W zeszłym tygodniu mówiliśmy o coverze jednego z największych przebojów Metalliki. Dziś nie oddalimy się zbytnio od tego zespołu, choć w zasadzie głównym bohaterem będzie hymn The Beatles „Hey Jude”. „Hey Jude” zawsze był jednym z moich ulubionych utworów Beatlesów, ale od kiedy poznałem jego genezę, polubiłem go jeszcze bardziej. Skomponował go Paul McCartney dla syna Johna Lennona, Juliana, aby podtrzymać go na duchu w czasie rozwodu rodziców. W efekcie przy okazji powstał jeden z największych hitów Wielkiej Czwórki, który przez ćwierć wieku nosił też zaszczytne miano najdłuższego singla, który uplasował się na pierwszym miejscu brytyjskiej lisy przebojów (zdetronizował go dopiero „I’d Do Anything for Love (But I Won’t Do That)” Meat Loafa). Luźna wariacja przeboju znalazła się także na debiutanckim albumie pastiszowego zespołu Beatallica. Już sama jego nazwa może dać sporo do myślenia, albowiem koncepcją tego metalowego kabaretu jest łączenie stylów i spuścizny The Beatles oraz Metalliki. Choć pomysł wydaje się dość karkołomny, dzięki pomysłowości i energii muzyków powstała rzecz co najmniej intrygująca. Z początku, ze względu na ochronę praw autorskich, panowie udostępniali swoją twórczość za darmo i dopiero w 2007 roku zebrali najlepsze przeróbki by trafiły na krążek wymownie zatytułowany „Sgt. Hetfield’s Motorbreath Pub Band” (co stanowi nawiązanie do słynnego „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band”). Znajdziemy na nim mieszankę utworów Brytyjczyków i Amerykanów podkręconą metalowym czadem i wyśpiewaną z charakterystyczną manierą Jamesa Hetfielda, polegającą na przeciąganiu końcówek wyrazów. Zresztą wystarczy spojrzeć na tytuły utworów: „Blackened in U.S.S.R.” (połączenie „Blackened” Metalliki i „Back in the U.S.S.R.” Beatlesów), „Helvester of Skelter” („Harvester of Sorrow” i „Helter Skelter”), czy „Leper Madonna” („Leper Messiah” i „Lady Madonna”). Sami członkowie Beatalliki przybrali także odpowiednie pseudonimi: Jaymz Lennfield (połączenie Jamesa Hetfielda i Johna Lennona), Grg Hammettson (Kirk Hammett i George Harrison), Kliff McBurtney (Cliff Burton i Paul McCartney) oraz Ringo Larz (Lars Urlich i Ringo Starr). Zdecydowanie najzabawniejszym i najlepszym utworem na płycie jest przeróbka „Hey Jude”, czyli „Hey Dude”. Wokalista tak perfekcyjnie naśladuje swojego mistrza z Metalliki, że kiedy pierwszy raz usłyszałem ten kawałek (bodajże w Minimaxie Piotra Kaczkowskiego), myślałem, że to jakiś nowy projekt najpopularniejszych thrashowców. Do tego dochodzi odpowiednio zmodyfikowany, knajpiany tekst i ostrzejsze gitary. Niemniej sama melodia i konstrukcja oryginału pozostała bez zmian z kulminacją w postaci końcowego, chóralnego „naaa naaa nananana”. Szkoda, że inwencji Beatallice starczyło na jeden album i następne nie są równie udane. Trafiały się jednak rodzynki, ale o tym w przyszłym tygodniu. |