Czwarta w kolejności, a trzecia stworzona przez francusko-serbski duet Sylvain Cordurié (scenariusz) i Vladimir Krstić (rysunki) dylogia o legendarnym, aczkolwiek w rzeczywistości nieistniejącym, Sherlocku Holmesie przywraca narrację na właściwe tory. Po skoku w przeszłość wracamy więc do ostatniej dekady XIX wieku, aby poznać pewną tajemnicę słynnego detektywa. Pewną podpowiedzią jest tu tytuł albumu – „Podróżnicy w czasie”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jeżeli ktoś z Was martwił się tym, że po dwóch niezłych dylogiach z Sherlockiem Holmesem w roli głównej – „ Wampiry Londynu” (2010) oraz „ Necronomicon” (2011-2013) – rozpadł się tworzący je duet, złożony z francuskiego scenarzysty Sylvaina Cordurié i serbskiego rysownika Vladimira Krsticia (tutaj ukrywającego się pod pseudonimem artystycznym Laci), spieszę uspokoić, że drogi obu autorów rozeszły się dosłownie na chwilę. Trzeci w kolejności dwupak „ Crime Alleys” (2013-2014), który zilustrował Włoch Alessandro Nespolino, okazał się jedynie drobnym skokiem w bok. I to w podwójnym znaczeniu tych słów, ponieważ oprócz tego, że Francuz skorzystał podczas pracy nad nim z usług innego grafika, to na dodatek, nie chcąc wprowadzać zamieszania do głównego nurtu opowieści, oddał w jego ręce historię rozgrywającą się kilkanaście lat wcześniej. Czekając na premierę „Crime Alleys”, Cordurié pracował już nad kolejną dylogią, która bezpośrednio rozwijała motywy wykorzystane w „Wampirach…” i „Necronomiconie”. A gdy już ją zwieńczył (a dokładniej mówiąc: jej pierwszy tom) – ponownie oddał całość w ręce Krsticia. Ta miniseria otrzymała wiele sugerujący tytuł „Sherlock Holmes i podróżnicy w czasie”, a pierwsza jej odsłona – „Wątek”. Wstęp do właściwej fabuły, do czego Francuz zdążył nas już przyzwyczaić, jest elektryzujący. Oto pewnego styczniowego dnia 1894 roku podczas zakupów w londyńskim salonie odzieżowym na Oxford Street przed parą dostojnych Anglików ni stąd, ni zowąd pojawia się sprawiający wrażenie szalonego mężczyzna. Pyta o dokładną datę (co do dnia), a otrzymawszy odpowiedź, kradnie z wieszaka płaszcz i ucieka, zanim ktokolwiek zdąża zareagować. Warto w tym momencie dokładnie przyjrzeć się rysunkom, aby zdać sobie sprawę, że nieznajomy zmaterializował się z nicości. Czyli: przybył z innego wymiaru. Dość szybko dowiadujemy się, iż tajemniczym przybyszem jest znany przed laty na Wyspach Brytyjskich naukowiec Aaron McBride, który zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach w 1874 roku. Jego niespodziewany powrót wprawia w stan podwyższonej irytacji i zdenerwowania demonicznego Lorda Kanclerza i samą królową Wiktorię, która – mimo niezadowolenia swego najbliższego współpracownika – każe wezwać do Windsoru Sherlocka Holmesa i powierza mu wyjaśnienie całej sprawy. Nie omieszkując przy okazji zaznaczyć, że jego niepowodzenie może zakończyć się katastrofą i śmiercią wielu mieszkańców stolicy. Odnalezienie detektywa, który, jak wiemy, po rozprawie z Taherem Emarą ukrywa się pod przybranym nazwiskiem, wcale nie jest trudne – agenci królowej przez cały czas mają go bowiem na oku. Wiedzą więc także, że często odbywa wizyty w szpitalu, w którym po traumatycznych przeżyciach próbuje dojść do siebie pomagająca Holmesowi telepatka Megan Connelly. Sherlock wie doskonale, że królowej odmówić nie może (cena sprzeciwu mogłaby być bardzo wysoka), przyjmuje zatem jej propozycję i przystępuje do pracy. Nie zdając sobie oczywiście sprawy, dokąd go to doprowadzi. Scenariusz Cordurié po raz kolejny trzyma w napięciu; dzięki prowadzeniu kilku wątków na raz jest też odpowiednio skomplikowany. Nie brakuje w nim również zaskakujących zwrotów akcji, które sprawiają, że wraz z głównym bohaterem szybko zaczynamy tracić orientację i zadawać sobie pytanie: kto walczy po stronie Dobra, a kto służy Złu? I najważniejsze: skąd to Zło – tak odrażające i niebezpieczne – przybyło? Francuz wprowadza przy okazji na scenę kolejne interesujące postaci; obok McBride’a są to jego przyjaciel i kompan od badań magiczno-naukowych Marcellus Gunderson oraz rudowłosa Lynn Redstone, która spokojnie znalazłaby angaż w jednej z superbohaterskich serii Marvela bądź DC (chwilę wcześniej Sylvain poświęcił jej zresztą, stworzoną do spółki z Włochem Marco Santuccim, dylogię „Mandragora”). Drogi ich wszystkich przecinają się, aby rozwikłać jedną z najgłębiej skrywanych tajemnic Zjednoczonego Królestwa. I nie jest to wcale chwytliwy slogan reklamowy. Gdyby to, co skrywają na kartach komiksu władze Anglii, wydarzyło się naprawdę… Ajajaj, lepiej nawet o tym nie myśleć. Konstruując scenariusz, Cordurié ponownie sięgnął po inspiracje fantastycznonaukową klasyką, przede wszystkim zaś „Wehikułem czasu” Herberta George’a Wellsa. Aczkolwiek w „Podróżnikach w czasie” nie zabrakło też nawiązań do współczesnych historii science fiction (na przykład do filmowej serii o Obcym). Powracający na łono cyklu Vladimir Krstić wykonał swoje zadanie nadzwyczaj udanie. Jego naturalistyczna kreska pozwala bez trudu przeniknąć oczyma wyobraźni do dziewiętnastowiecznego Londynu, idealnie oddając jego jaśniejsze (rzadziej) i ciemniejsze (znacznie częściej) strony. Laci umiejętnie miesza fantastyczne wizje z realizmem, a sceny statyczne z – będącymi „wisienką na torcie” – dynamicznymi (jak na przykład rozwałka w starym domu McBride’a).
Tytuł: Sherlock Holmes i podróżnicy w czasie #1: Wątek Data wydania: 13 grudnia 2017 ISBN: 9788328119543 Format: 48s. 215x290 mm Cena: 29,99 Gatunek: groza / horror Ekstrakt: 80% |