powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CLXXXVII)
czerwiec 2019

Non omnis moriar: Magiczne rękodzieło
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj po raz trzeci jazzrockowa formacja Passport Klausa Doldingera.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na początku lat 70. ubiegłego wieku, powoławszy do życia Passport, Klaus Doldinger długo szukał optymalnego składu. Częste zmiany personalne wcale jednak nie wynikały z racji niedostosowania poszczególnych muzyków do oczekiwań lidera, a już tym bardziej nie z ich braków technicznych. Raczej na odwrót: występy u boku Doldingera stawały się trampoliną do dalszej kariery, dodawały pewności siebie i sprawiały, że wspierający go artyści często odchodzili „na swoje” (najwyrazistszym tego przykładem może być perkusista i wokalista Udo Lindenberg). Po publikacji debiutanckiego albumu” (1971) Klaus z dnia na dzień został sam; za współpracę podziękowali mu bowiem wszyscy jego dotychczasowi kompani – poza Lindenbergiem byli to jeszcze saksofonista Olaf Kübler, organista Jimmy Jackson i basista Lothar Meid. W efekcie rok później w czasie realizacji drugiego longplaya (1972) w studiu pojawił się zupełnie nowy line-up: z niemieckim gitarzystą (solowym i basowym) Wolfgangiem Schmidem, jak również dwoma Brytyjczykami – pianistą i organistą Johnem Mealingiem oraz perkusistą Bryanem Springiem.
Po wydaniu krążka Brytyjczycy, którzy potraktowali Passport jedynie jako chwilowy przystanek w drodze do zamierzonego celu, powiedzieli: „Good bye!” Ale tym razem u boku Doldingera pozostał przynajmniej Schmid. Poszukanie nowych instrumentalistów nie było wielkim kłopotem, wszak wspólne występy i nagrania z Klausem nobilitowały. Wkrótce dołączyli do niego perkusista Curt Cress (który wcześniej dał się poznać w szeregach zespołu Orange Peel, a później między innymi w Curt Cress Clan, Das Waldemar Wunderbar Syndikat, Snowball i Oktagon) oraz czarnoskóry brytyjski klawiszowiec Frank Roberts, dla którego był to dopiero początek artystycznej drogi. Czy wykorzystał właściwie szansę, jaka mu się nadarzyła, gdy dostał propozycję od Doldingera – dowiecie się na koniec.
W odświeżonym po raz kolejny zestawieniu personalnym grupa ponownie udała się do studia Dietera Dierksa w Stommeln, a gotowy już materiał po raz trzeci oddała w ręce amerykańskiej wytwórni Atlantic. Było to o tyle istotne, że wydawca ten zapewniał sprzedaż płyt po obu stronach Oceanu, dzięki czemu można było dotrzeć do znacznie szerszego grona odbiorców. Tym bardziej że w Stanach Zjednoczonych – dzięki sukcesom takich formacji, jak Mahavishnu Orchestra, Weather Report, Return to Forever i The Tony Williams Lifetime – muzyka fusion cieszyła się szczególnym wzięciem. Album „Hand Made” ukazał się wiosną 1973 roku i przynosił pewne zmiany w porównaniu ze swoimi poprzednikami. Przede wszystkim więcej było na nowym krążku muzyki delikatnej i stonowanej, mniej za to – ale to nie oznacza, że wcale – wpływów krautrocka i world music. Doldinger i jego Passport wyraźnie złagodnieli. Co może trochę zaskakiwać, biorąc pod uwagę, kto właśnie zasiadł za bębnami.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na trzeci longplay zespołu znów trafiło siedem kompozycji (dokładnie tak samo było z „Passport – Doldinger” i „Second Passport”), co można uznać za przejaw godnej pochwały konsekwencji. Oznaczało to, że oprócz utworów krótszych pojawią się również nieco dłuższe, rozbudowane, z dużą porcją improwizacji – a za to właśnie słuchacze pokochali Passport. Początek albumu jest jeszcze utrzymany w starym stylu. „Abracadabra” to ponad siedem minut energetycznego jazz-rocka, w którym niezwykle ważną rolę odgrywają instrumenty dęte (nierzadko grające unisono); sekcja rytmiczna (czyli Cress i Schmid) pozwala sobie natomiast na wtręty freejazzowe, w czym wydatnie wspomagają ją fortepian elektryczny, a potem jeszcze organy (Roberts). Szybkie tempo i moc sprawiają zaś, że także wielbiciele krautrocka z radością uznają ten utwór za swój, stawiając go w jednym rzędzie z „Hexensabbat” i „Madhouse Jam” (z debiutu) oraz „Mandragorą” i „Get Yourself a Second Passport” (z krążka numer dwa).