Czyli golas z resztkami futerka.  | 295
|
Dzisiaj drugi z kuriozalnych wilkołaków, zaserwowany kinomanom przez Marco Antonio Andolfiego, marnego włoskiego aktora, który po udziale w jednym słabym filmie (dwóch starszych o dekadę nie liczę, bo był tam jedynie statystą) uwierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę i postanowił zaszaleć, kręcąc w roku 1987 knota o tytule „La croce dalle sette pietre” (w wolnym tłumaczeniu: „Krzyż z siedmioma klejnotami”). Przy czym nie tylko zagrał w nim główną rolę, ale również napisał do niego scenariusz, wyreżyserował go, a nawet zadbał o – khem, khem – efekty specjalne. W poczet owych efektów zaliczała się z pewnością widoczna na obrazku kreacja à la wilkołak, czyli nakładana na twarz kudłata czapa/peruka z otworami na oczy, krótkie, kudłate rękawiczki oraz… kiść futra na krocze. Bo nasz wilkołak chodził… nago. Nawet bez majtek. Prawda, jakie to wygodne? Żadnych bolesnych przemian, żadnego pracochłonnego produkowania futra, żadnego wydłużania pyska – ot, wystarczy zrzucić ciuchy i w kilka sekund nałożyć kilka drobnych elementów, by widzowie zyskali pewność, że obcują z wilkołakiem. Ba! Ten wilkołak nie ma nawet kłów! Żeby nie było – w tym filmie szwankuje nie tylko przebranie wilkołaka. Źle jest z też z samą fabułą. Otóż nasz bohater, z zawodu bankier, przyjeżdża do Rzymu, do swojej znanej tylko z korespondencji krewnej. Zaraz na wstępie traci naszyjnik w kształcie wysadzanego kamykami krzyża, skradziony przez paru gości na motocyklach, a niewiele później dowiaduje się, że domniemana krewna, która odebrała go na dworcu, jest tak naprawdę tylko przyjaciółką krewniaczki, ciekawą wychwalanego ciągle przybysza. Nasz bohater – kreowany przez Andolfiego w sposób skandalicznie drewniany i tępy – próbuje oczywiście za wszelką cenę odzyskać naszyjnik, bo bez niego, równo z wybiciem północy, zmienia się w wilkołaka. A wtedy morduje ludzi przez… dotyk. Właśnie tak. Dotyka kogoś, i ten się zaczyna rozpuszczać. Jak to ofiara wilkołaka. Po czym w okolicach świtu znikają mu kępki futra, a wraca – absolutnie magicznie – ubranie. Wędrówka w poszukiwaniu krzyża będzie jednak długa, bo Andolfi przewidział po drodze różne dodatkowe atrakcje, jak na przykład porwanie bohatera spod nocnego klubu przez lokalnych bandziorów, żądających od nieszczęśnika wydania listy… WSZYSTKICH bogatych klientów banku. Gdy zaś nasz heros odmawia, dostaje po mordzie i zostaje… wyrzucony na ulicę. Boć w końcu włoska mafia to nie przelewki… Jest tam jeszcze kilka innych ciekawych scen (tatuś-wilkołak wyglądający jak krzyżówka goryla z Chewbaccą, fałszywa kuzynka z prekognicyjnymi mocami, satanistyczna orgia), ale zostawię je do samodzielnego odkrywania tym z czytelników, którzy desperacko pragną styczności z kolejną niszową wilkołaczą produkcją… |