powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXCII)
grudzień 2019

Gdzie leży Ukubar, albo o wpływie zasady nieoznaczoności Heisenberga na literaturę
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Siemomysła opisała różne rodzaje narracji i narrację w czasie teraźniejszym, przeszłym, oraz rzadko występującą narrację w czasie przyszłym. Wyznała, że raz próbowała pisać tekst z narratorem wszechwiedzącym, ale nie dokończyła. Taka narracja obecnie uchodzi za staroświecką: „Barbara jeszcze nie wiedziała, że ten poniedziałek stanie się punktem zwrotnym w jej życiu…” Podawała konkretne przykłady niestandardowych narracji: N. K. Jemisin „Piąta pora roku” – narracja drugoosobowa. „Ty” Caroline Kepness: stalker w myślach „mówi” do swojej ofiary. Pokazała nam książkę Łukasza Zawady „Fragmenty dziennika sztucznej inteligencji”.
Wreszcie rozdała wyciągnięte z koperty paski papieru – na jednym była charakterystyka bohatera (np. hodowca mięsożernych roślin, emerytowany saper), na drugim motyw (np. chęć zostania prezydentem, zemsta na kimś, udowodnienie ojcu własnej wartości). Mnie się trafił muzyk rockowy z kryzysem wieku średniego, który musi zdobyć pieniądze na ekranizację biografii swojej matki, ktoś inny miał temat „Mściwy inspektor ZUS pragnie wejść w posiadanie pierwszego folio Szekspira” albo emerytowanego sapera, który wysadza swojemu konkurentowi hodowlę konkursowych arbuzów (był to bodaj najlepszy tekst warsztatów, napisany przez Ewę „Srebrną” Marczyńska-Goldstein). Każdy po kolei mówił, jaki rodzaj narracji by zastosował do napisania tego tekstu i dlaczego. Następnie dostaliśmy piętnaście minut na napisanie fragmentu w zupełnie odmiennej narracji. Ja wybrałam pierwszoosobową, której na ogół nie lubię stosować.
Fan Roku odbiera Śląkfę<br/>fot. Ignite
Fan Roku odbiera Śląkfę
fot. Ignite
Panel dyskusyjny „A gdyby Tolkien nie napisał Władcy Pierścieni, a jedynie Hobbita?” zaczął się od opowieści o gdańskich korzeniach rodu Tolkienów. Rysiek Derdziński jeździ po brytyjskich bibliotekach, pokazali mu dzieła zastrzeżone – herb, którego nie mógł sfotografować, więc go narysował z pamięci, ale w sumie prawdopodobnie pradziadek Johna i tak sam go wymyślił. W każdym razie nie występuje on w heraldyce.
Następnie paneliści przeszli do meritum. Wspólnie zastanawialiśmy się, jak wyglądałaby literatura fantasy i doszliśmy do wniosku, że pewnie rozwijałaby się na bazie „Conana Barbarzyńcy” i opowiadań Lovecrafta – co nie znaczy, że w końcu nie powstałaby jakaś inna epicka powieść o wielkiej wyprawie. Smoczyca stwierdziła, że bez „Władcy Pierścieni” nie byłoby sztucznych języków (których tworzenie było w czasach młodości autora bardzo popularne, tak tylko mówię…) ani powieści z questem (a szukanie Graala to pies?). Następnie któraś z prelegentek oznajmiła, że bez „Władcy Pierścieni” nie powstałyby „Gwiezdne wojny” i w tym momencie zaczął trafiać mnie szlag, bo takie bezwstydne zagarnianie wszystkiego pod siebie to już naprawdę przesada. Uprzejmie zapytałam, co „Gwiezdne wojny” mają wspólnego z utworami Tolkiena, i usłyszałam, że bohater ma misję, a Obi-Wan to w zasadzie Gandalf. I tyle. Szlag trafił mnie już zupełny, co się skupiło na biednym Ryśku, bo jak zaczął mówić, że orkowie nie są istotami rozumnymi ani nie mają wolnej woli (w książce są czarno na białym sceny wskazujące na posiadanie obu tych cech), to rąbnęłam, że fani tworzą naciągane teorie celem wybielenia swojego idola w obliczu zarzutów o rasizm (które są, nawiasem mówiąc, idiotyczne, ale równie idiotyczne jest takie odwracanie kota ogonem). Na koniec jeszcze zwymyślałam go od tolkienistów wyklętych, bo marzącym tonem powiedział, że „pewnie niedługo WP będzie zakazany z powodu niepoprawności politycznej”.
W trakcie tradycyjnej wieczornej biesiady tradycyjnie nastąpiło rozdanie Śląkf nie do końca tradycyjnych, bo wykonanych z nowego materiału. Twórcą roku został grafik Piotr Cieśliński, wydawcą – kolektywnie Piotr Milewski i Mikołaj Wicher (autorzy scenariuszy do gier), a fanem roku Maciej Pitala, szerzej znany jako Toudi. Rozczarowała mnie nagroda dla wydawcy – miałam nadzieję, że zostanie nim moje ulubione Non Stop Comics.
