powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CLXXXVI)
maj 2019

Koniec podróży
Anthony Russo, Joe Russo ‹Avengers: Koniec gry›
Nie ma większego sensu wymieniać jednym tchem wszystkich osiągnięć i rekordów, jakie od 2008 roku stały się łupem filmowej stajni Marvela. Raz, że można śmiało założyć, że praktycznie na każdym polu są nie do pokonania. Nieważne czy mówimy o rozmachu, jakości czy po prostu kasowych przychodach. Dwa, przy owym zadaniu z pewnością zabrakłoby bardzo szybko tchu. Dlatego to swoisty paradoks, że wieńczący epicką podróż bohaterów „Avengers: Koniec gry”, nie stara się za wszelką cenę pobić wszystkiego, co do tej pory widzieliśmy.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Gdyby poszukać innego, mniej zagadkowego tytułu, 22 film z Marvel Cinematic Universe mógłby równie dobrze brzmieć „Avengers: Podsumowanie”. Niemal każdy z pierwiastków, budowanej pieczołowicie przez ponad dekadę na dużym i małym ekranie opowieści o świecie potrzebującym wsparcia superbohaterów, znajduje bowiem w finałowym filmie braci Russo swoich kilka sekund. Warto zatem przed seansem odrobić pracę domową i odświeżyć sobie nie tylko poprzedzającą „Koniec gry” „Wojnę bez granic”. Co jak co, ale trwający przez ponad trzy godziny nerdgazm jest tu bowiem gwarantowany.
Przez rok podsycania i tak rozgrzanej do czerwoności atmosfery, jaki upłynął od czasu przerwania opowieści, fani prześcigali się w kreowaniu możliwych rozwiązań i domysłów co do kierunku, w jaki potoczy się jej ostatni akt. Zgodnie z przewidywaniami, bracia Russo sporej części z nich zagrali na nosie, bo w komponowaniu swego finalnego utworu powzięli zgoła inną metodę od „Wojny bez granic” – wypełnionej gonitwami i akcją niepozwalającą na łapanie równego oddechu. W gruncie rzeczy to wypadkowa zdarzeń znanych z poprzedniego filmu cyklu. Po wymazaniu przez Thanosa połowy populacji Wszechświata, nie ma w nim nikogo, kto nie stracił kogoś bliskiego. Nawet twardym superbohaterom załamują się kolana w obliczu ogromu anihilacji. Do tej pory silni i nieustraszeni, są w totalnej rozsypce. Świat, jaki znali do tej pory, przestał istnieć. Zapasy sił, które wydawały się niespożyte, zdają się ostatecznie kończyć. Ich serca nie przepełnia nadzieja na odwrócenie biegu historii lub chęć wpisanej w ich nazwowe credo pomsty, lecz opłakiwanie i uczucie żałoby.
Na płótnie zgliszczy nowej rzeczywistości para reżyserów odmalowuje nietypowy portret pokonanych bohaterów, którzy muszą nauczyć się życia na nowo. Osobisty, kameralny, chwilami wręcz intymny, dowodzi, że niezależnie od majętności, geniuszu czy siły pół-Boga, w odczuwaniu straty herosi są tacy jak wszyscy inni. Pierwsze zaskoczenie? Nie do końca, bo w końcu mówimy o serii, która przez lata skutecznie rozmontowywała dotychczasowe protekcjonalne postrzeganie popkultury. Jednakże jak niektórych – nomen omen – kamieni nie zwiąże nawet najsilniejsze spoiwo, tak ból po tych, którzy odeszli nie będzie tym łatwym do przełknięcia. W końcu nie zapominajmy, że „Koniec gry” to film o ultrablockbusterowym rodowodzie, i prędzej czy później da on o sobie wyraźnie znać. Czwarta część „Avengers”, po dość niespotykanej „rozbiegówce”, zaczyna bowiem w kolejnych aktach wkraczać na znane i lubiane tory. Doprawiona elementami heist movie i reminiscencji cyklu, przeradza się zgrabnie w epickie widowisko, za które w gruncie rzeczy widzowie zostawili w kasie swoje pieniądze.
Czy zatem „Koniec gry” to najlepszy film w Marvel Cinematic Universe? Nie. Metoda, która sprawdzała się tak skutecznie w ponad dwóch dziesiątkach filmów cyklu, zaczyna tu wyraźnie być bliska eksploatacyjnemu zatarciu. Comic reliefom powoli rośnie broda, od popkulturowych mrugnięć można dostać łzawego potoku. Co więcej, zdziesiątkowanym Avengers brakuje większej krztyny tego, co stanowiło ich największą ekranową siłę – chemicznej reaktywności między bohaterami. Mocnych, niemal rodzinnych więzi, ale i równie silnych tarć. Nie dziwi też, iż w konstruowaniu fabularnych wolt bracia Russo wpadli w te same pułapki, w które od dziesięcioleci wstępują wszyscy, mający w swych ambicjach podejmowanie delikatnej materii czasu. Jednego z tych nieokiełznanych tematów, gdzie prędzej czy później natrafi się na logiczną ścianę, którą dla dobra akcji trzeba będzie wyważyć z siłą potężnego ciosu Stormbreakera.
„Koniec gry” może i daje się chwilami we znaki przesadnie rozciągniętą historią liczoną w setkach minut, lecz nie można mu odebrać satysfakcjonującego i udanego wypełnienia zadania syntezy największego dotychczasowego cyklu w historii kina. Czy to zatem finał Avengersów jakich znamy? Z pewnością. Jak mawia Tony Stark – częścią podróży jest też jej koniec. Czasem nawet podziwianym i uwielbianym (super)bohaterom trzeba dać kiedyś odejść.



Tytuł: Avengers: Koniec gry
Tytuł oryginalny: Avengers: Endgame
Dystrybutor: Disney
Data premiery: 25 kwietnia 2019
Zdjęcia: Trent Opaloch
Rok produkcji: 2019
Kraj produkcji: USA
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

25
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.