Cóż to za bohater ze szpadą w ręku idzie stawić czoła wyzwaniom?… Z komiksu „Paper Girls” opisałam już kadr z policjantem i zapewne jeszcze niejeden opiszę, bo dzieło to jest rysowane w sposób, który od razu przypadł mi do gustu: wyrazisty kontur, wyraziste kolorowanie i akurat tyle szczegółów, ile potrzeba dla czytelności fabuły. W czwartym tomie bohaterki zostają przeniesione do roku 2000, raptem parę godzin po tym, jak zadziałała pluskwa milenijna. Dziś prawie nikt już o tym nie pamięta, ale w naszej rzeczywistości groza, że 1 stycznia 2000 roku padnie wszystko, co jest sterowane komputerowo – a więc na przykład elektrownie – była całkiem realna. Rozdzielona z przyjaciółkami Tiffany biegnie prosto do swojego domu i zastaje tam młodzieńca o image’u z lekka wampirycznym. Okazuje się, że to… jej mąż z przyszłości. Kiedy, przy pomocy rodzinnego albumu, dziewczynka przekonała go w końcu, kim jest (na mężczyźnie nie zrobiło to specjalnego wrażenia), nagle ktoś zaczyna dobijać się do drzwi. Chris chwyta pogrzebacz w charakterze broni zaczepno-odpornej i idzie otworzyć. Cliff Chiang ujęła to w najbardziej efektowny z możliwych sposobów: z niskiej perspektywy, aby podkreślić poły płaszcza rozwiane niczym peleryna Zorro, i ogólną drapieżność (patrz też kadr „Czarne Pantery… byki, konie”). Ciepły poblask z kominka wydobywa trójwymiarowość, a szare tło przedpokoju sprawia, że czerwony płaszcz wychodzi na pierwszy plan jeszcze bardziej, niż to wynika z perspektywy. |