powrót; do indeksunastwpna strona

nr 6 (CLXXVIII)
lipiec-sierpień 2018

20 najlepszych książeczek Tytusa, Romka i A’Tomka
Siódmego czerwca tego roku Papcio Chmiel skończył 95 lat! Z tej okazji postanowiliśmy przyjrzeć się jeszcze raz Tytusowi i jego kolegom i stworzyć ranking książeczek, należących do tego słynnego, towarzyszącego nam od ponad pół wieku cyklu. Oto 20 najlepszych naszym zdaniem komiksów z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem.
Konrad Wągrowski
Powrót po latach na Wyspy Nonsensu nie ma już tego uroku i lekkości, jak pierwsza wyprawa, ale jest to i tak jedna z lepszych książeczek spośród tych, które zostały opublikowane po 1990 roku. Tym razem odwiedzamy wyspę deskorolkowców (Papcio wyraźnie stara się podążać za trendami), będącej pewnym echem wyspy sportowców, lądujemy na wyspie naukowców, będącej z kolei odmianą wyspy biurokratów (choć potraktowaną z nieco delikatniejszą ironią), wreszcie trafiamy na totalitarną wyspę, na której tańczyć można tylko do Jedynie Słusznej Muzyki (analogia jest oczywista, choć na początku lat 90. już chyba lekko przeterminowana). A na koniec lądujemy w… raju. Mniej w tym zbiorze humoru i szalonych pomysłów, książeczka za to broni się sensacyjną i przygodową fabułą. A z dzisiejszej perspektywy zabawnie wyglądają pomysły unowocześniania treści za pomocą słownictwa nawiązującego do technologii VHS…
Konrad Wągrowski
Księgę drugą przygód Tytusa, Romka i A’Tomka można śmiało nazwać albumem przejściowym. Z pierwszą łączy ją silne dydaktyczne przesłanie. Tam mieliśmy promocję harcerstwa, tu Młodzieżowej Służby Ruchu i edukacji dotyczącej zasad ruchu drogowego. Informacje na temat tego co wolno, a czego nie, na ulicach i chodnikach wypełniają większość albumu, podobnie też jak w części pierwszej wszystko kończy się uzyskaniem pewnej sprawności. Powracające motto Tytusów „bawiąc, uczyć” w tej części nadal akcentuje drugi człon.
Tym niemniej pojawia się tu jeden element, który dużo bardziej łączy księgę drugą z kolejnymi, imponującymi coraz większym rozmachem przygód, tomami. Jest nią Rozalia – mechaniczny koń, skonstruowany przez A’Tomka. Po raz pierwszy dostajemy tu schemat, który będzie później regularnie powracał – zastępowy (bądź profesor T’Alent) konstruuje jakiś złożony, futurystyczny wehikuł, którym cały zastęp będzie podróżował, w poszukiwaniu przygód. I, jakkolwiek, tych przygód na razie nie szuka się na obcych lądach, czy w kosmosie, lecz na wiejskich peryferiach Polski, to struktura została wyznaczona.
Marcin Osuch
Połowa stron jest czarno-biała, kolory tych pozostałych pozostawiają dużo do życzenia, ponure jakieś takie. Scenariusza właściwie nie ma – to tylko zbiór luźno powiązanych między sobą epizodów (co wyraźniej widać po zapoznaniu się z księgą „zerową” Egmontu ukazującą, jak wiele z pomysłów zawartych w księgach było wymyślonych i opublikowanych wcześniej). Jednak to wszystko jest nieważne w porównaniu do ładunku sentymentalnych wspomnień, jakie towarzyszą lekturze oryginalnej pierwszej księgi „Tytusa, Romka i A’Tomka”. Jest to swoisty powrót do przeszłości, tym bardziej że księga ta w tym kształcie ostatni raz była wydana w 1974 roku. Dlatego też pozwalam sobie nie nadawać oceny tej pozycji. Nie miałaby ona nic wspólnego z obiektywizmem.
