Mimo pokusy, jaką stanowi serial „Nocny recepcjonista” z gwiazdorską obsadą, warto sięgnąć najpierw po książkę Johna Le Carre – by później z tylko większą przyjemnością delektować się jej adaptacją.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Główny bohater tej historii to tytułowy nocny recepcjonista z luksusowych hoteli, z ponurą wojskową przeszłością i wybitnym talentem do popadania w niezbyt rozsądne romanse – a im bardziej fatalne są ich konsekwencje, tym mocniej angażuje się emocjonalnie, chociażby z poczucia winy. I takie właśnie tragiczne wydarzenia stanowią zawiązanie fabuły, która toczy się dalej na sążnistych kilkuset stronach drobiazgowej powieści, jak zwykle u Le Carre – szpiegowsko-obyczajowej. Mamy bowiem atrakcji bez liku: globalny handel bronią, akcja od Kairu, przez Szwajcarię, Kornwalię, Quebec, Panamę (to tam, w dżungli, będą finalizowane transakcje) na Karaiby. Hotele dla elity elit, znudzeni brytyjscy lordowie i damy, najemnicy, sunący między tropikalnymi wysepkami ogromny prywatny jacht, na którym trwa niekończąca się zabawa. „Gościłem kiedyś na jachcie bardzo bogatego człowieka” – wyjaśnia autor w posłowiu – „ i obserwowałem, jak rządzi z niego całym światem”. Zapewniając tym czytelnikowi stosowny poziom adrenaliny, autor rozbudowuje tło obyczajowe. Za to tak lubię jego książki – za możliwie wiarygodny obraz ludzi i miejsc, których nigdy nie będzie mi dane zobaczyć (a zważywszy tematykę – może to i lepiej). Oczywiście pisarze to jak szpiedzy: zawodowi kłamcy, jednak ta daleka od hollywoodzkich klisz szczegółowość, zniuansowanie często ironicznych kontekstów sprawia, że wierzę Johnowi Le Carre jak książkowy właściciel jachtu, niejaki Roper, najgorszy człowiek na świecie, uwierzył poznanemu w hotelu Jonathanowi Pine, żołnierzowi zwiadu bezpośredniego. Czytelnik, jak Roper, daje się uwieść precyzyjnie zbudowanej historii. Szpiedzy u Le Carre są ludzcy: maczają palce w sprawach o tak przerażającej, globalnej skali, a przy tym nie są herosami z komiksu, tylko mniej lub bardziej szeregowymi pracownikami wielkich rządowych agencji. Jeden z nich ma na przykład żonę, która upewnia się, czy aby na pewno dobrze usłyszał zawoalowaną karalną pogróżkę z ust wysoko postawionego współpracownika, skoro dzieci muszą mu powtarzać głośniej, co mówiono w telewizji. Ten ciepły sarkazm tworzy atmosferę braterstwa broni w rozgrywkach toczonych z dala od pola walki, w gabinetach i centrach nasłuchu telefonicznego. Troski o wysłanego w paszczę lwa młodego człowieka, który „nie jest informatorem” tylko „pracownikiem operacyjnym, kolegą”. Narracja – równocześnie rozedrgana i nieustannie grająca spowolnieniem dla budowania napięcia – sprawia, że mniej ważne staje się dla czytelnika „co”, może nawet też mniej ważne „jak”, a punkt ciężkości przeniesiony jest na „kto”. To opowieść o ludziach. W pewnym istotnym momencie fabularnym tytułowy bohater wchodzi być może zbyt mocno w przyjętą rolę. Prowadzący go agenci, śledząc docierające do nich strzępy informacji, zastanawiają się nie tyle, czy handlujący bronią milioner „połknął przynętę”, ile „czy wciąż jeszcze trzymają wędkę”. „– Manipulujemy w ludzkiej naturze, Leonardzie – pociesza Strelski, usiłując ulżyć ciężarowi na duszy Burra. – Nie zawsze osiągamy doskonały efekt”. Serial na podstawie „Nocnego recepcjonisty” jest świetny, lecz zanim obejrzymy te wszystkie obłędnie piękne ujęcia i doskonałych aktorów, warto mieć za sobą sześćset stron pracowicie budowanej misternej międzyludzkiej rozgrywki. A potem wrócić, by jeszcze raz przeczytać posłowie – o tym, jakie obawy miał w związku z serialem sam John Le Carre i jak ostatecznie zachwycił go efekt końcowy.
Tytuł: Nocny recepcjonista Tytuł oryginalny: The Night Manager Data wydania: 15 czerwca 2016 ISBN: 978-83-7999-744-2 Format: 608s. 123×195mm Cena: 34,90 Gatunek: kryminał / sensacja / thriller |