Nareszcie! W czwartym tomie serii „Urban” akcja nabrała tempa. By czytelnicy w końcu się tego doczekali, francuski scenarzysta Luc Brunschwig musiał zajrzeć w przeszłość. I to w odległą przeszłość – do momentu narodzin Monplaisir, największego Parku Rozrywki we Wszechświecie. Za kulisami którego dzieją się jednak rzeczy, które nie nastrajają optymistycznie.  |  | ‹Urban #4: Nieruchome śledztwo›
|
Początki, jak wiadomo, bywają trudne. Ale scenarzysta Luc Brunschwig zdecydowanie przesadził. W trzech pierwszych tomach swej najbardziej znanej w naszym kraju (bo, jak do tej pory, jedynej) serii komiksowej wystawiał cierpliwość czytelnika na wielką próbę. Niby od czasu do czasu podrzucał mu coś interesującego – vide albumy „ Reguły gry” (2011) i „ Niech się stanie światłość” (2014) – ale jednocześnie sprawiał wrażenie, jakby sam do końca nie był pewien, w którą stronę ze swoją opowieścią podążyć, w efekcie czego, szukając najwłaściwszego rozwiązania, hamował dynamiczny rozwój fabuły („ Idący na śmierć”, 2013). Potencjał w tej sensacyjnej futurystycznej historii tkwił spory, ale cóż z tego, skoro ślamazarne tempo akcji pozbawiało ją tego, co w takich komiksach najistotniejsze – zainteresowania dalszymi losami bohaterów. Na szczęście wszystkie powyższe – przyznajemy, mało pochlebne uwagi – możemy uznać za niebyłe. Oby już na stałe. Po wydaniu „Niech się stanie światłość” Brunschwig zrobił sobie niemal trzyletni odpoczynek od Monplaisir. I nie da się ukryć, że wyszło mu to – i tym samym także czytelnikom – na dobre. Być może wpłynął na to również fakt, że mając więcej czasu na przemyślenia, Francuz mógł odcedzić pomysły mniej udane od tych intrygujących. W każdym razie znalazł w końcu właściwy klucz, dzięki któremu mógł otworzyć odpowiednie drzwi. Może nie od razu ze skarbcem, ale co najmniej ze skarbczykiem. Pomysł na ożywienie fabuły okazał się zaskakująco prosty, choć oczywiście najważniejsze było właściwe wykonanie. I tu jednak trudno byłoby się do czegokolwiek przyczepić. Brunschwig każdy element opowieści umieścił w miejscu, w którym ten powinien się znaleźć. A przy okazji dorzucił jeszcze od siebie stosowną porcję mroku. Tak, właśnie mroku. Mimo że akcja rozgrywa się przecież w największym w całym Wszechświecie Parku Rozrywki. To oczywiste, że takie miejsca jak Monplaisir, świadczące wszelkiego rodzaju usługi ku radości gawiedzi, muszą mieć swoją mroczną stronę. I to ją właśnie scenarzysta postanowił w czwartym tomie opowieści wyciągnąć na plan pierwszy. Jak to zrobił? Zaglądając za kulisy teatru. Pozwalając czytelnikom poznać moment narodzin tego niezwykłego miasta. Zdradzając jego największą tajemnicę. W „Nieruchomym śledztwie” na głównego bohatera wyrasta Springy Fool, do tej pory będący przede wszystkim znanym gościom Monplaisir z rozmieszczonych w każdym możliwym miejscu ekranów Białym Królikiem – postacią tyleż sympatyczną, co nieco groteskową. Dzięki poprzednim tomom poznaliśmy już jego paskudny charakter, ale, jak się okazuje, to i tak nic w porównaniu z głęboko skrywaną przez Springy’ego prawdą. Swoją drogą ciekawe, czy był to w pełni świadomie wykorzystany koncept Brunschwiga, czy też wyszło mu to zupełnie niechcący – lecz odarty z sekretu Fool znacznie bardziej niż postać z „Alicji w Krainie Czarów” Lewisa Carrolla przypomina… Jokera. Akcja „Nieruchomego śledztwa” rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych: w – oczywiście komiksowej – teraźniejszości, czyli w końcu czerwca 2059 roku, oraz trzynaście lat wcześniej. Wydarzenia obecne i przeszłe są ze sobą ściśle powiązane, a całość spięta intrygującą klamrą fabularną. Coraz większą sympatię wzbudza też Zachary Buzz. Z każdym kolejnym tomem lepiej rozumie on świat, w którym przyszło mu żyć i któremu do tej pory wiernie służył, i coraz bardziej go to uwiera. Możemy tylko podejrzewać, że to jemu przypadnie w udziale w przyszłości zdemaskowanie knowań wielkiego manipulatora. Chyba że Brunschwig zdecyduje inaczej. W każdym razie byłoby fajnie, gdyby piąta odsłona opowieści o Monplaisir okazała się tak samo zaskakująca i ciekawa, jak czwarta. Jest ku temu szansa, ponieważ Francuz przerwał akcję w momencie wyjątkowo dramatycznym i zajmującym. Ach! trzeba też oczywiście oddać cześć ilustratorowi. Ale akurat do jego pracy wcześniej większych zastrzeżeń nie było. Rysunki Włocha Roberto Ricciego i tym razem perfekcyjnie dopełniają fabułę, oddając duszną, niemal klaustrofobiczną atmosferę największego bagna we Wszechświecie. A o co chodzi z tym pojawiającym się w tytule recenzji Ernstem Stavro Blofeldem? Po lekturze „Nieruchomego śledztwa” wszystko będzie oczywiste.
Tytuł: Urban #4: Nieruchome śledztwo Data wydania: styczeń 2018 ISBN: 9788365465160 Format: 64s. 215x290 mm Cena: 38,00 Gatunek: SF Ekstrakt: 80% |