powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CLXXIV)
marzec 2018

Esensja czyta: Luty 2018
Ted Chiang ‹Historia twojego życia›, Karolina Głowacka, Jean-Pierre Lasota ‹Czy Wielki Wybuch był głośny?›, Robert A. Heinlein ‹Władcy marionetek›, Marta Kładź-Kocot ‹Noc kota, dzień sowy. Zamek Cieni›, Selma Lagerlöf ‹Cudowna podróż›, Arlie Hochschild Russell ‹Obcy we własnym kraju›, Zadie Smith ‹Swing Time›, Witold Urbanowicz ‹As›
Prezentujemy dziś jak co miesiąc zbiór książek, które czytaliśmy w lutym 2018. Historia, fantastyka, polityka i astrofizyka.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Historia twojego życia›
‹Historia twojego życia›
Dawid Kantor [70%]
Zbiór opowiadań stworzonych przez Amerykanina o azjatyckich korzeniach, otwiera bardzo dobra ,,Wieża Babilonu’’ z ciekawą koncepcją i wspaniałym, starotestamentowym sztafażem. Opowiadanie urzekło mnie klimatem tajemnicy, który współgrał z rzadko spotykanymi w fantastyce realiami. Nieco słabsze ,,Zrozum” i ,,Dzielenie przez zero’’ choć oparte na ciekawych pomysłach, są gorzej zrealizowane literacko i nie wzbudzają większych emocji.
Tytułowa „Historia twojego życia” jest opowiadaniem wybitnym, esencją tego czym jest science fiction w swoim konceptualnym założeniu. Autor oparł opowiadanie na tak egzotycznej dla gatunku nauce jaką jest lingwistyka i jednocześnie połączył ją z klasycznym motywem pierwszego kontaktu. Dodatkowo całość przesycił właściwymi dla swojej literatury silnymi emocjami, tak bliskimi dla przeciętnego czytelnika bo związanymi z życiem rodzinnym i rodzicielstwem. Zawiodłem się jednak na lekturze ,,Historii twojego życia” biorąc pod uwagę perspektywę obejrzanej wcześniej filmowej adaptacji. ,,Nowy początek” lepiej eksponuje i tłumaczy główną – lingwistyczną koncepcję powieści, bardziej wiarygodnie i dobitnie prezentuje wątek córki głównej protagonistki, a cała opowieść jest skrojona na epicką skalę, w przeciwieństwie do dość kameralnego opowiadania. Być może to subiektywne wrażenie wynika jednak z mojego pierwszego zetknięcia z pomysłem prezentowanym przez Chianga właśnie w filmie.
Rozbudowane ,,Siedemdziesiąt dwie litery” oparte na żydowskiej legendzie o golemie mają skompresowaną tak wielką ilość wątków i pomysłów, że mogłyby swobodnie stanowić materiał na powieść. Tym samym opowiadanie wydaje się okrojone, a z drugiej strony zbyt zagęszczone i pozbawione charakterystycznej dla autora emocjonalnej warstwy.
,,Co ma cieszyć oczy” i ,,Piekło to nieobecność Boga” pokazują bogactwo palety pomysłów Chianga, wypadają jednak słabiej w warstwie literackiej i ich lektura nie przynosi takiej satysfakcji jak opowiadania tytułowego.
Zbiór ,,Historia twojego życia” zawiera teksty przeciętne oraz kilka wyśmienitych. Charakterystyczna zdolność Teda Chianga do wplatania prostych ludzkich uczuć w nietypowe pomysły, czyni jego opowiadania obowiązkową pozycją dla każdego entuzjasty krótkiej formy science fiction.
Konrad Wągrowski [80%]
„Czy Wielki Wybuch był głośny” to kolejna na naszym rynku pozycja poświęcona współczesnej astrofizyce, próbująca przybliżyć jej kluczowe ustalenia współczesnemu czytelnikowi, niekoniecznie będącemu profesorem fizyki. Każda taka pozycja jest cenna, bo temat jest bardzo obszerny, bardzo skomplikowany i oczywiście nieustannie ewoluujący. „Czy Wielki Wybuch był głośny” z popularnych pozycji astrofizycznych wyróżnia się tym, że jest napisany w formie dialogu między laikiem i ekspertem. Laikiem jest Karolina Głowacka, dziennikarka TOK FM, która wnosi do dyskusji dużo tzw. zdroworozsądkowych wątpliwości zwykłego śmiertelnika, nie pozwalając rozmówcy dryfować w kieurunku monologu zrozumiałego jedynie dla garstki fizyków. Ekspertem jest profesor Jean-Pierre Lasota, który, będąc konkretnym i merytorycznym, potrafi ubierać swój wywód we w miarę przyjazną formę, nie traktując jednak ani swej rozmówczyni, ani swego czytelnika jak ignoranta, zakładając, że mają oni podstawy wiedzy i są w stanie przyswoić nawet skomplikowane teorie i zbudować sobie przynajmniej ogólną wiedzę o Wszechświecie, o prawach nim rządzących i o tym, czego jeszcze nie wiemy i co przypuszczamy. Nie jest to więc lektura leciutka i przyjemna, zmusza do wysiłku umysłowego, ale nie męczy i autentycznie wciąga. Naprawdę można zrozumieć – przynajmniej na modelu – jak to możliwe, że wszechświat jest nieskończony, ale wciąż się rozszerza, co to znaczy, że grawitacja jest geometrią, czym są niedawno odkryte fale grawitacyjne (i jak udało się je zarejestrować). W bonusie nieco wplecionych w tekst ciekawostek o najwybitniejszych fizykach i jakby w tle ukazane, jak wygląda „od kuchni” praca nad odkrywaniem tajemnic Wszechświata.
