Niekiedy gniazdowniki potrafią połączyć przyjemne z pożytecznym. Oczywiście zombie gniazdowniki.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Trzeci i ostatni kadr, jaki proponuję z „Zoombies”, to pracownica woliery z zagrożonymi wyginięciem ptakami dopadnięta przez któryś z gatunków orła. Ptaszysko było jednak na tyle sprytne, że nie zjadło ofiary od razu, a zostawiło ją sobie na później, dla wyżywienia potomstwa. Leżąca na ziemi kobieta, której różne organiczne elementy posłużyły do uwicia gniazda, podczas tej sceny powtarza kilkakrotnie – nie wiadomo, czy z grozą, czy ze swego rodzaju zachwytem – „It’s nesting in me”, co można przełożyć na „Gniazduje we mnie”. Makabra w połączeniu z nie aż tak dyskretnym kiczem i czarnym jak smoła humorem powodują, że seans „Zoombies” naprawdę trudno wypchnąć z pamięci. Trudno tez oprzeć się chwili zadumy nad kierunkiem, w jakim zmierza horror, oraz nad granicą ludzkiej wyobraźni… Przy okazji tematu zwierząt zombie wspomnę o jeszcze jednym filmie, nad którym dokładniej pochylę się nieco później – „Milfs vs. Zombies” z 2015 roku. To bardzo dziwny obraz, taniutki, chwilami wręcz balansujący na krawędzi porno, proponujący… wiewiórki zombie. Nie będę jednak zamieszczał żadnego wiewiórczego kadru, bowiem twórcy byli na tyle sprytni, że zwierzaka praktycznie wcale nie widać, nie za bardzo jest więc co pokazywać. Teraz tylko się zastanawiam, kiedy na ekranach kin czy telewizorów zagoszczą takie na przykład dżdżownice, świerszcze czy motylki… |