Spośród wszystkich superbohaterskich komiksów wydawnictwa TM-Semic „Spider-man” wydawał mi się zawsze tym najlżejszym fabularnie, najprostszym i chyba najodpowiedniejszym dla nieco młodszego czytelnika. Tym większym zaskoczeniem były „Ostatnie łowy Kravena”, sześcioodcinkowa historia, którą otrzymaliśmy w trzech pierwszych numerach z 1994 roku. Kraven Myśliwy, który, na liście trzydziestu największych wrogów człowieka-pająka, zamieszczonej w „Spider-man” nr 4/1991, zajął zaszczytne trzecie miejsce, postanowił rozprawić się z naszym bohaterem raz na zawsze. Pająk urósł u niego do rangi pewnego symbolu, który reprezentuje wszystko, co złe w ludzkiej cywilizacji. Takie symbole zniszczyły jego rodzinę, jego kraj, a on sam odnalazł podstawowe wartości dopiero w pierwotnej dżungli, całkowicie pozbawionej ludzkiego pierwiastka. Kraven chce udowodnić całemu światu, a przede wszystkim sobie, że jest lepszy od Pająka. „Zabija” Spider-mana toksyną usypiającą na dwa tygodnie i składa go w grobie. Przez kolejne czternaście dni, w przebraniu Pająka, dokonuje czynów w jego mniemaniu większych i bardziej znaczących, niż wróg kryjący się za znienawidzonym symbolem. Niestety zapomina o najważniejszym – Spider-man to przede wszystkim człowiek, nie tylko symbol. To, że Pająk jest Peterem Parkerem, jest zarówno jego największą słabością jak i siłą – największą moc, uwięzionemu w trumnie, świeżo upieczonemu nowożeńcowi, dawały zwykłe ludzkie uczucia. To przede wszystkim miłość do żony pozwoliła mu wydostać się z grobu, do którego został złożony za życia – „Mary Jane, kocham cię!”. |