powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CLXXVII)
czerwiec 2018

Przeczytaj to jeszcze raz: Przemiana fazowa
Władysław Reymont ‹Ziemia obiecana›
Po wizycie w Łodzi, gdzie ruiny fabryk z czerwonej cegły sąsiadują dosłownie przez płot z tymi przekształconymi w luksusowe lofty, nie pozostaje nic innego, jak przeczytanie „Ziemi obiecanej”, łódzkiego klasyka klasyków. A czyta się tę powieść Reymonta jak współczesny filmowy kryminał z wielkiego amerykańskiego miasta.
ZawartoB;k ekstraktu: 100%
‹Ziemia obiecana›
‹Ziemia obiecana›
Reymont miał ucho do dialogów i zadziwiające, jak bardzo czuć to nawet teraz – ponad sto lat później, kiedy opisywany świat od tak dawna nie istnieje. Powtórzyłam lekturę akurat w momencie, gdy jak słoń w pokoju towarzyszyło mi pytanie, czy to prawda, że „Ziemia obiecana” jest „taka trochę za bardzo antysemicka”. Nie umiem odpowiedzieć. Miałam raczej wrażenie, że bohaterowie wszystkich nacji konsekwentnie nie cierpią się nawzajem, oscylując między zachwyconą zazdrością a pogardą. Czy narrator – w przebłyskach wybieranych migawek lub mających być obiektywnymi sądów – staje po którejś stronie? Wydaje mi się, że nie, choć liczę się z tym, że z powodu przepaści czasowej i braku historycznego wykształcenia umykają mi niuanse kontekstu. Z mojego punktu widzenia obrywało się po równi: wszystkim typom wielkomiejskich chciwych szuj. Sposób, w jaki kipi wielojęzyczne, wieloreligijne środowisko tamtej Łodzi, skojarzył mi się z amerykańskimi filmami z tych ostrzejszych – w których wzajemne uprzedzenia balansują zawsze na granicy, za którą zaczyna się przemoc.
„Ziemia obiecana” jest powieścią bardzo nowoczesną w sposobie przedstawiania świata – świata, który się przeobraża. Przechodzi granicę przemiany fazowej tak właśnie, jak nasza współczesność, gdy porządek społeczny burzy się, a wędrówki mas zmieniają całe ich postrzeganie rzeczywistości. Tętniąca rytmem fabrycznej pracy panorama miasta – z narracją przeskakującą od jednej postaci do kolejnej, na różnych szczeblach drabiny społecznej. Borowiecki i jego fabryka dostarczają łuku fabularnego, jednak w książce najważniejsze jest uchwycenie ogromu molocha, stopklatka całości.
Popularniejsza od oryginału jest chyba interpretacja filmowa Wajdy, a ona wyraźniej podkreśla jako główny wątek działającego w myśl zasady „greed is good” Karola: łączy w sposób przyczynowo-skutkowy pożar fabryki z romansem właściciela, ale też wycina dla zachowania spójności większość wątków kobiecych. Powieść Reymonta poza nieszczęsną Anką, narzeczoną Borowieckiego, rozbudowuje też postaci kilku innych kobiet. Pojawiają się dwie znudzone dziedziczki żydowskich fabrykanckich imperiów – z których historia Meli trafia czytelnika prosto w serce, bo Mela była i dość inteligentna, i dość wrażliwa, by przeczuć, że szlacheckie środowisko mężczyzny, którego z wzajemnością pokochała, nigdy nie zaakceptuje jej jako swojej. Tu wydaje mi się, że jednak nie był Reymont (aż takim?) antysemitą, skoro rozwinął tragedię Meli jako wątek właściwie równorzędny z perypetiami Karola i Moryca – trudno ocenić, czy analogiczny, czy wręcz nie ważniejszy niż ten dotyczący Anki, bo oba wymagały zaangażowania masy statystów, niekoniecznie istotnych dla głównych bohaterów, choć nieodmiennie przewijających się w tle w małym środowisku.
Łódź dzisiaj: Księży Młyn
Łódź dzisiaj: Księży Młyn
A że Mela na koniec rzekomo tak okropnie zachowuje się w towarzystwie, tracąc całą swoją nabytą wśród inteligencji delikatność? Czy to było sto dwadzieścia lat temu podsumowanie antysemickie? Wyczulony na dialog i formy autor morderczą satyrą wyśmiewa wszelkie przejawy nieobycia i nuworyszostwa, ale to jednak niedoszła teściowa Meli, ta wspaniale urodzona i od maleńkości wychowywana w „dobrym smaku” dama, zostaje przedstawiona jako osoba, no cóż – jednoznacznie podła. Jak wielu innych łódzkich podłych ludzi.
