Seria „Batman Unlimited” zatrzymała się na trzech filmach. Jedni zapewne tego żałują, inni być może, dowiedziawszy się o tym, odetchnęli z ulgą. Prawdą jest, że powstałe w jej ramach animacje nie powalały na kolana. Najsłabiej wypadła zaś ta ostatnia, starająca się w pewnym sensie zdyskontować popularność „Transformersów” Michaela Baya, czyli „Maszyny kontra Mutanci” Curta Gedy.  |  | ‹Batman Unlimited: Maszyny kontra Mutanci›
|
Dwie pierwsze, mające premierę w 2015 roku, odsłony trylogii „Batman Unlimited” – czyli „ Zwierzęcy instynkt” oraz „ Miasto w mroku” – wyszły spod ręki tego samego twórcy, serbskiego reżysera Butcha Lukicia. Wprawdzie nie prezentowały się one rewelacyjnie, ale też nie zaniżały poziomu do tego stopnia, aby się ich wstydzić. Dlatego też trochę może zaskakiwać fakt, że realizację ostatniej części cyklu powierzono zupełnie nowej ekipie. Za scenariusz odpowiadali bowiem – zamiast sprawdzonego Heatha Corsona – debiutujący w tej roli Kevin Burke oraz wspomagający go, nieco bardziej doświadczony, Chris Wyatt (pracował między innymi przy serialowej wersji „Batman Unlimited”), natomiast reżyserię oddano w ręce Curta Gedy. Tu ryzyko wydawało się mniejsze, ponieważ Geda pracuje przy superbohaterskich animacjach już od dwóch dekad. Ma na koncie nie tylko liczne seriale (między innymi „Nowe przygody Batmana”, 1997-1998; „Batman – 20 lat później”, 1999-2000; „Beware the Batman”, 2013-2014), ale i filmy pełnometrażowe („Powrót Jokera”, 2000; „Brainiac atakuje”, 2006; „Vixen”, 2017). Premiera „Maszyny kontra Mutanci” odbyła się w lipcu 2016 roku podczas Międzynarodowego Festiwalu Komiksowego w San Diego, natomiast wersja DVD ukazała się dwa miesiące później. W nawiązaniu do poprzednich części trylogii, także i w tej postać Batmana została nieco zmodernizowana i przedstawiona w sposób futurystyczny. Widać to już w pierwszych sekwencjach, które z miejsca wprowadzają w główny wątek filmu. Otóż Gotham skute jest lodem. Ulice miasta przemierza gigantyczny, godzillopodobny potwór. Nagle pojawia się Człowiek-Nietoperz w kostiumie gigantycznego robota i podejmuje walkę z agresorem. Jak widać, widzowie zostają z miejsca wrzuceni w sam środek akcji. Ale to tylko zabieg scenariuszowy, który ma podsycić zainteresowanie ciągiem dalszym, ponieważ chwilę później fabuła cofa się w czasie o dwa tygodnie. Po to, aby panowie Burke i Wyatt mogli wyjaśnić, co takiego się stało i kto postanowił zgotować Gotham – nie po raz pierwszy zresztą – tak straszliwy los. Tym sposobem spotykamy dwóch starych, dobrych znajomych, choć zapewne Mroczny Rycerz akurat tak by ich nie nazwał. To pracujący w swym tajnym laboratorium Mr. Freeze oraz w pewnym sensie korzystający z jego gościny, znajdujący się na wygnaniu Pingwin. Mr. Freeze pracuje właśnie nad urządzeniem, które pozwoliłoby mu przemienić najmniejsze nawet stworzenie w monstrum. Korzystając z pomocy stworzonych przez siebie potworów, chce bronić własnego terytorium. Niebawem okazuje się jednak, że nie są one, jak sądził wcześniej, niezniszczalne, co bardzo go irytuje. W tym widzi szansę dla siebie Pingwin, który zapewnia swego „opiekuna”, że jest w stanie rozwiązać jego problem. W tym celu muszą jednak udać się do Gotham. Inteligencja Oswalda Cobbplepota zawsze dorównywała jego podłości; możemy więc przypuszczać, że i tym razem wymyślił coś wyjątkowo paskudnego. Takie podejrzenia ma również Batman, zwłaszcza kiedy okazuje się, że Pingwinowi i Mr. Freeze’owi udało się porwać z Azylu Arkham wyjątkowo groźnych psychopatycznych przestępców: Bane’a, Clayface’a, Killer Croca i Chemo (ten ostatni jest nieco mniej znanym złoczyńcą, aczkolwiek w komiksach spod znaku DC pojawia się już od ponad półwiecza). Czemu ma służyć to porwanie? Oczywiście przygotowaniu ataku na miasto. Ataku ostatecznego, który tym razem MUSI SIĘ powieść. Biorąc pod uwagę, że agresorzy mają do dyspozycji niezwykły wynalazek Mr. Freeze’a, wydaje się to całkiem realne. Tyle że po drugiej stronie barykady też pojawia się nie byle kto – obok Mrocznego Rycerza są to jeszcze Green Arrow, Flash i Nigthwing, a pomocą sprzętową służy obrońcom Gotham doktor Kirk Langstrom, tym razem wyjątkowo nie wcielający się w Man-Bata. Reszty chyba nietrudno się domyśleć. Wszak wszystko jest tu poprowadzone tak, aby zderzyć ze sobą monstra Mr. Freeze’a i Pingwina z dorównującymi im rozmiarami Batmanem i jego kompanami. Żadnego psychologizowania (z małym wyjątkiem, kiedy jednego ze złoczyńców dopadają wyrzuty sumienia), prosta nawalanka, która ma wielkie szanse przypaść do gustu wielbicielom japońskich mechów. Niestety, tym razem wydawca nie zadbał o żadne interesujące dodatki. Bo trudno za takowy uznać kreskówkę „Noc Batmanów” (z serii „Odważni i bezwzględni”), która była już dołączona do „ Zwierzęcego instynktu”.
Tytuł: Batman Unlimited: Maszyny kontra Mutanci Tytuł oryginalny: Batman Unlimited: Mechs vs. Mutants Rok produkcji: 2016 Czas trwania: 72 min Gatunek: akcja, animacja, SF Ekstrakt: 50% |