Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj po raz dwunasty niemiecka formacja Embryo.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nagrany w 1974 roku przez monachijską formację Embryo (z towarzyszeniem Charliego Mariano) longplay „ Surfin’” otworzył nowy rozdział w historii grupy. Do przeszłości zaczęły odchodzić freerockowe i freejazzowe improwizacje; ich miejsce zaczęły coraz częściej zajmować ambitne piosenki, w których wokalnie udzielali się Roman Bunka i Christian Burchard, ewentualnie zaproszeni do studia goście. W tym samym kierunku zespół podążył, nagrywając kolejną – ósmą (oficjalną) w swej dyskografii – płytę studyjną, zatytułowaną w bardzo wyszukany sposób: „Bad Heads and Bad Cats”. Sesja odbyła się jesienią 1975 roku w doskonale znanym muzykom studiu Dietera Dierksa w Stommeln nieopodal Kolonii (mimo że opis na okładce ponownie wprowadzał w błąd). Winylowy krążek trafił do sprzedaży kilka miesięcy później, a widniało na nim logo zupełnie nowej wytwórni płytowej – April Records – którą dosłownie chwilę wcześniej powołali do życia członkowie czterech bawarskich formacji (około)rockowych: Ton Steine Scherben, Missus Beastly, Sparifankal oraz… Embryo. W porównaniu z „ Surfin’” skład zespołu zmienił się nieznacznie. Do Burcharda, Bunki i Uwego Müllricha dołączył – na pełen „etat” – związany w tym samym czasie z Missus Beastly austriacki klawiszowiec Dieter Miekautsch, który zagrał już na „ We Keep On” (1973). Status gości ponownie uzyskali grający na saksofonach i fletach Edgar Hofmann i Charlie Mariano. Zupełnie nową postacią była natomiast czarnoskóra wokalistka Maria Archer, wcześniej (i później zresztą także) występująca w dyskotekowo-funkowym zespole Red Point Orchestra, którym kierowali czeski saksofonista Hanuš Berka (znany z jazzrockowego Emergency) oraz klawiszowiec Veit Marvos (z 2066 & Then). Na „Bad Heads and Bad Cats” jej głos można usłyszeć w dwóch utworach: „Nina Kupenda” oraz tytułowym. W obu śpiewa w sposób dla siebie bardzo typowy i, co ciekawe, w nowej formule Embryo to się sprawdziło.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Stylistyczna wolta dokonana przez monachijczyków przeprowadzona została ewolucyjnie. I o ile w studiu nagraniowym grupa szybciej dążyła ku nowemu, na granych w połowie lat 70. ubiegłego wieku koncertach wciąż jeszcze często pozostawała wierna improwizatorskiej tradycji. Oglądający ich wówczas na żywo musieli pewnie niejednokrotnie „przecierać uszy” ze zdumienia po pierwszym przesłuchaniu „Surfin’” czy „Bad Heads and Bad Cats”. Nie oznacza to jednak wcale, że były to płyty złe. Wręcz przeciwnie! Zachwycają przecież nie mniej niż „ Embryo’s Rache” (1971) czy „ Steig Aus” (1973). Tyle że nagrał je już zupełnie inny zespół. Taki był jednak znak czasu. Nawet bardzo ambitne i awangardowe zespoły rockowe zmieniały swoje oblicze na bardziej strawne dla mniej wyrobionego odbiorcy. Z tą różnicą, że w przypadku formacji kierowanej przez Christiana Burcharda ta zmiana nie odbiła się na jakości produktu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przyjrzyjmy się teraz bliżej zawartości „Bad Heads and Bad Cats”. Stronę A winylowego krążka otwiera funkowo-jazzowe – przynajmniej w pierwszej części utworu – „Layed Back”. „Czarne” zabarwienie mają tutaj brzmienia fortepianu elektrycznego Miekautscha i basu Müllricha, z kolei dołączający po chwili fortepian akustyczny ciągnie całość w stronę klasycznego jazzu. W części drugiej jednak monachijczycy przypominają sobie o swoich jazzrockowych korzeniach, nieco podkręcają tempo, ale przede wszystkim przydają całości dynamiki. Im bliżej końca, tym więcej w ich muzyce elementów fusion, chociaż gdy w finale Bunka zaczyna