Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj po raz czwarty jazzrockowa formacja Passport Klausa Doldingera.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Czas płynie tak szybko, że to aż nieprawdopodobne! Kiedy w połowie lutego 2014 roku opublikowałem w „Esensji” pierwszy tekst przypisany do cyklu „Non omnis moriar”, naprawdę nie spodziewałem się, że pięć lat i trzy miesiące później przyjdzie mi odtrąbić dwieście pięćdziesiątą edycję rubryki. Iluż wykonawców – polskich, niemieckich, angielskich, amerykańskich, z krajów komunistycznych i zachodnich – przewinęło się w tym czasie, ileż doskonałych płyt, często kompletnie zapomnianych bądź od lat niewznawianych. Tym razem szczęście uświetnienia kolejnego okrągłego jubileuszu przypadło w udziale artyście niezwykle zasłużonemu dla europejskiego (i światowego) jazz-rocka, chociaż w Polsce, nie wiedzieć czemu, mało znanemu i zdecydowanie niedocenionemu. Którego jednak od paru tygodni staram się wyciągać z zapomnienia. Passport Klausa Doldingera w pierwszych latach istnienia bardzo regularnie wydawał kolejne albumy: w 1971 roku ukazał się debiutancki longplay, rok później światło dzienne ujrzał „ Second Passport”, a w jeszcze następnym, czyli w 1973, pojawiły się w sprzedaży aż dwa winylowe krążki – „ Hand Made” wiosną oraz „Looking Thru” późną jesienią. Do tej pory każda z płyt realizowana była w innym składzie. Największe roszady personalne miały miejsce pomiędzy nagraniem pierwszego i drugiego longplaya, kolejne można już raczej określić mianem kosmetycznych. Taką na pewno było zastąpienie brytyjskiego klawiszowca Franka Robertsa czwartym Niemcem (taka sytuacja dotąd nie miała w zespole miejsca) – Kristianem Schultzem, który dał już wtedy o sobie znać doskonałym jazzrockowym krążkiem „ Overdrive – Rock/Jazz-Party” (1972) projektu The Bridge. Oprócz wymienionych w studiu Dietera Dierksa w Stommeln w październiku 1973 roku pojawił się jeszcze „obsługujący” gitary Wolfgang Schmid, który nie licząc lidera, miał w tej chwili najdłuższy staż w zespole (dołączył przed nagraniem drugiej płyty). Sesja do „Looking Thru” była drugą w ciągu zaledwie kilku miesięcy; prawdopodobnie muzycy nie zdążyli przygotować zbyt bogatego repertuaru, ponieważ na winyl trafiło zaledwie trzydzieści pięć minut muzyki. Ale przecież – wiele razy już te słowa przytaczałem – przede wszystkim liczy się jakość.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Album po raz kolejny wydała amerykańska wytwórnia Atlantic, dzięki czemu był on dostępny również po drugiej stronie Atlantyku. Na utwór otwierający wydawnictwo Klaus Doldinger – kompozytor całości – wybrał tym razem zaskakująco krótki, bo czterominutowy, „Eternal Spiral”. Ale był to dobry wybór. Choć słuchaczy mogły zaskoczyć wszechobecne w nim (i nie tylko w nim) klawisze: od syntezatora Mooga, poprzez fortepian elektryczny, aż po organy. Oczywiście, instrumentarium takie grupa wykorzystywała już wcześniej, ale zazwyczaj dla równowagi Klaus dodawał rozbudowane partie saksofonów. A tutaj… dęciaków nie ma w ogóle. Numer opiera się więc z jednej strony na dynamicznej sekcji rytmicznej (Curt Cress odwala doskonałą robotę!), z drugiej – na zróżnicowanych, niekiedy rywalizujących ze sobą, ale głównie dopełniających się wzajemnie brzmieniach klawiszy. Moog posłużył z kolei liderowi dodatkowo do generowania przeróżnych efektów elektronicznych. W efekcie „Eternal Spiral” jest kompozycją bardzo nowoczesną, ale jednocześnie utrzymaną w tradycyjnym dla niemieckiej grupy stylu fusion.