• • •
Publiczność na rozdaniu Śląkf<br/>fot. Ignite
Publiczność na rozdaniu Śląkf
fot. Ignite
W niedzielę rano prelegentka, która miała opowiadać o światotworzeniu, nie pojawiła się, wiec ster przejęli Toudi i Ola Klęczar, z pewnym udziałem publiczności. Ola jest lingwistką, więc dużą część prelekcji poświęcono tworzeniu fikcyjnych języków. Mnóstwo twórców fantasy nadużywa apostrofów i spółgłosek tylnojęzykowych, oraz generalnie stara się, żeby wszystkie nazwy brzmiały celtycko. Ola powiedziała, że w powieści „The Expense” jest świetnie zrobiony język, natomiast w „Smoczętach” każde imię brzmi jak z innej bajki, na przykład jedna postać nazywa się Mary, a inna w jakiś skomplikowany afrykański sposób. Toudi zauważył, że mieszanka imion anglojęzycznych i zmyślonych zupełnie nieźle sprawdziła się w „Gwiezdnych wojnach”. Ja z kolei przypomniałam obecnym świetny wykład Ani Studniarek z Polconu 2005, w którym opowiadała ona o możliwościach inspirowania się zasadami z ziemskich języków: w hawajskim istnieje tylko kilka głosek, w japońskim po każdej spółgłosce z wyjątkiem „m” i „n” musi znaleźć się samogłoska, w niektórych językach pewne dźwięki nie mogą występować obok siebie, i tak dalej. Obecna na sali Ania dodała, że im mniej głosek występuje w danym języku, tym słowa powinny być dłuższe.
Następnie Toudi poruszył zagadnienie ekonomii tworzonego świata. Np. w Śródziemiu poza Shire nie ma żadnych osad, wiosek, każde państwo ma stolicę i ewentualnie jakąś twierdzę na pograniczu. Nie wspomina się ani słowem o jakichś relacjach handlowych, tymczasem system ekonomiczny musi się KOMUŚ opłacać. Twórcy dystopii czasem tworzą absurdalne systemy, żeby wykreować ponurą atmosferę. Tu dodałabym, że widać to szczególnie w niektórych powieściach dla „młodych dorosłych”, gdzie na przykład społeczeństwo jest podzielone na jakieś bardzo sztuczne kasty, albo kraj na bezsensownie monotematyczne regiony. Z kolei początkujący twórcy fantasy często piszą o światach wzorowanych na naszym średniowieczu i nie mają przy tym pojęcia o wartości złota: na przykład bohater płaci złotą monetą za piwo w karczmie (a za konia czterema – spotkałam się z takim przypadkiem). Ola uzupełniła, że w realnym średniowieczu i starożytności złota bardzo niechętnie się pozbywano, było używane raczej w rozliczeniach między miastami lub władcami – na przykład za wystawienie oddziału wojska. Rzymskie złote monety były natomiast czymś w rodzaju medali pamiątkowych, dlatego są świetnie zachowane – bowiem prawie nigdy nie trafiały do obiegu.
Nowa Śląkfa - z antracytu<br/>fot. Achika
Nowa Śląkfa - z antracytu
fot. Achika
Następnie Toudi i Ola przeszli do problemu, czy w realiach fantasy można stosować wyrazy pochodzące od konkretnych ziemskich miejsc lub osób: kolor bordowy, szowinizm, sławojka, siadanie po turecku, orzechy włoskie, szampan i tak dalej. Niektóre z tych słów są na tyle często używane, że stały się „przezroczyste”, ale to też zależy od konkretnego odbiorcy. Ola powiedziała, że w niedawno czytanej książce fantasy zazgrzytało jej pojawienie się owoców liczi, ponieważ są one na tyle nowe w Polsce, że kojarzą się raczej z supermarketem niż z przyjęciem u ambasadora sylfów.
Od słownictwa płynnie przeszli do stylizacji językowej, którą można podsumować radą „jeśli się na tym nie znasz, to nie rób, bo skończy się lichą podróbką Sienkiewicza”. Większość tego, co uważamy za średniowieczną polszczyznę, to XVIII wiek, bo pochodzące ze średniowiecza teksty w języku polskim praktycznie nie istnieją. Poza tym można założyć, że osiemnastowieczni arystokraci nie posługiwali się na co dzień takim stylem, jakim pisali listy. Ola ponadto stanowczo stwierdziła, że nawet w starożytności na pewno funkcjonował język potoczny i w związku z tym wulgarny napis z Pompei można spokojnie przetłumaczyć jako „Sykstus, pieprzę cię, ty dupku”.
Na tym punkcie programu Seminarium się zakończyło, choć rozmowy osób, którym się nie spieszyło do pociągu, trwały jeszcze dobre dwie godziny.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

151
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.