śpiewać, robi się niemal… soulowo. W „Nina Kupenda” (tytuł jest frazą w języku suahili) po raz pierwszy słyszymy głos Marii Archer, która – jak mantrę – powtarza tytuł kompozycji, dodatkowo obudowując to wokalizą. Więcej tu również inspiracji muzyką etniczną (vide flety i perkusjonalia), choć zdarzają się też momenty freejazzowe (solo na fortepianie akustycznym, jakiego nie powstydziłby się zmarły nie tak dawno Cecil Taylor) i jazzrockowe (duet saksofonu i fortepianu elektrycznego). Co ciekawe, w każdym praktycznie przypadku ręce pełne roboty ma Dieter Miekautsch.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kompozycja tytułowa na tle dwóch poprzednich wypada… nie, wcale nie blado, raczej – zaskakująco. Jest bowiem krótka, lecz za to bogata w aranżacyjne smaczki. Rozbrzmiewają w niej i wibrafon, i marimba (oczywiście Burchard), ale nie brak też transowej sekcji rytmicznej i nostalgicznie śpiewającej – z akompaniamentem marimby – Archer. Jak na zaledwie cztery minuty dzieje się tu bardzo dużo. A po przełożeniu płyty na stronę B jest jeszcze ciekawiej. „Road Song” to prawdziwy majstersztyk, w którym Embryo płynnie przechodzi od nastrojowego funku (sekcja rytmiczna plus fortepian elektryczny) do rocka progresywnego (przyprawiające o dreszcz gitarowe solo Romana Bunki). Nie mniej emocji niesie ze sobą „After the Rain”, któremu od pierwszych sekund ton nadają dialogujące ze sobą flety i fortepian elektryczny. W dalszej części Miekautsch siada do klasycznego fortepianu i dopiero wtedy zaczyna robić się rockowo. Widać, że muzykom Embryo nie brakowało nie tylko talentu i wyobraźni, lecz także swoiście pojętej przekory.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Opus magnum albumu – nie z racji czasu trwania, ale zwieńczenia właściwej części materiału – jest „Klondyke-Netti”, utwór kompletnie zaskakujący mrocznym i niepokojącym nastrojem, do którego rękę przykłada Miekautsch, wykorzystując syntezatory (okazjonalnie pojawiły się one także w „Bad Heads and Bad Cats”). W tym przypadku jednak cały zespół uczciwie pracuje na to, by po dotarciu do mety słuchacz aż zaklaskał z wrażenia. Choć formalnie po „Klondyke-Netti” pojawia się jeszcze jeden utwór – to niespełna dwuminutowa improwizowana miniatura „Tag X”, jaką członkowie Embryo dedykowali Lollo Schmelzerowi – muzykowi, który w 1971 roku towarzyszył grupie podczas trasy koncertowej po Afryce. Siedem lat temu ukazała się (druga) kompaktowa reedycja płyty, którą wydawnictwo Garden of Delights wzbogaciło o dwa bonusy. Tym wartościowszym jest nagrana w tym samym składzie, chociaż w innym studiu, siedemnastominutowa kompozycja „MHuman Contact”, w której w znacznie większym stopniu wykorzystane są instrumenty dęte (saksofony i flety); mniejszą wartość – także z powodu kiepskiej jakości technicznej – posiada natomiast koncertowa wersja „Sidetrack” (zarejestrowana podczas festiwalu w westfalskim miasteczku Vlotho z 1975 roku), która tutaj przyjęła postać szybko wypadającej z pamięci jazzowej piosenki. Skład: Roman Bunka – gitara elektryczna, śpiew Dieter Miekautsch – fortepian elektryczny, fortepian, syntezatory Uwe Müllrich – gitara basowa Christian Burchard – perkusja, marimba, wibrafon, śpiew Gościnnie: Edgar Hofmann – saksofon sopranowy, flety Charlie Mariano – saksofon altowy, saksofon sopranowy, flety Maria Archer – śpiew, instrumenty perkusyjne
Tytuł: Bad Heads and Bad Cats Wykonawca / Kompozytor: EmbryoData wydania: 1976 Nośnik: Winyl Czas trwania: 42:31 Gatunek: jazz, rock W składzie Utwory Winyl1 1) Layed Back: 05:36 2) Nina Kupenda: 12:09 3) Bad Heads and Bad Cats: 04:06 4) Road Song: 06:15 5) After the Rain: 06:16 6) Klondyke-Netti: 06:29 7) Tag X: 01:39 Ekstrakt: 80% |