powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CLXXXV)
kwiecień 2019

„Marvel” znaczy „coś cudownego”
Anna Boden, Ryan Fleck ‹Kapitan Marvel›
Najnowszy film studia Marvel o incepcyjnym tytule „Kapitan Marvel” ma w sobie luz „Strażników galaktyki” połączony z tajemniczością „Tożsamości Bourne’a”. Osadzenie akcji w połowie lat 90. dodaje całości subtelnego humoru. No i kot. Każdy film z kotem jest lepszy niż bez kota. A szczególnie, kiedy Nick Fury dziumdzia nad nim słodko niczym emerytka z naszego bloku. To po prostu trzeba zobaczyć.
ZawartoB;k ekstraktu: 100%
‹Kapitan Marvel›
‹Kapitan Marvel›
Po raz -nasty studio Marvel pokazało swój niesamowity talent w dobieraniu aktorów do postaci. Zatrudnienie Roberta Downeya jr. jako Iron Mana było przebłyskiem geniuszu; potem nastąpił długi ciąg równie udanych decyzji: Tom Hiddleston, Idris Elba, Tom Holland, Jeff Goldblum czy [tu wstaw swoje propozycje]. Brie Larson jest kolejnym strzałem w dziesiątkę. Zagrała postać, która ma tyleż superbohaterskiej charyzmy co psotnego uroku, z domieszką dobrze pokazanych rozterek, kiedy okazuje się, że jej życie nie jest tym, czym się wydawało. W dodatku, choć jest komandosem, sprawia wrażenie – jak to mawiają Amerykanie – dziewczyny z mieszkania obok. Kogoś, z kim mogłabym się szybko zaprzyjaźnić. Vers mistrzowsko pilotuje wszystko, co lata, walczy jak Bruce Lee i montuje transgalaktyczne telefony lepiej od E.T., a przy tym jest taka… swojska. Wystarczy, że zmieni spandexowy kombinezon na dżinsy i flanelę, a wygląda, że zacytuję Fury’ego, „jak czyjaś zbuntowana siostrzenica”. A taka na przykład Czarna Wdowa nawet w najbardziej cywilnych ciuchach nadal wygląda jak przyczajony tygrys, ukryty smok. Oczywiście zawsze można dywagować, ile jest w tym aktorstwa jako takiego, ile naturalnej „aury” obu pań, a ile dodaje charakteryzacja: rozczochrane włosy Vers kontra lakierowana fryzura i wiecznie nienaganny makijaż Nataszy. Zresztą całkiem tak samo, jak Nick Fury, który z opaską na oku i w czarnym płaszczu wygląda znacznie groźniej niż odmłodzona wersja w tym filmie. Cyfrowe wygładzenie twarzy to jedno, ale drobne szczegóły stroju potrafią wnieść co najmniej drugie tyle.
Znawców komiksu pewnie nic w rozwoju akcji nie zaskoczy, natomiast pozostali widzowie mają szansę przeżyć kilka zaskoczeń – i nie mam tu na myśli zagadek „pod kogo tym razem podszyje się zmiennokształtna postać”, tylko kluczowe elementy fabuły. Spore wrażenie zrobiła na mnie scena przewijania pewnych scen w umyśle niczym taśmy w magnetowidzie („Zatrzymaj! cofnij trochę… o, teraz!”), a potem nagła wątpliwość, która ze stron konfliktu przedstawia prawdziwą wersję wydarzeń – przy czym bohaterka wie, że błąd z jej strony może zagrozić życiu jej przyjaciół.
Skoro już mowa o przyjaciołach, to koniecznie trzeba pochwalić świetnie pokazane porozumienie między Furym a Vers, a także inne – nieraz bardzo drobne – scenki pokazujące różne inne relacje między postaciami. Na przykład to, jak budowało się zaufanie między Coulsonem i jego szefem: dwa spojrzenia i jedno zdanie w scenie przeszukania budynku, i już wiemy. Albo reakcje najlepszej przyjaciółki pani kapitan na jej powrót po latach: ja wyraźnie wyczytałam wahanie: „rzucić się na szyję czy zdzielić w łeb za to, że musiałam po niej płakać?”. Truizmem będzie stwierdzenie, że ukazanie kosmicznej walki w kontekście zdrady lub odnalezienia bliskich sobie osób (jest ich dużo więcej, ale nie chcę ryzykować ujawnienia pewnych informacji) sprawia, że dramatyzm wzrasta. To trochę tak, jak w scenie, kiedy Tony Stark wlatywał do portalu z głowicą nuklearną: nie przeżywałam strachu, czy zginie (bo przecież wiadomo, że nie), tylko boleśnie odczuwałam JEGO strach i rezygnację.
Vers często zaciska pięści z przyczyn, nazwijmy to, technicznych, ale ten prosty zabieg wiele wnosi do pokazania osobowości.
Vers często zaciska pięści z przyczyn, nazwijmy to, technicznych, ale ten prosty zabieg wiele wnosi do pokazania osobowości.
Przesłanie filmu może nie jest zbyt oryginalne (czerpanie siły z tego, co inni uznają za słabość), ale w końcu to film przygodowy. Zresztą pokazane zostało, jak na mój gust, dość dyskretnie, zwięźle i bez komunałów o uwierzeniu w siebie. Jak zwykle w filmach Marvela cudownie został wykorzystany humor; wielką wesołość widowni wzbudziło już samo pokazanie komputerów z systemem Windows 95, zwłaszcza pokazanie paska postępu przy próbie odtworzenia płytki CD (zdziwienie bohaterki: „Na co czekamy?”) albo „najnowocześniejszego dwustronnego pagera”. Urażony komentarz Fury’ego, że skaner kosmitów „pewnie się popsuł”, bo ocenia go jako zagrożenie wynoszące 0%, to jeden z najlepszych tekstów w historii MCU. Nie można przy tym zapomnieć o pojawieniu się Stana Lee (zachwycone „Oooo!” sali) oraz uroczym hołdzie, który mu złożono w otwierającym film logo studia: tym razem napis MARVEL nie składa się z kadrów komiksowych, lecz z archiwalnych ujęć z udziałem Stana. No i ta wzruszająca dedykacja…
Jedną z zasadniczych zalet „Kapitan Marvel” jest fakt, że na filmie tak samo dobrze będą bawić się zagorzali fani, jak i osoby, które dotychczas nie zetknęły się z tym uniwersum. Obecność Fury’ego i Coulsona to dodatkowy smaczek, ale w żaden sposób nie utrudnia zrozumienia czegoś z fabuły. Może ten odcinek przyciągnie do MCU nowych zainteresowanych?
PS. Koniecznie, absolutnie i bezwzględnie należy zostać do ostatniej sceny po napisach.



Tytuł: Kapitan Marvel
Tytuł oryginalny: Captain Marvel
Dystrybutor: Disney
Data premiery: 8 marca 2019
Reżyseria: Anna Boden, Ryan Fleck
Zdjęcia: Ben Davis
Muzyka: Pinar Toprak
Rok produkcji: 2019
Kraj produkcji: USA
Gatunek: akcja, przygodowy, SF
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 100%
powrót; do indeksunastwpna strona

37
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.