powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CLXIX)
wrzesień 2018

Zagraj to jeszcze raz Sam: Ostre hejka!
Granie popowych numerów na metalową modłę to nic nowego. W niniejszej rubryce pisaliśmy już o tego typu przypadkach. Niemniej dobre zawsze należy chwalić, więc pochwalmy – zagrany na ostro „Hey Ya!” formacji Outkast.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Hiphopowy duet Outkast na przełomie wieków należał do ścisłej czołówki najbardziej rozpoznawalnych marek w świecie muzycznym. Nie tylko serwował świetne płyty, ale także znany był z ciekawych wideoklipów (kojarzycie zwierzęta z „Ms. Jackson"?). W 2003 roku olśnił świat krążkiem, który okazał się jego opus magnum – dwupłytowym „Speakerboxxx/The Love Below” i ponownie podbił listy przebojów. A to za sprawą natychmiast wpadającego w ucho kawałka o równie chwytliwej nazwie „Hey Ya!”. Oczywiście towarzyszył mu niezwykły teledysk, w którym André 3000 pojawia się w dziewięciu kopiach, jako zespół parodiujący The Beatles i histerię towarzyszącą ich koncertom. Uznanie w postaci statuetek MTV Music Awards w pełni zasłużone.
Niedługo, bo ledwie po 3 latach, jakie minęły od premiery „Hey Ya!”, piosenkę postanowiła przypomnieć polska grupa Hunter. Jej twórczość, za którą odpowiada charyzmatyczny i charakterystyczny frontman Paweł „Drak” Grzegorczyk nie należy do najweselszych. Wystarczy spojrzeć na tytuły utworów, takie, jak „BiałoCzerw”, „Krzyk kamieni”, „Rzeźnia nr 6”, „Imperium uboju”, czy „Niewolność”, by zrozumieć, że nie mamy do czynienia z wesołkami. A jednak i takim ponurakom zdarza się czasem przystopować i nagrać coś na luzie. Tym czymś są utwory uzupełniające składankę najważniejszych kawałków zespołu „HolyWood” z 2006 roku. Pierwszym z nich jest fenomenalne opracowanie „Easy Rider” z repertuaru Krzysztofa Daukszewicza, w którym również możemy go usłyszeć, natomiast drugim dociążona wersja kompozycji Outkast (choć zawierająca także wstawkę reggae).
Co ciekawe „Hey Ya!” z towarzyszeniem tnących gitar nic nie straciło ze swojego uroku i wciąż jest to przebój, który miałby szansę zaistnieć nawet w mainstreamowych mediach. Spora w tym zasługa samego Draka, który daje popis swych komicznych umiejętności, udanie imitując André 3000, jednocześnie nie tracąc swojego charakterystycznego sznytu, czy serwując pastiszowy falset. Jak się okazało, jest to świetny uzupełniacz setlisty koncertowej, który pomaga rozładować napięcie po serii ciężkich (muzycznie i merytorycznie) protest songów.
powrót; do indeksunastwpna strona

127
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.