Ostatnie spotkanie z „Zaporą” będzie smutne. Bardzo smutne. Recenzując czwarty album „Wilczych tropów” – „Zaporę” wspomniałem o dwóch kadrach, przedstawiających identyczną twarz, w identycznej pozie i grymasie, ale należącej do różnych osób. W dzisiejszym odcinku inna para (właściwie: trójka) kadrów z identyczną twarzą. Tym razem z całą pewnością należącą do tej samej dziewczyny. Barbara Nagnajewicz-Woś „Krysia” ur. w 1923 roku była sanitariuszką w oddziale „Zapory”, zakochaną w Jerzym Stefańskim „Cedurze”. W czasie potyczki w Antoniówce (1946) widzimy ją, jako – ku wielkiemu zdziwieniu innych żołnierzy – pomagającą rannemu ubekowi. Marian Pawełczak „Morwa” wręcz woła do niej, by go zostawiła, bo on by jej nie pomógł. Niestety, słowa te okazują się być prorocze. W omawianych dziś kadrach widzimy „Krysię” aresztowaną, w rękach sowietów. Z warkoczy nie zostało wiele (obcięta została krótko), z promiennego uśmiechu – nic. Środkowy kadr jest powtórką sytuacji opisanej powyżej, większością tamtego obrazka. Tym razem to bohaterka woła, apeluje do przesłuchującego ją (bądź będącego świadkiem przesłuchania) ubeka; żąda potwierdzenia, że na polu walki ratowała mu życie. Pierwszy i trzeci kadr to twarz „Krysi” i tło. Na początku rozmazane, jak gdyby mniej ważne, bo jeszcze tli się nadzieja. Na koniec jednak rozdzierająco ostre. Nie ma nadziei. Ubek wyparł się wszystkiego. Za „Krysią” już tylko dwaj enkawudziści – bezimienne czarne plamy bez twarzy. I pozostaje tylko zastanowienie: czy łza spływająca po twarzy bohaterki to płacz po utraconym na zawsze „Cedurze”, czy też zrozumienie, że rację miał „Morwa”, że po tych ludziach można się było spodziewać wszystkiego – z wyjątkiem wdzięczności? |