powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CLXXXV)
kwiecień 2019

Tu miejsce na labirynt…: Żywy stąd nie wyjdzie nikt!
Paal Nilssen-Love ‹New Japanese Noise›
W ubiegłym roku free jazz pojawił się na legendarnym duńskim festiwalu rockowym w Roskilde. Dwa dni pod rząd występował na nim z dwoma różnymi projektami norweski perkusista Paal Nilssen-Love. Pierwszego dnia zaprezentował „japoński noise”, drugiego – „brazylijski funk”. Pół roku później oba występy doczekały się edycji płytowych. Dzisiaj – chronologicznie – pochylamy się nad albumem „New Japanese Noise”.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹New Japanese Noise›
‹New Japanese Noise›
Dawno nic nie było o Paalu, prawda? Poprzedni tekst poświęciłem temu artyście w maju ubiegłego roku (pisząc o „Again”, najnowszym wydawnictwie tria The Thing), co – biorąc pod uwagę jego pracowitość i moją do niego słabość – uznać należy za wyjątkowo i zaskakująco długi rozbrat. Wziął się on jednak przede wszystkim z zaangażowania Norwega w kolejne projekty muzyczne i koncertowe, co nieco powściągnęło jego aktywność wydawniczą. Na szczęście, jak się wydaje, okres posuchy płytowej Nilssen-Love ma już za sobą, czego dowodzą dwa wydane w styczniu (tego samego dnia) albumy: „New Japanese Noise” oraz „New Brazilian Funk”. Oba są rejestracją koncertów, jakie Paal – oczywiście z towarzyszącymi mu artystami – zagrał na festiwalu w duńskim Roskilde. Z projektem japońskim zaprezentował się 4 lipca ubiegłego roku, a z brazylijskim dzień później.
Podczas pierwszego występu, co naturalne, towarzyszyło mu na scenie trzech muzyków z Kraju Kwitnącej Wiśni. W tym legendarny saksofonista i klarnecista Akira Sakata, etatowy współpracownik Paala w formacji Arashi („Semikujira”, „Trost Live Series”). Dwaj pozostali to mistrzowie noise’u – Kōhei Gomi (z działającej od lat 90. ubiegłego wieku grupy Pain Jerk) oraz Toshiji Mikawa – którzy odpowiadali za efekty elektroniczne. Skład uzupełniał jeszcze brazylijski gitarzysta Kiko (Cristiano) Dinucci, który karierę na scenie zaczynał ponad dwie dekady temu od punka i hardcore’u (w zespole Personal Choice), by później przerzucić się na granie jazz-rocka (Passo Torto), awangardowej psychodelii pomieszanej z fusion (Metá Metá) oraz samby (Duo Maviola). Można było się tylko zastanawiać, jak Kiko odnajdzie się w świecie free jazzu i noise’u, które to gatunki dotąd były mu raczej obce.
Z drugiej strony jednak muzyk z takim doświadczeniem jest chyba w stanie wpasować się w każdy skład i zagrać dosłownie wszystko. Z większym bądź mniejszym zaangażowaniem. Słuchając „New Japanese Noise”, można odnieść wrażenie, że w przypadku Dinucciego mamy do czynienia z gitarzystą, który muzyczny hałas wyssał z mlekiem matki. Tak zgraną maszynę do generowania szumów i zgrzytów stworzył do spółki z Kōheim i Toshijim. To właśnie ta trójka ciągnie całość w stronę klasycznego noise’u. Sakata i Nilssen-Love z kolei reprezentują opcję freejazzową. Choć też, zwłaszcza zaś doświadczony Japończyk (na scenie obecny od półwiecza), nie stronią od wspomagania kolegów z drugiego obozu. Przekonując tym samym, że jazz improwizowany i noise to poniekąd owoce tego samego artystycznego drzewa, na co sugestywnych dowodów Paal dostarczał już zresztą wcześniej (vide „Angular Mass”, „Soul Stream”, „Decayed – Live! at Aketa No Mise”).
