„Wszystkie postacie występujące w tym komiksie są fikcyjne, a ich ewentualne podobieństwo do osób realnych jest przypadkowe” – taka adnotacja znajduje się w „stopce” kolejnego albumu o anarchistycznym ekoterroryście Likwidatorze. Dobre sobie: „Fikcyjne”, „przypadkowe”. Ten komiks naprawdę ma wszelkie szanse ku temu, by rozwścieczyć zwolenników „Dobrej Zmiany”.  | ‹Likwidator #16: Likwidator kontra Dobra Zmiana›
|
Ta postać ubrana na czarno, z charakterystycznym szerokim uśmiechem od ucha do ucha, towarzyszy nam już od ponad dwudziestu lat, choć pierwszy album z nim w roli głównej pojawił się dopiero w 2001 roku („Trylogia”). Wydany przed paroma tygodniami „Likwidator kontra Dobra Zmiana” jest szesnastym w kolejności i co niektórzy przebąkują, że może ostatnim. Nie, wcale nie dlatego, że za chwilę autor dzieła może wylądować w więzieniu za „obrazę majestatu”, raczej z tego powodu, że powoli wyczerpuje się już formuła opowieści o tym nad wyraz specyficznym superbohaterze (bardziej jednak przypominającym Ra’s al Ghula aniżeli Batmana). Przeciwnicy tej tchnącej skrajnym anarchizmem i nihilizmem serii stwierdzą zapewne, że wyczerpała się już dawno, ale skoro wciąż znajdują się czytelnicy uznający, że warto wyasygnować kilkadziesiąt ciężko zarobionych złotych na kolejną porcję totalnej rozpierduchy fundowanej przez Likwidatora – oznacza to, iż Ryszard Dąbrowski wcale nie musi rezygnować ze swojej sztandarowej postaci. Likwidatorowi mało co się podoba, oczywiście poza życiem zgodnie z naturą – wszak jest radykalnym, wojującym ekologiem. Nawet jeśli pociąga go mieszkanie w leśnej ziemiance, w towarzystwie żony i syna, od czasu do czasu wydarza się coś, co zmusza go do opuszczenia bezpiecznego schronienia i zaprowadzenia porządku w otaczającym go świecie. W tomie szesnastym są to akolici tak zwanej „Dobrej Zmiany” – ci, którzy ją zaprowadzają, i ci, którym przynosi ona wymierne korzyści. A o co chodzi konkretnie? Tym razem o zmasowaną wycinkę drzew w Puszczy Knyszyńskiej – miejscu zamieszkania Likwidatora. Pod wpływem emocji podejmuje się on kolejnej misji: postanawia przepędzić harvestery wraz z obsługującymi je robotnikami. Ale na tym nie poprzestaje. Zirytowany, rusza w Polskę B, by karać tych, którzy – jego zdaniem – na to zasługują. Kolejny komiks serii nie różni się znacząco od poprzednich. Pełen jest scen przemocy, wulgaryzmów i czarnego humoru nawiązującego do aktualnej sytuacji społeczno-politycznej w Polsce (mimo że akcja rozgrywa się w 2023 roku, na krótko przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi). Dostaje się wszystkim i wszystkiemu, co związane jest z obecnie rządzącą opcją polityczną: od „pogrobowców” żołnierzy wyklętych po beneficjentów programu 500+, od kleru po Wojska Obrony Terytorialnej, od Instytutu Pamięci Narodowej po telewizję publiczną. Dąbrowski nie ma litości, a jego bohater – dosłownie – nie bierze jeńców. Świńskie twarze (a w zasadzie mordy) polityków jasno wyrażają, co autor komiksu o nich myśli. Jeżeli któremuś z nich udaje się wyjść cało po spotkaniu z Likwidatorem, to jedynie przez przeoczenie. W wielu momentach komiks jest zwyczajnie niesmaczny, za to w innych bywa absurdalnie śmieszny, tym bardziej że jego twórca nagminnie odwołuje się do konkretnych słów i zdarzeń, jakie pojawiły się w przestrzeni publicznej za sprawą piętnowanych przez Dąbrowskiego polityków. Oceny tym razem nie będzie. Nie dopytujcie dlaczego. Po prostu nie mam zamiaru narażać się… Likwidatorowi.
Tytuł: Likwidator #16: Likwidator kontra Dobra Zmiana Data wydania: sierpień 2018 Cena: 39,90 Gatunek: humor / satyra, superhero |