– Więc dlaczego? – zapytał żywo. Sztygar splunął przeżutym tytoniem z namysłem. – Polaki zawdy się pytają o wszystko – stwierdził – nie słyszeliście nikandy o naszym Śląsku? – Ależ słyszałem wiele, wiele! – wykrzyknął Jerzy z zapałem i zamilkł, uprzytomniwszy sobie, że właściwie mało co słyszał i wiedział. Tyle co każdy przeciętny Polak z któregokolwiek z trzech zaborów. Że Śląsk… no, że jest… Że w XIII wieku został oderwany od Polski… Że był „gruntownie zniemczony”, jak twierdzili profesorowie w gimnazjum i podręczniki… że byli tam w ostatnim stuleciu jacyś mało znani działacze… Lompa … Miarka… obecnie Korfanty… Wszystko dosyć niejasne i mgliste. – Niemców znamy dobrze, to jest ale prawda – przyznał – rządne są, robotne, mądre… wiadomo. Ale my onych strasznie nie mamy radzi… Barzej diabła… a najbarzej tego szwabskiego gadania… Wiedzom, żonaty już byłech, kiedych się po śląsku uczył… Bom z dziecka do imentu we szkołach zapomniał… To bywało nieraz nocką spać nie moga… Ćma w izbie, dziecka śpią, żona śpi… Ja se leża cicho i wszystko dokolusieńka po śląsku nazywam. Brot… chleb, Schrank… szafa, Fenster… okno, drzwi…? drzwi…? Zapomniałech. Myślą, myślą, aż się zmęczą z tego myślenia, trzęsą stara: Wie nennt man po naszemu die Tür? A ona: – Śpij, dziadu pieroński, chacharze, bo ci gęba spiorą! Tür po naszemu jest dźwirze. Dźwirze! dopieroch zasypiał… I nie miałech spokoju, ażem się fest po śląsku nauczył…” Wspólna walka jednak zbliża. Rozmowy, coraz większe otwarcie się na siebie nawzajem sprawia, że możliwe staje się inne spojrzenie: „Sunąc znużonymi stopami po świeżości chłodnej trawy, zadumali się obaj nad tajemnicą instynktu przynależności narodowej, tajemnicą większą zaiste, głębszą niż instynkt macierzyństwa lub samoobrony. Człapiąc na szarym końcu powstańczego patrolu, kroczącego przez wyzwoloną po sześciuset latach śląską ziemię, patrzyli z szacunkiem na utrudzone grzbiety idących przed nimi towarzyszy. Z podziwem myśleli o nich, ludziach, których po ciężkiej pracy fizycznej budziło nocą poczucie rasowej odrębności. Nie egzaltował ich romantyzm, nie unosiła poezja przeszłości ani historia, której nie znali, ani rycerska, barwista tradycja, której nie mieli. Ludziach, co żyli na miarę Plutarcha, nie wiedząc nic o Plutarchu. Co ginęli górnie i wspaniale za ojczyznę, nie zasłyszawszy wprzód nigdy od nikogo, że dulce et decorum est pro patria mori. Wszystko, cokolwiek czynili, było ważkie i streszczone, pozbawione krzepiącej ozdoby słowa, pełne prostoty szorstkiej, rzeczowej – zawierającej istotną treść wielkości.”  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Gdyby książka kończyła się na tym opowiadaniu, jego końcowy fragment posłużyłby za kompozycyjną klamrę – oto bowiem bohaterowie przypominają sobie, że „jeżeli można wierzyć Thietmarowi i Gallowi, to w tej okolicy właśnie były najzaciętsze walki Chrobrego z Niemcami w roku tysiąc siedemnastym”. To jednak nie koniec, bo „Krzak gorejący” stawia nas na rynku Cieszyna, nieco zerkając w przedwojenną przeszłość. Spotykamy młodego księdza Józefa Londzina, redaktora „Gwiazdki Cieszyńskiej”, inicjatora powstania Muzeum śląskiego, gromadzącego zabytki polskiej przeszłości z terenu Śląska Cieszyńskiego – w tym jednak momencie mającego przez swą działalność narodowo-literacką problemy. Nie znajdując zrozumienia u swego przełożonego, kardynała, zmuszony jest zaprzestać redaktorstwa i opuścić miasto. Następnie przenosimy się w czasy Wielkiej Wojny, gdy ksiądz opuszcza Istebną, zaszczepiwszy tam umiłowanie do lokalnej historii. „– Widzicie! Może to ostatnia… Trzeba, żeby została na pamiątkę, jak kiedyś było… Wszystko, co stare, trzeba chować i cenić… – Bardzo to trudno ludziom wytłumaczyć – zauważył Konarzewski. – Ja chcę założyć przy mojej szkole Muzeum Istebniańskie, już trochę gratów zebrałem, ale niewiele, bo nie rozumieją… Przynoszą nową tandetę, a stare zabytki niszczą lub wyrzucają. – Tak – westchnął poseł – co im się dziwić, gdy to samo spotykamy wśród inteligencji… Pamiętam, miałem kiedyś kolegę, którego uważałem za rozumnego, bystrego człowieka… Wykształcony był… Pokazałem mu kiedyś najcenniejsze moje druki, a on powiada; „na co ci te szpargały?” Szpargały!” I wreszcie trzecie spojrzenie na księdza prałata Londzina pochodzi z roku 1928, gdy jest burmistrzem Cieszyna, a byłym prezesem Rady Narodowej. Gdy, mając już wiele lat i doświadczeń na karku, w rzadkich wolnych chwilach przesiaduje wśród zebranych zabytków – i przekonuje młodego wzburzonego księdza, że dla dobra Polski Związek Śląskich Katolików „ma iść do wyborów solidarnie z blokiem prorządowym, na jedną listę” – razem z „ewangelikami, innymi różnowiercami i lewicowcami”. Ponieważ „ja też niegdyś… bardzo dawno… myślałem tak samo jak wy, ale myślałem źle…”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dwa opowiadania z końca książki, „Na ziemi i pod ziemią” oraz „Krasa gór”, nie traktują o historii śląskiej ziemi, lecz opisują jej stan bieżący (to jest, w okresie międzywojennym). Pierwsze z wymienionych jest zarazem tekstem najdłuższym; obok wstępu – dość ogólnego, ale bazującego na „Trójkącie trzech cesarzy” w Mysłowicach – autorka wyróżniła trzy podrozdziały. Mocno poetyckim, ale i ekspresjonistycznym językiem podzieliła się wrażeniami z odbytych wycieczek, prawdopodobnie do Chorzowa – do jednej z kopalń, do Huty Królewskiej (później: Huty Kościuszko) i zjednoczonej z nią huty „Laura” oraz do niewymienionych z nazwy, ale bardzo łatwo rozpoznawalnych Zakładów Azotowych. Obecnie to także opowieść historyczna, nie tylko z uwagi na likwidacje czy restrukturyzacje tych zakładów, ale i postęp technologiczny, jaki dokonał się w górnictwie, hutnictwie oraz przemyśle chemicznym od międzywojnia. Drugie opowiadanie z wymienionych jest z kolei zachwytem nad pięknem Beskidów, z wątkiem ich geologicznego powstawania oraz dziejów pojawiającej się ludności. Ostatnie zaś „U stóp św. Anny (na Opolszczyźnie w 1931 roku)” jest w ogóle raczej tekstem publicystycznym niż opowiadaniem, choć wpleciono weń dzieje ostatniego wielkiego (chronologicznie w ramach czasowych książki) bojownika o polskość tej ziemi, pozostającej w granicach Niemiec – Arkę Bożka.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„W czasach plebiscytu i powstania były podoficer pruski, były spartakowiec, okazał się najlepszym, niestrudzonym bojownikiem polskości, niezawodnym agitatorem. W owych czasach życie Arki Bożka, nigdy zbyt pewne, wisiało na ćwierci włosa. Nieustanne zasadzki orgeszowców dały mu się dobrze we znaki. Kilkakrotnie zbity na miazgę, porzucony został jako trup. Raz, rzekomo martwego rzucono go w grudniu do stawu. Lecz krzepka żywotność Ślązaka nie dopuszczała do rozłączenia rogatej duszy z ciałem. Tydzień nie mijał, a zmartwychwstały Bożek ukazywał się znowu na wiecu ku wściekłości Niemców.” Sporo tu autorka wplata ciekawostek społeczno-historycznych z tego okresu w dziejach Opolszczyzny – są to zarówno wątki związane z nacjonalizmem (w tym czasie działały już bojówki spod znaku hakenkrojca, czyli swastyki), jak i z religią. „Gdy dokuczliwość niemieckich żywiołów przekroczy codzienną miarę, zmieni się w terror i ciężkie pobicie – doprowadzeni do rozpaczy rodzice podają sprawę do sądu. Następuje komedia wymiaru sprawiedliwości. Streściwszy krótko przebieg wypadków prokurator zapytuje, czy może kogokolwiek dziwić odruch protestu szlachetnych, niemieckich patriotów sprowokowanych przez