Nie jest też jednak tak, że pierwsza księga „Tytusa…” posiada tylko wartość sentymentalną. Uważny czytelnik znajdzie tu wiele charakterystycznych elementów, które świadczą o geniuszu Papcia Chmiela. Rozwinięte w kolejnych tomach spowodowały, że cała seria lądowała gdzieś pomiędzy komiksami dla dzieci Szarloty Pawel a purnonsensownymi historiami Baranowskiego. Niezwykła precyzja czasowa („Minął tydzień i dwie minuty”), wzorowy podział pracy („ Wy będziecie trzepać, a ja będę dyktować tempo.”)) oraz samoświadomość bycia komiksowym bohaterem („Gdzie Tytus? – Na następnej stronie”) były bardzo nowatorskie jak na ówczesne czasy.
Adam Kordaś
Zwykle przygody Tytusa, Romka i A′tomka bawią i nieco uczą. W księdza XIX niebanalna wyobraźnia papcia Chmiela aplikuje czytelnikowi pod pretekstem uteatralnienia Tytusa specyficznie skondensowaną dawkę wiedzy okołoteatralnej. Tym razem jedynym wehikułem używanym przez Tytusa, Romka i A′tomka jest wyobraźnia pozwalająca im bez skrępowania przemierzać związany z rozwojem teatru czas i przestrzeń. Dowiemy się jak zdaniem papcia wyglądały magiczne prapoczątki teatru oraz jego burzliwy rozwój w starożytnej Grecji i Rzymie. Poprzez wypełnione anielskim pierzem średniowiecze jasełka dotrzemy lekkim łukiem omijając poważne sztuki Szekspira do niewybrednych przedstawień wędrownych trup teatralnych by następnie zapoznać się z niełatwym żywotem podwórkowych komediantów początku XX wieku. Napotkamy też umoralniający przedwojenny uliczny teatrzyk kukiełkowy by w końcu poznać pokaźną część tyleż związanych z teatrem co z polskim ruchem oporu przygód naszych bohaterów rozgrywającą się w czasie niemieckiej okupacji. Ostatecznie zajrzymy za kulisy współczesnego teatru oraz dowiemy się, że bycie świadomym teatralnym widzem wcale nie jest takie znowu proste… By ostatecznie skonfrontować postacie naszych komiksowych bohaterów z ich odwzorowaniem w teatralnej rzeczywistości choć nadal rysunkowi Tytus, Romek i A′tomek pozostaną tymi których najbardziej lubimy.
M. Fitzner
Byli już w kosmosie i na biegunie, na Dzikim Zachodzie i w przeszłości (przy dwóch odrębnych okazjach). Tym razem dla odmiany Papcio wysyła Tytusa, Romka i A’Tomka w rejony nieco bliższe: polskie góry. Na wczasy? O, bynajmniej! Nie na darmo Księga XII nosi tytuł „Operacja Bieszczady”. Trójkę harcerzy czeka mnóstwo pracy. Zbudują stanicę, a wokół niej krocie atrakcji dla turystów… Urobią się przy tym po łokcie. Ba! Nawet A’Tomek – mózg zastępu – będzie musiał ubrudzić sobie rączki…
Czytelnikowi autor także nie daje chwili na oddech. Przygoda goni przygodę. Bieszczady to nie tylko piękne krajobrazy, przyroda ma w zanadrzu bez liku niespodzianek – miłych oraz niemiłych. Sensacje naukowe kryją się to pod jednym kamieniem, to pod drugim, pełno też dzikich bestii – niedźwiedzi oraz wilków. I tylko dzika, jak na złość, ani śladu. Ale żaden to problem dla harcerza – zwłaszcza gdy ma polot jak A’Tomek albo małpi spryt. Chłopcy i Tytus w brawurowym stylu wychodzą też z każdej opresji. Szympans unika a to manta, a to pożarcia. Są tu i porwania i spektakularne – przynajmniej w zamierzeniu – akcje odbicia więźnia. Dramatyczne ucieczki, zajadłe pogonie i sprytne zasadzki – oraz jeszcze sprytniejsze… yeti.
