powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CLXIX)
wrzesień 2018

Tu miejsce na labirynt…: Ciemna materia i kosmiczny wiatr
Black Moon Circle ‹Psychedelic Spacelord›
Kilka lat temu pisaliśmy w „Esensji” o albumie „Andromeda” – pełnowymiarowym debiucie norweskiej formacji Black Moon Circle. A potem straciliśmy ją z oczu. Teraz wracamy do niej, aby przyjrzeć się bliżej najnowszej produkcji Skandynawów – płycie „Psychedelic Spacelord”, która jest już ich szóstą produkcją w dyskografii. Równie psychodelicznie odjechaną i energetyczną.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Black Moon Circle to projekt rodzinny, którym zawiadują dwaj bracia – Norwegowie rodem z Trondheim – wokalista i basista Øyvin oraz gitarzysta Vemund Engan. Są ze sobą tak zżyci, że całą swą dotychczasową karierę muzyczną spędzili u swego boku. A zaczynali na początku poprzedniej dekady jako akompaniatorzy bluesowego wokalisty Geira „Nofisha” Bertheussena, z którym nagrali album „Grounded” (2001). Potem przez niemal dekadę udzielali się w alternatywno-punkowej formacji The Reilly Express, z którą wydali EP-kę „Bleeding Hands”(2001) oraz dwie pełnowymiarowe płyty: „Ways of Feeling” (2004) i „Howl, Shake & Boogie” (2009). Problem polegał jednak na tym, że nie zdobyli większej popularności; grup grających tak jak oni było w tamtym czasie mnóstwo. W efekcie rozwiązali zespół i postanowili spróbować jeszcze raz – nie tylko pod nowym szyldem, ale również w zupełnie odmiennej stylistyce. Zamiast garażowego punka postawili na improwizowaną rockową psychodelię i space rock.
Nowe otwarcie wymagało nowych ludzi. I tym sposobem do grupy, którą ochrzczono Black Moon Circle, dokooptowano perkusistę Pera Andreasa Gulbrandsena oraz – na razie tylko jako gościa – mieszkającego w Kopenhadze Amerykanina Scotta Hellera, który jako Dr. Space lideruje formacji Øresund Space Collective. W tym składzie powstały: najpierw EP-ka „Black Moon Circle” (2014), a następnie albumy „Andromeda” (2014) i „Sea of Clouds” (2016). Na tym ostatnim w składzie grupy zadebiutował jako muzyk, dotychczas pełniący jedynie obowiązki realizatora dźwięku, klawiszowiec Magnus Kodoef. Oprócz dwóch regularnych płyt Norwegowie (z pomocą Amerykanina) zarejestrowali i wydali także trzy winylowe (innej wersji, jak dotąd, nie ma) longplaye zawierające muzykę w stu procentach improwizowaną. Znane są one jako „The Studio Jams, Vol. 1, 2 & 3”, a światło dzienne ujrzały odpowiednio w latach: 2015, 2016 i 2017. Na ostatnim z nich dodatkowo wspomógł ich swoim talentem gitarzysta Hans Magnus Ryan, znany ze współpracy z Motorpsycho, Reflections in Cosmo oraz Møster!.
Jak widać, z biegiem czasu skład Black Moon Circle nieznacznie ewoluował. Trzon pozostał wprawdzie nienaruszony (bracia Enganowie i Gulbrandsen), ale stopniowo dochodzili kolejni muzycy. Dr. Space wreszcie otrzymał etat, a Magnus Kodoef awansował do roli stałego współpracownika (nie rezygnując przy tym z obowiązków realizatora dźwięku i speca od masteringu). Lecz i to okazało się za mało podczas sesji do kolejnego albumu. Stąd pojawienie się w studiu szóstego muzyka – skrzypka Jonathana Segela, związanego z Øresund Space Collective i mnóstwem innych zespołów. W tak rozbudowanym zestawieniu grupa nagrała materiał, który w połowie maja tego roku pojawił się na wydawnictwie „Psychedelic Spacelord” (tradycyjnie nakładem norweskiego Crispin Glover Records). Co ciekawe, cały krążek wypełniła tylko jedna, trwająca za to prawie czterdzieści siedem minut kompozycja. W przypadku wydania winylowego podzielono ją na dwie części, ale nie zaznaczono przy tym kolejności, w jakiej należy odsłuchiwać, pozostawiając to intuicji słuchacza.