W świetle wydarzeń z tego komiksu wyrażenia „wmówić komuś dziecko w brzuch” i "skraść serce" nabierają niepokojąco dosłownego wydźwięku. Dobra, żarty na bok. „Nomen omen” to komiks z gatunku „paranormal”, na szczęście nie „romans paranormalny”. I bardzo dobrze. Tylko o co chodzi z tymi sowami?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W komiksie uwagę zwraca przede wszystkim interesująca warstwa graficzna. Większość stron jest czarno-biała, pojawiają się jednak sceny, gdzie monochromatyczne postacie wędrują przez dwubarwne tło, a także krótkie sekwencje w pełnym kolorze, za to bez konturów. Bywa też, że w czarno-białym świecie kolorowy jest jakiś element: wisiorek rozbłyskuje błękitem, snuje się różowy dym, czyjeś oczy stają się złote niczym torques na szyi… Rzecz jasna, ma to istotne znaczenie, jednak w recenzji nie wypada zdradzać takich rzeczy. Bohaterka, Rebeka Kumar, świętuje właśnie z przyjaciółmi swoje 21. urodziny, gdy wtem tajemniczy młodzieniec kradnie jej serce. Nie, nie chodzi o zakochanie. Tak dosłownie kradnie: wyrywa je z klatki piersiowej i odchodzi. Ponieważ wydarzenie nie pozostawia widocznych śladów, skłonni jesteśmy uznać, że była to halucynacja, jednakże tej samej nocy w mieście dzieje się kilka dziwnych i niebezpiecznych rzeczy. Jakieś agresywne, władające supermocami dzieci ścigają po zaśnieżonych ulicach bosonogiego siłacza w szortach i podkoszulku (ich efektowna walka za chwilę zrobi karierę na YouTubie, sfilmowana smartfonem przez ludzkiego świadka), ktoś zmienia się w ohydną bestię, ktoś inny jest bliźniakami mówiącymi jednym głosem… po prostu codzienne życie w Nowym Jorku, w każdym razie – jego komiksowej wersji.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Bosonogi siłacz (który z niejasnych powodów kojarzy mi się z Wolverinem) okazuje się osobą ważną dla akcji. Problem w tym, że nie wiadomo, czy dobra czy złą – i czy te określenia w ogóle mają tu zastosowanie. Niewątpliwie toczy się jakaś walka istot nadprzyrodzonych, więc być może ludzkie kategorie moralności niezbyt do nich pasują. Pytanie, jaką rolę ma w tym wszystkim odegrać Rebeka; mam nadzieję, że najdalej w trzecim tomie coś się powoli zacznie wyjaśniać. Na razie wiemy tylko, że chodzi o stworzenia z mitów celtyckich, choć pewnie nie tylko, skoro od razu na pierwszych stronach pojawiła się indiańska wiedźma. Wielką rolę odgrywają w ich istnieniu imiona (stąd tytuł komiksu) – stworzenia są nimi w pewien sposób ograniczone, nie mogą zmienić swojego charakteru. Niekompletnie ubrany towarzysz bohaterki twierdzi „jesteśmy opowieściami”, cokolwiek by to miało znaczyć. Oprócz tego pojawia się sporo symboliki związanej z ptakami, szczególnie sowami. Oprócz starannie budowanego napięcia, wielką zaletą scenariusza jest wprowadzenie Rebeki: już w pierwszych scenach domyślamy się, że to sympatyczna dziewczyna, skoro ma takich dobrych i zgranych przyjaciół. Później okazuje się osobą bardzo zrównoważoną, przyjmującą dziwne wydarzenia ze stoickim spokojem, co może brzmi dziwnie, jednak fabularnie ma konkretne uzasadnienie: może to nie spokój, tylko zobojętnienie?… Nawiasem mówiąc, bardzo spodobała mi się scena, w której Rebeka sprawdza w Wikipedii imię, które zdradził jej „Wolverine”. A to dlatego, że miałam zamiar zrobić dokładnie to samo.
Tytuł: Nomen Omen #1: Całkowite zaćmienie serca Data wydania: 27 marca 2019 ISBN: 978-83-8110-782-2 Format: 98s. 170x260 mm Cena: 40,00 Gatunek: fantasy Ekstrakt: 80% |