Czy Michaił Segal to twórca jednego tematu? Tak mogłoby się wydawać, analizując jego wszystkie pełnometrażowe filmy, w których poddaje wiwisekcji relacje damsko-męskie. Często też, choć bez epatowania erotyką, dociera do granic społecznego tabu. Nie inaczej jest w przypadku „Słonie mogą w piłkę grać”, które opowiadają o nietypowych związkach dojrzałego mężczyzny z o połowę od niego młodszymi dziewczynami.  |  | ‹Słonie mogą w piłkę grać›
|
Gdyby przyjrzeć się dokładniej filmowym (bo są jeszcze przecież muzyczne i literackie) dokonaniom Michaiła Segala (rocznik 1969), można odnieść wrażenie, że przez cały czas zaprząta go jeden temat. To miłość i powiązana z nią fascynacja erotyczna (nierzadko czysto platoniczna). Ale obie są dość nietypowe, ocierające się o społeczne tabu. Tak było w debiutanckim dramacie wojennym „ Franz + Polina” (2006), w którym Segal opowiedział historię miłości rosyjskiej dziewczyny i niemieckiego żołnierza. Ten sam wątek życia ludzkiego eksplorował także w kolejnych obrazach: nowelowych „ Opowiadaniach” (2012) oraz „ Filmie o Aleksiejewie” (2014), gdzie pojawiały się postaci młodych dziewczyn (czy kobiet) zainteresowanych starszymi od siebie mężczyznami (bądź na odwrót). Nie inaczej jest w najnowszym dziele Michaiła Jurjewicza, które na tegorocznym Kinotawrze w Soczi doczekało się nominacji do nagrody głównej, choć w ostatecznym rozdaniu twórcy musieli obejść się smakiem. Segal stworzył film w pełni autorski. Nie tylko napisał scenariusz i podjął się reżyserii, ale także skomponował muzykę (nie licząc wybrzmiewających w ścieżce dźwiękowej piosenek, które pożyczył od innych) i zmontował całość. Ba! postanowił nawet zagrać również jedną z epizodycznych ról, wcielając się w dawnego przyjaciela głównego bohatera. Można się było obawiać, że to rozdwojenie uwagi (i to do którejś tam potęgi) sprawi, iż autor przestanie panować nad swoim obrazem. Nic bardziej mylnego. Pociągając za wszystkie sznurki, Michaił Jurjewicz zdołał doprowadzić całą ekipę do szczęśliwego finału. Co na pewno wymagało wielkiego zachodu i koncentracji. „Słonie mogą w piłkę grać” (tytuł jest dość przypadkowy, a zaczerpnięty został z dialogu, jaki pada z ekranu) to historia dobrze sytuowanego dojrzałego, samotnego mężczyzny, moskiewskiego biznesmena, którego poukładane – przynajmniej na pozór – życie jest puste i kruche jak wydmuszka. Nie ma w nim celu ani sensu. Wypełnione codziennymi rytuałami, jak ćwiczenia fizyczne na powitanie dnia, praca i wieczorna gra w piłkę halową, donikąd jednak nie prowadzi, nie przynosi żadnej satysfakcji. Wszystko zmienia się pod wpływem przypadku. Wybierając się w sprawach służbowych do rodzinnej Odessy, Dmitrij postanawia spotkać się z Siemionem, starym przyjacielem z czasów studenckich. Ten zaś zaprasza go na przypadające właśnie w tym czasie urodziny córki. Masza okazuje się być piękną i inteligentną siedemnastolatką, która planuje w przyszłości studia ekonomiczne w Moskwie, w czym zresztą Dima mógłby jej pomóc. Zauroczony dziewczyną, spotyka się z nią następnego dnia. A potem znowu. Jest trochę jak Humbert z „Lolity” Vladimira Nabokova – z tą różnicą, że ani on, ani ona (czyli Masza) nie przekraczają pewnych granic. Przelotna znajomość pozwala jednak Dmitrijowi odkryć nowego siebie. Od tej pory, po powrocie do Moskwy, będzie szukał podobnych doznań. A to ze Swietą (również córką znajomych), a to z Liką (poznaną w dramatycznych okolicznościach). Ktoś obserwujący go z boku mógłby nabrać podejrzeń, czy z Dimą na pewno jest wszystko w porządku. Segal każe początkowo widzom widzieć w głównym bohaterze człowieka przezroczystego, w którym można czytać jak w otwartej księdze. Rzeczywistość okazuje się jednak trochę inna. Gdy z biegiem czasu poznajemy go coraz lepiej, okazuje się osobowością zaskakująco skomplikowaną, wycofaną i nieprzystosowaną do życia. Problem największy jest w tym, że kolejne znajomości niewiele go uczą – kibicujemy mu, ale jednocześnie nabieramy wątpliwości, czy jest właśnie tym „koniem” (a może raczej „słoniem”), który pierwszy dobiegnie do mety. Dmitrija nie da się nie lubić, choć bywa piekielnie irytujący. Jest trochę jak książę Myszkin z „ Idioty” Fiodora Dostojewskiego, jakby pojawił się znienacka z jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Stara się wprawdzie dostosować do świata, co jest wyraziście podkreślone zmianami jego emploi, lecz brakuje mu siły przebicia. Owszem, w paru momentach okazuje się być facetem z charakterem, ale zazwyczaj kiepsko na tym wychodzi. Swoją drogą dobrze, że Segal go oszczędził i nie postawił na jego drodze życiowej kobiety-modliszki… W Dmitrija wcielił się – i zagrał go fantastycznie, z ogromnym wyczuciem i niezbędnym dla podkreślenia wiarygodności tej postaci dystansem – Władimir Miszukow („ Podróż zimowa”, „ Córka”, „ Ryba-marzenie”). Trzy wiodące go – choć tylko symbolicznie – na pokuszenie dziewczyny to debiutujące na ekranie, nie będące (jeszcze) zawodowymi aktorkami Sofia Gierszewicz (Masza), Warwara Pachomowa (Swieta) oraz Aleksandra Bystrzycka (Lika). Wszystkie poradziły sobie znakomicie (a nade wszystko ostatnia z nich), emanując na ekranie dziewczęcym wdziękiem. Warto wspomnieć jeszcze, że w epizodycznej roli ojca Swietłany pojawił się na ekranie Jurij Bykow, doskonale znany bywalcom festiwalu „Sputnik” jako reżyser nadzwyczaj mocnych społeczno-sensacyjnych dramatów „ Major” (2013) oraz „ Dureń” (2014). Za zdjęcia odpowiadał natomiast Eduard Moszkowicz („ Zaginiony bez wieści”), który powoli urasta do nadwornego operatora Segala (pracują razem od czasu „Opowiadań”). I trudno dziwić się Michaiłowi Jurjewiczowi, skoro Moszkowicz potrafi, jak niewielu jego kolegów po fachu, pokazywać sceny intymne z dużą subtelnością.
Tytuł: Słonie mogą w piłkę grać Tytuł oryginalny: Слоны могут играть в футбол Obsada: Władimir Miszukow, Sofia Gierszewicz, Warwara Pachomowa, Aleksandra Bystrzycka, Michaił Segal, Ałła Niestierowa, Jurij Bykow, Nadieżda Goriełowa, Jelena Korotkowa, Siergiej Mamotow, Irina Pachomowa, Denis Fomin, Nikołaj Kowbas, Ksenia KubasowaRok produkcji: 2018 Kraj produkcji: Rosja, Ukraina Czas trwania: 106 minut Gatunek: dramat Ekstrakt: 70% |