powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CLXXXI)
listopad 2018

American Film Festival 2018 (1)
Bradley Cooper ‹Narodziny gwiazdy›, Scott Balcerek, V. Scott Balcerek ‹Satan i Adam›, Sam Levinson ‹Assassination Nation›
Rozpoczynamy dziś cykl tekstów podsumowujących niedawno zakończony 9. American Film Festival we Wrocławiu. Dziś prezentujemy recenzje „Narodzin gwiazdy”, „Szatana i Adama” oraz „Assassination Nation”.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Narodziny gwiazdy
(2018, reż. Bradley Cooper)
Jarosław Robak [60%]
Reżyserski debiut Bradleya Coopera to czwarta – a jeśli wliczać „What a Price Hollywood?” z 1932 roku – piąta wersja tej samej historii: gwiazdor-alkoholik poznaje utalentowaną amatorkę, ułatwia jej start w show businessie, bohaterowie zakochują się w sobie, ona zostaje „it girl”, on się stacza. Gwiazdora (tu: muzyki country) zagrał sam reżyser, za to w roli Ally, niepewnej siebie piosenkarki i tekściarki obsadzono Lady Gagę. Kto widział którekolwiek z poprzednich „Narodzin gwiazdy” nie będzie zaskoczony zwrotami fabularnymi: w najnowszej wersji dodano wprawdzie obojgu bohaterom ciekawe wątki rodzinne (czapki z głów przed Samem Elliottem w roli starszego brata muzyka), oczywiście tylko we współczesnej produkcji mogłyby znaleźć się tak pyszne sceny z udziałem drag queens („śpiewaj cokolwiek, byłeś patrzył mi w oczy” – mówi jedna z nich do przystojnego, błękitnookiego Coopera), jednak na tym kończą się zmiany. „Narodziny gwiazdy” A.D. 2018 są niemal równie konserwatywne, co wersje z lat 30-tych, 1954 i 1976 roku. Do pewnego momentu to nie przeszkadza – aktorska chemia między Cooperem i Lady Gagą jest wspaniała (kreacja piosenkarki słusznie typowana jest do oscarowej nominacji, ale wyrazy uznania należą się też Cooperowi, który doskonale wie, kto jest gwiazdą w jego filmie, i kiedy należy usunąć się w cień); opowiedziane jest to bardzo sprawnie, bez realizatorskich popisów à la „La La Land” – ale formalna surowość w niczym nie ujmuje magii takim momentom jak pierwsze spotkanie bohaterów i ich nocna włóczęga; piosenka „Shallow” wkręca się w ucho i zostanie tam przez długie miesiące. Wystarcza tego na poruszający melodramat – ale brak nowych kontekstów i przesunięć akcentów wywołuje poczucie niedosytu. Cooper udanie zmienia dekoracje, ale wciąż opowiada odrobinę zwietrzałą historię o szlachetnym, choć czasem błądzącym mężczyźnie, który robi z ukochanej gwiazdę, poświęca się dla niej i motywuje ją komplementami na temat jej urody. Nie jestem też w stu procentach przekonany do wątku kariery Ally – w filmie jej (pierwszym) wielkim momentem jest wokalny popis we wspomnianym „Shallow”, gdy potężny głos piosenkarki rozbrzmiewa na rockowej scenie; potem widzimy jednak, jak naturalny talent bohaterki zostaje poddany rynkowej obróbce: repertuar Ally staje się bardziej popowy, na scenie gitary zostają zastąpione przez tancerki, zmieniają się fryzury i kostiumy, przy czym autentyczność jakby się ulatniała – to trochę jakby krytykować Lady Gagę, że jest… Lady Gagą?
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Satan i Adam
(2018, reż. Scott Balcerek, V. Scott Balcerek)
Kamil Witek [60%]
Niech nikogo nie zwiedzie tytuł zwycięskiego na American Film Festival dokumentu V. Scotta Balcerka. „Szatan i Adam” nie traktuje o grzechu pierworodnym, jego twórca nie pochyla się nad zawiłymi meandrami wiary. To spojrzenie na unikalny – jak na lata 80. – muzyczny sojusz dwóch artystów różniących się od siebie niemal wszystkim: kolorem skóry, wiekiem i pochodzeniem. Pierwsze kadry reżyser utrwalał już ponad trzy dekady temu, stąd ukończony dopiero w 2018 roku film ma wszystkie zalety i bolączki realizacyjnego ultramaratonu. Pierwotnym założeniem było bowiem jedynie udokumentowanie nietypowego mezaliansu: Adama–białego chłopaka grającego na harmonijce, z Szatanem-czarnym wygą bluesa. W międzyczasie do historii artystów przyklejono wątek społeczno-polityczny, bo ich sceną na początku nie były sale koncertowe, lecz zwyczajna ulica na nowojorskim Harlemie. Umiejscowienie akcji to zresztą jedna z bardziej uwypuklonych prób nadania wielowymiarowości relacji Szatan-Adam. W latach 80. dzielnica przechodziła gruntowną przemianę z czarnego zamkniętego getta, dlatego obecność w niej białego uzurpującego sobie prawo do grania bluesa, wielu „rdzennych” mieszkańców odczytywała jako chęć wejścia z butami do nie swojego domu. Poszukiwanie odpowiedzi na pytania o nową definicję tożsamości dzielnicy i powstających społecznych napięć niestety słabnie wraz z miałkością popierających ową tezę archiwalnych materiałów. Kompozycja opowieści skupiona jest bowiem przede wszystkim na rozwoju przyjaźni i muzycznej kariery obojga muzyków, gdzie światopoglądowe tematy, choć obecne, nie mają większego znaczenia. Dlatego obserwując wieloletnie zmagania ze sceną, ale też z własnymi oczekiwaniami i marzeniami, nie trudno dojść do wniosku, iż w relacji Szatan-Adam najsilniejszym orężem jest nie kontrast ich osobowości, lecz spójna energetyczna twórczość. W efekcie nawet wyświechtany i dominujący motyw dokumentu, mówiący o tym, iż muzyka to uniwersalny język, który wolny jest od jakichkolwiek uprzedzeń, jest z łatwością do przełknięcia.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Assassination Nation