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Inna sprawa, że ma to tak naprawdę znaczenie drugorzędne. O ile bowiem uznamy „Psychedelic Spacelord” za rozbudowaną suitę, to z miejsca musimy zaznaczyć, że to muzyka w dużej mierze improwizowana i nie ma większego znaczenia, czy zaczniemy jej słuchanie od początku, czy od środka (biorąc oczywiście pod uwagę wydanie kompaktowe). Kolejność jest umowna. Na potrzeby tej recenzji przyjmujemy jednak założenie „po bożemu”, czyli startujemy od części otwierającej srebrny dysk. W tym przypadku całość otwierają dobigające z kosmicznej otchłani syntezatory analogowe. A skoro słyszymy właśnie je, to nie ma wątpliwości, że zaszczyt rozpoczęcia płyty przypadł w udziale Scottowi Hellerowi. Po kilkudziesięciu sekundach dołączają do niego gitarzysta (Vemund Engan) i skrzypek (Jonathan Segel). Cała trójka – plus sekcja rytmiczna – snuje swoją opowieść nieśpiesznie, bo przecież podróżując wśród odległych gwiazd nie ma sensu ani potrzeby dokądkolwiek się spieszyć. Wolne tempo sprzyja zaś budowie odpowiedniego nastroju – trochę niepokojącego. Aczkolwiek stonerowa gitara stara się chwilami przydać muzyce Black Moon Circle optymizmu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kiedy rozlega się głos Øyvina Engana, natychmiast pojawiają się skojarzenia z Hawkwind. Nie dlatego, że Skandynawowie (plus Amerykanin) starają się niewolniczo naśladować brytyjskich klasyków space rocka, ale takie połączenie charakterystycznego „płynącego” wokalu z energetyczną psychodelią w tle nie może dać innego efektu. Swoje dodają także skrzypce, będące przez lata wyznacznikiem formacji Dave’a Brocka. W „Psychedelic Spacelord” odgrywają one bardzo istotną rolę, często wchodząc w dialogi z gitarą czy klawiszami. By ułatwić wielbicielom płyt winylowych słuchanie najnowszego albumu, mniej więcej w połowie suity następuje wyciszenie, z którego po dłuższym czasie wybija się mocna rockowa gitara. Przez kilka minut to Vemund ma najwięcej do powiedzenia, a wszyscy pozostali akceptują jego przewodnią rolę. Dopiero kiedy milknie, choć na krótko, do łask wracają syntezatory. Stanowią one pomost z kolejną częścią utworu, w którym zespół ponownie penetruje okolice stoner rocka. Głos Øyvina otwiera natomiast jeszcze inne wrota – psychodeliczne – po przekroczeniu których musimy być gotowi na poddanie się hipnozie.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Im bliżej finału, tym bardziej odrealniona staje się muzyka Black Moon Circle. W dużej mierze zespół osiąga ten efekt dzięki analogowym syntezatorom Dr. Space’a, który bardzo skutecznie stara się budować nastrój dobrze znany z jego dotychczasowych produkcji solowych. W porównaniu ze znakomitą „Andromedą” sprzed czterech lat, skrzącą się pomysłami i nawiązaniami do rocka lat 70. ubiegłego wieku, album „Psychedelic Spacelord” wypada odrobinę słabiej. Jest zdecydowanie mniej zróżnicowany, tym samym osobom z rzadka sięgającym po płyty psychodeliczne czy spacerockowe może wydać się wręcz nużący. Warto mimo wszystko dać mu drugą i trzecią szansę, by z masy dźwiękowej wyłowić na przykład freerockowe improwizacje czy smaczki w postaci organów, fortepianu bądź mellotronu. Wymaga to samozaparcia, albowiem Magnus Kodoef zabał o to, aby nie rzucać się szczególnie w uszy. Wolał spełnić rolę przyprawy, która sprawia, że smakowite danie staje się kulinarną ucztą.
Skład:
Øyvin Engan – śpiew, gitara basowa
Vemund Engan – gitara elektryczna
Jonathan Segel – skrzypce
Scott Heller (Dr. Space) – syntezatory analogowe
Magnus Kodoef – organy, mellotron, fortepian
Per Andreas Gulbrandsen – perkusja



Tytuł: Psychedelic Spacelord
Wykonawca / Kompozytor: Black Moon Circle
Data wydania: 18 maja 2018
Nośnik: CD
Czas trwania: 46:55
Gatunek: rock
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
W składzie
Utwory
CD1
1) Psychedelic Spacelord: 46:55
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

118
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.