Najmniej widowiskowa a jednocześnie, trochę paradoksalnie chyba najlepsza scenariuszowa z dotychczasowych przygód Corto. W sumie, nawet nie tyle przygoda, co sprawa do załatwienia.  |  | ‹Corto Maltese #10: Tango›
|
Hugo Pratt nie żałował swojemu bohaterowi egzotycznych, mitycznych i magicznych miejsc na realizację jego przygodowych ambicji. Wystarczy spojrzeć na obrazy południowych wysp z „Opowieści słonych wód” czy też afrykańskie pejzaże z „Etiopików”. Nawet jeśli rzecz się działa w „swojskiej” Wenecji to czytelnik oglądał ją z perspektywy tajemniczych zaułków oświetlonych blaskiem księżyca. Buenos Aires nie jest zapewne najbardziej niezwykłym miejscem jakie odwiedził Corto, ale ze swoimi latynoamerykańskimi korzeniami, tytułowym tangiem, dawało twórcy takiemu jak Pratt duże możliwości. Ten jednak, z jakiegoś powodu zrezygnował z nich. Akcja komiksu rozgrywa się w większości w zamkniętych pomieszczeniach, przed wejściem do budynku lub samochodzie. O miejscu zdarzeń czasem przypomina jakiś napis, neon – trochę jak teatrze telewizji. Czyżby mistrz był zmęczony albo nie miał pomysłu na „boskie Buenos”? Raczej nie. On, przede wszystkim, miał pomysł na doskonałą historię i być może nie chciał odciągnąć od niej czytelnika stroną wizualną. I chyba o to chodzi, bo „Tango” jawi się jako jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza historia o Corto Maltese. Maltańczyk przybywa do stolicy Argentyny w poszukiwaniu, jak to określił, przyjaciółki – Luizy Brukszowic, polskiej Żydówki. To ona opiekowała się nim po awanturze w Wenecji. Sprawy się komplikują gdy okazuje się, że Luiza nie żyje ale pozostawiła kilkuletnią córkę. Maltese, kierowany wrodzonym idealizmem, postanawia wyjaśnić śmierć kobiety oraz zadbać o przyszłość dziecka. Sprawy się komplikują gdy okazuje się, że Luiza została zamordowana. W morderstwo zamieszana jest organizacja stręczycielska o swojsko brzmiącej nazwie „Warszawa”. Czyżby to wyjaśnia sprawę i wystarczy tylko odnaleźć córkę Luizy? Nie, Pratt nie byłby sobą gdyby pozwolił na tak proste rozwiązanie. Ale jednocześnie, w odróżnieniu od wcześniejszych albumów w „Tangu” zagmatwał intrygę nieco bardziej subtelnie. Nie wyciąga kolejnych postaci niczym króliki z kapelusza. Skorumpowany policjant, posiadacz ziemski, niepozorny archiwista – każda z tych osób wprowadzona jest w sposób logiczny, jest wiarygodnie skonstruowana i bez niej intryga była by niepełna. Może z wyjątkiem jednej postaci ale Pratt musiał mrugnąć w ten sposób do czytelnika, a że to postać w swoim czasie dobrze znana to trick ten wypada całkiem udanie. Akcja toczy się w sposób uporządkowany, bez niepotrzebnych fajerwerków. Corto, a my wraz z nim, odkrywa kolejne warstwy otaczające jądro tajemnicy powoli acz wytrwale. A że sprawa nie dotyczy wymyślnych artefaktów pokroju „obojczyka Salomona” a kilkuletniego dziecka, tym łatwiej jest czytelnikowi zaangażować się emocjonalnie w czytaną historię. Z tego zapewne powodu, w „Tangu” nie pojawił się Rasputin, który nijak nie pasuje do stonowanego sposobu narracji. W tym albumie widać wyraźnie, że Corto Maltese ma już swoje lata i powoli zbiera się do podsumowania i uporządkowania swojego życia. Trzeba przyznać, że robi to w całkiem przyzwoitym stylu.
Tytuł: Corto Maltese #10: Tango Data wydania: 5 czerwca 2019 ISBN: 9788328142688 Format: 112s. 216x285mm Cena: 69,99 Gatunek: przygodowy Ekstrakt: 90% |