„Gdyby ulica Beale umiała mówić” to elegancki romans z wątkiem społecznym w tle. Albo kino społeczne z dodatkiem delikatnej historii miłosnej.  |  | ‹Gdyby ulica Beale umiała mówić›
|
Barry Jenkins, twórca „Moonlight”, sensacyjnego laureata Oscara dla najlepszego filmu sprzed dwóch lat , powraca z kolejnym filmem, którego akcja toczy się w świecie afroamerykańskiej Ameryki. Tym razem bierze się za ekranizację głośnej powieści Jamesa Baldwina. Akcja toczy się w 1974 w Nowym Jorku. Tish i Fonny są przyjaciółmi od czasów dzieciństwa, po latach rozkwita między nimi miłość. Planują wspólne zamieszkanie, ale dla czarnoskórej pary nie jest łatwo znaleźć w Nowym Jorku mieszkanie. Co gorsza, pewien incydent w sklepie powoduje, że Fonny naraża się lokalnemu policjantowi. Gdy więc w okolicy dojdzie do gwałtu, policji najłatwiej będzie zrzucić winę na niego. Tish, ze wsparciem swej rodziny, rozpoczyna walkę o uwolnienie narzeczonego. Jednocześnie wyznaje, że jest w ciąży… Jenkins z jednej strony stara się oddać wiarygodnie realia afroamerykańskiej społeczności lat 70. minionego stulecia, z drugiej strony opowiedzieć w czuły i delikatny sposób miłosną historię. Czyni to na dwa zupełnie odmienne sposoby. Kwestie społeczne, relacje międzyludzkie, konflikty i dramaty opowiada w kilku wyrazistych, ostrych, znakomicie poprowadzonych scenach. Wątek romansowy przedstawiony zostaje natomiast w melancholijny, nieco odrealniony, poetycki sposób, w długich, nastrojowych, powolnych ujęciach. I przyznam szczerze, że dużo lepiej dla mnie wypada ta część dramatyczna, społeczna, niż romantyczna – mimo niekwestionowanego uroku pięknej KiKi Layne. Zbyt słabo poznajemy bohaterów, by szczerze przejąć się ich związkiem, a powolność i wyciszenie wybija widza z filmowego rytmu. Druga natomiast część jest znakomita i widać w niej jak świetnym reżyserem potrafi być Jenkins. Kapitalnie rozegrana scena spotkania dwóch rodzin, podczas której Tish przyznaje się do ciąży, a matka jej narzeczonego odpowiada religijnym fanatyzmem, poprowadzona jest mistrzowsko, znakomicie kreśląc wizerunki kilku kluczowych postaci (w tym matki Tish, granej przez nagrodzoną Oscarem Reginę King). Nie gorzej wypada scena konfliktu Fonny’ego z policjantem, kapitalnie trzymająca widza w napięciu. Świetnie i przejmująco odbywa się rozmowa matki Tish z ofiarą gwałtu. Jenkins kapitalnie wykorzystuje te chwile, by popychać fabułę do przodu, pozwalać na popisy swych aktorów i wywoływać u widza emocjonalne zaangażowanie. Aż szkoda, że cały film nie został nakręcony na takiej nucie. Przesłanie społeczne przekazane jest tu niejako w tle, choć nie ma się wątpliwości, że jest także głównym tematem filmu. Mimo, że akcja toczy się w latach 70. nie ma specjalnej wątpliwości, że większość poruszanych tematów dotyczy również współczesności. Wykluczenie mieszkaniowe, zawodowe, czy kluczowe dla filmu uprzedzenia sił mundurowych oraz wymiaru sprawiedliwości. Temat problemów amerykańskiego sądownictwa pojawia się ostatnio w różnych ujęciach – czy to w programie Johna Oliviera, czy w dokumencie na temat O. J. Simpsona, czy też w znakomitym serialu „Długa noc”. System, w którym prokuratura w ramach oszczędności kosztów próbuje dogadać się z oskarżonym na nieco niższy wyrok w przypadku przyznania się do winy, a ów oskarżony decyduje się na taki krok mimo swej niewinności, bo obawia się, że bez dobrego prawnika przed sądem i tak nie będzie miał szans, nie jest tylko filmowym wymysłem. I ten problem na szczęście potrafi w „Gdyby ulica Beale umiała mówić” dobitnie wybrzmieć, również w swym aspekcie emocjonalnym, dzięki sile złożonej, słodko-gorzkiej (bardziej gorzkiej) finałowej sceny.
Tytuł: Gdyby ulica Beale umiała mówić Tytuł oryginalny: If Beale Street Could Talk Data premiery: 22 lutego 2019 Rok produkcji: 2018 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 119 min Gatunek: dramat, kryminał, romans Ekstrakt: 70% |