Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj efemeryczny (jednorazowy) Kwintet Zbigniewa Seiferta.  |  | ‹Polish Radio Jazz Archives vol. 32 – Zbigniew Seifert›
|
Rok 1978 był dla Zbigniewa Seiferta niezwykle trudny. Postępująca choroba na długie miesiące wytrącała go z normalnego funkcjonowania. Mimo to starał się nie poddawać jej i w miarę możliwości, jeśli organizm na to pozwalał, koncertował i nagrywał. Zapotrzebowanie na jego muzykę było ogromne, a plany tym samym rozległe. W listopadzie Seifert przyjechał – jak się okazało, po raz ostatni – do rodzinnego Krakowa. Korzystając z jego obecności, Grzegorz Tusiewicz (krytyk jazzowy i dziennikarz muzyczny, zmarły w lutym 2016 roku) postanowił zorganizować, a czasu miał na to niewiele, cykl koncertów. Odbyły się one w klubie studenckim Pod Jaszczurami, z którym Tusiewicz był związany od czasu swoich studiów w Politechnice Krakowskiej. Próby odbywały się natomiast w piwnicy perkusisty Skaldów Jana Budziaszka, chociaż on sam w całym przedsięwzięciu nie uczestniczył. Kto więc zagrał z Seifertem? Skład został zebrany ad hoc, co niestety odbiło się później na jakości koncertów i materiału opublikowanego na płycie. Skrzypek znał wcześniej w miarę dobrze jedynie dwóch muzyków jazzrockowego Laboratorium – pianistę Janusza Grzywacza oraz perkusistę Mieczysława Górkę – z którymi dokonał kilku nagrań wiosną 1972 roku. Ale od tamtego momentu minęło sześć lat; większość z nich Seifert spędził na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych; Laboratorium doczekało się natomiast dwóch pełnowymiarowych albumów („Modern Pentathlon”, 1976; „Aquarium Live”, 1977) i było w trakcie pracy nad kolejnym („Diver”, 1978). Stylistycznie ich zainteresowania dałoby się jeszcze jakoś pogodzić z tym, co prezentował lider projektu. Z nieco innej bajki był jednak, nieżyjący od pięciu lat, gitarzysta Jarosław Śmietana, w tamtym czasie stojący na czele mogącej pochwalić się trzema longplayami formacji Extra Ball („Birthday”, 1976; „Aquarium Live No. 3”, 1977; „Extra Ball”, 1978). Ona również obracała się w kręgu jazz-rocka, ale dalekiego od improwizacji, jakim z lubością oddawał się Seifert. Skład dopełnił jeszcze kontrabasista Zbigniew Wegehaupt (zmarły w 2012 roku), dotąd kojarzony głównie z Kwartetem Wojciecha Gogolewskiego. Muzycy nie mieli zbyt dużo czasu na przygotowania do koncertów, które odbyły się Pod Jaszczurami pomiędzy 12 a 18 listopada. Pracowali głównie na dostarczonym przez Seiferta materiale, znanym nie tylko z jego wcześniejszych „zachodnich” płyt („Zbigniew Seifert”, 1977; „Man of the Light”, 1977), ale także przygotowywanym na kolejny winylowy krążek dla mającej siedzibę w Los Angeles wytwórni Capitol Records. Został on zarejestrowany kilka dni po występach w Krakowie, ale światło dzienne ujrzał dopiero po śmierci skrzypka – jako „ Passion” (1979). Seifert nie brał prawdopodobnie pod uwagę ewentualności wydania w przyszłości nagrań dokonanych w stolicy Małopolski; bardziej były mu potrzebne jako materiał poglądowy, służący do dalszej pracy. Gdy jednak trzy miesiące później zmarł w szpitalu w Buffalo, nagle zyskały one na wartości. W efekcie upubliczniono je na podwójnym, sygnowanym przez PolJazz, wydawnictwie zatytułowanym „Kilimanjaro” (1979). Wyboru nagrań z koncertu zarejestrowanego 14 listopada 1978 roku dokonał perkusista Janusz Stefański, przez lata występujący z Seifertem na jednej scenie. Nie był to jednak cały materiał, czego dowodzi wydany w 2002 roku dwupłytowy kompaktowy bootleg „Kilimanjaro Session”. Ale i on, jak się okazuje, nie wyczerpywał tematu. We wrześniu tego roku Polskie Radio – w cenionej serii „Polish Radio Jazz Archives” (pod numerem 32) – przypomniało ten koncert, ale jego program jest jeszcze inny (przede wszystkim zabrakło „Impressions” z repertuaru Johna Coltrane’a). Do ponad godzinnego materiału z Krakowa wydawca dorzucił dwa starsze utwory, spośród których jeden (z października 1970 roku) jest już znany, został bowiem wydany przed ośmioma laty na zawierającym archiwalia albumie „ Nora”. Czy zatem warto sięgnąć po płytę Polskiego Radia? To w pewnym sensie pytanie retoryczne. Wielbiciele twórczości polskiego skrzypka odpowiedzą na nie oczywiście pozytywnie, bo będą chcieli posiadać w swoich zbiorach wszystkie dzieła Mistrza. A pozostali? Cóż, warto się skusić choćby z jednego powodu – nagrania te brzmią dużo lepiej niż na wszystkich wcześniejszych edycjach „Kilimanjaro”. A teraz przyjrzyjmy się szczegółom. Album otwiera jedenastominutowa kompozycja „Spring on the Farm” – dobrze znana z wydanej w 1977 roku przez Capitol płyty „Zbigniew Seifert”, ale wykonywana przez