„Bieszczadzkie anioły” grupy Stare Dobre Małżeństwo w niektórych kręgach mają status kultowy. Dlatego też przy prezentowaniu dzisiejszego materiału ostrzegam osoby o chorym sercu, że wchodzą tu na własną odpowiedzialność.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Utwór „Bieszczadzkie anioły” pojawił się na identycznie zatytułowanej płycie Starego Dobrego Małżeństwa z 2000 roku. Za jego muzykę odpowiada naczelny kompozytor zespołu Krzysztof Myszkowski, natomiast za słowa Adam Ziemianin. Wydaje się jednak, że sama kompozycja powstała wcześniej, ponieważ znaleźć ją możemy na koncertowej antologii „Cudne manowce” w wersji z występu w Teatrze Buffo z 1999 roku. Obok „Czarnego bluesa o czwartej nad ranem” to chyba najbardziej znany fragment dorobku SDM. Szczególnie upodobali go sobie wędrowcy poszukujący ciszy i spokoju w, jakże by inaczej, Bieszczadach. Stał się on stałym punktem niejednego biwakowego ogniska. Z mitem tej piosenki rozprawia się dzisiejszy cover, który prezentuje ową delikatną, przepełnioną nostalgią kompozycję w konwencji metalowej. Zanim jednak gorliwi wyznawcy oryginału powieszą na nim psy, dodam, że odpowiedzialnymi za tak przewrotną trawestację są organizatorzy Studenckiego Rajdu „Połoniny” ze Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich Warszawa. Utwór reklamował 57 edycję Rajdu z 2016 roku. Poza niewątpliwie humorystycznym podejściem do materii samej piosenki, ważny jest też krótki, ale przezabawny filmik, w którym widzimy, jak grupa dzikich metalowców z ostępów leśnych napada na biedną turystkę nucącą przy akompaniamencie gitary „Bieszczadzkie anioły”. Następnie pokazują jej, jak powinno prawidłowo przeżywać się tę piosenkę. Nie wiem co na to bieszczadzkie niedźwiedzie brunatne, ale ja nie mam nic przeciwko. Twórcy na swojej stronie uspokajają też, że żadna studentka nie ucierpiała w czasie realizacji nagrań. Ja bym im jednak nie wierzył… |