„Namibia” to dowód na to, że Leo (Luiz Eduardo De Oliveira) wpadł na sprytną kontynuację swojego gwiezdnego cyklu (rozpoczętego od „Betelgezy”). Kosmiczną egzotykę zastąpił ziemską, poza tym jest tak jak wcześniej – lekko, przyjemnie, nie zawsze logicznie.  |  | ‹Namibia›
|
Album ten to w pewnym sensie kontynuacja wydanej w maju „Kenii”. W pewnym sensie, bo bohaterka jest ta sama (Kathy Austin), rzecz się także dzieje w Afryce ale historia jest zupełnie nowa. Kilka lat po zakończeniu wojny pewien fotograf robi w odległej Namibii zdjęcie, które trafia na biurko agentów brytyjskiego MI5. Poruszenie jest jak najbardziej uzasadnienie bo na fotografii znajduje się ni mniej ni więcej, tylko sam marszałek III Rzeszy – Hermann Goering. Jak łatwo się domyślić, w sprawę zamieszani są kosmici (to przecież standard u Leo). Co ciekawe, wygląda na to, że są to inni kosmici niż ci zajmujący się ochroną prehistorycznych zwierząt w „Kenii”. Trzeba przyznać, że Leo bardzo solidnie pomieszał wątki w swojej historii. Pojawienie się Goeringa istotnie podniosło napięcie (i tak już wysokie) pomiędzy niedawnymi sojusznikami. (Brytyjczycy nawet na Amerykanów patrzą podejrzliwie). Sprawa tym bardziej śmierdząca, że dokładnie w tej samej Namibii można zaobserwować szarańczę wielkości wrony i mrówki o rozmiarach szczura. Czy fenomeny przyrodnicze mają związek z dawnym dowódcą Luftwaffe? Wygląda na to, że jedyną agentką MI5, która może to wyjaśnić, jest nasza znajoma Kathy. Misja jest trudna, bo po pierwsze Namibia była niegdyś kolonią niemiecką (co jakoś tam współgra z pojawieniem się Goeringa) i duża część jej białych mieszkańców to zwolennicy upadłej już III Rzeszy. Po drugie, przydzielony Kathy jako wsparcie miejscowy agent brytyjski to stary cham i rasista. Ale Kathy nie wypadła sroce spod ogona. Pana rasistę usadziła od razu i ruszyła na miejsce dziwnych wydarzeń. A po drodze trochę się dzieje. Agentka po raz kolejny spotyka Afroamerykanina poznanego w hotelu (przypadek?). W napotkanych wioskach tubylców dopadła dziwna choroba, zaś śladem Brytyjczyków podąża grupa młodzieńców żywcem wyjętych z Hitlerjugend. Czyżby spisek nazistów z kosmitami? Wygląda na to, że zagadka jest bliska rozwiązania. Z Londynu wyrusza kawaleria w ramach wsparcia i… nie tak szybko. Pojawia się kolejny wątek, tym razem religijny. W odległym Chicago pewien pastor zaczyna lewitować i ogólnie czynić cuda. Grono jego wyznawców zaczyna rosnąć w błyskawicznym tempie, a sam duchowny rusza w pielgrzymkę po świecie. Jak łatwo się domyślić pojawia się także w Afryce. Sytuacja staje się na tyle poważna, że dawni kumple z Poczdamu muszą się po raz kolejny spotkać i omówić temat. Oczywiście w środku całej rozgrywki jest niezniszczalna Kathy, a kulminacja nieco przypomina końcówkę „Dnia niepodległości” w realiach końcówki lat czterdziestych ubiegłego wieku. Jak widać akcja jest mocno pokręcona, chociaż całość jest w miarę do ogarnięcia przez czytelnika. Nie zapominajmy, że w jednym albumie dostajemy aż pięć części całej tej historii. Jak to u Leo, jest trochę scenariuszowych mielizn, przejść na skróty, naiwnych rozwiązań. Kto czytał jego poprzednie komiksy ten wie, czego się spodziewać a jeśli nad wspomnianymi słabościami możecie przejść do porządku dziennego, to czeka was miła i wciągająca lektura. Graficznie dostajemy dokładnie to samo, co we wcześniejszych albumach Leo. Trochę zaskakujące jest, że umieszczając akcję w słynącej z bogactwa fauny Namibii, rysownik, znany ze swej fascynacji zwierzętami (wymyślonymi lub prawdziwymi) nie poświęcił im ani jednego kadru.
Tytuł: Namibia Data wydania: 14 listopada 2018 Cena: 119,99 Gatunek: SF Ekstrakt: 60% |