Pink Floyd wielkim zespołem był i inni artyści bardzo chętnie sięgają po jego utwory. Ponieważ tych nagrań jest całkiem sporo, spróbujmy wybrać najciekawsze z nich i ułóżmy z nich swoiste tribute albumy, opierając się na dyskografii zespołu. Zaczynamy oczywiście od „The Piper at the Gates of Dawn”. Astronomy Domine – Voivod Zaczynamy z grubej rury, nie tylko dlatego, że „Astronomy Domine” to czołowy przedstawiciel psychodelicznego Pink Floyd z okresu Syda Barretta, ale także, ponieważ wyśmienity cover tego utworu na swoim krążku „Nothingface” z 1989 roku umieściła kanadyjska legenda ciężkiego grania Voivod. Zwraca uwagę poszanowanie dla pierwowzoru i jednoczesne brzmieniowe dociążenie go. Polecam w pakiecie z klipem, albowiem utwór ten ukazał się na singlu. Lucifer Sam – Jesus And The Thievs Dla odmiany formacja Jesus And The Thievs zakończyła działalność jedynie na utworach demo. A szkoda, bo miała potencjał, o czym świadczy ich wersja zabawnego kawałka „Lucifer Sam”. Muzycy podkręcili jego transowość, dorzucając chwytliwe klaskanie, które wyjątkowo dobrze pasuje do charakteru całości. Clinker to duet z Londynu, który tworzą Peter Jordan i Tomoko Matsumoko. Działają od 1999 roku i dorobili się szeregu albumów z elektroniczną muzyką awangardową. „Matilda Mother” nie znajdziemy jednak na żadnym z nich. Cover ten zrobiony został nagrany pod wpływem chwili i choć nie kupuję towarzyszącego mu klipu z klownem i balonami, to od strony muzycznej całkiem trafnie oddaje psychodelicznego ducha muzyki Syda Barretta. Tom Thompson to śpiewający gitarzysta, jak wielu, których można znaleźć na Youtube. A jednak jego wersja mniej popularnego utworu z debiutu Pink Floyd „Flaming”, ma w sobie sporo wdzięku. Polecam. Pow R. Toc H – La Stanza delle Maschere La Stanza delle Maschere to projekt muzyczny, stworzony przez mediolańskiego gitarzystę, kojarzonego z kręgiem twórczości doom metalowej, Domenico Lotito. Nastawiony jest jednak na klimaty psychodeliczne z przełomu lat 60. i 70., a „Pow R. Toc H” to psychodela pełną gębą, którą trudno odtworzyć, niemniej dzięki nieortodoksyjnemu podejściu do utworu, Domenico poradził sobie bardzo dobrze, wykorzystując zapętlony fragment riffu i fortepianową zagrywkę. Take Up Thy Stethoscope and Walk – At The Drive-In Zanim powstał The Mars Volta, panowie Cedric Bixler-Zavala i Omar Rodriguez-Lopez, szaleli w zespole At The Drive-In. W sumie, biorąc pod uwagę ich zamiłowanie do zakręconych dźwięków, nie powinno dziwić, że inspirowali się Pink Floyd. Cover „Take Up Thy Stethoscope and Walk” trafił na EP zespołu „Invalid Litter Dept.” z 2001 roku i pod względem licznych gitarowych sprzężeń, oraz kontrolowanego chaosu, doskonale oddaje ducha oryginału. Interstellar Overdrive – Maroš Plávka „Interstellar Overdrive” to najbardziej zakręcony utwór, jaki znajdziemy na debiucie Floydów i jednocześnie symbol ich wczesnego stylu. Ponieważ jest to kompozycja w dużej mierze improwizowana, niezmiernie ciężko sporządzić jej przeróbkę. A jednak paru twórcom się to udało. Jednym z nich jest pochodzący z Bratysławy gitarzysta Maroš Plávka. The Gnome – Luis Angel Martínez A teraz coś z zupełnie innej beczki. Utwór w oryginale inspirowany „Hobbitem” Tolkiena, przełożony przez meksykańskiego gitarzystę i wokalistę Luisa Angela Martíneza na język hiszpański. Można i tak. Chapter 24 – Test Number 2wo Na płycie z 2013 roku „More Animals at the Gates of Reason – A Tribute to Pink Floyd”, włoscy, niezależni artyści oddali hołd Floydom, prezentując ciekawe aranżacje mniej znanych utworów grupy. Test Number 2wo wywiązał się ze swojego zadania wzorowo. The Scarecrow – Andy Witmyer Andy Witmyer jest samoukiem, który zainteresował się grą mniej więcej w wieku 4 lat. Choć nie osiągnął w tej dziedzinie mistrzostwa, jego wersja „The Scarecrow” i tak wypada o wiele lepiej, niż większość filmików na Youtube, gdzie niespełnieni artyści próbują dowartościować się swoim rzępoleniem. Bike – Danny McEvoy & Jasmine Thorpe Danny McEvoy to bardzo charakterystyczny muzyk-jutuber. Przechwala się, że potrafi zagrać całą dyskografię Beatlesów, ale coveruje wszystko, jak popadnie. Niestety nie zawsze z sensem. Jednak jego muzykowanie w piwnicy ma sporo uroku i czasem zaglądam, co u niego nowego. Do zaprezentowania „Bike” zaprosił dziewczynkę o imieniu Jasmine, która może się wydać irytująca, ale nagranie, wraz z filmikiem, na którym widać Jasmine siedzącą na rowerku, jest na tyle rozbrajające, że stanowi dobre podsumowanie płyty, która w ogólnym założeniu ma stanowić dźwiękową baśń. |