Teoretycznie wszyscy wiedzą kim jest Piotruś Pan. Wieczny chłopiec, zamieszkujący wraz ze swoimi kompanami bajkową Nibylandię – fantastyczną krainę nieustającej zabawy i przyjemności. Ta powstała już sto kilkanaście lat temu historia, okazała się bardzo atrakcyjna popkulturowo – powstała niezliczona ilość filmowych adaptacji (głównie animowanych), luźno nawiązujących do oryginału sequeli (jak chociażby rewelacyjny „Hook” Stevena Spielberga z 1991 roku) a także książkowa kontynuacja przygód Piotrusia i Wendy („Peter Pan w czerwieni” autorstwa Geraldine McCaughrean). A czy były jakieś prequele?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tak, były dwa. Dwuodcinkowy angielski miniserial z 2011 roku i sześcioodcinkowa seria komiksowa ze scenariuszem i rysunkami Regisa Loisela – francuskiego twórcy, znanego również z świetnego „W poszukiwaniu Ptaka Czasu”. Serial i komiks, które w całkowicie odmienny sposób prowadzą do początku powieści, łączy tylko jedno – akcja dzieje się pod koniec dziewiętnastego wieku, w Londynie u schyłku epoki wiktoriańskiej, którą symbolicznie zakończyła przerażająca sprawa Kuby Rozpruwacza (w niesamowity sposób uzasadnił to Alan Moore w „Prosto z piekła”). Okres jak najbardziej uzasadniony – Sir James Matthew Barrie stworzył „Piotrusia Pana” w pierwszych czterech latach dwudziestego wieku. Popkultura interpretowała „Piotrusia Pana” zazwyczaj w bardzo prosty sposób. Dzieci nie chcą dorastać, ponieważ dojrzewanie kojarzy się im z problemami, koniecznością rezygnacji z beztroskiego życia i nieuniknionym zderzeniem z „dorosłym światem”. Piotruś Pan był symbolicznym przewodnikiem do krainy zapomnienia, wiecznej szczęśliwości i negacji zła – Nibylandia jest rajem. A przecież tak naprawdę sztuka J.M. Barriego z 1904 roku, przedstawiona potem w zbeletryzowanej, książkowej formie, to bardzo smutna, poważna i niepokojąca opowieść. Odbija się w niej całe życie autora: tragiczna śmierć starszego brata, który dla ich matki został już na zawsze „wiecznym chłopcem”; marzenia o karierze pisarza tłamszone przez pragmatycznych rodziców; znajomość z Sylvią Llevelyn Davies i piątką jej synów. Jeden z nich, o imieniu Peter, był - obok zachowanego we wspomnieniach brata - oczywistym pierwowzorem słynnej książkowej postaci. W sposób nie do końca zgodny z historycznymi faktami (choć akceptowalny) wzruszającą historię powstania „Piotrusia Pana” przedstawił Marc Forster w filmie „Marzyciel” z 2004 roku – dokładnie sto lat po premierze sztuki Barriego.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Piotruś Pan” stoi na fundamentach zbudowanych z fałszu. Za wiecznie uśmiechniętą twarzą Piotrusia kryje się nieprawdziwa, infantylna i wyjątkowo groźna wizja świata. Bo przecież zło, istniejące poza Nibylandią, funkcjonuje również w niej samej. Piotruś jest okrutny dla swoich ziomków, porywczy, zadufany w sobie, egoistyczny, zdolny do złych uczynków – przecież może taki być, Nibylandia jest krainą zapomnienia, jutro nikt nie będzie o tym pamiętał. Życie w Nibylandii to ciągłe udawanie, nieustanne „na-niby”, odwracanie wzroku od zła, smutków i tragedii – a co za tym idzie nieumiejętność definicji tego co dobre, właściwe, pożądane. Scena z punktu kulminacyjnego nowelki, w której Piotruś Pan twierdzi, że „śmierć jest także wielką przygodą”, wyraźnie akcentuje niedojrzałość i niedorzeczność „filozofii” chłopca. Dzieciństwo jest prawdziwe tylko wtedy, gdy przemija i gdy widzimy je z perspektywy czasu – gdy trwa wiecznie, nie ma sensu. I to Wendy, wybierająca ostatecznie dorosłość, odbiera właściwą lekcję z tej historii. Steven Spielberg to