Batman trenował mięśnie, Superman nie musiał, Geraltowi prawdopodobnie sprawę załatwiała mutacja. A co ma zrobić zupełnie zwyczajna dziewczyna, zarabiająca na życie zabijaniem? Trzymać formę! Inaczej się nie da.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Co prawda „Szczurze królowe” nie wzbudziły mojego zachwytu ani kreską ani fabułą, jednak bardzo spodobała mi się tam pewna scena. Otóż wojowniczka TRENUJE. Ostro macha mieczem na podwórzu aktualnej kwatery ich kwartetu, atakuje manekiny i na dodatek po wszystkim jest nieźle zziajana. Większość twórców fabuł przygodowych – niezależnie, czy jest to komiks, film czy powieść – pomija fakt, że kondycję i umiejętności trzeba ciągle ćwiczyć, nawet mistrz nie może spocząć na laurach, bo jeśli między jedną walką i drugą będzie tylko pił i chędożył (jak to szło – „…być wiedźminem to marzenie”?), to w końcu kolejną przegra. A nie są to na ogół światy, gdzie przegrana grozi co najwyżej spadkiem w lidze. Na obrazku widzimy moment, kiedy krasnoludka Violet zrobiła sobie przerwę w treningu i omawia z koleżankami z bandy – yyy, chciałam powiedzieć, drużyny – najnowsze wydarzenia. Widoczna na pierwszym planie blondyneczka należy do rasy maluśkich – jakby odpowiednika hobbitów, z nieproporcjonalnie wielkimi głowami. Obie mają czerwone nosy, co jednakże nie jest skutkiem nadużywania alkoholu (a robią to często i z upodobaniem), lecz przejawem popularnej jakąś dekadę temu maniery rysowniczej. Po uważnym przyjrzeniu można też zauważyć, że pewne elementy strojów wyglądają na wzięte z naszej rzeczywistości – istotnie, w świecie Rat Queens nie są niczym niezwykłym obcisłe spodnie czy sukienki na sznurkowych ramiączkach, a raz pojawia się nawet koszulka z buntowniczym rysunkiem. |