powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CLXXXI)
listopad 2018

Non omnis moriar: Nowa twarz „starych” braci
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj Kwintet prowadzony przez braci Rolfa i Joachima Kühnów.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Transfiguration›
‹Transfiguration›
Przyznam, że przyglądając się płytowym dokonaniom braci Rolfa (klarnecisty) i Joachima (pianisty) Kühnów, trochę skaczemy w czasie. Ale może dzięki temu udaje nam się zachować w kolejnych poświęconych im tekstach stylistyczną różnorodność, płynnie przechodząc od post- czy hard-bopu do free jazzu. Co czeka nas dzisiaj? Zaraz do tego dojdziemy. W połowie lat 60. ubiegłego wieku doszło do ponownego spotkania, rozdzielonych wcześniej przez „żelazną kurtynę” braci, co poskutkowało ich nad wyraz owocną współpracą. Kolejne płyty sypały się niemal jak z rękawa. Te pierwsze powstały jeszcze dla wschodnioniemieckiej Amigi – vide „Solarius” oraz „Re-Union in Berlin” (obie z 1965 roku) – kolejne nagrywane były już jednak i wydawane na Zachodzie. Jak chociażby „Transfiguration”, sygnowane nazwą Rolf & Joachim Kühn Quintet.
A skoro Kwintet, to oznacza, że bracia musieli dobrać sobie do współpracy jeszcze innych muzyków. Kogo? Niemieckiego wibrafonistę Karla Hansa (na okładce płyty zapisanego jednak w dość dziwnej formie jako „Karlhanns”) Bergera (rocznik 1935), który zasłynął przede wszystkim kooperacją z awangardowym trębaczem Donem Cherrym. Francuskiego kontrabasistę Bernarda Guérina (zmarłego w 1981 roku w wieku zaledwie czterdziestu lat), który wspierał swym talentem takich artystów, jak saksofoniści Archie Shepp czy Michel Portal. Skład dopełnił natomiast urodzony we Włoszech, ale mający w swych żyłach również krew francuską, urodzony w 1941 roku perkusista Aldo Romano, który w przyszłości często będzie grywał z Joachimem Kühnem („Dear Prof. Leary”, „Paris is Wonderful”).
Ta właśnie piątka odpowiada za nagranie longplaya „Transfiguration”. Sesja odbyła się jednego dnia – 19 stycznia 1967 roku – w Hamburgu, a winylowy krążek opublikowała wytwórnia SABA, która kilkanaście miesięcy później, po zmianie właściciela, przeistoczyła się w kultowe MPS Records. Nagrań dokonano – i słychać to wyraźnie – na tak zwaną „setkę”. Brzmią one bowiem bardzo surowo; na dodatek artyści nie zdecydowali się na ich dźwiękową obróbkę, dlatego na przykład słyszalne są okrzyki, którymi dodawali sobie animuszu oraz dawali sygnały, na przykład do rozpoczęcia kolejnego wątku opowieści. Ma to swoje plusy i minusy. Dzięki temu muzyka na pewno jest żywsza, bardziej energiczna, możemy odnieść wrażenie, jakby pochodziła z koncertu (tyle że bez udziału publiczności), z drugiej strony – puryści mogą narzekać na nienajlepszą jakość techniczną, brzmienie momentami jak z „puszki”. Ale coś za coś. Dzisiaj zapewne dałoby się, dzięki gruntownemu remasteringowi, wiele poprawić, lecz podczas takich zabiegów umknąłby gdzieś duch epoki, znaczonej twórczą wolnością i eksperymentami z psychotropami.