Mimo rozłamów w drużynie, mimo przeszkód i perturbacji, punkt po punkcie realizują plan. Stanica, ścieżka zdrowia, szlaki turystyczne – wszystko to, by ściągnąć w Bieszczady turystów i zapewnić im wrażeń moc. A że trochę ubarwiają uroki gór? No cóż, klient płaci – klient wymaga. Ma odejść zadowolony – a potem wrócić, za rok, za dwa i za dziesięć lat. Tak jak z przyjemnością wraca się do tej książeczki.
Konrad Wągrowski
Księga VI przygód „Tytusa, Romka i A’Tomka” nie należy do czołowych albumów cyklu, nie ma wielu pamiętnych scen, czy kultowych tekstów. Fabularnie obserwujemy przede wszystkim kolejne treningi Tytusa, który ma na olimpiadzie startować we wszystkich konkurencjach (ćwiczy po kolei: podnoszenie ciężarów, kolarstwo, gimnastykę, boks, pływanie, skok o tyczce, maraton). Każde szkolenie kończy się jakimś niewypałem – od nabicia sobie guza, po rozkręcenie (na rowerze) biznesu sprzedaży waty cukrowej. Swoją drogą zauważyliście, że Tytus ma wyjątkowo niesocjalistyczny talent do rozwijania własnych korzystnych prywatnych inicjatyw? W książeczce szóstej sprzedawał watę, w dziewiątej handlował na szeroką skalę zegarkami, w dwunastej gromadził pieniądze od turystów, w czternastej sprzedawał fiołki. Czyżby uczłowieczenie polegało na wykorzenieniu takich niemile widzianych ciągot do zarabiania pieniędzy?
Konrad Wągrowski
Po promocji harcerstwa, Młodzieżowej Służby Ruchu i astronautyki przyszedł czas na wojsko. Polskie. Ludowe. Czwarta książeczka przygód Tytusa i spółki przywołuje dziecięce marzenia o zostaniu czołgistą. Lub jakimkolwiek innym wojakiem.
Całą fabułę czwartego tomu przygód Tytusa, Romka i A’Tomka, popularnie nazywanego „wojskowym”, można oddać w kilku słowach. Chłopcy bawią się w wojsko, następnie wygrywają konkurs plastyczny, którego nagrodą jest wzięcie udziału w prawdziwym szkoleniu, po czym uczestniczą w dużych manewrach. Cel książeczki jak najbardziej edukacyjny – przekonanie młodzieży, że Ludowe Wojsko Polskie to bardzo fajne miejsce, a żołnierze to świetne chłopaki. Jednak czy w dobie szalonej popularności „Czterech pancernych i psa” w ogóle kogokolwiek trzeba było do tego przekonywać?
Adam Kordaś
Rozmaitymi ścieżkami zdarzało się podążać Tytusowi ku uczłowieczeniu… Tym razem nieoceniony papcio Chmiel postanowił z pomocą Romka i A′tomka naszego ulubionego pretendenta do człowieczeństwa o fizjonomii szympansa uplastycznić. A wraz z perypetiami towarzyszącemu temu (jak to zwykle bywa w przypadku Tytusa) niełatwemu procesowi przemycić całkiem pokaźną garść informacji na temat sztuk plastycznych. Czy Tytus zostanie ARTYSTĄ? W każdym razie pod światłym przywództwem A′tomka i z fachową pomocą szefa Ministerstwa Humoru będzie próbował… Na wyboistej drodze „artystycznej kariery” czeka go jednak nie tylko standardowo pełny sceptycyzmu Romek ale i mnóstwo zabawnych nieporozumień. Przyjdzie mu się zmierzyć z niełatwym do opanowania artystycznym warsztatem oraz podróżować poprzez style i epoki malarskie poprzez własną wersję „nocy muzeów”, która niespodziewanie przybierze prawdziwie sensacyjny charakter… Tytus wpadnie w poważne tarapaty ale nie straci „plastycznego” ducha. Okaże się, że stał się nie tylko nad wyraz cenionym i utalentowanym ale także bardzo przebiegłym twórcą. W obliczu zagrożenia będzie oczywiście mógł liczyć zarówno na pomoc wypróbowanych przyjaciół jak A′Tomek, Romek i profesor T.Alent jak również zupełnie nowej nieszablonowej znajomej z artystycznej sfery… Ostatecznie przygoda ze sztuką skończy się oczywiście dobrze a nawet, dzięki swego rodzaju zastosowaniu „grafiki komputerowej” nawet jeszcze lepiej.
