powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CLXXXVII)
czerwiec 2019

Wielka tajemnica niewiary
Sylvain Cordurié, Vladimir Krstic Laci ‹Sherlock Holmes i podróżnicy w czasie #2: Fugit irreparabile tempus›
Druga część dylogii „Sherlock Holmes i podróżnicy w czasie” wyjawia najpilniej strzeżoną tajemnicę Zjednoczonego Królestwa. Szkoda tylko, że w finale scenarzysta Sylvain Cordurié tak gmatwa fabułę, iż momentami trudno połapać się, kto, ci i kiedy – i w efekcie to, co najistotniejsze, przestaje intrygować.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Początek tej opowieści, jak w przypadku każdej dotychczasowej dylogii Sylvaina Cordurié o Sherlocku Holmesie, był świetny. Francuski scenarzysta stopniowo podnosił napięcie, aż w finale „Wątku” (tak zatytułowany był tom pierwszy), wytoczył najcięższe działo. Na dodatek walnął z niego w czytelników prosto w oczy! Zasiadając więc do lektury zakończenia „Podróżników w czasie”, znamy najgłębiej strzeżoną tajemnicę Zjednoczonego Królestwa. Tak ważną, że Lord Kanclerz nie wahałby się zabić, aby nie pozwolić jej przeniknąć na powierzchnię. A to oznacza, że mogę ją zdradzić bez obaw, że coś zaspojleruję. Otóż zostaje wyjaśnione pochodzenie… królowej Wiktorii, która okazuje się być kimś zupełnie innym, niż wszyscy myślą. W każdym razie przekonanie o nobliwej staruszce, której potomkowie zasiadali i wciąż zasiadają na większości tronów europejskich, należy odłożyć między bajki. Prawda jest okrutna!
Nie bez powodu przywołałem powyżej postać Lorda Kanclerza. Bo to właśnie on – demoniczny doradca królowej – od lat stoi na straży tajemnicy (a może nawet Tajemnicy!). On też nadzoruje projekt budowy machiny pozwalającej na dowolne przemieszczanie się w czasie, której posiadanie przez Wiktorię i jej najbliższych współpracowników może doprowadzić do globalnej katastrofy. Uporządkujmy jednak wydarzenia. Holmes, pracujący początkowo na zlecenie monarchini, z biegiem czasu zdaje sobie sprawę, że jest manipulowany, że informacje, które mu przekazano i które miały skłonić go do współpracy, nijak się miały do rzeczywistości. Tym samym stopniowo słynny detektyw zaczyna przechodzić na drugą stronę barykady, stając obok naukowca Aarona McBride’a i jego pomocnika Marcellusa Gundersona, którzy starają się za wszelką cenę powstrzymać kataklizm.
Istotną rolę w tej rozgrywce odgrywają także, obok wspomnianych mężczyzn, dwie niezwykłe kobiety: będąca w połowie demonem Lynn Redstone i znana już z dylogii o Necronomiconie bliska Sherlockowi telepatka Megan Connelly. Losy całej piątki splatają się do tego stopnia, że od ich układnej kooperacji zależą dalsze losy świata. Cordurié, chcąc jeszcze bardziej powiązać „Podróżników…” z poprzednimi odcinkami serii, przywołuje w tym tomie kolejną postać z przeszłości (człowieka, którego chyba najbardziej było czytelnikom żal z powodu tego, jak został potraktowany przez Lorda Kanclerza) – pułkownika Tiburce’a Damiensa. Teraz, gdy okazuje się, że racja była po jego stronie, zyskuje on możliwość nie tyle nawet odzyskania dobrego imienia, co wzięcia odwetu na wrogu, który nie grał wobec niego fair.
Mimo wszystkich zalet albumu, któremu Cordurié nadał łaciński tytuł „Fugit irreparabile tempus” – co zgodnie ze „Słowniczkiem wyrazów obcych” Michała Arcta (wydanym w 1899 roku, a więc zaledwie pięć lat po wydarzeniach opisanych w komiksie) oznacza „Czas bezpowrotnie ucieka” – wypada on słabiej niż część pierwsza. Przyczyna tego stanu rzeczy jest dość prosta. W „Wątku” scenarzysta pootwierał tyle furtek, że chcąc wszystkie domknąć, a jednocześnie nie rezygnować z szybkiego tempa i sensacyjności fabuły, sam siebie skazał na pewną skrótowość opowieści. Kiedy więc czytelnik ma pełne prawo oczekiwać chwili zadumy, wytchnienia, autor raz za razem wyprowadza kolejne uderzenie. A przecież zdarzeń przedstawionych na kilku ostatnich planszach wystarczyłoby na cały następny tom. Tylko że naruszyłoby to dotychczasową strukturę serii, czego Cordurié – i wydawca zapewne także – chciał uniknąć.
O rysunkach Vladimira Krsticia niewiele da się dodać ponad to, co zostało już powiedziane przy okazji omówienia poprzednich dylogii zilustrowanych przez Serba (czyli „Wampirów Londynu” i „Necronomiconu”). Najważniejsze, że i tym razem nie zawiódł. Jego grafiki po raz kolejny są ozdobą komiksu. Nic zatem dziwnego, że inni współtwórcy serii (a całe uniwersum staje się z każdym rokiem coraz bardziej rozbudowane) wzorują się właśnie na nim. Po „Podróżnikach w czasie” Egmont, co cieszy niezmiernie, zabrał się za publikację sześcioczęściowego, już zakończonego, cyklu „Sherlock Holmes Society” (2015-2018). Oby tylko w nawale pracy szefostwo wydawnictwa nie zapomniało o dwóch innych fabularnie powiązanych z dotychczasowymi dylogiach Sylvaina Cordurié: „Mandragora” (2012-2013) oraz „Kroniki Moriarty’ego” (2014-2016).



Tytuł: Sherlock Holmes i podróżnicy w czasie #2: Fugit irreparabile tempus
Scenariusz: Sylvain Cordurié
Data wydania: 13 maja 2018
Wydawca: Egmont
ISBN: 9788328119550
Format: 48s. 215x285 mm
Cena: 29,99
Gatunek: groza / horror
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

81
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.