(2018, reż. Sam Levinson)
Kamil Witek [80%]
Selfie, filtry, hashtagi, like’i czy followersi to tylko jedne z mnóstwa terminów, które kształtują dzisiejszą rzeczywistość nie tylko młodzieży, ale niemal każdego, kto kiedykolwiek miał w ręku smartfon. Wystarczy rozejrzeć się w autobusie, w szkole, w pracy. Świecące ekrany przyciągają naszą uwagę częściej niż cokolwiek innego. Wślepieni w nie spędzamy więcej czasu niż patrząc innym w oczy. „Assasination Nation” może i odrobinę przejaskrawia wpływ social mediów i internetu, choć w gruncie rzeczy jego ambicje stoją znacznie wyżej niż bycie ledwie przestrogą ich obosiecznej siły. Zanim więc stwierdzicie, iż Was to nie dotyczy, przypomnijcie sobie wymieniane ze znajomymi (i nie tylko) zdjęcia, SMS-y, wiadomości czy historię swoich wyszukiwarek. Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia wszystko to ujrzy światło – dalej uważacie, że nie macie nic wstydliwego na sumieniu? Nie przez przypadek w dzisiejszych czasach większą obawę wywołuje wyciek wrażliwych danych niż atomowy konflikt. Jak bardzo będzie tu bezkompromisowo, reżyser Ben Levinson sygnalizuje już w pierwszych kadrach: przemoc, seks, homofobia czy ciosy w męskie ego będą ścielą się gęściej od lajków pod zdjęciami popularnego znajomego. Reżyser pod lupę swego socjologicznego badania bierze małą społeczność amerykańskiego Salem, gdzie wyciek prywatnych danych dotyka wszystkich mieszkańców: od burmistrza, dyrektora szkoły, po zwykłych mieszkańców i nastolatki. Odkrycie wszystkich sekretów wywołuje z miejsca prawdziwe średniowieczne polowanie na czarownice – na wierzch wypływają zdrady, tajemnice i polityczne hipokryzje. Od razu uprzedzam tych, którzy po takiej fali rewelacji liczą na mocny w treści, lecz uładzony w formie moralitet. „Assasination Nation” to jedno z tych filmowych doświadczeń bez trzymanki, które należy przeżyć na własnej skórze. Levinson stosuje bowiem środki odpowiadające social mediowemu szaleństwu: jest tu zatem barwnie, szybko, mnóstwo i bez jakichkolwiek zahamowań. W opowieści o skutkach niekontrolowanego „przecieku” zarysowuje jednakże chwilami zbyt rozbudowane tło dla rozbuchanej graficznie ogólnomiasteczkowej vendetty. Na tapetę podejmowanych rozważań trafia przebogate spektrum bolączek społeczeństwa: od krytyki patriarchalnej struktury, rasizmu, wiarygodności w polityce po tolerancję seksualną, mizoginizm etc. W efekcie przy odjazdowej i skąpanej w krwi i przemocy akcji, istotne tematy sprowadzane są do roli przerywnikowych hashtagów, które widzowi bardzo trudno wyłuskać z dyskotekowego wizualnego sosu. Nie zmienia to na szczęście zbyt wiele w realności siarczystego spojrzenia na rzeczywistość, jakie podsuwa nam w syntezie „Assasination Nation”. Wizji ponurego świata, gdzie jednego dnia uwielbiamy przez wszystkich influencer dla własnego kaprysu zamiast polecać nam milion różnorakich kosmetyków, postanowi jednym wpisem zniszczyć komuś życie. Dlatego lepiej dla nas samych będzie, jeśli przestaniemy się oszukiwać, iż mamy jeszcze jakikolwiek wpływ na kształtowanie przyszłego pokolenia. Generacji, które źródła pobudek swoich działań nie odnajduje w ideologii czy głębokich przekonaniach, lecz po prostu w zwyczajnej i często niczym nieuzasadnionej „bece”.



Tytuł: Narodziny gwiazdy
Tytuł oryginalny: A Star Is Born
Dystrybutor: Warner Bros
Data premiery: 30 listopada 2018
Reżyseria: Bradley Cooper
Rok produkcji: 2018
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 135 min
Gatunek: dramat, musical, muzyczny
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%

Tytuł: Satan i Adam
Tytuł oryginalny: Satan & Adam
Muzyka: Paul Pilot
Rok produkcji: 2018
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 80 min
Gatunek: dokument, muzyczny
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%

Tytuł: Assassination Nation
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 23 listopada 2018
Reżyseria: Sam Levinson
Zdjęcia: Marcell Rév
Scenariusz: Sam Levinson
Rok produkcji: 2018
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 108 min
Gatunek: akcja, dramat, komedia
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

55
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.