Konrad Wągrowski
Księga XVII rozpoczyna cykl książeczek, w których uczłowieczanie miało się dokonywać za pośrednictwem przyswajania przez Tytusa jakiejś dziedziny sztuki. Na pierwszy ogień poszło uczłowieczenie przez umuzykalnienie. I tu niekontrolowana zgrywa poprzednich tomów ustępuje miejsca pewnemu ukłonowi Papcia w kierunku różnych fascynacji drugiej połowy lat 80. – rozwojowi polskiej sceny muzycznej, popularności dyskotek, tematyce UFO… Wszystko to sprawia, że album nie jest chyba tak lekki, jak poprzednie części, mniej tu swobody i nieskrępowanego humoru, choć fabularnie jest wciągający i intrygujący, z efektownym sensacyjno-fantastycznonaukowym finałem na innej planecie (zauważmy, że po 14 książeczkach Tytus powraca w kosmos). Ale i tak najfajniejsze i najciekawsze w tym tomie będzie spojrzenie Papcia Chmiela na świat disco lat 80. w realiach schyłkowego PRL-u. Łapie się na to pomysł na Tytusową rewolucję gatunku, ale przede wszystkim bawi ukazanie wizji ówczesnych dyskotek. Jeden obszerny adr jest po prostu kultowy – z jednej strony kpina z ówczesnych piosenkarskich tekstóww („Wpuść księżyc przez okno. I żuj makówkę. I becz!”), z drugiej kultowy zestaw dyskotekowych dialogów („- Świetnie tańczysz w tłoku – Trenuję w tramwajach w godzinach szczytu”, „Jesteś taki wyrośnięty, a twarz masz pacholęcia. – To u nas rodzinne”, czy „- To nowy taniec: Bezruchdans”).
Marcin Osuch
Po pierwsze, i wcale nie najważniejsze, pomimo ponad czterdziestu lat, które minęły od pierwszego wydania księgi X, jej ekologiczne przesłanie jest nadal aktualne. Przypomnijmy, o co chodziło. Przypadkowe lądowanie na bezludnej wyspie, małpy wypijają paliwo z mielolotu, co uniemożliwia naszej trójce bohaterów powrót. Muszą całkowicie samodzielnie wyprodukować paliwo dla pojazdu – dowciplinę, po drodze przechodząc w przyspieszonym tempie przez poszczególne stadia rozwoju ludzkości, niczym bohaterowie „Tajemniczej wyspy” Verne′a. Niestety, uzyskanie wspomnianej substancji wymaga stworzenia całego wręcz przemysłu chemicznego, co ma fatalne skutki dla samej wyspy. W przypadku komiksu mamy do czynienia z problemami z kategorii „tu i teraz” – rośliny obumierają, rzeką płyną ścieki, w powietrzu unoszą się trujące związki chemiczne. Ciekawostką jest, że nasi bohaterowie (poza Tytusem) zupełnie nie zauważyli związku między swoją działalnością, a końcowym stanem ekosystemu wyspy („Ale ten świat się zmienia! Kiedy przybyliśmy, była to piękna wyspa”). Czyż dokładnie tak samo nie postrzegamy naszej działalności, zdziwieni skąd na najtrudniejszych tatrzańskich szlakach wzięły się śmieci? Przecież nie my je tam przynieśliśmy…
I bardzo możliwe, że księga X będzie jedyną, jaka pozostanie aktualna za kolejne 30-40 lat. Ale pal sześć aktualność, jest jeszcze kilka powodów, dla których warto ten komiks przeczytać.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

122
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.