znaną „polnische Frechheit"? Oczywiście sędziowie jednogłośnie przyznają, że dziwić nie może, i głosują za uniewinnieniem. Osławiona „polnische Frechheit”! Słyszy się o niej ustawicznie. Jeśli opierać się na niemieckiej prasie, każde polskie dziecko jest nią przesiąknięte. Gotowiśmy uwierzyć w końcu, że jesteśmy istotnie najbardziej zaczepnym, wojującym i aroganckim narodem na świecie.” „Lud górnośląski jest jednym z najreligijniejszych narodów na świecie. Wiara jego, daleka od fanatyzmu lub dewocyjnej histerii, jest głęboka, szczera, żarliwa. W ostatnim stuleciu wiara była zarazem ostoją i obroną. Kościół przechował ziarno narodowe, bronił przed germanizacją.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dość wspomnieć świetlaną postać księdza Szafranka, zwanego Słupnikiem (bo w parlamencie pruskim stał przy ławach opozycji, na których biskup zabronił mu zasiadać), księży: Radziejowskiego, Hyrtka, Korpaka, Damrotha, Bonczyka i szereg innych. Dzisiaj stosunek ten zmienił się odwrotnie. Księża, w osiemdziesięciu procentach Niemcy lub zniemczeni, są najdzielniejszym narzędziem germanizacji, wprowadzając zamęt i rozterkę w duszę swych parafian. Trzeba samemu czuć mocno swą przynależność narodową i religijną, by zrozumieć, czym jest rozdarcie tych dwóch zasadniczych czynników życia duchowego w dwa sprzeczne kierunki.” Sporo też miejsca Zofia Kossak poświęciła tu na opisanie historii kultu na Górze Świętej Anny – pełniącej rolę Jasnej Góry dla Opolszczyzny. Wydanie, które trzymam w ręku, zawiera jeszcze także „Zakończenie”, spisane ręką pisarki 15 lipca 1961 roku w Górkach Wielkich. Krótszy niż poprzednie rozdziały tekst, jest zarazem publicystycznym ciągiem dalszym; autorka podsumowuje w nim czasy napaści hitlerowskiej, opisuje opłakany stan powojenny, ale też krytykuje działalność powojennych władz komunistycznych (wysiedlenia, dyskryminacje). Jako główną przyczynę wskazuje nieznajomość historii tych ziem sprawiającą, „że dla przybyszów z Polski centralnej lub wschodniej Śląsk pozostawał nadal nieznanym krajem. Nie rozumiejąc jego dziejów, nie umieli rozpoznać serc śląskich pod pozornym nalotem niemczyzny.” Także dzisiaj, w dobie informacji dostępnej na wyciągnięcie ręki, Śląsk pozostaje dla pozostałych regionów Krajem Nieznanym. Ma to swoje odbicie w polityce, w gospodarce, w edukacji i wielu innych dziedzinach życia. Warto więc sięgnąć po opowieści Zofii Kossak-Szczuckiej – paradoksalnie zarówno czując się Ślązakiem (by przybliżyć sobie barwne żywoty bohaterów naszych ulic), jak i nie mając ze Śląskiem nic wspólnego (by spróbować ten region i jego mieszkańców zrozumieć). Postscriptum: pisząc niniejszy artykuł opierałem się na edycji wydawnictwa PAX, które – jak się później dowiedziałem – nie zdecydowało się na wydanie pierwotnej wersji „Nieznanego kraju” z roku 1932, lecz na wersji, którą wydawano w okresie PRL, a więc pozbawionej kilku opowieści: „Przywódcy” o Wojciechu Korfantym i Michale Grażyńskim oraz „Wilia w Nawisu”, „Doczekali” i „Za Olzą” będącymi relacjami ze Śląska Cieszyńskiego. 1) Obecnie za przyczynę śmierci Henryka IV Probusa uważa się otrucie na motywach defraudacji pieniędzy oraz walki o władzę. 2) wikipedia.org3) Swoją drogą, ostatnimi czasy wspomina się śląskich magnatów raczej pozytywnie, podziwiając ich dzieła i pozostałości ich siedzib. 4) Choć nie wiem, czy pisarka cytowała słowa ks. Bogedaina, czy „tylko” dokonała ich syntezy i to ją włożyła w usta kapłana. 5) „Katolika” założył, po uzyskaniu amnestii, Jan Chociszewski na Pomorzu, ale w 1869 Miarka odkupił tytuł za sto talarów.
Tytuł: Nieznany kraj Data wydania: 31 marca 2018 ISBN: 978-83-211-2019-5 Format: 332s. 145×205mm Cena: 31,50 Gatunek: historyczna |