powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CLXXXII)
grudzień 2018

Z filmu wyjęte: Zombie a… kobieta?
Przed zombie uciekają wszyscy, nawet… eee… babochłopy.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W jednej z wcześniejszych części cyklu odgrażałem się, że pochylę się nad kuriozalnym filmem „Milfs vs. Zombies”. Oto i kadr z niego, przedstawiający dwóch umazanych dżemem dżentelmenów podążających szurnięcie za szurnięciem w ślad za brzuchatym, nieogolonym indywiduum odzianym w czerwoną bluzeczkę na ramiączkach i czarną spódniczkę. Scena wygląda po prostu uroczo i aż się wierzyć nie chce, że całe jej wykorzystanie w filmie to towarzysząca jej uwaga stojącej w oknie kobiety:
„Na zewnątrz są faceci goniący wzdłuż ulicy kobietę, z tym że faceci wyglądają na martwych, a kobieta wygląda jak facet w spódnicy!”
I to naprawdę wszystko. Potem narracja wraca w dotychczasowe koleiny, czyli do konwersacji czterech kobiet, absolutnie nieświadomych wybuchu plagi zombie.
Film powstał w roku 2015 za oszałamiające 1.500 dolarów. Wbrew pozorom jednak szereg elementów jest tu wykonanych całkiem porządnie, żeby choćby wspomnieć o zdjęciach czy trupim makijażu. Nie jest to więc klasyczny knot amatorski, choć do kina tzw. niezależnego to mu jednak sporo brakuje. Z założenia miała to być bodaj komedia grozy, ale o ile z grozą – czy też po prostu wywlekaniem jelit z dopadniętych przez truposzy ludzi – jest jeszcze ok, to z akcentami komediowymi jest już gorzej, są bowiem czerstwawe i rzadko rzeczywiście zabawne. Nie da się jednak ukryć, że twórcy postarali się przynajmniej w kwestii absurdu – oprócz powyższej sceny z babochłopem można w filmie trafić na atak wiewiórki zombie, „trytona zombie”, a także uświadczyć poruszającego się na czworakach i szczekającego faceta-psa oraz „niemowlę” w postaci dorosłego mężczyzny.
Sama fabuła jest jednak rozczarowująco prosta. Gdy cztery kobiety robią sobie plotkarską nasiadówę, ich mężowie imprezują gdzieś u kumpla, zaś dzieci przebywają na obozie pod miastem. Ponieważ wszędzie zaczynają plątać się zombie, kobiety biorą, co mają pod ręką (kosiarka ręczna, patelnia) i jadą po mężów, a z nimi (dwoma, bo jeden został ugryziony w tyłek, a drugiego załatwiła wiewiórka) i „psem” ruszają ratować dzieci. Niestety, całość jest mocno chaotyczna, kiepsko zagrana, a „wartość dodana” w postaci golizny kilka razy balansuje na krawędzi pornosa. Mimo że film zachwala sam Lloyd Kaufmann, przez minutę plotący jakieś niestworzone marketingowe brednie, zalecam daleko posuniętą ostrożność podczas sięgania po „Milfs vs. Zombies”.
powrót; do indeksunastwpna strona

71
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.