„Za horyzontem wielka korona gór / na karoserii różowieje kurz / odsuwasz dach i w rękę łapiesz wiatr…” – co prawda dach samochodu Meery i Claire nie jest odsuwany i nie uciekły one z domu, ale Achika nie uważa, że należy z tego powodu tracić okazję do zacytowania jednej ze swoich ulubionych piosenek.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Recenzowany niedawno przeze mnie komiks „Nomen omen” jest w większości czarno-biały, jako zabieg pozwalający na pokazanie tego, że bohaterka – Rebecca Kumar – postrzega magię w postaci barwnych elementów (na przykład wisiorka, dymu, czyichś oczu). Jednak kilkanaście pierwszych stron zostało narysowanych w pełnym kolorze, jako swoiste preludium do pojawienia się Becky na świecie – a nie jest to w żadnym razie pojawienie zwyczajne. Jej przyszła matka wraz ze swoją dziewczyną wraca z wakacyjnego wypadu gdzieś w amerykańskie lasy. Dość nierozsądnie wybrały się w podróż późnym popołudniem (no, ale bez tego ich spotkanie z tajemniczą Indianką nie miałoby tak niesamowitego, rodem wręcz z filmu grozy, nastroju), więc sceneria skąpana jest w pomarańczowym świetle zniżającego się słońca. Bardzo spodobały mi się trzy kolejne kadry, pokazujące upływ czasu: najpierw cienie stają się coraz dłuższe i coraz chłodniejsze, a potem drogę oświetlają już tylko reflektory auta. Dodatkowo zmienia się krajobraz: majaczące z daleka góry stają się wyraźne, a pobocze skaliste; widzimy też, że dziewczyny wymieniają się za kierownicą, co również sugeruje długą jazdę. |