Sto dwudziesty czwarty tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela przynosi historię poświęconą Silver Surferowi, którego także dopadły zmiany związane z projektem Marvel Now. „Nowy świt” zawiera pierwsze pięć zeszytów jego odświeżonych przygód.  |  | ‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #124: Silver Surfer: Nowy świt›
|
Im bardziej zagłębiam się w zmiany, jakie zaszły w świecie Marvela pod szyldem „wszystko nowe, wszystko inne”, tym jestem do nich coraz bardziej sceptyczny. I chyba nie tylko ja, ponieważ sporo z tych modernizacji ostatecznie porzucono. Dlatego też trochę dziwię się, że wybierając komiksy, jakie ukazują się w ramach WKKM, Hachette postawiło, po kolejnym przedłużeniu, właśnie na te, nie zawsze udane rewolucje. Na przykład w przypadku Srebrnego Surfera, który nie ma bogatej reprezentacji swoich przygód w języku polskim, wolałbym przeczytać jakąś klasyczną opowieść, a nie współczesną wariację. Przed lekturą spore obawy wzbudziła we mnie także osoba scenarzysty. Dan Slott znany jest przede wszystkim z prowadzenia przez długie lata przygód Spider-Mana, którego życie diametralnie odmienił. Choć niewątpliwie ma on rozbudowaną wyobraźnię, nie podoba mi się to z jaką nonszalancją traktuje tradycje związane z daną postacią. Szczęśliwie przy Silver Surferze nie zaszalał tak bardzo, jak przy Peterze Parkerze, pozostawiając go kosmicznym obrońcą uciśnionych. Niemniej świat, w jaki go wpasował, bardziej przypomina psychodeliczne wizje Terry′ego Gilliama, niż space operę Stana Lee. Oto były herold Galactusa zostaje zmuszony do stoczenia walki z nadprzyrodzonym, potężnym bytem w imieniu planety, będącej w istocie światem rozrywki, odwiedzanym licznie przez spragnionych wrażeń mieszkańców kosmosu. By bardziej zmotywować Surfera do działania, sprowadzono z Ziemi zakładnika, któremu groziła śmierć, jeśli ten chciałby się wycofać. Tym zakładnikiem jest Dawn Greenwood, o istnieniu której Surfer nie miał pojęcia. Nigdy o niej nie słyszał i nie spotkał, ale wkrótce stanie się ona wiernym towarzyszem jego międzygalaktycznych podróży. Przez cały czas towarzyszy nam baśniowy klimat, potęgowany przez oniryczne rysunki Michaela Allreda i intensywne, jaskrawe kolory Laury Allred. Niedorzeczność niektórych wydarzeń i ich niespodziewany przebieg w połączeniu z prostą, ale odrealnioną kreską, sprawia, że całość czyta się niczym baśń, nie marvelowski komiks. Z jednej strony może być to intrygujące, zwłaszcza w zeszycie, jakby żywcem wyjętym z gaimanowskiego „Sandmana”, niemniej na dłuższą metę staje się to męczące. Tym, co najbardziej irytuje jest niekonsekwencja w zachowaniu bohaterów. O tyle, o ile Silver Surfer przez większość czasu pozostaje sobą, to już panna Greenwood zachowuje się jak Dorotka w Krainie Oz. Choć całe życie spędziła w rodzinnym, nadmorskim domu, uważając, że podróżowanie nie da jej satysfakcji, absolutnie nie dziwi się żadnej z kosmicznych przygód, jakie ją spotykają. Glutowate stwory, istoty z mózgiem na wierzchu, czy kosmici o wielu oczach i ustach odbiera jako coś jak najbardziej naturalnego, zaś poziom ogarniania otaczającego jej świata jest mniejszy, niż spostrzegawczość Forresta Gumpa. Być może, gdyby tego typu oniryczny klimat utrzymany został jedynie w jednym-dwóch zeszytach, stanowiłoby to miłą odskocznię od tradycyjnych przygód. Na dłuższą metę stał się jednak męczący, zwłaszcza, że postaciami przewodnimi jest nieruchawy emocjonalnie, srebrny kosmita i infantylna dziewucha. Pomimo mnogości pomysłów, które faktycznie potrafią imponować, całość pozbawiona jest napięcia, przez co lektura staje się obojętna, a to najgorsze, co może spotkać czytelnika.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #124: Silver Surfer: Nowy świt Tytuł oryginalny: Silver Surfer: New Dawn Data wydania: 23 sierpnia 2017 ISBN: 978-83-2821-228-2 Format: 136s. 175×262mm; oprawa twarda Cena: 39,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 50% |