powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CLXXIV)
marzec 2018

Dzikie stworzenia
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Siekiera.
Ciężkie kroki, pokład zakołysał się lekko, jakby ktoś wszedł na niego z nabrzeża.
– … kurwa, robisz?
Nie zrozumiałam od razu. Pomyślałam, że muszę się skupić, że to będzie wymagać koncentracji i wysiłku, jak pływanie w ludzkim ciele.
Fionn odpowiedział coś, co ewidentnie nie spodobało się tamtemu.
– Jak ty się odzywasz do ojca? Ja ci zaraz… o, kurwa. – Mężczyzna spojrzał na mnie i znieruchomiał. – Jak ty ją znalazłeś? Zamknąłem na kłódkę.
Fionn bez słowa zważył siekierę w ręku.
– Dlaczego miałeś tam żywą fokę? – odpowiedział pytaniem.
– A co? Wolałbyś znaleźć zdechłą?
– Tamte dwie foki, u nas w akwarium. To też byłeś ty?
– Jak…. jak ty, kurwa, śmiesz! – Fionn był wyższy od tamtego o głowę i trzymał siekierę w ręku, ale mężczyzna podszedł, a potem z całej siły pchnął go w pierś. Widziałam, że aż trzęsie się z wściekłości. – Naprawdę myślałeś, że to ja?!
– A kto?
– Nie mam, kurwa, bladego pojęcia. Ale przecież… Nieważne, co było, ja nie mógłbym. Do jasnej… przecież ja dobrze wiem, ile dla ciebie znaczą te parszywe sierściuchy.
– Co tu robi ta foka? – powtórzył Fionn. Mężczyzna wzruszył ramionami.
– A ty co robisz?
– Przyszedłem pogadać. Nie było cię na kutrze, to się rozejrzałem. Co tu robi ta foka?
– Zaplątała się w sieci.
– I nie wypuściłeś jej od razu?
– Źle wyglądała. Ledwie zipała. Nie wiedziałem, co się stanie, jak ją tak po prostu wrzucę do wody. Pomyślałem, że trochę zaczekam i jak się ocknie, to ją wypuszczę, a jak nie, to nie wiem. Może podrzucę tam do was, do miasta.
– Zrobiłbyś to?
– Strasznie jesteś, kurwa, zdziwiony.
Usłyszałam, jak Fionn odkłada siekierę na ławeczkę. Przez chwilę nikt nic nie mówił.
– Ojciec… – głos Fionna zabrzmiał ciszej. – Powiedz mi. Kto zabija te foki?
Rybak wzruszył ramionami. Derrick, z trudem przypomniałam sobie zasłyszane imię. Derrick McColl.
– Mówiłem ci już, że ja tam chuja wiem. Ale – zastanowił się. – Jim Rooney gadał coś o tych gówniarzach, co se czasem robią balety na Mullough. Że dziś wieczorem będą się szatanić. I że jak znowu gdzieś znajdą się jakieś zarżnięte foki, to od razu wiadomo, na kogo padnie.
Poczułam, że Fionn znowu przyklęka na pokładzie.
– Pomóż mi z tym.
Wszystko wokół się zakołysało, gdy we dwóch unieśli mnie z pokładu i wynieśli na nabrzeże. Derrick czasem sapał i poprawiał uchwyt, bo wystający brzuch nie pozwalał mu dobrze złapać. Położyli mnie na betonie – obaj byli bardzo ostrożni – a potem Derrick gdzieś odszedł, może wrócił na kuter. Fionn przykucnął obok. Jeszcze raz obejrzał mi głowę i szyję, chyba sprawdzając, czy nie ma żadnych ran, pilnując, żeby trzymać ręce poza zasięgiem zębów. Potem przysiadł na piętach, na skraju kei, czekając, aż zeskoczę.
Podskoczyłam kilka razy, niezgrabnie, jak zawsze na lądzie, a potem woda rozbryznęła się fontanną, gdy zanurkowałam i znów byłam wolna. Natychmiast wypełniła mnie radość, która prawie odebrała mi rozum, miałam ochotę przewrócić się na grzbiet i obracać jak korkociąg, a potem kręcić pętle pod wodą, ale wciąż pamiętałam, że mam do zrobienia coś ważnego. Podpłynęłam do powierzchni. Wszystkie moje rzeczy – telefon, portfel, ubrania, nawet klucze do domu – zostały w pontonie, Aila pewnie wzięła je ze sobą. W tym stanie nie mogłam do niej nawet zadzwonić. Fionn był moją jedyną szansą, by jeszcze tej nocy zrobić coś pożytecznego. Powoli wynurzyłam czubek głowy. Upewniłam się, że Derrick nie stoi nigdzie w pobliżu, a Fionn właśnie zbiera się do odejścia, zanim zmieniłam się z powrotem i chwyciłam rękami za zacumowaną w pobliżu łódkę z otwartym pokładem. Zaczerpnęłam powietrza.
– Fionn! – wrzasnęłam.
