Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj międzynarodowy jazzrockowo-progresywny projekt Snowball.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W latach 70. ubiegłego wieku trzech muzyków wywodzących się ze środowiska jazzowo-rockowego – chodzi o pianistę Kristiana Schultzego, amerykańskiego basistę Dave’a Kinga oraz perkusistę Curta Cressa – zadzierzgnęło bliższą znajomość artystyczną, która zapewne podbudowana była relacjami przyjacielskimi. Ich drogi przecinały się w takich grupach, jak Niagara Klausa Weissa, Passport Klausa Doldingera, wreszcie stali się podporą powołanego do życia przez Cressa Clanu (vide album „ CCC”, 1975) oraz nadzorowanego przez Udo Lindenberga projektu Das Waldemar Wunderbar Syndikat („ I Make You Feel Good”, 1976). Obie z wymienionych formacji okazały się jednak efemerydami i zniknęły z rynku po wydaniu zaledwie jednej płyty. A Kristian, Dave i Curt mieli się coraz bardziej ku sobie. W efekcie w 1977 roku podjęli decyzję o założeniu kolejnej grupy – tym sposobem Curt Cress Clan przekształcił się w… Snowball. Triu wciąż jednak brakowało gitarzysty. Współpracujący z muzykami dwa lata wcześniej Volker Kriegel był zajęty; zaczęli więc rozglądać się za innym „wioślarzem” i tak trafili na ślad Anglika Roye’a Albrightona. Co ciekawe, wcale nie musieli szukać go na Wyspach. Albrighton (urodzony w Coventry w 1949 roku) od wielu już mieszkał bowiem w Hamburgu, gdzie stał na czele progresywnej formacji Nektar. W pierwszej połowie lat 70. grupa odniosła nawet spory sukces, lecz później jej popularność zaczęła przygasać, a wydana we wrześniu 1977 roku płyta „Magic Is a Child” okazała się spektakularną porażką (w porównaniu z pozycją, jakie osiągnęły poprzednie longplaye, jak „Remember the Future” czy „Down to Earth”). W wyniku tego niepowodzenia muzycy podjęli decyzję o rozwiązaniu. Po roku przerwy w działalności Nektar wprawdzie reaktywowano, ale przez kilkanaście miesięcy Roye był bezrobotny, gdy więc zwrócili się do niego z propozycją Schultze, King i Cress – nie odmówił. Przyjęcie Albrightona w szeregi Snowball otwierało jeszcze jedną furtkę. Roye pełnił w swojej macierzystej formacji nie tylko funkcję gitarzysty, ale był również wokalistą. Czasy stawały się natomiast coraz bardziej komercyjne, słuchacze oczekiwali przebojów, kwartet postanowił więc wyjść im naprzeciw i – oprócz kompozycji instrumentalnych – stworzyć także kilka chwytliwych piosenek, które zaśpiewał Anglik. Sesja nagraniowa odbyła się w listopadzie 1977 roku w monachijskim Union Studios, parę tygodni później ukazał się singiel z utworami „Hold On” i „Backfire”, a w ślad za nim – w kwietniu 1978 roku (nakładem amerykańskiej wytwórni Atlantic) – longplay „Defroster”. Trafiło na niego dziewięć utworów, w tym cztery piosenki (dwie znane już z singla plus „Devils Demons” i „Paradise”). Stylistycznie muzyka Snowball wyrastała z tradycji jazzowo-rockowych, nie brakowało w niej także inspiracji rockiem progresywnym, ale słyszalne były również wpływy funku i pop-rocka.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Można odnieść wrażenie, że artystom zależało na dostarczeniu słuchaczom muzyki w miarę ambitnej, lecz jednocześnie przebojowej. Takiej, która nie obrażałaby gustów wielbicieli ich wcześniejszych dokonań, ale która poradziłaby sobie również na listach przebojów. Z tym ostatnim było trochę gorzej; trzeba natomiast przyznać, że kwartet zadbał o to, aby fusion w jego wykonaniu, choć mocno wypolerowane, lśniło na tle wielu innych produktów tej epoki. Momentami, zwłaszcza w utworach wokalno-instrumentalnych, pobrzmiewały w twórczości Snowball echa dokonań Styx, Journey czy REO Speedwagon. Nie był to może rock, który potrafiłby zapełnić wielkie sportowe areny, ale na pewno nie drażnił uszu tych, którzy poszukiwali piosenek lżejszych, łatwiejszych i przyjemniejszych. Inna sprawa, że był mimo wszystko na tyle skomplikowany, iż trudno było liczyć na odniesienie wielkiego komercyjnego sukcesu porównywalnego z tym, jaki stał się udziałem wspomnianych powyżej formacji ze Stanów Zjednoczonych. Ale czy Albrighton, Schultze, King i Cress mieli w ogóle takie ambicje?