To bardzo inteligentna czarna komedia. Co jednak należy zrozumieć i uszanować, może ona rozwścieczyć ludzi, których dotyka bezpośrednio. Czyli Rosjan. Bo jeśli rządzący ich krajem przez dekady politycy zostali pokazani jako skończone kanale, zboczeńcy, alkoholicy i zbrodniarze – to co można myśleć o narodzie, którym rządzili? Armando Iannucci, reżyser „Śmierci Stalina”, już chyba nigdy nie dostanie pozwolenia na kręcenie zdjęć w Rosji.  |  | ‹Śmierć Stalina›
|
Ostatnimi laty, gdy dociera do nas informacja o filmowej ekranizacji komiksu, z miejsca przychodzą na myśl superbohaterskie produkcje spod znaku Marvela bądź DC Comics. A tu, proszę, wielka niespodzianka! Szkot, choć o włoskich korzeniach, Armand Iannucci postanowił wziąć na warsztat dwutomową opowieść Fabiena Nury’ego i Thierry’ego Robina „ Śmierć Stalina” (2010-2012), której akcja rozgrywa się w Związku Radzieckim na przełomie zimy i wiosny 1953 roku, a więc w momencie gdy jeden z największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości żegna się z życiem, a jego dotychczasowi współpracownicy zaczynają bezpardonową walkę o władzę. Nury opowiedział tę historię z lekkim przymrużeniem oka, stawiając na groteskowe gagi i wyolbrzymiając w bohaterach to, co najpaskudniejsze. Iannucci, dla którego był to dopiero drugi pełnometrażowy film w karierze (po nominowanej do Oscara za scenariusz adaptowany komedii „Zapętleni” z 2009 roku), poszedł wytyczoną przez niego ścieżką, przerysowując jeszcze bardziej portrety najważniejszych postaci tego politycznego komediodramatu. Szkot nie oszczędza w „Śmierci Stalina” nikogo (poza pianistką Marią Judiną, w którą wciela się piękna Ukrainka Olga Kurylenko). To, że dostało się umierającemu generalissimusowi – to pal licho, ale Iannucci siecze okrutnymi żartami jak pociskami z karabinu maszynowego we wszystkich dokoła. Ławrientij Beria (Simon Russell Beale) jest krwiożerczym erotomanem, który nawet skazując tysiące ludzi na śmierć, myśli jedynie o zaspokajaniu chuci; Nikita Chruszczow (Steve Buscemi) to udający idiotę przed Stalinem podstępny intrygant; Gieorgij Malenkow (Jeffrey Tambor) boi się nawet własnego cienia i jest gotów ze strachu poprzeć każdego, kto na niego nakrzyczy; Wiaczesław Mołotow (genialny w tej roli Michael Palin) to urodzony tchórz i zdrajca, który nie sprzeciwił się dyktatorowi nawet wtedy, gdy do więzienia wsadzono jego żonę; z kolei marszałek Gieorgij Żukow (Jason Isaacs) jest marzącym o władzy megalomanem (ale z jakiegoś powodu jako jedyny wzbudza sympatię, pewnie dlatego, że nienawidzi wszechwładzy Berii i jego NKWD). Każdego z nich cechowało właśnie to, co zobaczyliśmy na ekranie, ale Iannucci postarał się bardzo wszystko wyolbrzymić, podnieść do potęgi, w efekcie czego rozwścieczył Kreml. Nie dlatego, że prezydent Władimir Putin pała jakąś niezrozumiałą namiętnością do Stalina. Tu chodzi raczej o to, co pojawia się na drugim planie – o powszechną paranoję, jaka panuje w Związku Radzieckim, wszechogarniający wszystkich strach, który jest źródłem donosicielstwa, lizusostwa, totalnego zidiocenia. Bo skoro tacy byli nasi dziadkowie, to jaką mamy mieć pewność, że wnukowie nie odziedziczyli ich skłonności? Naród, któremu nie było dane poznać w latach 70., 80. czy 90. „Latającego cyrku Monty Pythona”, nie zrozumie dzisiaj żartów Iannucciego. Nie będą go one bawić. Raczej skłonią do irytacji i uruchomienia mechanizmu obronnego. Może dla Rosjan jest po prostu za wcześnie. Może musi minąć jeszcze jedno pokolenie, by spojrzeć na tamte tragiczne czasy z bezpiecznego dystansu. Co nie zmienia faktu, że „Śmierć Stalina” to świetnie zrealizowana, z ogromną swadą i w szybkim tempie czarna komedia, która jednak utwierdzi widzów na Zachodzie w stereotypie, że Rosjanie to dzicz.
Tytuł: Śmierć Stalina Tytuł oryginalny: The Death of Stalin Data premiery: 20 września 2018 Rok produkcji: 2017 Kraj produkcji: Belgia, Francja, Kanada, Wielka Brytania Czas trwania: 102 min Gatunek: komedia EAN: 5906190325853 Ekstrakt: 70% |