Katarzyna Piekarz [60%]
„Władcy marionetek” Roberta A. Heinleina wydane po raz pierwszy w 1951 roku mogą wydawać się współczesnemu czytelnikowi niezrozumiałe, wtórne oraz pełne postaci pozbawionych charakteru. Czytając książkę należy wziąć poprawki na postęp technologiczny oraz zmiany kulturowe, jakie zaszły w ciągu prawie siedemdziesięciu lat.
Sam i Mary, agenci sekcji do zadań specjalnych, walczą z obrzydliwymi obcymi, którzy przylecieli na Ziemię i przejmują umysły ludzkie. Jeżeli inwazja nie zostanie opanowana wystarczająco szybko, ludzkość będzie zgubiona. Sprawy nie ułatwia fakt, iż kosmici są rodzajem pasożyta trudnego do wykrycia i przejmują ciała najważniejszych osób w państwie.
Fabuła książki może wydawać się dosyć prosta, jednak należy pamiętać, że Robert A. Heinlein był jednym z prekursorów w ukazywaniu obcych w ten sposób. Wątek miłosny, jaki pojawia się w powieści, jest bardzo toporny i wyraźnie widać, jak bardzo zmieniła się rola kobiet w społeczeństwie oraz sposób ich ukazywania w literaturze. Heinlein nie przewidział również, w jaki sposób rozwinie się technologia pod względem szybkiego przekazu informacji. Z kart powieści wręcz wylewa się niechęć do ZSRR.
Mimo to „Władcy marionetek” są pozycją wartą przeczytania. Może nie tak dobrą jak „Żołnierze kosmosu”, „Obcy w obcym kraju” czy też „Drzwi do lata”, jednak na pewno godną uwagi. Powieść pozwala wczuć się w mentalność ludzi żyjących w latach 50. i jednocześnie prezentuje kilka ciekawych rozwiązań fabularnych. Wyczuwa się grozę, jaka ogarnia mieszkańców poszczególnych miast, a jednocześnie sama wizja przejęcia kontroli nad umysłami najbardziej wypływowych ludzi na świecie wydaje się przerażająca.
ZawartoB;k ekstraktu: 30%
‹Noc kota, dzień sowy. Zamek Cieni›
‹Noc kota, dzień sowy. Zamek Cieni›
Beatrycze Nowicka [30%]
Jedyne dobre słowa, jakie mogę napisać o „Nocy kota, dniu sowy” to te, że przeważnie styl jest poprawny. Poza tym nie umiem wskazać ani jednego udanego elementu. Fabuła jest nieskładna i źle prowadzona. Autorka lubuje się w długich opisach i podawaniu szczegółowych informacji, co nie tylko nudzi, ale i prowadzi do tak kuriozalnych scen, jak ta, w której postać spiesząca na ratunek ukochanemu, zatrzymuje się, by w zajmującym pół strony monologu wyjaśnić towarzyszom podróży, czym śmierdzi miasto, u którego bram właśnie stanęli. Używanie słowa „bohater” wydaje się nieuzasadnione – na kartach powieści poruszają się kukiełki pozbawione charakteru i motywacji, nader często podejmujące niczym nie uzasadnione decyzje. Inspiracje innymi utworami (od „Zaklętej w sokoła” po „Krzyżaków”) wypadły nad wyraz topornie. Niektóre pomysły są tak złe, że aż śmieszne (losy przybysza z innego świata, przyzwanego przez borowego dziada, będącego jednocześnie świetnym szermierzem i czarodziejem, a wszystko dlatego, że dziad pragnął zgwałcić protagonistę w celu zdobycia większej magicznej mocy). Gwoździem do trumny są zaś dialogi Prządek Losu. Powieść otwiera cytat o „zagarnianiu dla siebie banału”, by „tchnąć weń życie własnej emocjonalności”. Oto, jak rzecz ta „udała się” autorce: „Nie powinno cię tu być (…) Nie powinno, bo… bo kocham cię, Jardalu. Nie możesz zrobić nic, żeby powstrzymać moją miłość. Uciekaj! Wsiądź na konia i pędź przed siebie, aż stukot kopyt zagłuszy ból. Wiesz, to chyba jest jakieś szaleństwo albo choroba. Czuję, że gdybyś mnie zawołał, biegłabym do ciebie, bez tchu, przez czas i przestrzeń… (…) – Nie. Nie odejdę. (…) Jeśli to szaleństwo, to chcę być szalony. Pierwszy pocałunek był nieśmiały, z drżeniem przestraszonych ust. A potem przyszło wzruszenie, trzepocące jak schwytany ptak w opuszkach palców, na koniuszkach piersi, w przymknięciu rzęs. (…) Przycisnęła usta do jego ramienia, żeby powstrzymać wzbierający krzyk, jakieś takie wołanie do nieskończoności.” I jeszcze dwa inne: „przyszła jej do głowy gorzka myśl, że najwyraźniej każdy organizm musi mieć swoją kanalizację”, „rozplata się kłącze Międzyświata” (szkoda, że nie ziemniak). Najsmutniejsze jest to, że autorka jest literaturoznawcą ze stopniem naukowym, a tematem jej zainteresowań jest fantastyka.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

46
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.