Wiecie jaki jest najpopularniejszy wyraz dźwiękonaśladowczy, jaki można znaleźć na łamach czwartego tomu zbiorczych przygód Wolverine’a ze scenariuszem Jasona Aarona? Snikt!  |  | ‹Wolverine: Jason Aaron kolekcja #4›
|
Logan zawsze miał pod górkę, co uczyniło go bohaterem tragicznym, a takich najbardziej lubią czytelnicy. Scenarzysta Jason Aaron doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego nie oszczędza go w pisanych przez siebie historiach. Przekonaliśmy się o tym w poprzednich tomach „Wolverine’a”. Ostatnio nawet wysłał go do Piekła. Szczęśliwie Rosomakowi udało się z niego powrócić i przy okazji polowania na tego, kto to zrobił, uśmiercił Mystique. Ta jednak zdążyła zdradzić mu gdzie znajduje się kryjówka tajemniczej organizacji Czerwona Prawa Dłoń. I w tym miejscu zaczyna się komiks. Choć akcja niewątpliwie nawiązuje do minionych wydarzeń, to całość można potraktować jako zbiór trzech osobnych wątków, sprawdzających się równie dobrze razem, jak i osobno. W pierwszym w dalszym ciągu śledzimy krucjatę Czerwonej Prawej Dłoni przeciwko Loganowi, poznajemy motywacje jej członków i ich dramatyczne historie, co prowadzi nas do bardzo mocnego finału. W dalszej części Wolverine wraz z Gorillamanem i Fat Cobrą przemierzają przepastne podziemia, które sadystka i megalomanka Jade Claw przemieniła w pola uprawy marihuany. Wreszcie jesteśmy świadkami wojny między Dłonią i Yakuzą na ternie Japonii, a wszystko to ma związek z tym, że Kingpin niedawno został przywódcą tej pierwszej. Ponieważ Jason Aaron jest scenarzystą nierównym, nie wszystkie te historie są jednakowo udane. Tu palma pierwszeństwa należy się starciu z Czerwoną Prawą Dłonią, gdzie brutalność i cierpienie ukazane są w sposób dosłowny, a Wolverine ma w sobie sporo z bestii, jaką był w czasach „Weapon X”. Do tego przeplatanie głównego wątku retrospekcjami, które ukazują wcześniejsze losy członków organizacji, nadaje całości dodatkowej głębi. Owszem, można się spierać, czy Aaron za bardzo nie poszedł w stronę zbytnego udramatyzowania, niczym Garth Ennis w „Chłopakach”, ale kiedy dociera się do finału, wszystko składa się w spójną całość, uderzając naszego bohatera mocniej, niż lewy sierpowy Juggernauta. Podobnego wrażenia nie robi już niestety wątek podziemnego świata Jade Claw. Choć pomysł z ujarzmieniem smoków, by robiły za woły pociągowe jest bardzo malowniczy, to reszta wypada niczym typowy akcyjniak. O tym, że nie jest to pozycja podana przesadnie na serio, świadczy obecność dość absurdalnych pomocników naszego bohatera, czyli człowieko-goryla i spasionego sumoki, który marzy o jedzeniu i dziewkach. Być może po traumatycznych, dusznych przygodach związanych z Czerwoną Prawą Dłonią taka chwila oddechu była potrzebna, choć powiedzmy uczciwie, że nie jest to coś, co pozostaje z nami na dłużej. Wreszcie dochodzimy do starcia Dłoni (ale ani prawej, ani czerwonej) z Yakuzą. I niestety ta część komiksu wypada najbardziej blado w porównaniu z pozostałymi. Sporo wydarzeń dzieje się tu w oderwaniu od Logana, który w zasadzie ogranicza się do szatkowania przeciwników swoimi szponami, a sama intryga jest mocno przekombinowana. A najgorsze, że znajduje prostackie rozwiązanie, które ma miejsce na imprezie organizowanej przez kogoś, kto pretenduje do miana pozostającego w cieniu złowieszczego mistrza marionetek. Widzę tu pewną niekonsekwencję w działaniu. I nie wiem, czy chodzi o to, że dotyczy ona osoby nie za bardzo rozgarniętej, czy też Jason Aaron chciał szybko pozamykać wątki i zdecydował się zrobić to w tak mało subtelny sposób. Przychylałbym się jednak ku temu drugiemu. Przyznam też, że nieco irytuje mnie maniera, jaka Rosomakowi towarzyszyła zawsze, ale w pełnej skali wybuchła w historii „Wróg publiczny”. Otóż masakruje on kolejnych wrogów w iście hurtowy sposób, którego pozazdrościć mógłby sam Punisher. Robi to bardzo bezrefleksyjnie jak na kogoś, kto pretenduje do miana dyrektora nowej szkoły dla nadzwyczajnie uzdolnionej młodzieży. Stąd częściej niż mądrości z jego ust, słyszymy słynne „snikt”, towarzyszące wysuwaniu się jego pazurów. Intryga Czerwonej Prawej Dłoni została uknuta właśnie wokół tego elementu, a jednak pomimo bolesnych przeżyć z tym związanych, w dalszej części komiksu równie radośnie ćwiartuje, sieka i dekapituje swoje ofiary. Przy okazji okazuje się, że Dłoń (ta od Kingpina) musi mieć jakąś umowę z fabryką klonów na Kamino, bo pomimo tego, że należący do niej ninja eksterminowani są masowo, wciąż pojawiają się nowi. Tak, jak różnie radzi sobie Aaron, tak samo można podzielić rysowników. Jedni prezentują się świetnie i stanowią klasę samą w sobie (Adam Kubert, Ron Garney), inni po prostu nieźle wpasowują się w ramy historii (Renato Guedes, Goran Sudzuka), ale niestety jest też spora grupa, zwłaszcza pod koniec tomu, którą odesłałbym na nauki rysunku do Jima Lee (Renato Guedes, Steve Sanders). W formacie zupełnie nie odnajduje się także znany ze współpracy z Garthem Ennisem Steve Dillon, którego proste szkice sprawdzały się w „Kaznodziei”, tymczasem tu potrzeba więcej dynamiki. Z powyższych powodów trudno jest ocenić niniejszą pozycję. Jeśli szukacie historii, które zapadają w pamięć i wywołują emocje, znajdziecie je jedynie mniej więcej w 1/3 komiksu. Niemniej pozostałe czyta się dość sprawnie i nawet jeśli za chwilę nie będziemy o nich pamiętali, to jednak potrafią przysporzyć więcej niż kilka chwil rozrywki. Poza tym fajnie jest potrzymać w ręku takie opasłe tomiszcze w eleganckiej, twardej oprawie.
Tytuł: Wolverine: Jason Aaron kolekcja #4 Data wydania: 19 września 2018 ISBN: 9788328127531 Format: 408s. 170x260 mm Cena: 109,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 70% |