powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CLXXXV)
kwiecień 2019

Polska atomem liźnięta
Robert J. Szmidt ‹Apokalipsa według Pana Jana›
„Apokalipsa według Pana Jana” Roberta J. Szmidta dochrapała się już czwartego wydania, co znaczy, że wciąż cieszy się popularnością. Niestety, wyczuwalnie trąci już myszką i wypadałoby to i owo w niej zmienić, skoro z wydania na wydanie autor i tak wprowadza jakieś poprawki.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
‹Apokalipsa według Pana Jana›
‹Apokalipsa według Pana Jana›
„Apokalipsa według Pana Jana”, książkowy debiut Roberta J. Szmidta, wyszła po raz pierwszy w 2003 roku nakładem własnego wydawnictwa autora, inaugurując krótko żyjącą tzw. Żółtą Serię. Ponieważ ze względu tak na tematykę (postapokaliptyczna fantastyka bliskiego zasięgu), jak i umiejscowienie akcji (Polska, Wrocław), zyskała sympatię czytelników i momentalnie zniknęła z rynku, pięć lat później wróciła dzięki Fabryce Słów, a następnie – w latach 2013 i 2016 – dzięki Rebisowi. Przy czym z wydania na wydanie autor wprowadzał w jej treści jakieś zmiany.
Podstawowa konstrukcja pozostała przez te lata niezmienna – historię tworzą cztery rozdziały, z których pierwszy, traktowany jako prolog, stanowił swego czasu samodzielne opowiadanie („Ognie w ruinach”). Co, niestety, najwyraźniej zdeterminowało sposób, w jaki została napisana reszta, bowiem pozostałe rozdziały też – zamiast tworzenia ciągłej, spójnej historii – oferują raczej coś w rodzaju większych bądź mniejszych migawek, których stopień dopracowania spada wraz z upływem stron, w finale osiągając wręcz poziom telegraficznego skrótu.
Sama fabuła jest na szczęście na tyle zajmująca, a akcja żywa, że całe to skakanie z kamienia na kamień niespecjalnie przeszkadza. Polska sięga po ukraińskie tereny, co kończy się globalną wymianą zawartości atomowych głowic. Gdy po dwóch latach od wojny wrota umieszczonego w masywie Ślęży Bastionu opuszczają pierwsze pojazdy zwiadu, w kraju nadgryzionym przez Morze Bałtyckie rządzą bandy przestępców, grupy oparte o dawne jednostki wojskowe oraz rzutki, bezwzględny Burmistrz, organizujący zalążek nowego państwa w zrujnowanym Wrocławiu. W interesie tak Burmistrza, jak i żołnierzy Bastionu, będzie jakoś się dogadać i zapanować nad chaosem, jaki rozlał się w międzyczasie po kraju.
Tu jednak dochodzimy do mankamentów konstrukcji nowelowej. Przede wszystkim kilkakrotnie musimy pożegnać się z osobami ciągnącymi akcję, dopiero w okolicach strony setnej zyskując w miarę stałe zaczepienie. Aczkolwiek o tym, że jest stałe, przekonujemy się po kolejnych stu stronach, gdy nasz gieroj ciągle bryluje na z grubsza pierwszym planie. Do tego nie zawsze zaznaczony jest przeskok akcji. Owszem, bloki tekstu są przedzielane pustą linią, ale wystarczy, że linia wypadnie akurat na dole lub na górze strony, umykając naszej uwadze, i zaraz rytm lektury jest niepotrzebnie rozbity.
Inne problemy, wynikające już z maniery przyjętej przez autora, to popadające od czasu do czasu w infantylizm dialogi, krojone pod młodego czytelnika o niewyrobionym guście i raczej prostym poczuciu humoru, naiwność niektórych rozwiązań fabularnych, a także zaskakująco szybkie starzenie się tekstu. Te wszystkie stary i jelcze, te odnośniki i dowcipasy dotyczące zjawisk z przełomu lat 1990. i 2000., te dawno już przebrzmiałe hasełka i cytaty… Ten miszmasz powoduje, że książkę czyta się obecnie niezbyt dobrze.
Podobnie odstręcza naiwna psychologia postaci, sypiąca się fatalnie z biegiem stron. Prolog oferuje jeszcze pełnokrwistych bohaterów, ale później autorowi najwyraźniej brakło cierpliwości do szlifowania dzieła i dramatis personae są coraz prostsze, bardziej schematyczne i w końcu zlewają się w jedną masę, z której wystaje wyłącznie Pan Jan, zbawca narodu i geniusz militarny, zostawiający w polu najtęższe umysły zawodowych sztabowców. Wszyscy jego doradcy – może poza Zawadą i jego kumplem – zsuwają się stopniowo z pozycji inteligentnych strategów do stadka płochliwych na ciele i umyśle prostaczków, którzy nie mają ani wyobraźni, ani jaj, ani nawet krzty honoru. Bo wszystkie te przymioty ma Pan Jan. I tylko on. Co jest niezbyt rozsądne, zważywszy na jego pochodzenie i rolę odegraną w wybuchu globalnego konfliktu.
Im więc dalej w opowieść, tym robi się przaśniej. Finał zaś dopada nas kurcgalopkiem, zasypując fotosami rozmaitych scen i pospieszną fastrygą fabularnego płótna. Szkoda, że przynajmniej części z tych mankamentów nie udało się autorowi wyeliminować mimo czwartego już wydania powieści.
PS. Miłośnicy postapokaliptycznej SF mogą do ekstraktu swobodnie dorzucić 10%.



Tytuł: Apokalipsa według Pana Jana
Data wydania: 12 kwietnia 2016
Wydawca: Rebis
ISBN: 978-83-7818-864-3
Format: 332s. 132×202mm
Cena: 32,90
Gatunek: fantastyka
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w
:
Zobacz w:
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

25
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.