabrzmiało jak pytanie. Płynęliśmy za szybko, musiałam położyć się na plecach i oprzeć o jego kolana, żeby coś usłyszeć.
– Ty też masz skórkę?
– Co?
– Skórkę – powtórzył, przykręcając manetkę gazu. – Takie są legendy, nie? Selkie, legendarne stworzenia. Foki, które mogą zrzucać skórę i wychodzić na ląd jako ludzie. Muszą włożyć na siebie tę skórę, żeby zmienić się z powrotem w foki i wrócić do morza. Jeśli zostaną tu na dłużej i założą rodzinę, czasem ktoś z bliskich, najczęściej jakieś dziecko, znajduje foczą skórę schowaną na dnie szafy i pokazuje wszystkim, a potem zawsze dzieje się tragedia. Masz taką skórkę?
– Nie. To chyba jakaś bajka.
– Moja matka miała. – Jeszcze nigdy nie słyszałam u Fionna takiego tonu. To nie był smutek, nie tęsknota, coś innego. Zaduma, świadomość, że stała się jakaś krzywda, ale to już nieważne, bo i tak nie da się nic z tym zrobić.
– Kiedy to było? Jak miałem z dziesięć lat. Grzebałem po szafkach i okazało się, że jedna z nich miała szufladę z podwójnym dnem. Była w niej taka jakby paczka, ciasno owinięta w szarą skórę. A w środku listy. Całe mnóstwo listów. Zaniosłem to na dół i pokazałem rodzicom, a potem wybuchła awantura i już nigdy nie zobaczyłem swojej matki.
– Wróciła do morza?
– Uciekła do Dublina. Z facetem. Tym, który napisał te listy.
Chyba wydałam jakiś dźwięk, bo przestał wpatrywać się przed siebie w ciemność.
– No co tak patrzysz? Była selkie, ale była też człowiekiem. Wszyscy trochę jesteście.
– Wy?
– Ja jestem normalny.
– Widziałam, że niełatwo marzniesz.
– Prawda, ale tylko tyle dostałem.
Na chwilę wróciliśmy do obserwowania świateł przesuwających się po zatoce. Ogniska na wyspie jakby przygasały, może zabrakło paliwa, a może sataniści musieli być wcześnie w domu.
– Jak się domyśliłeś? Przez Leifa Erikssona? Dlatego tak na mnie patrzyłeś?
– Myślałem, że nie zauważyłaś.
– Fergus mi powiedział.
– Fergus. Oczywiście. – Patrzył w inną stronę, ale dosłyszałam krzywy uśmieszek. – Tak, dlatego. Podejrzewałem, że jesteś jedną z nich, ale nie byłem pewien. Aż do dzisiaj.
– I co z tym zrobisz?
– A co mam zrobić? Nic.
Znów wpatrzyliśmy się w wodę. W mroku sunęły białe światełka, motorówki patrolowe cięły wodę w tę i z powrotem, spory kawałek za naszą rufą. Fionn sterował bardziej w lewo, jakby zamierzał opłynąć wyspę i znaleźć się po drugiej stronie, tej z łagodniejszym brzegiem.
– Fionn?
– Tak?
– Jak już dopłyniemy… Masz pomysł, po diabła my tam właściwie płyniemy?
Poprawił czapkę z daszkiem, którą wziął sobie z kantorka. Włosy sięgały mu prawie do kołnierza kurtki, czasem odgarniał je za uszy, żeby nie przeszkadzały.
– Poszukamy go. Jeśli naprawdę chciałby podrzucić zwłoki na wyspę, to wyrzuci je tam. A do tego czasu będzie się kręcił gdzieś w pobliżu. Jim Rooney przyjaźni się z ojcem od lat, znam jego łajby. Spróbuję go rozpoznać.
Poprosiłam go o telefon i znów zadzwoniłam do Aili, ale wciąż nie odbierała. Potem mniej więcej streściłam Fionnowi, co się działo na wyspie.
– Jakby policja pytała, to twój ojciec akurat łowił w pobliżu, gdy wypadłam z pontonu i wyciągnęliście mnie z wody.
– W sumie naprawdę tak było.
Byliśmy już dobrze za Mutton Island i prowadzącym na nią mostem, nawet za wschodnim wybrzeżem Mullogh. Tutaj ruch był mniejszy i Fionn zaczął wpatrywać się w każde światło naprawdę uważnie. W pewnej chwili zmniejszył obroty prawie do zera. Dziób pontonu przestał się unosić, tak że mogłabym spokojnie wysunąć rękę za burtę i przesuwać nią w wodzie, i wtedy wiedziałam, że Fionn coś wypatrzył.