Płytę otwiera dziesięciominutowa kompozycja „Stiff Upper Lip Jeeves”, jak najbardziej typowa dla solowej twórczości Akiry Sakaty (kto słyszał „Proton Pump”, będzie doskonale wiedział, o co chodzi). Duet saksofonu i perkusji dosłownie miażdży słuchacza, przewala się po nim jak walec, sprawia, że co wrażliwszym osobom może eksplodować czaszka. I naprawdę nie ma w tych słowach ni krzty przesady. Paal i Akira grają z niezwykłym wręcz zaangażowaniem, jakby od tego zależało ich życie. W walce o nie nie biorą jeńców. Dopiero w ostatnich minutach przez saksofonową ścianę dźwięku przebijają się akordy gitary Dinucciego (im bliżej końca, tym bardziej zadziornej) i elektroniczne zgrzyty Gomiego i Mikawy. Ostatecznie cała piątka łączy siły, by w finale udowodnić ludziom stojącym pod sceną (pamiętajmy, że to koncert!), iż są tylko małą, niewiele znaczącą cząstką potężnego (Wszech)świata. (Wszech)świata, który przytłacza ogromem cierpień i niesprawiedliwości.
Skąd taka postapokaliptyczna interpretacja? Nie zapominajmy, że Akira przyszedł na świat w lutym 1945 roku w Hiroszimie. Gdy na miasto spadła amerykańska bomba atomowa, miał niespełna pół roku. Przeżywszy piekło w pierwszych miesiącach swej ziemskiej egzystencji, trudno było mu w kolejnych latach uwierzyć we wspaniałość ludzkiej natury. W grze Sakaty słyszalny jest więc gniew, który zdaje się górować nad innymi emocjami. W „Up the Line to Death” grupa wchodzi duetem gitary i perkusji, do których po kilkudziesięciu sekundach dołącza saksofon. Tym razem jego improwizacja jest dużo bardziej stonowana. Podobnie jak stonowane są noise’owe wtręty w tle. Choć i w tym utworze przychodzi taki moment, gdy muzycy podkręcają tempo i nabierają mocy. Przy czym Sakata na kilka minut oddaje pole młodszym kolegom – specom od elektroniki. Wraca dopiero na finał, by delikatnymi dźwiękami klarnetu wprowadzić słuchaczy w trzeci rozdział opowieści, to jest „Eats, Shites and Leaves”.
Przez kilka dobrych minut muzycy tonują nastroje. Wszystko po to, by uspokoić i uśpić czujność odbiorców, dzięki czemu większe będzie ich zaskoczenie, kiedy wyprowadzą frontalny atak. I tak właśnie się dzieje! W drugiej części kompozycji poziom gniewu i agresji ponownie sięga zenitu, w czym, o dziwo, niemałe zasługi ma również Kiko. W „The Bone People” Sakata odkłada na bok dęciaki i podchodzi do mikrofonu, by raczyć słuchaczy… głosem. Nie można powiedzieć, że śpiewa ani że melodeklamuje. Akira traktuje swój głos jak kolejny instrument – wydaje głównie pomruki i szalone okrzyki, idealnie wpisując się we freejazzowo-noise’ową strukturę całości. Czasami, po zamknięciu oczu, możemy odnieść wrażenie, że gdzieś obok nas rozgrywa się samurajski pojedynek, podczas którego przynajmniej jeden z uczestników musi paść trupem. Końcówka – dzięki bezlitosnemu pochodowi perkusji – znów jest miażdżąca.
A ukojenia, wbrew pozorom, nie przynosi nawet wieńcząca występ trzyminutowa impresja o jakże niewinnym tytule „Birdsong”. Jeśli to miałaby być prawdziwa ptasia pieśń, to nie ma wątpliwości, że chodzi o któregoś z najbardziej krwiożerczych latających drapieżników. Zapewne w kontekście wszystkiego, co zostało powyżej napisane o „New Japanese Noise”, zdziwi Was finałowa konkluzja. Ale inna być nie może! To wspaniała i piękna w swej grozie muzyka, która brzmi jak ostrzeżenie wysłane tuż przed rozpoczęciem finałowego odliczania.
Skład:
Akira Sakata – saksofon altowy, klarnet basowy, głos
Kiko Dinucci – gitara elektryczna
Kōhei Gomi – efekty elektroniczne
Toshiji Mikawa – efekty elektroniczne
Paal Nilssen-Love – perkusja



Tytuł: New Japanese Noise
Wykonawca / Kompozytor: Paal Nilssen-Love
Data wydania: 25 stycznia 2019
Wydawca: PNL Records
Nośnik: CD
Czas trwania: 46:20
Gatunek: jazz, noise
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
W składzie
Utwory
CD1
1) Stiff Upper Lip Jeeves: 10:25
2) Up the Line to Death: 08:54
3) Eats, Shites and Leaves: 13:28
4) The Bone People: 10:17
5) Birdsong: 03:16
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

120
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.