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Album otwiera singlowy przebój „Hold On”. I jest to rzeczywiście – w warstwie wokalnej – typowy przykład AOR (adult-orientred rock). Gdy jednak Roye milknie, a do głosu dochodzi Kristian, z miejsca robi się – za sprawą jego syntezatorów – jazzrockowo. Swoje dorzucają jeszcze członkowie sekcji rytmicznej, którzy nie zatracili skłonności do kombinowania. W instrumentalnym „Tender Storm” dzieje się znacznie więcej: po stonowanym początku kompozycja nabiera tempa, partia Cressa na perkusjonaliach od razu przywodzi na myśl albumy Niagary (zwłaszcza zaś ten, w którego nagraniu brał udział Dave King), a w części drugiej rozbrzmiewają „kosmiczne” syntezatory rodem z nagrań SBB i Józefa Skrzeka. „Devils Demons”, choć również okraszony wokalnym popisem Roye’a, nie ma już tak przebojowego charakteru, jak „Hold On”. Głos Anglika jest tu bardziej wykorzystywany jak kolejny instrument, wpasowuje się bowiem idealnie w klawiszowy dialog Schultzego (fortepian elektryczny) i Kinga (syntezator). Albrighton nie zapomina też o swojej podstawowej funkcji i w końcu serwuje rozbudowaną solówkę gitarową – trochę w stylu fusion, trochę awangardową.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zaskoczeniem może być zamykający stronę A longplaya „Country Dawn”, w którym po raz pierwszy – obok podszytych jazzem – inklinacji popowo-rockowych (dodajmy: na poziomie) pojawia się odważna wycieczka w stronę funku. Odpowiedzialność za to spada na wszystkich muzyków – zarówno gitarzystę i klawiszowca, jak również sekcję rytmiczną. Mocno zabarwiony funkiem jest też „Backfire”, znany już wtedy jako strona B singla „Hold On”. Stopień przebojowości jest tu jednak znacznie mniejszy, więcej za to – i nic w tym oczywiście złego – intrygujących solówek (najpierw gitary, później syntezatorów). w podobnym klimacie utrzymany jest instrumentalny „Lilli Henri”, w którym na plan pierwszy wybija się dialog gitary basowej i syntezatora. „Paradise” to ostatnia piosenka na płycie. Z wszystkich czterech – na pewno najbardziej ambitna, w której AOR (śpiew) miesza się z progresem (gitara), fusion (fortepian elektryczny) i funkiem (bas plus perkusja). Jeśli ktoś twierdzi, że niemożliwym jest połączenie tak wielu gatunków w kompozycji trwającej niespełna sześć minut – koniecznie powinien wsłuchać się w ten numer, a z miejsca zmieni zdanie. Ostatnie dwa utwory obyły się już bez wokalnego udziału Albrightona. Choć akurat w tytułowym „Defroster” mógłby się on sprawdzić. To najbardziej rockowy, jeśli chodzi o dynamikę, ale jednocześnie melodyjny i zapadający w pamięć fragment albumu. Ponownie przenikają się w nim wpływy progresu i jazz-rocka, a zagrane z rozmachem partie gitary i syntezatorów brzmią bardzo mocno. Na tyle mocno, iż członkowie kwartetu uznali, że całość wydawnictwa należy zwieńczyć kompozycją nadzwyczaj delikatną i romantyczną. Trzyminutowy „Shade” to przede wszystkim popis klawiszowca. Schultze gra tu na fortepianie i syntezatorze, skupiając się głównie na tworzeniu odpowiedniego nastroju. Trzeba przyznać, że Snowball pożegnało się ze słuchaczami dźwiękami bardzo wzruszającymi. Było to jednocześnie, choć zapewne w momencie, gdy utwór ten nagrywano nikt jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, pożegnanie z Albrightonem, który w 1979 roku wraz z klawiszowcem Allanem Freemanem reaktywowali Nektar (i wkrótce nagrali słabo oceniony longplay „Man in the Moon”). Schultze i Cress zdecydowali się jednak kontynuować przygodę ze Snowball. Tyle że w nieco zmienionym składzie. Skład: Roye Albrighton – śpiew (1,3,5,7), gitara elektryczna Kristian Schultze – syntezator, fortepian elektryczny, fortepian Dave King – gitara basowa, syntezator Curt Cress – perkusja, instrumenty perkusyjne
Tytuł: Defroster Data wydania: 1978 Nośnik: Winyl Czas trwania: 39:32 Gatunek: jazz, rock W składzie Utwory Winyl1 1) Hold On: 03:20 2) Tender Storm: 04:03 3) Devils Demons: 05:17 4) Country Dawn: 05:52 5) Backfire: 03:01 6) Lilli Henri: 04:27 7) Paradise: 05:45 8) Defroster: 04:49 9) Shade: 03:00 Ekstrakt: 70% |