powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CLXXVII)
czerwiec 2018

Pozwól Wookieemu wygrać
Ron Howard ‹Han Solo: Gwiezdne wojny – historie›
Film, który budził w fanach tyleż nadzieję (bo „Łotr 1” był świetny) co obawę (bo jakże może istnieć Han bez krzywego uśmiechu Forda, a w ogóle ten młodziak jakiś taki pucołowaty). Natomiast na pytanie, na ile to są „Gwiezdne wojny” a na ile po prostu przygodowy film SF, każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Han Solo: Gwiezdne wojny – historie›
‹Han Solo: Gwiezdne wojny – historie›
W czasach premiery „Nowej nadziei” wielkim przełomem był fakt, że oto w filmie SF zamiast sterylnych wnętrz i futurystycznych strojów widzimy podniszczony sprzęt i wieśniaków w zgrzebnych ciuchach. Twórcy „Hana Solo” poszli dalej i wytarzali bohatera od stóp do głów w błocie, za to wnętrza statków są dla odmiany jak spod igły. Pasuje to do lokalizacji, szalenie przygnębiającej w pierwszej części filmu: najpierw planeta będąca skrzyżowaniem slumsów, fabryki i więzienia, potem z kolei – okopy jak z I wojny światowej (plus dowódca z gęba typowego Angola, w szynelu, dający hasło do szarży na oślep w dym eksplozji) i zagubiona na bagnach wojskowa placówka. Poza tym wprowadzenie na samym początku obrazu nędzy i rozpaczy pozwala lepiej skontrastować z nimi luksusowe wnętrza „jachtu” mafiosa. Ogólnie rzecz biorąc, trudno na tym etapie rozwoju kinematografii oczekiwać nowatorstwa scenograficznego, i choć chętnie zobaczyłabym parę krajobrazów dziwnych planet, to jednak na dłuższą metę lepiej sprawdzają się naturalne. Jakiś szczególny urok miała dla mnie rafineria-wioska (właściwie trudno to nawet nazwać wioską) na jakiejś niemal zapomnianej planecie. I chociaż piaszczystych pustyń naoglądaliśmy się już w „Gwiezdnych wojnach” ponad miarę, to ta miała jakiś wyjątkowy nastrój.
Pełna nagłych zwrotów fabuła jest oparta na schematach, które znamy ze stu jeden filmów akcji: najpierw skok na dobrze strzeżony transport w trudnych warunkach (był jakiś film wojenny z kolejką linową…), potem konieczność szybkiego dowiezienia niebezpiecznego ładunku zanim dojdzie do katastrofy (skojarzenia z ciężarówką pełną nitrogliceryny są, jak sądzę, uprawnione). Problem w tym, że trochę za mało jest w tym wszystkim klimatów naprawdę z bardzo odległej galaktyki. Owszem, widzimy różne obce rasy, a nawet imperialny niszczyciel (plus jedną, trochę na siłę doklejoną scenę w finale), ale ten film bez problemów mógłby powstać zupełnie bez nawiązań do klasycznej trylogii. Natomiast same nawiązania wypadły dość wdzięcznie, wszystko jedno, czy było to bezpośrednie pokazanie znanej ze starych filmów sytuacji (lot na Kessel, wygrana w sabaka), czy też bardziej subtelne nawiązania, jak „Nienawidzę cię” „Wiem.”, „Mam naprawdę dobre przeczucia” czy wyrywanie rąk przez Chewiego. Szczególnie spodobała mi się zapowiedź dalszej kariery Hana, gdzie padło tylko stwierdzenie o „jakimś ważniaku na Tatooine, który zbiera ekipę”.
Wyrażano mnóstwo wątpliwości, czy Alden Ehrenreich podoła tej roli. Widać, że bardzo się przyłożył: gestykulacja i pozy w wielu scenach jako żywo przypominają dorosłego Hana, a że słynnego uśmieszku nie da się odtworzyć, na to już nic nie poradzimy. Jedni widzowie są całkiem usatysfakcjonowani efektem, inni narzekają, że młody nie ma charyzmy – no, ale to już jedna z tych rzecz, z którymi trzeba się urodzić.
Aktorstwo jest na przyzwoitym poziomie, z gwiazdorskimi rolami Paula Bettany′ego jako szefa mafii oraz Donalda Glovera jako Lando Calrissiana. Ten drugi po prostu JEST młodszą wersją szarmanckiego administratora Miasta Chmur, natomiast ten pierwszy budzi największy niepokój w chwilach, kiedy zachowuje się najbardziej serdecznie. Pozostałe role – w tym również postaci stworzonych komputerowo – są dobre. Szkoda, że nie udała się, ważna przecież, postać ukochanej głównego bohatera. Choć uczesanie jej w najzwyklejszy koński ogon (zamiast wymyślnych fryzur innych kobiet z sagi) z miejsca podbiło moje serce, to jednak nie mogłam nie zauważyć, że w drugiej części filmu zachowuje się dziwnie niepewnie, jakby aktorka kompletnie nie miała pomysłu na zagranie przemiany dziewczyny ze slumsów w gangsterską femme fatale, oraz na spotkanie po latach, które ze strony Hana wypadło o wiele bardziej przekonująco. Dobrze wygląda w scenach infiltracji i walki, jako zimna, pewna siebie profesjonalistka, jednak to trochę za mało, postać pozostaje jakby niedookreślona.
Co do przemian, to przez znaczną część filmu byłam przekonana, że zobaczymy gorzką opowieść o rozstaniu z młodzieńczymi złudzeniami, jednak najwyraźniej studio Disneya postanowiło nie iść tropem „Łotra 1” i zaserwowało widzom bardziej „młodzieżową”, optymistyczną fabułę. Należę do tej części widzów, która od czasu przejęcia starwarsowego uniwersum przez Myszkę Miki chodzi na kolejne części sagi co prawda bez motylków w brzuchu, ale też i bez żadnych obaw. Nawet jeśli narzekam, to i tak w stosunku do każdego nowego filmu mam podejście „zamknijcie się i bierzcie moją forsę!”.



Tytuł: Han Solo: Gwiezdne wojny – historie
Tytuł oryginalny: Solo: A Star Wars Story
Dystrybutor: Disney
Data premiery: 25 maja 2018
Reżyseria: Ron Howard
Zdjęcia: Bradford Young
Muzyka: John Powell
Rok produkcji: 2018
Kraj produkcji: USA
Gatunek: akcja, fantasy, przygodowy
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

37
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.