skrzypka już wcześniej, chociażby z międzynarodowym kwartetem Variospheres. Tu trafiła najdłuższa jej wersja, znaczona country’owym wstępem lidera na skrzypcach i stonowaną jazzrockową partią gitary w stylu Johna Abercrombiego (którego Jarosław Śmietana był wielbicielem i, jak się okazuje, również pojętnym uczniem). Pozostali muzycy ograniczają się jedynie do akompaniamentu, co w przypadku sekcji rytmicznej można oczywiście zrozumieć, ale biorąc pod uwagę fakt, że na scenie znalazł się również pianista – wydaje się to już marnotrawstwem. Janusz Grzywacz generalnie został sprowadzony do roli „wypełniacza tła”, bo tylko w jednym utworze dane mu jest nieco bardziej rozwinąć skrzydła. Sam utwór, choć długi, nie wywołuje ekscytacji. Nie ma w nim bowiem typowych dla Seiferta energetycznych improwizacji (co można jednak wytłumaczyć złym samopoczuciem), są za to repryzy głównego tematu, niewiele zresztą do niego wnoszące. Także w drugim w kolejności „Quo vadis” (przygotowywanym przez lidera na album „ Passion”) nie dzieje się wiele. Seifert i Śmietana dzielą się obowiązkami solistów, a Grzywacz, Wegehaupt i Górka pokornie wypełniają tło. Gdy w pewnym momencie pianista wybija się na plan pierwszy, powtarza jedynie partię gitary. Nawet solówka skrzypcowa wypada zaskakująco apatycznie. Nieco ożywienia wnosi „Materna” – przede wszystkim dzięki temu, że główny motyw zostaje wzmocniony przez grające unisono skrzypce i gitarę. Wydaje się więc, że tym razem zespół pozwoli sobie na więcej swobody, ale gdy po kilkunastu minutach docieramy do finału, okazuje się, że to jedyny nowy koncept, który zresztą powtórzony zostanie także w kolejnym utworze – „Coral” (obecnym wcześniej na longplayu „Man of the Light”). Sekcja rytmiczna gra tutaj gęściej, na dodatek wspomaga ją fortepian elektryczny Grzywacza. To byłby świetny fundament do improwizacji, ale nie wyrywają się do nich ani skrzypek, ani gitarzysta. W efekcie w miarę rozwoju utworu robi się coraz… nudniej. Niewiele więcej dobrego da się powiedzieć o „Bass Line a-moll”. Chyba tylko tyle, że wreszcie swoje „pięć minut” (które w rzeczywistości trwają znacznie krócej) otrzymuje Grzywacz. Po nim pojawia się jeszcze Seifert i powtórką balladowego motywu z początku kompozycji wieńczy całość. W przynajmniej tak wymyślili to wydawcy płyty.  | |
To nie jest oczywiście najlepsza płyta Zbigniewa Seiferta (tak jak nie było nią opublikowane prawie czterdzieści lat temu „Kilimanjaro”); to raczej ciekawostka, dopełnienie wcale nie tak bogatej dyskografii krakowskiego skrzypka. Album ten pozwala jednak docenić jego maestrię, chociaż razi brakiem zrozumienia z resztą zespołu. Tyle że wcale nie jest to wina pozostałych artystów. Muzycy mieli po prostu zbyt mało czasu, aby właściwie przygotować się do koncertów. To, co słyszymy, to zaledwie szkice, punkt wyjścia do dalszej pracy, który – z powodu nieszczęśliwego rozwoju zdarzeń – stał się efektem finalnym. A teraz przejdźmy do „bonusów”. „Czekając na deszcz” to numer Seiferta, który nagrał on w 1972 roku z towarzyszeniem Studia Jazzowego Polskiego Radia kierowanego przez słynnego saksofonistę Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Przez większość czasu dominują tu monumentalnie zaaranżowane dęciaki, dopiero w drugiej części rozbrzmiewają skrzypce. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że to także dopiero wprawka. W każdym razie chyba nieprzypadkowo utwór ten nie znalazł się rok później w repertuarze longplaya „Sprzedawcy glonów”, choć są na nim trzy inne nagrania Studia Jazzowego dokonane z udziałem Seiferta („Bez wyciszenia”, „Cytat z samego siebie”, „Magma”). O wieńczącej „Polish Radio Jazz Archives, Vol. 32” kompozycji „Ten niezastąpiony” pisałem natomiast przed paroma miesiącami, recenzując „ Norę” – i do tego tekstu odsyłam. Skład: (1-5; 1978) Zbigniew Seifert – skrzypce Jarosław Śmietana – gitara elektryczna Janusz Grzywacz – fortepian elektryczny Zbigniew Wegehaupt – kontrabas Mieczysław Górka – perkusja (6; 1972) Zbigniew Seifert – skrzypce Studio Jazzowe Polskiego Radia pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego (7; 1970) Zbigniew Seifert – saksofon altowy Jaj Jarczyk – fortepian Jan Gonciarczyk – kontrabas Janusz Stefański – perkusja
Tytuł: Polish Radio Jazz Archives vol. 32 – Zbigniew Seifert Data wydania: 7 września 2018 Nośnik: CD Czas trwania: 77:55 Gatunek: jazz, koncert EAN: 5907812248697 W składzie Utwory CD1 1) Spring On The Farm: 11:05 2) Quo Vadis: 10:42 3) Materna: 15:31 4) Coral: 9:59 5) Bass Line A-Moll: 17:00 6) Czekając Na Deszcz / Waiting For The Rain: 4:38 7) Ten Niezastąpiony / The Irreplaceable One: 8:58 Ekstrakt: 60% |