Jarosław Loretz jest mocno rozczarowany.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Film po dwakroć chybiony. Po pierwsze – trudno stwierdzić, o czym konkretnie jest. Owszem, mamy Ziemię w czasach kryzysu energetycznego, z narastającymi w związku z tym społecznymi spięciami. Mamy też międzynarodową stację orbitalną, która powinna zażegnać ów kryzys. Tyle że wciąż nie udaje się uruchomić wbudowanego w nią akceleratora cząstek, mającego robić za cudowny, superwydajny generator prądu. Gdy zaś w końcu maszyneria rusza, to z kolei wsiąka… Ziemia. I co twórcy robią z tak mocnym punktem wyjściowym? Ano podrzucają jakąś mityczną siłę, która bawi się z załogą w kotka i myszkę, chomikując gdzieś kilka kilo robali, żyroskop i podrzucając w dość absurdalne miejsce nikomu nieznaną kobietę. Co to za siła? Nie wie nikt. Po co to robi? Bo tak jej się podoba. Dlaczego działa w ten, a nie inny sposób? A kto by się nad tym zastanawiał. Miało być oryginalnie, to jest. Co więcej, załoga zdumiewająco szybko przechodzi do porządku dziennego nad najdziwniejszymi nawet zjawiskami, zostawiając widza z rosnącą wiązką pourywanych, do niczego niepasujących fabularnych nici, pooplatanych wokół zdarzeń, które rzadko kiedy mają coś wspólnego z logiką. Dobrze chociaż, że akcja dopisuje, a efekty specjalne cieszą oko. Ale to trochę mało. Drugim uchybieniem jest bezsensowne podczepienie filmu pod uniwersum „Cloverfield”. Bo w ten sposób można bez końca, serwując np. romans, w którym w finale potwór zerwie kochankom dach znad głowy, czy film wojenny, gdzie minutę przed końcowymi napisami obie strony konfliktu stają wobec wroga z innego wymiaru. Tak to można zrobić sf choćby i z „Pana Tadeusza"…
Tytuł: Paradoks Cloverfield Tytuł oryginalny: The Cloverfield Paradox Data premiery: 4 lutego 2018 Rok produkcji: 2018 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 102 min Gatunek: groza / horror, kryminał, SF Ekstrakt: 40% |