zrozumiał – jego Piotruś, w którego wcielił się Robin Williams, nie jest już dzieckiem. Dorósł, dopełniając kreację Barriego. Zrozumiał to również Regis Loisel, który przedstawił swoją wersję wydarzeń poprzedzających pierwszą wizytę Piotrusia Pana w rezydencji państwa Darling. Loisel chciał pokazać to, od czego popkultura uciekła, co wyparła i zapomniała – jej konsumenci, niczym przybysze do Nibylandii, też przecież często szukają eskapizmu. Miało to być pójście w zupełnie innym kierunku niż ten obrany przez disneyowską produkcję z 1953 roku, którą Loisel poznał zanim nawet usłyszał o utworze J.M. Barriego. Dzieciństwo to nie tylko kolorowe wspomnienia i nostalgiczne obrazki prezentów pod choinką – to także, w wielu przypadkach, niewyobrażalne cierpienie, ból i piekielne traumy. A winni są zawsze, ale to zawsze, dorośli.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Akcja komiksu rozpoczyna się w Londynie – jest zima poprzedzająca horror roku 1888. Znana ze wspomnianego już „Prosto z piekła” Alana Moore’a dzielnica Whitechapel to Sodoma i Gomora, pełna biednych, porzuconych sierot i ohydnych dorosłych: prostytutek, gwałcicieli, pijaków, bandytów, złodziei, oszustów i innych zwyrodnialców. Mały Piotruś opowiada grupie sierot niestworzone historie o swojej mamusi, która zawsze tuli go do snu i kocha ponad życie. Bzdury, które opowiada Piotruś są jedyną namiastką wyimaginowanego szczęścia – zarówno dla niego jak i pozostałych chłopców. Oni pochodzą z sierocińca, on mieszka z zapijaczoną matką, która go nie kocha, stosuje wobec niego przemoc i regularnie wypędza z domu po kolejną butelkę. Jedynym przyjacielem chłopca jest pan Kundal – starszy człowiek, opowiadający mu o jego dawno zaginionym ojcu, który nie wytrzymał i uciekł od żony i synka w siną dal. Piotruś nienawidzi wszystkich dorosłych ze swoją przerażającą matką na czele – gdy nie szuka resztek jedzenia i alkoholu ucieka w świat fantazji, gdzie może być wiecznie szczęśliwym dzieckiem, które nigdy (NIGDY!) nie dorośnie. Traf chciał, że chłopca, zrozpaczonego po kolejnej scysji z matką, odnajduje mała, latająca wróżka, nazwana potem Blaszanym Dzwoneczkiem. Zabiera ona Piotrusia do Nibylandii – czarodziejskiej krainy zamieszkałej przez wróżki, centaury, syreny, krasnoludki, gnomy, elfy i chochliki. Jest tam też chłopiec-kozioł imieniem Pan, który wyjaśnia Piotrusiowi, że został sprowadzony tej krainie na ratunek – jej mieszkańcy, stworzeni przez setki legend powstałych w nieskończonych pokładach ludzkiej wyobraźni, są zagrożeni. Zło, pycha, marzenia o potędze, władzy, pieniądzach wkrótce zawładną ludźmi i zabraknie miejsca dla magicznych symboli, archetypów i marzeń. Podobne tematy poruszał już kilka lat wcześniej John Crowley we wspaniałej powieści „Małe, Duże” oraz Neil Gaiman w znakomitym „Sandmanie” – w obydwu przypadkach starcie z nowoczesnością i pragmatyzmem (bo to one niosły z sobą zagładę) kończyła się niewesoło dla czarodziejskiego ludu. U Loisela jest wręcz odwrotnie, wbrew temu co mówi grecki satyr – horror realnego świata, z którego pochodzi Piotruś, jest bezpośrednią przyczyną kreacji Nibylandii i jej mieszkańców. Kolorowej krainie zagrażają piraci dowodzeni przez bezimiennego kapitana, który ma jeszcze obie ręce sprawne i którego największym marzeniem jest zdobycie głęboko ukrytego skarbu bajkowej społeczności. To bliżej niezidentyfikowane bogactwo strzeżone jest przez gigantycznego krokodyla, który nie włączył jeszcze tykającego budzika do swojej diety.