„Pieśń i krzyk” to ostatni tom debiutanckiej serii Jacka Łukawskiego „Kraina martwej ziemi”. Czy autor doskonale poprowadził wszystkie wątki? A może odczuwamy pewien niedosyt? Czas na kolejną podróż do królestwa Wondettel.  |  | ‹Pieśń i krzyk›
|
Wszystko ma swój kres. Debiutancka seria Jacka Łukawskiego do tej pory czarowała nas interesującą historią, ciekawymi bohaterami oraz chwilami nieprzewidywalną fabułą. W Esensji zrecenzowaliśmy dwie poprzednie książki Jacka Łukawskiego: „ Krew i stal” oraz „ Grom i szkwał”. „Pieśń i krzyk” będąca trzecią książką autora, ostatecznie zamyka główny wątek, chociaż nie tak spektakularnie jak się spodziewamy. Poprzednia część cyklu pozostawiła nas w niepewności. Księżniczka Azure okazuje się doskonałą manipulantką. Arathorn zostaje uwięziony i oczekuje wyroku śmierci, natomiast lord Auriss staje się bohaterem Wondettel. Na dodatek ukochana Arathorna – Valesca, zaginęła. Zdawać się może, że cały świat sprzysiągł się przeciwko bohaterom. W „Pieśni…” los również nie oszczędza postaci powieści. Jacek Łukawski nie przedstawia nam kolejnej historii, której bohaterowie zawsze odnoszą sukcesy, ale jednocześnie zachowuje umiar w tworzeniu kolejnych nieszczęść. Valesca traci pamięć, Arathorn znajduje się w nieciekawej sytuacji. Lord Auriss obejmuje tron w paskudnym momencie, a na dodatek królowa Azure owija go sobie wokół palca. Na ziemie do niedawna objęte przez Martwicę ma chrapkę nie tylko królestwo Wondettel, ale również Nife – potężny sojusz ze wschodu. Zdawać by się mogło, że akcja będzie pędzić naprzód w zastraszającym tempie. Nic bardziej mylnego. Teoretycznie dużo się dzieje, pojawiają się liczne wątki, jednak zabieg zastosowany przez autora powoduje, że chwilami zaczynamy się gubić. Czytelnik nieustannie przerzucany jest od jednego bohatera do drugiego. Śledzimy losy postaci w różnych miejscach i czasie, jednak liczne rozmowy i przemyślenia nie mają wielkiego wpływu na historię. Akcja rozwija się o wiele wolniej niż w przypadku „Gromu i szkwału”. Więcej uwagi poświęcono bohaterom. Przyglądając się uważnie postaciom możemy dostrzec, że ewoluują. W „Krwi i stali” byli o wiele słabiej zarysowani i wydawali się mniej ludzcy. W drugim tomie zostali lepiej nakreśleni i zmieniali się pod wpływem wydarzeń. Obecnie obserwujemy ludzi po przejściach. Arathorn jest zmęczony nieustanną walką, zdradami oraz brakiem odpoczynku. Marzy o spokojnym życiu u boku ukochanej w spokojnej Asnal Talath. Azure zamienia się w wredną jędzę, która nieustannie próbuje manipulować lordem Aurisem i niczym wielki pająk nieustannie tka sieć intryg. Pojawiają się nowe wątki oraz postacie budzące sporo sympatii. Trudno nie uśmiechnąć się, widząc dziesiętnika Gradlona lub kota Węgielka. Jak w poprzednich częściach możemy napotkać sporo odwołań do świata popkultury. Trudno jednoznacznie je ocenić. Jacek Łukawski nawiązuje do „Czterech pancernych i psa”, „Czerwonej Sonii”, „Gry o tron”, twórczości Pratchetta oraz innych znanych i lubianych motywów. Z jednej strony daje to wiele radości czytelnikowi, z drugiej dla niektórych może być to pewien z zgrzyt w opowieści – dla osób nieznających wyżej wymienionych motywów może być to wtrącenie nie mające jakiegokolwiek sensu. Seria „Kraina martwej ziemi” całościowo prezentuje się naprawdę dobrze. Wyraźnie widać drogę jaką pokonał autor i jak bardzo rozwinął się od czasu publikacji swojej pierwszej książki. „Pieśń i krzyk” domyka liczne wątki i kończy główną historię. Niestety, nie poznaliśmy odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania i niewiele wiemy na temat Nyz’gam. Nie zmienia to faktu, że cykl Jacka Łukawskiego zabiera nas w naprawdę interesujący świat pełen średniowieczno-słowiańskich klimatów i naprawdę daje się lubić.
Tytuł: Pieśń i krzyk Data wydania: 14 marca 2018 ISBN: 978-83-8129-121-7 Format: 400s. 135×210mm Cena: 36,90 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 70% |