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W „The Connection” kwartet zmienia język przekazu na znacznie subtelniejszy. Hipnotyczny saksofon Doldingera nawiązuje – i, co warto podkreślić, jest to jedyny taki przypadek na całym „Hand Made” – do etniczno-psychodelicznych poszukiwań zafascynowanego kulturą Wschodu Charliego Mariano. W uszy rzuca się także brak przepychu aranżacyjnego, dzięki czemu mamy sposobność docenienia kunsztu poszczególnych instrumentalistów, których słyszymy niemal w stanie „czystym” (także perkusistę). Specyficzną balladą jest również „Yellow Dream”, w którym po raz pierwszy rozbrzmiewają powłóczyste dźwięki syntezatora Mooga, do którego dostraja się partia saksofonu i ciepły w swym brzmieniu bas. W drugiej części pojawia się też jednak wątek rockowy, a to za sprawą ostrzejszych wejść gitary solowej (Schmid) i fortepianu elektrycznego (trudno orzec, czy gra w tym fragmencie Doldinger, czy Roberts). Finał jest jednak na powrót delikatny. Stronę A longplaya wieńczy najkrótszy, niespełna trzyminutowy utwór „Proclamation”. Ale za to ponownie mamy do czynienia z dynamicznym fusion, opartym na dialogu instrumentów klawiszowych. W pewnym sensie jest to nawiązanie do otwierającego album „Abracadabra”, jakby zespół chciał podkreślić, że mieliśmy do czynienia z zamkniętą całością.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Strona B ma bowiem nieco inny charakter, choć introdukcja tytułowego, trwającego grubo ponad dziewięć minut „Hand Made” oparta jest na motywie zaczerpniętym z „Proklamacji”. Później jednak kompozycja ta przechodzi różne koleje losu, co rusz pojawiają się nowe wątki, zmieniają się też instrumenty wiodące – wszystko trzyma natomiast w rytmicznych karbach Curt Cress. Trzeba przyznać, że od strony aranżacyjnej Doldinger wykonał tu doskonałą pracę, znajdując miejsce i na stylowe, dostojne solówki (vide gitara, syntezator), i na improwizacje. To zdecydowanie najmocniejszy fragment wydawnictwa, z którym równać może się tylko chwalona wcześniej „Abracadabra”. „Puzzle”, jak sugeruje sam tytuł, złożone są z kontrastujących ze sobą fragmentów, które muzycy starają się do siebie dopasować. Jak im to wychodzi? Schematycznie. Po sekwencji dynamicznej następuje spokojniejsza – i tak co kilkadziesiąt sekund przez całe cztery minuty. Dopiero w końcówce robi się gęściej i bardziej ekscytująco. Cóż z tego jednak, skoro po chwili utwór zostaje… wyciszony.
Zamykający album „The Quiet Man” to klasyczna ballada romantyczna, z „pościelową” partią saksofonu, która bardziej pasowałaby do repertuaru wykonawców spod znaku easy-listening. Pamiętajmy jednak, że w latach 60. Doldinger nie stronił również od takiej muzyki i na pewno doceniał jej walor komercyjny. Czy z takiego obrotu sprawy zadowoleni byli wielbiciele Passportu – to już inna kwestia. „Hand Made” był więc kolejnym świetnym dziełem grupy, aczkolwiek w zestawieniu z dwoma wcześniejszymi pozwalał dostrzec zarówno zmianę stylu, jak i – co było pewnie ze sobą ściśle powiązane – filozofii lidera. Mniej jazzu i rocka, więcej liryki – to miał być przepis na sukces komercyjny. Sukces, który zresztą udało się zdyskontować niebawem. Chociaż już bez udziału Franka Robertsa, który wrócił do Anglii. W bagażu miał nie tylko płytę Passportu, ale także, powstały w czasie tej samej sesji, sygnowany własnym nazwiskiem singiel „Black Queen”, który dodawany był jako materiał promocyjny do „Hand Made”. Na Wyspach związał się na krótko z takimi formacjami jazzowymi, jak Isotope („Deep End”, 1976), Joy („Joy”, 1976) i Harry Miller’s Isipingo („Family Affair”, 1977), po czym zniknął ze sceny. Co się z nim stało?
Skład:
Klaus Doldinger – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy, syntezator Mooga, fortepian elektryczny, mellotron, muzyka
Frank Roberts – organy, fortepian elektryczny
Wolfgang Schmid – gitara elektryczna, gitara basowa
Curt Cress – perkusja



Tytuł: Hand Made
Wykonawca / Kompozytor: Passport
Data wydania: 1973
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 38:21
Gatunek: jazz, rock
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) Abracadabra: 07:24
2) The Connection: 05:38
3) Yellow Dream: 04:22
4) Proclamation: 02:42
5) Hand Made: 09:31
6) Puzzle: 04:08
7) The Quiet Man: 04:37
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

129
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.