„Zagłada” to średniaczek sf ze stajni Netflixa, zbudowany na całkiem sprytnym fabularnym założeniu, utopiony jednak w magmie logicznych wątpliwości.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Niepozorny technik (Michael Peña) zaczyna mieć koszmary o inwazji obcych. Gdy łamie się w końcu i idzie do psychologa, natyka się tam na innego przeciętnego obywatela, który ma podobne koszmary. Czmycha więc spod gabinetu i wraca do domu w sam raz… na inwazję. Przebiegającą bardzo podobnie do tej z koszmaru. Żeby wyjść cało z całej tej awantury – a humanoidalni obcy zaglądają dosłownie do każdego mieszkania i bezwzględnie rozstrzeliwują sąsiadów technika – bohater musi wraz z żoną i dwoma córkami dotrzeć do podziemnego schronu. Niestety, ze względu na węzłowy twist fabularny nie mogę nic więcej zdradzić, przez co opis filmu wygląda blado i średnio ciekawie, ale zaręczam, że będzie tam kilka sympatycznie podanych zaskoczeń. Sęk w tym, że zaskoczenia mocno bledną wobec – lekko śniętej fabuły, wkurzających niesubordynacją postaci córek, płytkością pewnych założeń (najeźdźcy mają namierzanie optyczne i może dźwiękowe, natomiast w ogóle nie potrafią wykrywać ruchu czy ciepłoty ciała, co jest po prostu głupie) i masą logicznych dziur, o których nie sposób mówić bez zahaczania o spoilery (powiedzmy, że chodzi o możliwość zaistnienia całej sytuacji, bezsensowne założenie, że to samo dotknęło mieszkańców Samoa, Grenlandii, Peru czy Etiopii, a także ominięcie kwestii praw robotyki). Ogólnie więc film ogląda się nawet przyjemnie, jednak podczas seansu lepiej wyłączyć mózg…
Tytuł: Zagłada Tytuł oryginalny: Extinction Data premiery: 27 lipca 2018 Rok produkcji: 2018 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 95 Gatunek: SF, thriller Ekstrakt: 50% |