Jak można wnioskować z poniższego kadru, Japończycy już w 1954 roku przeprowadzali testy z samodzielnie poruszającymi się pojazdami mechanicznymi. Oczywiście to żart, bo nawet mało wprawne oko szybko odkryje, że nie dość, iż skuter ma tak naprawdę cztery koła (te dwa dodatkowe są malutkie, ale wyraźnie widoczne), to na dodatek ma podczepione do podłogi dwie cienkie, stalowe linki, biegnące zapewne do schowanego za krawędzią kadru samochodu. Co oznacza, że spece od efektów nie byli nawet pewni, czy uda im się zrobić skuter, który – wyposażony w boczne kółka – będzie w stanie jechać prosto o własnych siłach, i na wszelki wypadek podczepili go do samochodu. A czemu podjęli w ogóle taki wysiłek? Otóż na tym skuterze jedzie nikt inny, jak niewidzialny człowiek. Pierwszy japoński film z niewidzialnym człowiekiem pojawił się w 1949 roku. Nosił tytuł – w przekładzie na angielski – „The Transparent Man” i był kryminałem, wzorowanym na amerykańskim oryginale. Ponieważ temat okazał się nośny, pięć lat później, w 1954 roku, pojawił się „The Invisible Man”. Film nie miał nic wspólnego z poprzednikiem, aczkolwiek również był swego rodzaju kryminałem. Oto bowiem na ulicy pojawia się trup człowieka, rozjechanego chwilę wcześniej w stanie niewidzialności. Ze znalezionego przy nim samobójczego listu społeczeństwo dowiaduje się, że żyje jeszcze jeden niewidzialny człowiek, poddany w okresie wojny eksperymentowi (cała grupa została naświetlona tajemniczymi promieniami, absorbującymi jakąś cząstkę odpowiedzialną za załamywanie się promieni światła). Ponieważ wybucha panika, a do tego grupa przestępców zaczyna udawać niewidzialnych ludzi i łupić sklepy i magazyny, prywatne śledztwo rozpoczyna pewien dziennikarz, docierając najpierw do nauczyciela, którego uczniem był twórca oddziału niewidzialnych ludzi, a potem do samego poszukiwanego niedobitka. Tu sprawa się komplikuje, bo w rozgrywkę wplątana zostaje jeszcze niewidoma dziewczynka oraz urodziwa piosenkarka (Miki Sanjo, posiadająca dość nietypową jak na Japonkę urodę), zmuszona przez przestępców do pełnienia roli kuriera. Film jest lekko stylizowany na noir i ogląda się dość dobrze, nie jest jednak żadnym wybitnym dziełem. Ot, zgrabnie skrojona rozrywka, chwilami głupiutka i naiwna, wykonana jednak zaskakująco porządnie od strony technicznej. Jedynym poważniejszym potknięciem jest ów skuter. Ale to doprawdy drobiazg. |