Z wątków kobiecych mamy też polską młodą żonę szlachcica fabrykanta, której mąż tworzy świat z bajki – odcinając od dręczącej go nieuchronnej katastrofy interesów. Czy to jej wina, że chce kupować dzieła sztuki, gdy mąż jest na skraju bankructwa? To po co on utrzymuje dla niej taką iluzję? Jest też inna szlachcianka – zubożała straszliwie, walcząca o fizyczne przetrwanie rodziny własną pracą fizyczną. Niemiecka panna Mada, wykpiona w filmie Wajdy, w książce nie jest głupia karykaturalnie, a na pewno Reymont nie pokazał jej aż tak okrutnie. Żydowska femme fatale Lucy, niewierna żona, obsesyjna kochanka Karola, też u Wajdy okropnie przerysowana, w powieści jest po prostu prześliczna, namiętna i niemądra. A że nie rozumie, czym są herby na wizytówkach Karola? Nie zapominajmy kontekstu – wiemy, że wychowała się w jakimś niewielkim mieście, czyli przecież w innej kulturze, innym języku i raczej nikt jej nie tłumaczył zawiłości polskiej etykiety szlacheckiej, bo dopiero przedziwny tygiel wybuchającej w Łodzi nowoczesności sprawił, że mogą jechać z „von” Borowieckim jedną karocą – i dowolne harce wyprawiać.
Film Wajdy jest rzecz jasna wybitny, choć mnie osobiście raziła pojawiająca się miejscami zupełnie niepotrzebnie przerysowana satyrycznie stylistyka. Reymont miał dla swoich bohaterów mimo wszystko więcej szacunku. A dokładniej miał go dla nich w chwilach słabości – dla Mady, dla Lucy, które z definicji były w tych rozgrywkach bez sił. To jest ten tak niesamowity moment w dziejach, kiedy prezesi firm jeżdżą już na dwa tygodnie na szybkie wczasy do Włoch, leczą się u wegetariańskich homeopatów, śledzą doniesienia z rynków globalnych i pędzą wynajętymi prywatnie pociągami, by ratować swoje interesy, a równocześnie kobietami handluje się jak krowami, bez najmniejszej żenady. Byle posażne były, zdrowe i nadzieję wielu dzieci niosły.
Łódź dzisiaj: Pałac Herbsta
Łódź dzisiaj: Pałac Herbsta
Powieść przegrywa z Wajdą zakończeniem. Reymont pisał w ostatnich latach XIX wieku, a rewolta robotnicza z filmu jest zapewne rewolucją 1905 roku – takie cyniczne domknięcie losów Borowieckiego jest absolutnie doskonałe. W książce doznaje on tylko całkowicie osobistego – po spotkaniu po latach Anki – wstrząsu moralnego, po którym postanawia odmienić swoje postępowanie. Jest to przemiana tak całkowicie niepasująca do konstrukcji postaci, że być może należy ją uznać tylko za snute w majaku nad ranem marzenie, niemożliwe do realizacji przez Karola, który w całym swoim olśniewającym sukcesie odnalazł tylko pustkę.
Warto na koniec zauważyć, że „Ziemia obiecana” jest dobrym przykładem, iż nie tylko pisarze fantastyki tworzą światy. Ta książka chwyta obraz całości miasta „tu i teraz”, w jego frenetycznej gorączce, a przecież nie mimo to – ale właśnie dlatego – nie może być opowieścią dosłowną. Tak świetnie portretując dość wąskie środowisko, musiałaby przecież opisywać ludzi imiennie, czego nie czyni – lecz buduje od nowa, na wzór i podobieństwo „coś z niczego”: Łódź z przełomu lat dawnych i rozedrganej nowoczesności.
PS
Tylko czemuż, ach, czemuż nie wydano „Ziemi obiecanej” w serii różowej w rustykalne kwiatuszki? Wszak jest z XIX wieku, a wszystkie główne wątki rozwiązuje fakt, że bohaterowie bogato się żenią! Oh wait, czyżby dlatego, że Reymont nie był kobietą?



Tytuł: Ziemia obiecana
Data wydania: 18 sierpnia 2016
Wydawca: Bellona
ISBN: 978-83-11-14139-1
Format: 734s. 130×200mm; oprawa twarda
Cena: 14,99
Gatunek: klasyka
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w
:
Zobacz w:
Ekstrakt: 100%
powrót; do indeksunastwpna strona

21
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.