powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CLXXXV)
kwiecień 2019

Kadr, który…: Docent tragarz
Papcio Chmiel wyprawił swoich bohaterów na Wyspy Nonsensu dwukrotnie. Najpierw w wydanej w 1979 roku księdze XIII, później w księdze XX, opublikowanej już w wolnej Polsce, w roku 1992. Pierwszą podróż odbyli Slajdolotem, drugą Videobzikolotem. Profesor T.Alent, projektując dla trzech obieżyświatów latające pojazdy, szedł bowiem z duchem czasu.
Obie wyprawy obfitowały w niezwykłe przygody. Za pierwszym razem bohaterowie doświadczyli między innymi absurdów biurokracji, presji kultu tężyzny fizycznej i terroru palaczy papierosów. Podczas drugiej podróży przekonali się, na czym polega życie w totalitarnym kraju permanentnej rewolucji i poznali uroki deskorolkowych szaleństw. Wpadli także w wir działalności naukowej: wylądowali na wyspie zamieszkałej przez samych naukowców i siłą rzeczy musieli się doktoryzować. Okazało się jednak, że jedynie Tytus ma naukowe zacięcie. Jego Eminencja, doktor habilitowany wszechbzików, Wiesław Hecot powitał podróżników w nieco protekcjonalny sposób („Ach, to tak wyglądają ludzie bez tytułów naukowych?”). Zaiste dziwne to zjawisko na tej wyspie i nie ma sensu dziwić się zdziwieniu Jego Eminencji. Nie ma też nic zaskakującego w tym, że do wykonywania zawodu tragarza potrzebny jest tytuły naukowy. Onieśmieleni bohaterowie nic nie mówią, bo i co mogliby powiedzieć; po prostu muszą zgłosić się po tematy rozpraw doktorskich i zabrać się do roboty.
Portretując tę krainę Papcio Chmiel wykazał się, nie pierwszy raz zresztą, sporą intuicją i zmysłem przewidywania. Żyjemy dziś w kraju, który może nie przypomina tej wyspy całkowicie, ale przypomina ją w stopniu wysoce niepokojącym. W czasie, gdy ten komiks powstawał, w Polsce dopiero rozpoczynało się szaleństwo studiowania. Jak grzyby po deszczu powstawały niepubliczne uczelnie i każdy kto tylko mógł rozpoczynał naukę. Współczynnik skolaryzacji w szkolnictwie wyższym na początku lat dziewięćdziesiątych wynoszący 9,8%, w swoim apogeum przypadającym na lata 2008-2012 osiągał prawie 41%. Trudno było znaleźć kogoś, kto nie studiował. Media i politycy pieli z zachwytu koncentrując się wyłącznie na ilościowym aspekcie tego zjawiska. Oczywiście ten szał trudno krytykować, ale warto jednak zdawać sobie sprawę z kilku konsekwencji. Na początek banał: ilość nie zawsze przekłada się na jakość. Po drugie, trzeba pogodzić się z konsekwencjami tego zjawiska i nie ma co narzekać na to, że ktoś skończył studia i pracuje, dajmy na to… jako tragarz. Ktoś musi takie zawody wykonywać. Docent tragarz sportretowany przez Papcia Chmiela wygląda na bardzo zadowolonego. Zresztą dzisiaj ludzie z doktoratami pracują nie tylko jako tragarze. Taki Tytus dajmy na to… W końcu obronił przecież doktorat na tej wyspie, a dziś „robi w reklamie"… I po trzecie wreszcie, niestety w parze z wykształceniem nie zawsze idzie uczłowieczenie.
powrót; do indeksunastwpna strona

106
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.