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Looking Thru” – numer tytułowy – przywodzi już na myśl dokonania zespołu z poprzednich płyt. I nie tylko dlatego, że pierwsze sekundy należą do saksofonu (wszak w tle od razu pojawia się także syntezator, a krótko po nim fortepian elektryczny); obecny jest tu przede wszystkim typowy dla „progresywnego” Doldingera rozmach aranżacyjny i zmienne emocje – od partii dynamicznych (z rozpędzoną sekcją rytmiczną) do kontemplacyjnych (z powłóczystymi klawiszami). Całość ozdobiona jest natomiast wpadającym w ucho lejtmotywem, podejmowanym raz przez saksofonistę, innym znów przez pianistę. Zaskoczeniem mogła być dla słuchaczy subtelna miniatura „Zwischenspiel”, zagrana przez Schmida na gitarze akustycznej, która najprawdopodobniej miała – na zasadzie kontrastu – wyciszyć nastrój przed radosno-energetycznym „Rockport”, w którym dla odmiany na pierwszym planie dominują grające unisono saksofony. Ale zanim do tego dochodzi, mamy również do czynienia z kapitalnym dialogiem instrumentów klawiszowych – Mooga Doldingera i fortepianu elektrycznego Schultzego.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Stronę B winylowego krążka rozpoczyna groźna „Tarantula”. Początek jest jeszcze, dzięki partii saksofonu, w miarę stonowany, ale gdy po kilkudziesięciu sekundach do Klausa dołączają pozostali muzycy – kwartet natychmiast wskakuje na jazzrockowe tory, udowadniając przy tym, że to muzyka niezwykle dynamiczna i ekscytująca. W drugiej części utworu pojawiają się nawet saksofonowe improwizacje, a całość zostaje zwieńczona przyprawiającym o ciarki „trójgłosem” dęciaków. W „Ready for Take Off” zespół nieco tonuje emocje, lecz nie traci nic na rozmachu. Dźwięki klawiszy idealnie przenikają się z saksofonami, a za szczyptę przyprawy można uznać wybijający się w paru miejscach przed szereg przesterowany bas Schmida. „Eloquence” natomiast znaczony jest – na otwarcie i zakończenie – syntezatorowymi eksperymentami (można by je nawet uznać za zabawy) Doldingera. Pomiędzy pojawia się natomiast klasyczne fusion z dominującym saksofonem i rockowo-psychodeliczną sekcją rytmiczną. Zamykający album „Things to Come” ma nie tylko znaczący, symboliczny tytuł, ale także mocno niepokojący klimat, który w zderzeniu z pędzącymi na oślep – tym razem określenie to nie ma znaczenia pejoratywnego – Schmidem i Cressem odebrać można jako cywilizacyjne ostrzeżenie. W tym samym miesiącu, w którym miała miejsce sesja nagraniowa do „Looking Thru”, Klaus Doldinger postanowił uroczyście uczcić dwudziestolecie (sic!) swej kariery artystycznej – tak, w 1953 roku, jako siedemnastolatek, dołączył do dixielandowej formacji The Feetwarmers – i zorganizował w Düsseldorfie (mieście, w którym spędził młodość) wielki koncert. Parę miesięcy później ujrzał on światło dzienne jako kolejna płyta Passportu – „Doldinger Jubilee Concert”. Skład: Klaus Doldinger – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy, syntezator Mooga, fortepian elektryczny, mellotron, muzyka Kristian Schultze – fortepian elektryczny, organy Wolfgang Schmid – gitara basowa, gitara elektryczna, gitara akustyczna Curt Cress – perkusja, elektroniczne instrumenty perkusyjne
Tytuł: Looking Thru Data wydania: 1973 Nośnik: Winyl Czas trwania: 35:03 Gatunek: jazz, rock W składzie Utwory Winyl1 1) Eternal Spiral: 04:04 2) Looking Thru: 08:01 3) Zwischenspiel: 01:31 4) Rockport: 03:36 5) Tarantula: 04:53 6) Ready for Take Off: 04:50 7) Eloquence: 05:16 8) Things to Come: 02:46 Ekstrakt: 80% |