Garth Ennis nienawidzi superbohaterów. O tym jak bardzo, możecie przekonać się po raz kolejny, sięgając po pierwszy tom cyklu "Chłopaki" z podtytułem "Jak na imię tej grze", który ukazał się w Polsce za pośrednictwem wydawnictwa Planeta Komiksów.  |  | ‹Chłopaki #1: Jak na imię tej grze›
|
Kim jest Garth Ennis fanom historii obrazkowych mówić nie trzeba. Tym, którzy dopiero raczkują w temacie wyjaśnię jednak, że to irlandzki scenarzysta, znany z bezkompromisowych i obrazoburczych scenariuszy, w których przekleństwa, przemoc i wszelkiej maści dewiacje (głównie seksualne) są na porządku dziennym. Jest też twórcą nierównym, ponieważ obok pozycji genialnych, jak serie "Kaznodzieja", "Pielgrzym", "Hellblazer", czy "Punisher", trafiają mu się ewidentne wpadki ("Hitman/Lobo", "Fury", "Ghost Rider: Droga ku potępieniu", "Thor: Wikingowie"). Pierwszy tom serii "Chłopaki" nie należy do żadnej z tych kategorii. Alan Moore w swoim epokowym komiksie mówił, że Strażnicy są po to by strzec ludzkości – i dodawał: ale kto strzeże Strażników. Ennis odpowiada - Chłopaki (co jest dość nieprecyzyjne, ponieważ wśród nich jest jedna kobieta). Jest to półoficjalna jednostka rządowa na usługach C.I.A., która ma za zadanie temperować poczynania superbohaterów, którzy pojawiają się hurtowo na świecie. Dowodzi nią sadysta Billy Rzeźnik, czerpiący niemal mistyczną przyjemność z zadawania bólu "subkom". Jednak pozostali członkowie drużyny - Cycuś Glancuś, Francuz i Niewiasta - wcale nie są lepsi (a może i gorsi). Skład ma uzupełnić Tyci Hughie, niepozorny człowieczek o fizjonomii Simona Pegga z czasów "Wysypu żywych trupów". Otrzymał propozycję przystąpienia do ekipy po tym, jak jego dziewczyna zginęła w okrutny sposób w wyniku nieprzemyślanego działania jednego z nadludzi. Powołanie do życia Chłopaków nie jest tylko zapobiegawczym działaniem rządu, który ma obsesję na punkcie kontrolowania obywateli. Superbohaterowie w świecie wykreowanym przez chorą wyobraźnię scenarzysty to degeneraci pierwszej wody. A im są potężniejsi, tym stopień ich deprawacji wyższy. O ile takie Dzieciaki Kopniaki (odpowiednik Młodych Tytanów, albo Young Avengers) to po prostu rozpieszczone gwiazdy mediów, lubujący się w hedonistycznej zabawie, to już Siódemka (czyli Avengers, a może nawet bardziej Liga Sprawiedliwości), pod przykrywką wzniosłych haseł, ukrywa najmroczniejsze sekrety. Goście, którzy ewidentnie są złymi kopiami Supermana, Batmana, czy Flasha mają sporo za uszami, z których gwałty i przemoc wydają się najmniej spektakularne. Jednym z najmocniejszych punktów niniejszego komiksu jest moment, kiedy młoda bohaterka Gwiezdna stara się o przyjęcie do Siódemki w miejsce zaginionego Latarnika. Na przesłuchaniu u Ojczyznosława (cudowna ksywka!) okaże się być testowana z różnych umiejętności… Jak zatem widać Garth Ennis nic nie stracił ze swojego czarnego humoru, jaki prezentował w "Kaznodziei". Dialogi obfitują w przekleństwa, a co kilka stron trafiają się kadry wyuzdanego seksu. Niemniej mam wrażenie, że trochę tym razem przesadził. W efekcie powstało dzieło o subtelności twórczości Patryka Vegi. Mamy tu zlepek wątków i gagów, które raz są zabawne, innym razem odpychające, ale zabrakło w tym ciekawych bohaterów. O samych Chłopakach i ich motywacji, poza Tyci Hugie′m nie dowiadujemy się zbyt wiele. Podobnie sprawa wygląda z członkami Siódemki, z których najlepiej wyeksponowany jest Ojczyznosław. Ponieważ jednak jest to dopiero pierwsza część dość długiej serii, będzie szansa na nadrobienie tego wszystkiego. Garthowi partneruje rysownik Darick Robertson, którego styl wydaje się stworzony do tego, by portretować chore wynaturzenia. Preferuje dość brudną kreskę, nie zawsze dokładną, ale uwypuklającą szkaradność postaci. Nie boi się również ukazywać wyszukanych morderstw, oderwanych członków i scen nagości. Nie powiem, by był to mój ulubiony trend, niemniej do przygód Chłopaków idealnie pasuje. Ciekawostką jest, że pierwsze sześć zeszytów serii, jakie składają się na "Jak na imię tej grze" ukazało się pod patronatem WildStorm, należącego do DC Comics. Jednak konserwatywni włodarze wydawnictwa uznali, że "Chłopaki" oczerniają ich idealnych herosów i zaprzestali publikacji serii, którą odkupiło Dynamite i opublikowało do końca, zyskując tym samym największy hit sprzedażowy w swojej ofercie. Wychodzi więc na to, że dla DC obrazoburcze przedstawienie religii, Kościoła i Boga, jakie miało miejsce w "Kaznodziei" (publikowanego dla podległego gigantowi Vertigo) jest całkiem dopuszczalne, ale już aluzja, że Superman może być gwałcicielem-sadystą, to coś karygodnego. "Chłopaki" rozwijają wątki, jakie pojawiły się we wcześniejszej publikacji ze scenariuszem Gartha Ennisa "Pro.". Jest to jednak przedsięwzięcie na o wiele większą skalę. Jego pierwszy tom nie rzuca na kolana i nie jest tak szokujący, jak na przykład pierwszy tom "Kaznodziei", czy "Pielgrzyma", ale zapowiada mocną jazdę bez trzymanki, która ma szansę obronić się w dalszych częściach. Ci, którzy jeszcze nie znają niniejszej pozycji, która swą premierę w Polsce miała w 2016 roku, niech to jak najszybciej nadrobią, ponieważ wielkimi krokami zbliża się premiera serialu na jej podstawie.
Tytuł: Chłopaki #1: Jak na imię tej grze Data wydania: 9 października 2016 ISBN: 9788394347345 Format: 148s. 170x260 mm Cena: 59,90 Gatunek: sensacja, superhero Ekstrakt: 70% |