Tym razem Tiffany, KJ, Mac i Erin (w towarzystwie Tiffany 2.0) zawędrowały w przyszłość odległą od naszej o ponad sto lat. Śmierć nadal co jakiś czas zagląda im w oczy – nawet jeśli całe i zdrowe wrócą do swojego roku, to ich psychika nigdy nie będzie już taka sama. A jak to wszystko się zaczęło?  |  | ‹Paper Girls #5›
|
Był listopadowy poranek 1988 roku, kiedy cztery nastolatki zarabiające rozwożeniem gazet zostały wciągnięte w dziwną, rozciągniętą na setki lat intrygę, a może wręcz wojnę. Ścigają je dziwni pseudozakonnicy latający na pterodaktylach, pomocy udzielają jeszcze dziwniejsi zmutowani chłopcy posługujący się niezrozumiałym językiem (autorzy komiksu wymyślili nawet alfabet), do tego co jakiś czas trafia się zawirowanie czasowe, portal lub jakieś ustrojstwo, rzucające je w kolejne epoki: zaliczyły już pierwszy dzień 2000 roku, epokę kamienia łupanego, a teraz są w XXII wieku. Geograficznie pozostają ciągle na terenie swojego miasteczka (lub terenu, gdzie będzie ono wybudowane w przyszłości). Wizyta w 2171 roku staje się okazją do próby wyleczenia Mac, która ma jeszcze przed osiągnięciem dorosłości umrzeć na białaczkę. Tom zaczyna się od jej snu, w którym znów pojawia się motyw jabłka, tym razem robaczywego, a później mamy – dosłownie – drzewo wiadomości. Od tej całej symboliki czytelnik już zaczyna się zastanawiać, czy tytuły książek wymienionych przez bibliotekarkę ze snu mają jakieś znaczenie, albo dlaczego Wielki Ojciec ma na podkoszulku napis „Wu-Tang” na tle stylizowanego orła. A na sam koniec okazuje się, że Wielki Ojciec wykonuje tylko czyjeś polecenia… Już dawno nie czekałam tak niecierpliwie na kolejny tom jakiegoś komiksu.
Tytuł: Paper Girls #5 Tytuł oryginalny: Paper Girls Vol. 5 Data wydania: 28 lutego 2019 ISBN: 9788381107747 Format: 128s. 170x260 mm Cena: 42,– Gatunek: obyczajowy, SF Ekstrakt: 90% |