Film, który wywołuje u widza dojmujący ból, sam powstawał w ogromnych bólach. Dość powiedzieć, że praca nad „Ajką” Siergieja Dworcewoja trwała przez sześć lat. Ostatecznie opłaciło się, ponieważ dramat Kazacha nagrodzony został – za najlepszą rolę żeńską – na festiwalu w Cannes. Na pochwałę zasłużyła jednak również polska operatorka Jolanta Dylewska, której naturalistyczne zdjęcia zaskakują… poetyckością.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kazachski reżyser Siergiej Władimirowicz Dworcewoj (rocznik 1962) długo kazał czekać na swój nowy film. Od premiery jego fabularnego debiutu, czyli słynnego komediodramatu „Tulpan”, do momentu, w którym przedstawił światu „Ajkę”, co miało miejsce w maju tego roku na festiwalu w Cannes, minęło dokładnie dziesięć lat. Ale czy powinno nas to dziwić, biorąc pod uwagę, jak długą drogę musiał przebyć Siergiej Władimirowicz, aby trafić do świata kinematografii. Wszak najpierw został inżynierem lotnictwa. W zasadzie to tylko przypadek – a konkretnie: ogłoszenie w gazecie o wolnych miejscach – sprawił, że postanowił podjąć studia na Wyższych Kursach Scenariopisarstwa i Reżyserii w Moskwie. Przeniósł się wówczas z rodzinnego Szymkentu do stolicy Rosji, by zostać dokumentalistą, którego kolejne filmy – od studenckich jeszcze („Szczęście”, 1995; „Dzień chleba”, 1998) po w pełni zawodowe („Trasa”, 1999; „W ciemności”, 2004) – regularnie nagradzane były na przeglądach i festiwalach. Prawdziwy sukces i uznanie na całym świecie nadeszły jednak wraz z debiutem fabularnym, do którego dołożyli się – nie tylko zresztą finansowo – również Polacy. „Tulpan” nie byłby bowiem tak wybitnym dziełem (zwycięzcą canneńskiej sekcji „Un Certain Regard”), gdyby nie urzekające zdjęcia Jolanty Dylewskiej (współpracowniczki Przemysława Wojcieszka i Agnieszki Holland). Gdy opadł pył bitewny, Dworcewoj zabrał się za kolejny film, którego pierwotny tytuł brzmiał „Mój maleńki”. Zapowiedziany na 2014 rok, na premierę musiał czekać jeszcze cztery lata. Ponownie po raz pierwszy zaprezentowano go w Cannes i ponownie z francuskiej stolicy kina Kazach wyjechał z ważną nagrodą, choć gwoli ścisłości tym razem otrzymała ją odtwórczyni głównej roli Samal Jesliamowa (która zadebiutowała dziesięć lat wcześniej w „Tulpan”). „Ajkę” – taki ostatecznie nadano obrazowi tytuł – wyróżniono jeszcze nominacją do Złotej Palmy, lecz na tym się skończyło. Po „Ajce”, której scenariusz wyszedł spod rąk Dworcewoja i Giennadija Ostrowskiego („ Mój przyrodni brat Frankenstein”), nie znać, że jest dziełem „przenoszonym”. Choć zapewne gdyby jego premiera odbyła się przed czterema laty, jak pierwotnie zakładano, zrobiłoby ono jeszcze większe wrażenie. Dlaczego? Bo wówczas fabuła trafiłaby w idealny moment. Film jest bowiem opowieścią o niełatwym – potraktujcie to jako eufemizm – losie emigrantów. Tytułowa dwudziestopięcioletnia bohaterka pochodzi z Kirgizji; przed laty opuściła ojczyznę, jak wielu mieszkańców byłych azjatyckich republik Związku Radzieckiego, by uciec przed biedą i szukać szczęścia w Moskwie. Jeśli rosyjska stolica jawiła jej się jako Eden, szybko przekonała się, że to miasto bardzo niebezpieczne, w którym znacznie łatwiej spaść na dno niż wybić ponad przeciętność. Zwłaszcza jeżeli nie ma się zgody na legalny pobyt ani pracę…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kobietę poznajemy w bardzo dramatycznym momencie jej życia, kiedy dzień po urodzeniu dziecka decyduje się na ucieczkę ze szpitala, pozostawiając w nim swego synka. By utrzymać się na powierzchni, musi zarabiać, wykonując najcięższe i najgorzej płatne zajęcia. Co w jej stanie grozi poważnymi komplikacjami. Ajka jest jednak zdeterminowana, chociaż nietrudno domyśleć się, że ta determinacja napędzana jest przede wszystkim desperacją i strachem. Dworcewoj rekonstruuje kilka dramatycznych dni z życia bohaterki z pietyzmem dokumentalisty; kamera towarzyszy jej przez cały czas, nawet w najbardziej intymnych sytuacjach. Bywa, że ma się ochotę zamknąć oczy bądź odwrócić głowę, ale robiąc to, można złapać się na wyrzutach sumienia. Jak to – udawać, że się nie widzi? Przecież to ucieczka przed odpowiedzialnością. Za to, że stworzyliśmy świat, w którym takie kobiety, jak Ajka, nie mogą pozostawać przy swoim dopiero co narodzonym dziecku, ale ryzykując własnym życiem, wykonują prace ponad swoje siły. I tak naprawdę nikt nie jest tu bez winy.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Siergiej Władimirowicz opowiedział o losie jednostki, ale tak naprawdę „Ajka” to historia tysięcy (a może i milionów) Kirgizów, Kazachów, Uzbeków, Tadżyków, Wietnamczyków (i wielu innych nacji azjatyckich), którzy nielegalnie mieszkają w Moskwie i na jej obrzeżach, pracują na czarno w nierzadko straszliwych warunkach, otrzymując za to głodowe wynagrodzenie (albo i nie). Ich status tym różni się od niewolników, że mają – chociaż też nie zawsze i nie wszyscy, bo jeśli ktoś popadł w zależność od zorganizowanych grup przestępczych, prędzej straci zdrowie lub życie niż odzyska wolność – wybór i mogą dać się deportować do ojczyzny. Czyli wrócić do tego, przed czym uciekli. Nie oczekujcie od filmu Dworcewoja otuchy. Nie w tym celu powstał. Raczej po to, by zburzyć spokój duszy, wstrząsnąć, zmusić do myślenia. Jeśli choć niewielki procent widzów po seansie „Ajki” spojrzy inaczej na szukających w Europie odmiany swego losu imigrantów z Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu czy Afryki – będzie to oznaczało, że obraz spełnił swoje zadanie.
Tytuł: Ajka Tytuł oryginalny: Айка [Ayka] Data premiery: 30 listopada 2018 Rok produkcji: 2018 Kraj produkcji: Chiny, Kazachstan, Niemcy, Polska, Rosja Czas trwania: 109 minut Gatunek: dramat, psychologiczny Ekstrakt: 80% |