Gdy jest Was pięcioro i macie ochotę na wyprawę za miasto, a nikt nie ma ani samochodu ani prawa jazdy, zawsze można pomyśleć o rowerze. Wyprawy w plener – naturalnie w cieplejszej porze roku – szczególnie przyjemne są wtedy, gdy można pełną piersią chłonąć naturę. Żadnego dachu nad głową, z wietrzykiem luźno ganiającym po ubraniu, nie wstrzymywanym przez najmniejsza nawet szybę, z pełnym bukietem zapachów, również tych mniej na ogół pożądanych. Bez terkotu motoru czy snujących się pasm dymu z rury wydechowej. Jeszcze lepiej, gdy wyprawa przyjemnie wymęczy niektóre partie naszych mięśni. Krótko mówiąc: rower. Skoro jednak na wycieczkę wybiera się kilka osób, po cóż brać po rowerze na pysk, skoro równie dobrze można całą grupą zasiąść na siodełkach jednego wehikułu. Wehikuł musi być jednak solidny, bo – było nie było – będzie nim podróżować prawie półtorej tony turystów. Dzisiejszy kadr przedstawia właśnie taki rower – z solidną ramą spawaną z prostokątnych rur, wiozący nawet nie pięć, a sześć osób (no dobrze, ta szósta jest mała i lekka). Rower – mimo znacznej długości i sporej liczby pasażerów – wciąż jednak zwie się tandemem. Jadą nim jednak nie turyści spragnieni chwili wytchnienia od nudnej biurowej pracy, a grupa hipisów, traktująca rower jako swój podstawowy środek transportu. Co zresztą widać po mało turystycznym ubiorze większości z osób. Kadr pochodzi z japońskiego filmu „Stray Cat Rock: Crazy Rider” i jest piątą i ostatnią częścią cyklu „Stray Cat Rock”, swego rodzaju serii filmów gangsterskich z przestępcami płci żeńskiej. Seria wystartowała w roku 1970, ale że z filmu na film dramatycznie spadała jakość fabuły, nakręcony w 1971 „Crazy Rider” zamknął jej istnienie, też zresztą w taki sobie sposób. Bohaterami filmu jest grupa hipisów podróżujących po kraju dwoma rowerami (zwykłym tandemem i takim pięcioosobowym) oraz malutkim motocyklem. Pewnego dnia ruszają odszukać siostrę jednej z członkiń grupy. Zbiegłszy z więzienia, jedzie spotkać się z ukochanym, za którego wzięła na siebie winę za zabójstwo. Ukochany został jednak utemperowany przez ojca, a że ten nie może sobie pozwolić jako burmistrz na żaden skandal, każe swoim podwładnym złapać i uwięzić dziewczynę. Żeby nikt się nie dowiedział, że to syn jest tak naprawdę zabójcą. Na miejscu, już pod domem burmistrza, hipisi robią raban, a następnie rozbijają obozowisko w opuszczonej willi i generalnie naprzykrzają się lokalnej społeczności, m.in. kradnąc żywność ze sklepu. Konfrontacja z siłami burmistrza zbliża się wielkimi krokami. Film jest zrobiony dość porządnie i ma kilka nietuzinkowych pomysłów (prócz roweru, jazda na którym wydusza z jego użytkowników pocieszne, rytmiczne sapanie, można trafić jeszcze na hipisa, który umiera na serce po tym, jak po pijaku dorwał się dla zabawy do młota pneumatycznego i osierocił tym samym dziecko, które tak naprawdę wcale nie było jego), ale nie przedstawia sobą zbyt dużej wartości i dzisiaj ma już tylko wydźwięk egzotycznego kiczyku. |