Odwrócił się. Przez dłuższą chwilę patrzył na mnie z otwartymi ustami. Przygotowałam się na urywane, wykrztuszone pytania, co tutaj robię, na rozkojarzone wskazywanie palcem. Miałam nawet jakieś zaimprowizowane odpowiedzi: wieczór panieński, nocne pływanie, dowcip koleżanek. Ale trwało to tylko moment, a potem Fionn zamknął usta i jego twarz zrobiła się całkiem spokojna. O nic nie spytał, westchnął tylko i przetarł twarz palcami.
– No tak. Jedna z tych.
• • •
Gdy wypełzłam na łódkę, wciąż miałam na sobie tylko tyle, ile zwykle kiedy wychodziłam z wody. Glony i inne śmieci pływające w portówce poprzylepiały się tu i ówdzie, ale wcale nie osłaniały mnie w strategicznych miejscach, tylko przyczepiły się przypadkowo, głównie w zgięciach łokci. Fionn podał mi swoją kurtkę, a potem koszulę. Gestem pokazał, gdzie zaparkował pickupa i zaraz po wejściu podkręcił ogrzewanie.
– Teraz to chyba naprawdę musimy pogadać – stwierdziłam. Wykręciłam wodę z włosów na ziemię, teraz próbowałam osuszyć je jakąś szmatą, w którą właściciel samochodu najwyraźniej wycierał ręce po grzebaniu w silniku.
– Nie byłeś zdziwiony, kiedy tak wylazłam na ciebie z wody. Czemu?
– Długa historia. Powiedz, gdzie mam jechać. Podrzucić cię do domu?
– Nie, i tak nie mam kluczy. Twój ojciec wymienił nazwisko. Kogoś, kto mógł maczać paluchy w tej sprawie.
– Jim Rooney. Tak, bo facet rzucił jeden głupi żart, zanim wyszedł dziś w morze.
Mówił to poważnie, jakby miał to być sarkazm, ale twarz miał bardzo skupioną. Fionn w swoich najgorszych momentach potrafił się zatrzasnąć jak stalowe wnyki, ale przepracowaliśmy razem parę miesięcy i teraz odkryłam, że może jednak zdołałam go trochę poznać.
– Zamierzasz to sprawdzić.
Milczenie.
– Tak.
– Potrzebujesz łódki?
– Pewnie się przyda.
– Twój ojciec ma kuter. Dlaczego nie…
– Nie będzie chciał się w to mieszać. Serio, może to naprawdę był tylko kiepski żart, rzucony przy pierwszej porannej ćwiartce. Ojciec może nie do końca popiera to, co gość robi z fokami – jeśli to naprawdę on – ale nie będzie chciał się narażać kolegom. Odpada.
Wnętrze kabiny trochę się nagrzało. Wciąż nie wiedziałam, co się dzieje i dlaczego Fionn tak łatwo zaakceptował moją rewelację, ale poczułam się pewniej.
– Mam łódkę.
Po raz pierwszy spojrzał prosto na mnie.
– Masz? Skąd?
– Wypożyczyłyśmy z Ailą excela, żeby popłynąć na wyspę. Jest zapłacony do jutra. Technicznie rzecz biorąc, nadal mogę go wziąć i to nie będzie kradzież.
– Technicznie?
– Aila pewnie zostawiła go na przystani i zabrała kluczyki. Może nadal tam jest.
Fionn zabębnił palcami w kierownicę, jakby rozważał.
– Pewnie będziesz potrzebować spodni?
– Przydadzą się.
• • •
O tej porze nie było już w okolicy żadnych otwartych sklepów. Fionn otworzył kantorek przy wypożyczalni Rooneya – nie pytałam, skąd ma klucze, może wziął je od ojca, zanim się pożegnali – i wyjął stamtąd rybackie ogrodniczki i gumiaki. Na szczęście na ulicy było praktycznie pusto i gdy przemykaliśmy się z samochodu do składziku, nie minęliśmy żadnych przypadkowych przechodniów, którzy mogliby się zdziwić, dlaczego razem z Fionnem mamy tylko jeden komplet ciuchów do spółki.
Przebrałam się za drzwiami, a Fionn zabrał się za poszukiwanie naszego excela. Rzeczywiście stał przycumowany na końcu pomostu. Tak jak przypuszczałam, Aila najwyraźniej zabrała wszystkie nasze rzeczy i pojechała, może zawiadomić odpowiednie służby. Z jej punktu widzenia chyba właśnie próbowałam popełnić samobójstwo, wyskakując z pontonu na główkę, w nocy na środku zatoki. Dzwoniłam do niej już po drodze na przystań, z telefonu Fionna, ale nie odbierała.
Zanim tam dotarłam, Fionn zdążył już rozkręcić obudowę silnika. Wyjęłam mu z zębów kieszonkową latarkę, którą sobie przyświecał, i skierowałam na urządzenie. W środku było sześć kabli, sześć łączników i przybrudzonych płytek z wybitymi symbolami M, A, C, B i S.
– Co mam przeciąć? Niebieski kabelek czy czerwony?
– Głupek! – Szturchnęłam go latarką.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

25
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.