Na „Transfiguration” trafiły zaledwie cztery rozbudowane kompozycje. Jedynie w pierwszej, tytułowej, palce maczali obaj bracia, trzy pozostałe są autorstwa – a przynajmniej ich ogólne założenia – już tylko jednego z nich, Joachima. Cały kwintet podążył zaś prostą drogą ku zdobywającemu wówczas ogromną popularność free jazzowi. Zaczyna się od bardzo mocnego uderzenia, wyprowadzonego przez wszystkich instrumentalistów, a potem jest tylko – chciałoby się napisać – coraz mocniej. Byłoby to jednak lekką przesadą. Oczywiście zdarzają się momenty spokojniejsze, znaczone subtelnymi dźwiękami wibrafonu czy fortepianu, ale jednak przez większość utworu zespół pozwala sobie na improwizatorskie harce napędzane potężnie brzmiącą sekcją rytmiczną (swoją drogą ciekawe, czy był to świadomy zabieg realizatorski, że tak bardzo „wyciągnięto ją do przodu”). W kilku momentach muzycy dosłownie wbijają słuchacza w fotel.
Można sobie wyobrazić, jak dużym zaskoczeniem było „Transfiguration” – i ten konkretny utwór, i cały album – dla wielbicieli braci Kühnów, dotąd przyzwyczajonych przez nich głównie do bardzo wysublimowanego, a niekiedy wręcz dostojnego jazzu. A dalej wcale nie jest inaczej! W każdym razie przy „Lunch Date” na pewno nie da się spokojnie zjeść posiłku, zwłaszcza gry rozpędzona sekcja rytmiczna biega nam tuż przed nosem, a grający unisono duet klarnetu i fortepianu świdruje mózg. Gdy muzycy nieco zwalniają tempo, to jedynie po to, aby do freejazzowego kołowrotka zaprzęgnąć elementy zapożyczone z muzyki tak zwanego Trzeciego Nurtu, co mogło być skutkiem trwającej w tym czasie współpracy Rolfa z amerykańskim kompozytorem niemieckiego pochodzenia Guntherem Schullerem (na temat której pisałem w tym miejscu przed tygodniem). Jeśli to właśnie starszy z braci Kühnów był orędownikiem takiego mariażu stylistycznego – chwała mu za to, bo połączenie tych dwóch muzycznych światów dało niezwykłe efekty.
W podobnym tonie utrzymane są dwie kompozycje wypełniające stronę B longplaya. Mocy nie brakuje na pewno „Solo Flights”, którego tytuł może być pochodną formy utworu, jaką przyjęli muzycy. A chodziło przede wszystkim o to, aby dać się zaprezentować nieco szerzej każdemu z instrumentalistów. Stąd partia kontrabasu, jak również długa solówka wibrafonu. Kühnowie nie skrzywdzili też oczywiście siebie; wielbiciele brzmień klarnetu i fortepianu narzekać na ich brak na pewno nie mogą. Zamykający całość „But Strokes of Folk” jest swoistym podsumowaniem wcześniejszych doświadczeń. Luźna forma po raz kolejny pozwala na pokazanie pełni swoich możliwości i artystycznej wyobraźni. Joachim Kühn – podpisany jako autor – nikogo nie ograniczał, choć (po kontrabasowo-perkusyjnym wstępie) przyznać trzeba, że tym razem postanowił „popłynąć” przede wszystkim w towarzystwie swego brata. I to – w pewnym sensie – popłynąć dosłownie, albowiem pół roku później Rolf i Joachim (wraz z Aldo Romano) pojawili się w Nowym Jorku, aby nagrać kolejną ze swoich freejazzowych płyt – „Impressions of New York” (1968), której pewnie nie byłoby, gdyby nie wcześniejsze „Transfiguration”.
Skład:
Rolf Kühn – klarnet, klarnet basowy
Joachim Kühn – fortepian
Karl Hans Berger – wibrafon
Bernard Guérin – kontrabas
Aldo Romano – perkusja



Tytuł: Transfiguration
Wykonawca / Kompozytor: Rolf & Joachim Kühn Quintet
Data wydania: 1967
Wydawca: SABA
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 44:37
Gatunek: jazz
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) Transfiguration: 13:48
2) Lunch Date: 08:34
3) Solo Flights: 12:30
4) But Strokes of Folk: 09:15
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

135
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.