powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CLXXXI)
listopad 2018

Z filmu wyjęte: Żeby lepiej słyszeć
Wbrew pozorom dzisiejszy kadr nie pochodzi z „Czerwonego Kapturka”.
Bywa – choć rzadko – że filmowcy rzeczywiście postanowią dać widzom bohatera o wielkich uszach. Tak się stało choćby w roku 1977, kiedy światło dzienne ujrzał tajlandzki „Computer Superman”, kiczowata groteska o czwórce urodzonych pewnej burzowej nocy dzieci. Jedno z nich ma właśnie takie wielgachne, ewidentnie sztuczne uszy, przyczepione do głowy jak najbardziej widoczną gumką. W dorosłym życiu bohater potrafi dzięki owym uszom doskonale słyszeć oraz używać ich choćby do wachlowania się. Drugi z bohaterów ma wielgachne, gumowe graby – bo dłońmi trudno to już nazwać. Trzeci dysponuje sztywnym, krótkim ogonem, przypominającym z wyglądu róg nosorożca – tyle że przyczepiony z niewłaściwej strony nad niewłaściwym otworem. Trudno stwierdzić, czy z posiadania ogona wynikały jakieś pozytywy. Czwarty z kolei został obdarzony… khem… no cóż… Czwartego zostawię na „zatydzień”. Jest perełką sam w sobie.
Jak by nie było, dżentelmeni – cóż za zaskoczenie! – nie cieszą się zbyt dużą popularnością w swojej wiosce i pewnego razu, po tym, jak oddali cały swój połów grupie ładnych dziewczyn i wrócili do domu z pustymi rękami ze względu na rozszalały nagle sztorm, zostają wygnani precz. Zaraz potem osadę napadają bandyci i zamykają większość kobiet w chatce, mężczyzn zaś pędzą do pracy na plantacji jakiegoś narkotycznego zielska. Mimo to jednej z dziewczyn, które otrzymały ryby, udaje się nawiązać romans z naszym ogoniastym przystojniakiem. A gdy tylko zadowolony z rozwijającej się znajomości chłopak zapada w słodkie senne rojenia, dziewczę chwyta za maczetę i… odcina lubemu ogon. Krwawiący z tyłka jak zarzynane prosię bohater wybiega na zewnątrz i chwilę później pada trupem. Jednak – jakżeż szczęśliwie! – znajduje go szalony naukowiec-wojskowy, prowadzący w okolicy jakieś podejrzane eksperymenty, każe dwóm usługującym mu tępym pomagierom zabrać go do swojego laboratorium, tam zaś… patroszy go. Właśnie tak. A potem funduje mu plastikowy korpus, wypchany kłębami drutu i elektronicznego śmiecia, czyniąc z niego supersilnego i superszybkiego… no, powiedzmy, że androida. Szczerze mówiąc – to trzeba zobaczyć na własne oczy. Jedyny mankament jest taki, że – o ile wiem – film nie posiada wersji w zrozumiałym języku i nie sposób zgadnąć, czy był kręcony na serio, czy jednak była to może całkiem świadoma zgrywa.
powrót; do indeksunastwpna strona

64
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.