Dużą zaletą drugiego tomu „Giant Days” jest to, że można go przeczytać bez znajomości poprzedniego – jeżeli ktoś dopiero teraz zechce zawrzeć znajomość z tą serią. Scenki z akademickiego życia trzech przyjaciółek prawie na pewno rozbawią każdego czytelnika, niezależnie od tego, czy skończył studia dwadzieścia lat temu, czy dopiero je zaczyna.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Susan, Esther i Daisy zapewne nigdy nie zostałyby przyjaciółkami, gdyby los nie zetknął ich jako lokatorek sąsiednich pokoi w domu studenta. Każda studiuje inny kierunek, a poza tym mają raczej odmienne charaktery i podejście do życia. Susan ubiera się jak robotnik budowlany, w razie potrzeby potrafi użyć pięści, a usposobienie ma rzeczowe i dosyć cyniczne. Eteryczna Daisy, kształcona przedtem w systemie domowym (co zostało kilkakrotnie podkreślone) jest dość naiwna, często niezdecydowana i jakby nie z tego świata, ale potrafi też znienacka zadziałać pomysłowo i skutecznie. Z kolei gotka Esther bardziej przejmuje się swoim wyglądem niż studiami i przed sesją zimową wpada w panikę. Oprócz tego jest uważana za osobę, która wciąż tworzy wokół siebie niezłe zamieszanie – co dało tytuł pierwszemu tomowi („Królowe dramy”), zaś w obecnym zostaje twórczo wykorzystane, i to właśnie przez Daisy. Jednym słowem – znakomicie się uzupełniają i we trójkę są w stanie poradzić sobie z niemal każdym problemem. Postaciami drugoplanowymi są: zakochany w Esther Ed, oraz nieznany z imienia McGraw, dawny kumpel Susan, w poprzednim tomie obiekt jej skondensowanej nienawiści, w tym… no cóż, sami zobaczcie. McGraw jest nieludzko wręcz rozsądny i zrównoważony, a że postarzają go wąsy, wygląda bardziej jak wujek Susan, niż jak jej kolega z czasów szkolnych. Natomiast nieśmiały Ed wzbudził moją sympatię już w poprzednim tomie i chętnie widziałabym go w roli równorzędnego bohatera komiksu. Pod koniec „Obudźcie mnie…” trafił do redakcji uniwersyteckiego czasopisma, więc może w związku z tym wydarzy się coś ciekawego? Każdy tom jest podzielony na rozdziały, które zapewne w wydaniu oryginalnym były samodzielnymi zeszytami, zważywszy, że każdy kończy się mniej lub bardziej emocjonującym cliffhangerem. Głównymi wydarzeniami są: studencki bal, dramatyczne przeżycia Susan w czasie ferii zimowych, oraz związek Esther ze snobistycznym asystentem jej profesorki. Szkoda, że niektóre epizody wydają się – podobnie jak w pierwszym tomie – wyrwane z kontekstu. Najlepszym przykładem jest dziwaczna fascynacja Daisy serialem o teksańskim futbolu, która zaczyna się nie wiadomo kiedy, a kończy (czy raczej – zostaje zakończona przez jak zwykle bezpośrednią Susie) znienacka i bez puenty. Jeżeli chodzi o stronę graficzną, komiks jest, powiedziałabym, „klasyczny”: równo podzielone, czytelne kadry, klarowna kreska, kolory i cienie kładzione za pomocą płaskich, zdecydowanych plam. Połowa rozdziałów stworzona została przez nowego rysownika: Maxa Sarina. Jego kreska jest cienka i delikatna, ale, co ciekawe, całość na tyle mało różni się od obrazków Lissy Treiman, że w pierwszej chwili myślałam, że to właśnie ona odrobinę tylko zmieniła styl. „Giant Days” jest w pewnym sensie komiksowym odpowiednikiem seriali komediowych; mogę z czystym sumieniem polecić go każdemu, kto poszukuje niezobowiązującej rozrywki w klimatach współczesnej młodzieży. Dość grzecznej, trzeba przyznać, bo choć alkohol, narkotyki i seks nie są im obce, to w wersji filmowej całość spokojnie mogłaby być emitowana w godzinach kina familijnego.
Tytuł: Giant Days #2: Obudźcie mnie, jak będzie po wszystkim Tytuł oryginalny: Giant Days Vol. 2 Data wydania: 7 lutego 2018 ISBN: 9788381103381 Format: 128s. 170x260 mm Cena: 42,– Gatunek: obyczajowy Ekstrakt: 70% |