powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CLXXVII)
czerwiec 2018

Z filmu wyjęte: Sierpem go, i kamieniem!
Innymi słowy – rosyjska wersja „X-Menów”.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Rosjanie – co było zresztą do przewidzenia – w końcu nie zdzierżyli i postanowili stworzyć swój własny film superbohaterski: „Zaszczitniki”, czyli po polsku „Guardians: Misja superbohaterów” (ach, to podszywanie tytułu pod amerykańskie produkcje, z tytułem „oryginalnym” i podanym po dwukropku polskim). A ponieważ zachodnie wymysły są z gruntu rzeczy złe (najwyraźniej poza samym konceptem herosów z nadprzyrodzonymi mocami), skroili postaci w wersji patriotycznej – godne lokalnego, słowiańskiego widza. Otrzymaliśmy dzięki temu widocznych na zdjęciu: człowieka ciskającego kamieniami (i tylko kamieniami), człowieka-miszkę (może być zwykłym człowiekiem, człowiekiem z głową misia albo po prostu misiem), z grubsza niewidzialną kobietę (niewidzialna jest tylko w wodzie) oraz wirtuoza sierzpów tatowych. Innymi słowy – może prócz dziewoi – ekipa przedstawia X-Menów w wersji z grubsza wsiowej, w związku z czym raczej ciężko brać „Guardiansów…” za rozrywkę na tzw. poziomie.
Sam koncept, mimo że mocno przaśny, miał jakiś tam potencjał. Porządną realizację sugerował też budżet (6,5 miliona dolarów). Ale z takim scenariuszem i takim namnożeniem bzdur i naiwnych scen nic dobrego nie miało prawa z tego wyjść. Sednem fabuły są próby poradzenia sobie z obowiązkowo szalonym naukowcem, który – gdy próbowano go załatwić za prowadzenie nielegalnych eksperymentów w wojskowym ośrodku badawczym, i tak prowadzącym nielegalne, tyle że zlecone przez rząd eksperymenty – wysadził się z laboratorium i stał się swego rodzaju wielką baterią, zdolną do sterowania wszystkim, co jest na prąd. A ponieważ obecnie najechał centrum Moskwy, odłamał wieżę Ostankino (tak jest, całą!) i wsadził ją pomiędzy kilka wieżowców, robiąc z niej nadajnik i przejmując kontrolę nad orbitalnym sowieckim działem prawdopodobnie laserowym, rząd gromadzi naszych bohaterów, stworzonych kiedyś w laboratorium owego naukowca (naturalnie wbrew ich woli), wyposaża ich w kombinezony (np. Kamieńman ma teraz sznur kamieni stale pod ręką) i wysyła w bój. Jak już zaznaczyłem wcześniej – jest dziwnie, często przaśnie, niekiedy głupio (złamany kręgosłup można naprawić w kwadrans), ale nawet gdy trafiają się sceny mniej tuzinkowe (transport wieży ostankińskiej, kroczące roboty, Miszka z wielką giwerą), trudno odbierać film inaczej niż ordynarną próbę urwania kawałka tortu – z grubsza legalnie, bez posądzenia o plagiat – pieczonego od lat przez Disneya na bazie komiksów Marvela…
powrót; do indeksunastwpna strona

66
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.