Dla mnie kuter wyglądał jak zbitka świateł zawieszonych w mroku, bo szyper nawet nie oświetlał dobrze pokładu – pewnie nie bez powodu. Ale Fionn faktycznie dobrze znał tę łajbę. Mocno mrużył oczy i chyba nawet położenie tych świateł względem siebie, kąty i odległości w metrach coś mu mówiły.
– To chyba ten.
Pocieszała mnie świadomość, że wprawdzie statek był dla nas ledwie widoczny, ale my dla niego jeszcze mniej. Wpatrywałam się w mrok, próbując dostrzec chociaż zarysy burt i nadbudówki, i prawie nie zauważyłam, kiedy Fionn wyciągnął nóż sprężynowy.
– Pewnie zapłaciłyście za to kaucję?
– Tak, Aila i ja.
– Zwrócimy jej, co nie?
Przytknął czubek ostrza do gumowej powierzchni i nacisnął ostrożnie.
– To musi wyglądać prawdziwie – wyjaśnił, pociągając za linki biegnące wzdłuż burty tak, by uszkodzona komora unosiła się w górę, jakby próbował ją utrzymać z dala od linii wody. Odwrócił się do mnie. – Wywołam go przez radio, a ty wyskakuj. Muszę być sam, wtedy będzie się mniej pilnował. Spróbuję go przekonać, żeby mnie wziął na pokład, a jak już tam będę, to się trochę rozejrzę. Jeśli wyrzuci cokolwiek za burtę, nurkuj za tym i sprawdź, co to takiego. W razie czego powiemy później, żeby wysłali nurków w to miejsce. Jak coś się zacznie dziać, wzywaj pomoc. Zostawię ci radio w pontonie.
Zaczęłam się rozbierać. Fionn sprawdził odczyty z GPS-u w telefonie, zmierzył odległość na oko. Sięgnął po radio.
– Statek na pozycji 53, 15, 4 północ, 9, 1, 5 zachód… – wywołał na szesnastce. – Statek na pozycji… – powtórzył jeszcze raz. – Tu ponton motorowy excel. Potrzebuję pomocy.
W eterze zapadła cisza. Fionn powtórzył jeszcze raz. Przez chwilę wyglądało na to, że statek na pozycji 53, 15, 4 północ bardzo ma ochotę zignorować wezwanie i udawać, że to nie do niego.
– Ponton excel, tu Morski Sprinter. – Spojrzeliśmy na siebie, Fionn kiwnął głową. To była nazwa łodzi rejsowej, na pokładzie której stał, gdy zrobiono mu zdjęcie z rekinem. – Słyszę cię. Jakiej pomocy potrzebujesz?
– Tu excel. Mam przebitą komorę, potrzebuję holowania do brzegu. Jestem jakieś dwieście metrów na wschód od waszej pozycji.
– W porządku, excel. Czy masz sprawny napęd?
– Tak, mogę do was przybić.
– Dobrze. Czekam.
Szyper kutra musiał wrzucić silnik na luz, bo światła przestały się przesuwać. Podpłynęliśmy w zupełnej ciszy. Mniej więcej w trzech czwartych drogi Fionn dał mi znak, że mam skoczyć, zanim zaczniemy być widoczni z pokładu. Poszło nawet łatwiej niż wtedy z Ailą, bo płynęliśmy wolniej, nie musiałam się rozbierać w trakcie i dlatego, że już raz to zrobiłam.
Zanurkowałam i pomknęłam przed siebie, wyprzedzając ponton na wypadek, gdyby szyper chciał wykorzystać ten krótki moment, by pozbyć się kłopotliwego ładunku, ale woda była spokojna i gdy znów się wynurzyłam, Fionn zdążył już wyłączyć silnik i teraz przesunął się na dziób, trzymając hol w ręku. Na pokładzie zarysowała się postać szypra; w półmroku i szarościach widziałam go słabo, ale wydawał się zupełnie niepozorny, z krótko ostrzyżoną głową i lekkim zarostem. Pozostawało wierzyć, że Fionn się nie pomylił i rzeczywiście był to człowiek, który kilka dni wcześniej wypożyczył mi ponton.
– A niech mnie diabli! – Mężczyzna złapał rzuconą linę i przełożył przez kluzę w pokładzie. Pociągnął, aż napięła się mocno. – Mały McColl! Czemu nie mówiłeś od razu?
Tym razem rozumiałam ich znacznie lepiej niż wtedy, podczas rozmowy Fionna z ojcem. Może dlatego, że tym razem nie byłam słaba i oszołomiona, a może wystarczyło raz dojść, jak to zrobić, jak z tymi rysunkami przedstawiającymi iluzje optyczne: jeśli raz dojrzało się twarz staruszki w profilu młodej ślicznotki, to od tej pory widziało się ją już zawsze.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

26
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.