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Nibylandia”, polskie tłumaczenie oryginalnego „Neverland”, akcentuje fikcyjność krainy wróżek a nie właściwą genezę jej powstania – rozpaczliwy eskapizm. „Nigdylandia” – tak to powinno wyglądać, zwłaszcza u Loisela. Piotruś Barriego nie chce dorosnąć, aby nie utracić dzieciństwa. To marzenie małego chłopca – miejsce, które NIGDY nie zaistnieje naprawdę a wiara w to, że jest ono w ogóle możliwe, jest konsekwencją niedojrzałości. Piotruś Loisela z kolei nie chce dorosnąć, aby nie stać się potworem, takim jak jego matka i inni Whitechapel. I tu powoli dochodzimy do sedna opowieści. W bardzo istotnej dla zrozumienia sensu „Piotrusia Pana” scenie doktor Kundal daje chłopcu „Mitologię grecką” i ostrzega go przed „wielkim żarłokiem”, czyli czasem, który pożre wszystko i niczego nie zostawi. Piotruś musi zachować swoje dzieciństwo w głębi serca, zawinąć w papierek jak cukierek i chronić przed upływem czasu – bronią ma być głęboka wiara w moc wyobraźni. „Wystarczy uwierzyć!” – to kluczowe zdanie przewija się potem przez całą opowieść. Ów cukierek urasta potem do rangi wspomnianego potem skarbu magicznego ludu – jeśli dostanie się w pirackie ręce, cała kraina przestanie istnieć. Trzeba go chronić mocą niewinności i wyobraźni – tylko, że jak się okazuje, wiara to za mało. Nie ma ucieczki przed niszczycielskim wpływem traumy.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ci, którzy znają filmy Davida Lyncha (przede wszystkim „Zagubioną autostradę” i „Mulholland Drive”) i doświadczyli jednego z najlepszych fabularnych twistów w historii kina (Kevin Spacey w „Podejrzanych”), szybko się domyślą jak zbudowany jest świat „Piotrusia Pana” Regisa Loisela. Mały Piotruś, psychopata pokroju Keysera Söze, różni się jednak od niego tym, że nie jest w pełni świadomy swojej „przypadłości”. Piotruś nie patrzy na żadną tablicę w pokoju przesłuchań – ma jednak swoją „Grecką mitologię”, legendę o ojcu-żeglarzu, matkę-potwora, jednorękiego pedofila „Kikuta”, „magiczny cukierek”, „wielkiego żarłoka” pokrytego zieloną łuską (tik-tak, tik-tak), neseser z narzędziami chirurgicznymi i wiarę. „Wszystkie opowieści są prawdziwe, a najprawdziwsze te, które żyją w twojej wyobraźni. Wystarczy uwierzyć” – jak mówi doktor Kundal. Nienawiść Piotrusia jest jednak silniejsza niż wiara. Widać to we wstrząsającej wizji w „Opikanobie” – spowitej mgłą, mrocznej części Nibylandii, gdzie materializują się największe traumy i lęki. Można uciekać od krzywd w krainę wyobraźni, ale realny świat zawsze da znać o sobie. Degrengolada przyspiesza gwałtownie od momentu, gdy Piotruś stał się Piotrusiem Panem (świetne uzasadnienie genezy i charakteru postaci wymyślonej przez Barriego) – nad Niby(NIGDY)landią zaczynają gromadzić się coraz czarniejsze chmury, a teoretycznie zamknięte drzwi do piekła Whitechapel otwierają się na nowo. Nieuświadamiana (bo wypierana wiarą w fantazmaty) nienawiść musi w końcu znaleźć ujście. W przeciwieństwie do bohaterów wspomnianych filmów Davida Lyncha, Piotruś pozostaje w wyimaginowanej krainie na zawsze. Zostają po nim tylko dwie puste, ludzkie skorupy – jedna oszalała, bo wyparła wszystko i nie może sobie przypomnieć, druga oszalała, bo nie potrafi tego wyprzeć i zapomnieć. Nie wystarczy uwierzyć. „Piotruś Pan” sir J. M. Barriego często jest nazywany uroczym, niewinnym utworem dla dzieci. Ale tak przecież nie jest – to trawestacje oryginału są takie, disnejowskie z ducha. Regis Loisel ciągnie w drugą stronę, mocno i brutalnie, ale chyba koniecznie – dla równowagi. Jego komiks ma więcej wspólnego z oryginałem niż wszystkie inne cukierkowe adaptacje.
Tytuł: Piotruś Pan Data wydania: 6 października 2014 Gatunek: fantasy |