Pogańska wieś, mroźna zima, duchy, wilkołaki, pakty z diabłem, a pośród tego wszystkiego historia miłosna. „Listopad” to z pewnością jedna z oryginalniejszych propozycji filmowych tego roku w polskich kinach.  | ‹Listopad›
|
Piotr Dobry: Na rynku pojawił się nowy dystrybutor, obiecujący wprowadzanie „intrygujących filmów z całego świata, które łączą kino gatunkowe z autorską wizją”. I trzeba przyznać, że pierwszy tytuł w katalogu Velvet Spoon, estoński „Listopad”, spełnia wszystkie te warunki. Konrad Wągrowski: Oj tak, pewnie trudno będzie znaleźć w tym roku w naszych kinach porównywalny film. Czy choćby równie… dziwny. Z jednej strony to oczywiście bardzo dobrze, bo nie narzekamy na nadmiar oryginalnego kina, z drugiej jednak duża odwaga. Bo sądzę, że „Listopad” świetnie by się sprawdził na festiwalach filmowych, tam miałby szanse na nagrody publiczności, na polecanie sobie go przez widzów, ale w normalnej dystrybucji będzie produkcją mocno niszową. Ale zważywszy na fakt, że o niszowych produkcjach często w naszym cyklu rozmawiamy, „Listopad” z pewnością jest świetnym tematem na powrót „Dobrego i Niebrzydkiego” po kilku miesiącach przerwy. PD: Film jest adaptacją niezwykle popularnej w Estonii baśni Andrusa Kivirähka, osadzonej w świecie lokalnych legend i folkloru. W telegraficznym skrócie: pogańska wieś pod panowaniem niemieckim, mroźna zima… KW: Zważywszy na tytuł – jednak jesień… PD: No dobrze, widmo mroźnej zimy. Do tego duchy, wilkołaki, pakty z samym diabłem, a pośród tego wszystkiego historia miłosna: wiejska dziewczyna kocha chłopaka ze wsi, ale ten kocha córkę barona… Opowiedziane jest to w sposób daleki od tradycyjnej narracji, raczej poprzez strumień świadomości, ciąg czarno-białych, nierzadko enigmatycznych obrazów. Reżyser i scenarzysta Rainer Sarnet ma niewątpliwie bardzo silną osobowość autorską, wystarczy zobaczyć, co wcześniej zrobił z „Idiotą” Dostojewskiego. Tylko czy jego wizja cię przekonuje? KW: Wizja – od strony warstwy wizualnej – jest z pewnością ogromnym atutem filmu. To dla mnie taki trochę casus chińskiej „Zabójczyni” – mnóstwo kadrów, czy to ze wsi, czy z lasu, czy z zamku, jest tak piękne, że chciałoby się je oprawić i powiesić na ścianie. Natomiast z pewnością gubi się w tym nieco historia. „Listopad” przeskakuje od sceny do sceny, od tematu do tematu, wydaje się, że bardziej reżysera interesuje wplecenie w swój film jak najwięcej oryginalnych motywów folklorystycznych, zaskoczenie bądź zaszokowanie widza, niż przedstawienie zwartej zajmującej opowieści. Z wszystkich tematów najmocniej wyróżnia się miłosny trójkąt, ale nie ma w jego historii za wiele zwrotów akcji, nie ma pogłębienia bohaterów, nie ma próby mocniejszego zaangażowania emocjonalnego widza w tę opowieść. Po prostu – ona kocha jego, on kocha inną, ale nie wiemy, dlaczego mielibyśmy się tym przejąć. PD: To prawda, bohaterowie są nakreśleni bardzo zdawkowo i niewiele o nich wiemy ponad to, że bywają pięknie wkomponowywani w kadry. KW: Co więcej – film sprawia wrażenie, jakby chciał być bardziej uniwersalną opowieścią, poruszającą tematy ludzkich lęków egzystencjalnych, strachu przed śmiercią, złem, świtem przyrody, zarazą. Ale to wszystko też jakoś do końca nie potrafi wybrzmieć. PD: Mnie najbardziej zafascynowały kratty, czyli estońskie skrzaty, w wersji Sarneta dalece odbiegające od powszechnego wyobrażenia o tych stworzeniach, bardziej przypominające nieporadne roboty skonstruowane z przedmiotów użytkowych, jak kosy, siekiery, różne żelastwo. Wprowadzają one do tej przaśnej baśni element stechnicyzowany, zgoła steampunkowy. KW: Oj, tak, już pierwsze sceny mocno przyciągają uwagę widza, gdy przez zmarznięte wiejskie podwórko przetacza się generał Grevious z estońskiego folkloru. A może te kratty też zostały za mało wykorzystane? Może powinny mieć też jakąś większą opowieść, niż być tylko elementem scenerii? Bo twórcy ewidentnie lubią efekciarstwo – bardziej ich interesuje, by zaskoczyć widza swymi wizjami (wystrzeliwanymi czasem z szybkością karabinu maszynowego), niż wciągnąć w swój świat. PD: Z tą szybkością karabinu maszynowego coś jest na rzeczy, trochę jakby za dużo grzybów w barszczu, cierpi fabuła, jednak z kolei do płaszczyzny czysto warsztatowej nie sposób się przyczepić, całość jest kapitalnie poskładana, przez montażystę „Zimnej wojny” zresztą, Jarosława Kamińskiego. Zwróciłbym jeszcze uwagę na inny polski akcent: ścieżkę dźwiękową autorstwa Jacaszka, twórcy eksperymentalnej muzyki elektronicznej, która w zestawieniu z folkową mitologią tworzy całkiem interesujący dysonans. Wspominaliśmy już, że wizje Sarneta są bardzo oryginalne, choć niekiedy też cokolwiek znajome. Filmowa wieś jest przecież rodem z „Szatańskiego tanga” Beli Tarra, z kolei poprzez postać blond dziewoi nie mogłem się opędzić od skojarzeń z „Czarownicą” Roberta Eggersa. Tyle że trudno mi w ogóle rozpatrywać „Listopad” w kategorii horroru, mimo że tak między innymi jest klasyfikowany - i jeśli miałbym tu mówić o rozczarowaniu, to właśnie pod tym względem. Napięcie jest szczątkowe, o scenach autentycznej grozy nie ma mowy, i choć wszechobecny surrealizm podlany czarnym humorem sporo wynagradza - latający cielak w prologu i już wiesz, że było warto - to jednak odczuwam niedosyt. KW: Ja też. Nie chcę jednak wyjść na malkontenta – znalazłem w „Listopadzie” sceny, które naprawdę potrafiły mnie urzec. Najpiękniejszą – i najlepiej korespondującą z obecnym czasem – jest noc spotkania z tymi, którzy odeszli. W obrazie ubranych na biało postaci wychodzących z lasu, w czekających na nich żywych krewnych, w tym, jak później rozchodzą się po domach na wieczerzę, jest coś naprawdę bardzo pięknego, ślicznie uosabiającego ludzkie pragnienia i związane z życiem pozagrobowym. Że śmierć nie jest kresem, że będzie szansa by znów spotkać się ze swymi najbliższymi, których wydawało się, że żegnamy na zawsze. PD: Zatem - z zastrzeżeniami, ale polecamy. Ciekawy, odważny pierwszy ruch nowego gracza w branży, liczymy na więcej i z tendencją zwyżkową.
Tytuł: Listopad Tytuł oryginalny: November Data premiery: 2 listopada 2018 Rok produkcji: 2017 Kraj produkcji: Estonia, Holandia, Polska Czas trwania: 115 min Gatunek: dramat, fantasy, groza / horror |