Czy ktokolwiek jeszcze czeka z wypiekami na twarzy na nowe komiksy o przygodach Thorgala? Albo serii pobocznych? "Thorgal - Młodzieńcze lata: Lodowy drakkar" idealnie pokazuje czemu odpowiedź na te pytania jest przecząca.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przyznam, że kiedy startowały spin-offy głównej serii o przygodach Dziecka z Gwiazd, żywiłem wobec nich spore nadzieje. Zwłaszcza, że podstawowy cykl od dawna cierpiał na zadyszkę, która przemieniała się w astmę. I te pierwsze albumy okazały się nawet niezłe. Niestety wkrótce każdy z odprysków - "Kriss de Valnor", "Louve" i "Młodzieńcze lata" zaczęły wpływać na coraz rozleglejsze mielizny. Najdłużej formę trzymał ten trzeci tytuł. Niestety poprzedni tom "Slivia" okazał się pomyłką. Mogła go uratować kontynuacja, która w zgrabny sposób zamknęłaby tytułowy wątek. Niestety jeszcze bardziej go pogrąża. Przypomnijmy po krótce, że osią fabuły jest historia Slivii - Zdradzonej Czarodziejki z pierwszego tomu przygód Thorgala, uwięzionej przez Gandalfa Szalonego, który zamarzył sobie, by pojąć ją za żonę. Po dziewięciu latach upokorzeń udaje jej się wreszcie zbiec. Teraz desperacko próbuje skontaktować się z którymś z tytułowych lodowych drakkarów należących do Atlantów, by zabrał ją do domu. Równolegle młody Thorgal poszukuje zaginionej na morzu Aarici. Choć wikingowie tracą nadzieję, że udało jej się przeżyć, ten łapie się każdego, choćby najmniejszego śladu, który naprowadziłby na jej trop. Zacznijmy więc od plusów, bo tych nie ma za dużo. Są nim rysunki Romana Surżenko, który udanie naśladuje styl Rosińskiego i całkiem dobrze czuje klimat serii (w przeciwieństwie do scenarzysty). Owszem, nie jest to może mrok tomów "Wilczyca", czy "Łucznicy", ale generalnie nie jest źle. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jego prace wypadają lepiej niż to co prezentuje od jakiegoś czasu sam twórca postaci dzielnego wikinga. To tyle jeśli chodzi o chwalenie, ponieważ teraz przechodzimy do scenariusza, za który ponownie odpowiada Yann. Pierwsza myśl, jaka nasunęła mi się podczas lektury było to, jakim cudem kiedyś w obrębie jednego tomu udawało się zgrabnie zaprezentować całą historię i nawet jeśli była rozbita na kilka odcinków, każdy zawierał jakąś pointę i stanowił odrębną całość. Tu natomiast tak na prawdę dzieje się i dużo i niewiele. Dramatyzmu nie ma w tym za grosz, za to ma się wrażenie mnożenia wątków, które mają za zadanie na tyle rozwlec fabułę, by dało się z tego zrobić jeszcze jeden album. Naprawdę losy Slivii nie są tak skomplikowane, by trzeba było z tego robić dwa rozdziały. Do tego rzeczy kluczowe są potraktowane pospiesznie i po macoszemu. Już nawet nie mówię o sposobie w jaki Czarodziejka skontaktowała się z ziomkami, ale o tym, jak straciła oko. Myślę, że to najbardziej rozbudzało wyobraźnię fanów. Tymczasem po dotarciu do tego momentu ma się ochotę wysłać sms do Yanna o treści: "WTF!". Problemem jest również to, że scenarzysta chyba nie do końca dokładnie przeczytał stare albumy, do których nawiązuje (swoją drogą ponowne pojawienie się na arenie Vigrida, znanego z "Aarici", jest sporym przegięciem). Slivia w wersji Yanna w niczym nie przypomina dumnej pani z oryginału. Jedyne co je łączy to rude włosy. Ani nie ma potrzebnej charyzmy, ani nie wygląda na ofiarę dziewięcioletnich tortur. Słabo też wypada ów słynny lodowy drakkar, który jest w zasadzie zwykłym drakkarem, a nie napędzanym silnikami, jak w "Wyspie wśród lodów" (ja wiem, że ten bardziej zwyczajny przypłynął po Slivię w "Zdradzonej Czarodziejce", ale skoro daje się taki tytuł albumowi, wypadałoby to jakoś uzasadnić). Jeśli zatem ktoś chciałby sięgnąć po niniejszy komiks z innego powodu, niż tylko by uzupełnić kolekcję, to dla rewelacyjnej okładki autorstwa Grzegorza Rosińskiego, która jest jedną z najlepszych, jakie pojawiły się w spin-offach. Zaprezentowana na niej Slivia ma więcej dumy i gniewu, niż dałoby się zebrać z całego albumu. Generalnie "Lodowy drakkar" czyta się szybko i przyjemnie. Nawet za bardzo, bo po lekturze natychmiast się o nim zapomina. Nie wiem też do kogo jest kierowany, ponieważ starzy fani znajdą w nim za dużo nieścisłości, które wpędzą ich w nerwicę, natomiast ci, którzy serii nie znają, albo sięgali po nią na wyrywki niewiele wyniosą, ponieważ za dużo tu odwołań do przeszłości. Nie wiem też czy Slivia jest postacią, której historię chciałem dokładnie poznać. To, co zostało powiedziane w "Zdradzonej Czarodziejce" rozpalało wyobraźnię. Tutaj nie rozpala się nic, choćby obłożyć się suchym igliwiem.
Tytuł: Thorgal. Młodzieńcze lata #6: Lodowy drakkar (okładka twarda) Data wydania: kwiecień 2018 ISBN: 9788328135086 Format: 48s. 215x290 mm Cena: 29,99 Gatunek: fantasy Ekstrakt: 40% |