powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CLXXVI)
maj 2018

Z filmu wyjęte: Klucz do miasta otworzy każde drzwi
Naprawdę. Każde. Niezależnie od rodzaju zamka.
Wielu twórców uważa, że przy produkcji tańszej, głupszej, nie ma co się wysilać na realizm, i jeśli tylko fabuła zahacza o magię, można część rzeczy podać z jawnym pogwałceniem zasad logiki. Jest to zjawisko tym zabawniejsze, że później ten sam twórca na ogół ma do widzów pretensje, że czepiają się zupełnie nieistotnych szczegółów. Bo przecież film jest fantastyczny, a więc i tak ukazane w nim zdarzenia są wyssane z palca. Jedną z takich produkcji jest kanadyjski „Amityville Playhouse”, marny odprysk marnej serii z przeklętym domem. Sednem jego fabuły jest przyjazd do Amityville dziewczyny, która straciła jakiś czas wcześniej rodziców w dziwnym pożarze, w celu objęcia rodzinnej schedy – nieczynnego teatru. Wraz z czwórką znajomych wchodzą do środka, włączają zasilanie i – znalazłszy w piwnicy miejscową dziewczynę, która uwiła tam sobie kryjówkę – stwierdzają, że z budynku nie da się wyjść, komórki nie mają zasięgu, zaś w mroku coś się czai. Wkrótce znika pierwsza osoba… W tym czasie zainteresowany fenomenem Amityville uczelniany wykładowca bohaterki przegryza się przez książki o miasteczku, by wreszcie – już na miejscu – odkryć, że co roku ginie w teatrze sześć osób. Mimo że mieszkańcy są wrogo do niego nastawieni, jeden z nich daje mu… swój klucz do miasta, czyli widoczny na zdjęciu metalowy (bądź tekturowy, tyle że malowany na złoto) 15 centymetrowy, toporny klucz, który… otwiera wszystkie drzwi w mieście. Niezależnie od rodzaju zamka. I tak – ów klucz otwiera widoczny na ilustracji zamek. Jak? No przecież, że tego nie pokazano. Otworzył, i już.
PS. Ponieważ materiału na historię było trochę za mało, twórcy wsadzili do środka przypadkowe, niezwiązane z fabułą rozmowy z brytyjskiego pubu. Bo mogli.
Swoją drogą seria horrorów o Amityville niespodziewanie ostatnio się rozkrzewiła. Oryginalnie był to jeden film, nakręcony w 1979 „Horror Amityville”. Jego umiarkowany sukces spowodował powstanie siedmiu mniej lub bardziej luźnych kontynuacji (na ogół chodziło o przeniesienie do innego domu jakiegoś przedmiotu z oryginalnej lokacji) oraz remake’u, notabene całkiem znośnego na tle serii, puszczonego do kin w 2005 roku. Po sześciu latach ciszy, w roku 2011, powstał nędzny „The Amityville Haunting” (found footage ze stajni The Asylum – więcej nie trzeba mówić). Dwa lata później światło dzienne ujrzał brytyjski „The Amityville Asylum”, iście koszmarny zbuk (akcja rozgrywa się w psychiatryku wybudowanym na miejscu zburzonego domu). W 2015 wyszedł „Amityville Death House” (Eric Roberts w jednym z wielu gniotów braci Polonia), zaś w 2016 nastąpiła powódź. Na rynek trafiły „Amityville: No Escape” (znów found footage, też niedobry), „Amityville: Vanishing Point” (knot za tysiąc dolarów, nakręcony w pensjonacie), „The Amityville Legacy” (godzinny horror z opętaną mechaniczną małpką – jak na serię wręcz wybitny) i „The Amityville Terror” (też strawny, z rodzicami mającymi córkę praktycznie w swoim wieku). W 2017 do kompletu dorzucono „Amityville Exorcism” (ponownie bracia Polonia, tym razem z przeklętymi listewkami z przeklętego domu), „Amityville: Evil Never Dies” (trudno powiedzieć coś bliższego o tym filmie prócz tego, że jest fatalny) oraz „Amityville: The Awakening”, bodaj jedyny z rzeczywiście profesjonalną realizacją (w obsadzie znalazła się Jennifer Jason Leigh; cóż z tego, skoro film zebrał w amerykańskich kinach… 742 dolary). W bieżącym roku natomiast możemy się spodziewać jeszcze „Amityville Cop”. Należy też wspomnieć o dwóch dokumentach – „The Real Amityville Horror” z 2005 i „My Amityville Horror” z 2012.
I wciąż się zastanawiam, czemu akurat teraz tak obsypało nas filmami o Amityville. Bo przecież żaden z tych starych, jak i nowych, tak naprawdę dobry nie jest, i żaden nie zarobił jakichś większych pieniędzy. Kręcenie tych filmów to jakaś forma samoumartwiania się, czy jak…?
powrót; do indeksunastwpna strona

49
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.