To już trzecie spotkanie z „Zaporą”. Tym razem nocne. Nie dość, że trzeci raz sięgamy do czwartego albumu serii „Wilcze tropy”, to w dodatku kontynuujemy fragment fabuły z artykułów „Bez dzwonków sań” oraz „To samo drzewo?”. Jest to o tyle dziwne, że fabularnie komiks ten należy do słabszych w katalogu IPN. Poprzednie spotkanie z „Zaporą” zakończyliśmy widokiem tankietek tropiących żołnierzy w dzień (oglądanych z drzewa), w dzisiejszym odcinku dowiadujemy się, co się działo nocą. A wtedy, jak podaje narrator, szperacze zamontowane na samochodach i czołgach próbowały „wymacać” oddział przemykający się polami czy lasami. Pasek zajmujący całą szerokość kadru dzieli się optycznie na połowy, z której lewa stanowi pierwszy plan, prawa zaś – dalszy. Na stojącym Dodge’u WC zamontowano potężny reflektor, którego struga światła płynie z lewa na prawo, wydobywając z mroku ścianę odległego lasu. Czarne tło nocy powyżej niego wykorzystano na poprowadzenie narracji. Promień, początkowo ostry jak brzytwa, z kolejnymi dziesiątkami metrów powoli rozmywa się. W półmroku wokół pojazdu widocznych jest kilka sylwetek sowietów – oficerów, sołdatów, a także cywilnego kolaboranta, zapewne doskonale obeznanego z terenem. Ciekawostką jest, że ten ostatni wygląda na bardziej zainteresowanego efektami poszukiwań niż stojący plecami do lasu jeden z oficerów. Mocne światło daje też dodatkowe efekty: zależnie od ukształtowania terenu niektóre płaszczyzny są jaśniejsze, bo bardziej nachylone, inne ciemniejsze, płaskie. A w samym centrum kadru, najjaśniejsze, bo odbijające będąc najbliżej szperacza, wirują optycznie wielkie płatki (płaty?) śniegu. |