Może nie jest ten kadr jakoś wybitnie efektowny, jednak cały epizod z żywymi kryształami fascynował mnie od pierwszego zetknięcia z tym tomem.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Profesor T. Alent, znany z konstruowania niezwykłych pojazdów inspirowanych rozmaitymi sprzętami domowymi (na przykład syfonolotu napędzanego… marnymi powieściami) tym razem zbudował wkrętacz. Wehikuł ten służy do podziemnych podróży, przegryzając się przez warstwy gleby, a nawet skał, tak, jak wynalazca chciał. Jazdy próbnej dokonuje Tytus, któremu udało się wkręcić na film dozwolony od lat 18, bardzo jednak rozczarowujący, bo zamiast się całować, strzelają. Potem przyjaciele wyruszają już we trójkę. Główną przygodą książeczki jest wizyta w państwie krasnoludków, jednak wcześniej bohaterowie trafiają w miejsce, które jest czymś w rodzaju podziemnej Atlantydy: zaawansowana w rozwoju (no, do naszego poziomu) cywilizacja została zniszczona przez kataklizm, który wciągnął ją w głąb Ziemi – na skutek temperatury i ciśnienia mieszkańcy zostali skompresowani do postaci żywych kryształów. Bardzo podobał mi się opis cywilizacji („…na jeden mieszkaniec przypadać 16 telewizorów, 32 maszynki do mięsa, 12 i pół fortepianu, 354 szczoteczki do zębów, jedna pchła…”) wraz z towarzyszącym mu obrazkiem wnętrza, gdzie małżeństwo siedzi w samochodzie stojącym w salonie, z fortepianem na łóżku, i ogląda programy na dwóch telewizorach równocześnie. Postaci-kryształy spodobały mi się natomiast z powodu geometrycznej kanciastości – popularną rozrywką na nudnych lekcjach było w mojej podstawówce rysowanie skomplikowanych wielokątów, a następnie łączenie wszystkich kątów liniami. Nazywaliśmy to „rysowaniem diamentów”. |