Prezentowane w poprzedniej części cyklu mordercze schody z indyjskiej willi nie wzięły się znikąd. W tym kraju tradycja odsiewania mniej ostrożnych amatorów wędrowania z kondygnację na kondygnację ma kilkusetletnią tradycję.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Indie to specyficzny kraj. Gdy leje deszcz, to leje tak, że wysuszenie byle skarpetki zajmuje i tydzień. Ale niech tylko okres monsunowy się skończy, ustępując pola porze suchej, i już wszystko, co żywe, tęsknie rozgląda się za najmniejszą kroplą wody. Wymyślono więc studnie. Ale nie takie prymitywne, w postaci ocembrowanej dziury w ziemi, do której wrzuca się wiaderko na sznurku. O nie. Jak już zabrano się za budowanie studni, to od razu ściągnięto najlepszych kamieniarzy i tysiące robotników, żeby studnia była nie tylko zbiornikiem gromadzącym wodę na suche miesiące, ale żeby wręcz stała się centrum okolicznego życia. Basen – wkopany niekiedy na kilkadziesiąt metrów w ziemię – otaczano ławą schodów, żeby do tafli wody mogła dotrzeć naraz i setka kobiet (bo to wyłącznie one nosiły wodę), a do tego dorzucano rzeźbione kolumny, a i niekiedy jakieś dodatkowe zadaszenie, dzięki któremu nawet w najbardziej skwarne dni panował tam… no, może nie od razu przyjemny chłód, ale przynajmniej umiarkowanie znośny gorąc. Z tego też względu takie studnie stawały się miejscami zgromadzeń, a nawet i religijnych ceremonii. Studnie tego typu budowano od XI wieku głównie na zachodzie Indii, aczkolwiek szereg z nich wybudowano również na terenie zajmowanym obecnie przez Pakistan. Do chwili obecnej doliczono się przynajmniej 2.800 studni. Oczywiście nie wszystkie są tak zdobne, jak choćby Chand Baori, Rani ki Vav, Agrasen Ki Baoli czy Modhera 1), ale nawet najmarniejsze z nich robią spore wrażenie. Jedną z takich mniej spektakularnych architektonicznie studni można zobaczyć w indyjskim filmie „Mawaali”. Widoczna na załączonym kadrze studnia jest szeroką na dziesięć metrów, wyłożoną cegłami koncentryczną dziurą, sięgającą w głąb ziemi na przynajmniej 25 metrów. Po jej siermiężnym wykonaniu i niemal absolutnym braku dekoracji architektonicznej można wnioskować, że powstała najwcześniej w początkach XX wieku, kiedy bardziej liczyła się funkcjonalność niż wygląd. W ocembrowanie ścian wbito kamienne – lub betonowe – płyty, tworząc w ten sposób schody. Bardzo wąskie, i bardzo niebezpieczne, raczej nie zachęcające do mijania się z sąsiadem, zwłaszcza jeśli dźwigało się wiadra z wodą. Co oznacza, że studnia została wybudowana w mniej ludnej okolicy, w której nie było zagrożenia tłumną galopadą z wiadrami. Zdaje się, że mimo to ludność – znaczy się kobiety – miała w pewnym momencie dość biegania w tę i z powrotem po niewygodnych schodach, i zażądała rury zakończonej pompą. Rura taka, widoczna po prawej stronie kadru, w końcu powstała, aczkolwiek jej wygląd przywodzi na myśl wątłą prowizorkę. Studnia powolutku więc sobie zaczęła zarastać, ze ścian poczęły odpadać kawałki betonu, zaś ekipa filmowa mogła bez skrępowania zająć dwa czy trzy stopnie na kręcenie sceny walki. Mrożącej krew w żyłach walki, jeśli się pomyśli, że aktorzy – albo statyści, choć trudno mieć co do tego pewność – niekoniecznie posiadali jakiekolwiek zabezpieczenie i w każdej chwili mogli chlupnąć w otchłań. „Mawaali” – czyli z grubsza „Chuligan” – powstał w 1983 roku jako komedia sensacyjna. Jego bohaterem jest cwany przystojniak (Jeetendra). Zatrudniony w fabryce pewnego bogacza dość szybko naraża się tak właścicielowi, romansując z jego córką (Sridevi), jak i tępionej za lewe interesy kadrze kierowniczej. W efekcie z hukiem wylatuje z roboty i wkrótce zostaje wplątany w zamordowanie właściciela fabryki. Skazany za morderstwo, ląduje w więzieniu, gdzie trafia na praktycznie swojego sobowtóra. Odtąd zaczyna go wykorzystywać do kontynuowania romansu z córką zamordowanego, a także do wyrównania rachunków z prawdziwymi mordercami. Film, w zasadzie całkiem niemądry, dzisiaj broni się głównie bajecznymi kolorami, egzotycznymi plenerami (Mauritius!) oraz przesympatycznymi rolami Jeetendry, swego czasu nadzwyczaj popularnego amanta, oraz Sridevi, jednej z największych gwiazd indyjskiego kina. Choćby dla nich warto rzucić na tę produkcję okiem. 1) Zdjęcia tych i kilku innych najciekawszych studni można obejrzeć pod tym adresem. |