Nie mam wątpliwości, że Kimchi Moccasin Tango okaże się zapewne kolejnym efemerycznym projektem na skandynawskiej scenie freejazzowej. Ale jakie to tak naprawdę ma znaczenie? Najważniejsze, że tu i teraz grupa prowadzona przez perkusistę Daga Erika Knedala Andersena nagrała niezłą płytę z pogranicza jazzu improwizowanego i awangardy. Jej tytuł – dla zainteresowanych powyższą rekomendacją – „Yankee Zulu”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Są Norwegami i jest ich trzech. Każdy już wcześniej zadbał o całkiem pokaźny dorobek. Widocznie jednak było im tego za mało i postanowili dorzucić do ciągniętego za sobą artystycznego wózka coś jeszcze. Saksofonista (tenorowy) Karl Hjalmar Nyberg i gitarzysta Karl Haugland Bjorå znali się już wcześniej; ich życiowe drogi przecięły się przed paroma laty w formacji Megalodon Collective, z którą do tej pory zrealizowali – w regularnych dwuletnich odstępach – trzy pełnowymiarowe albumy („Megalodon”, 2015; „Animals”, 2017; „The Triumph”, 2019). Poza tym Bjorå dał się poznać jako – chętnie zapraszany do współpracy – specjalista od jazzu improwizowanego; dzięki temu można go usłyszeć na płytach takich grup, jak (nieistniejąca już) Brute Force, Yes Deer, Emmeluth’s Amoeba, KB’s Aperture czy Spacemusic Ensemble, jak również w składzie big bandu MMO-Ensemble. Wiosną 2018 roku Nyberg i Bjorå postanowili wspólnie spróbować sił poza Megalodon Collective i wyciągnęli rękę do chętnie korzystającego z podobnych propozycji niezwykle doświadczonego perkusisty Daga Erika Knedala Andersena, który niespełna dekadę temu zaczynał karierę w takich freejazzowych zespołach, jak Sacha, Akode i Burning Tree, by następnie na dobre rozwinąć skrzydła w supergrupach The Heat Death Martina Küchena i Kjetila Møstera („The Glenn Miller Sessions”) oraz Instant Light Jørgena Mathisena („ Mayhall’s Object”). Dogadawszy się w szczegółach, muzycy wybrali się na północ kraju, by w studiu nagraniowym we Flerbruket przelać swoje myśli na taśmę. Półtora roku później na upublicznienie tego materiału zdecydowała się, mająca wielkie zasługi dla promocji skandynawskiego free jazzu, lizbońska wytwórnia Clean Feed.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Album zatytułowany „Yankee Zulu” ujrzał światło dzienne w połowie listopada ubiegłego roku, a wypełniły go cztery kompozycje, trwające w sumie – w przybliżeniu – pięćdziesiąt minut. Z jakiegoś powodu muzycy postanowili nie sygnować płyty swoimi nazwiskami, co wymogło na nich wymyślenie jakiejś, choćby okazjonalnej, nazwy. I tak powstało nieco dziwaczne… Kimchi Moccasin Tango, które jest zbitką tytułów trzech pierwszych kompozycji na płycie. Tytuł czwartej nadano też całemu krążkowi. Otwiera zatem to wydawnictwo „Kimchi” – najkrótszy, bo zaledwie niespełna czterominutowy przykład dynamicznej improwizacji, której ton nadają saksofonista i perkusista. Obaj jednak, o dziwo, grają tak lekko i zwiewnie, że mimo zakręconych i połamanych rytmów… ciągnie człowieka do tańca. Co w tym czasie robi gitarzysta? Skupia się na zapętlonym, subtelnym motywie, którego głównym celem staje się wypełnienie tła.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zupełnie inaczej trio prezentuje się w drugim w kolejności, zdecydowanie najdłuższym, „Moccasin”. To prawie dwadzieścia cztery minuty bardzo różnorodnego jazzu – z początku stonowanego i nastrojowego, z czasem awangardowego i minimalistycznego, w finale natomiast – bezlitośnie szaleńczego. Ostatnie kilka minut, nie licząc perkusyjnego zwieńczenia (na „talerzach”), to najbardziej energetyczny fragment całego wydawnictwa, którego intensywność da się porównać z dokonaniami takich skandynawskich formacji, jak chociażby Momentum (z Jørgenem Mathisenem na saksofonie) czy Chrome Hill. Prym wiedzie tutaj Nyberg, do którego narracji starają się dostosować – i udaje im się to nadzwyczajnie – Bjorå i Andersen. „Moccasin” wymaga od słuchacza wielkiego skupienia, a w niektórych momentach wręcz samozaparcia, ale po dotarciu do mety, można poczuć sporą satysfakcję.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jeszcze inne oblicze trio prezentuje w ostatnich dwóch kompozycjach. W dziesięciominutowym „Tango” zespół ponownie skręca w stronę minimalizmu, nie stroniąc przy tym od eksperymentów dźwiękowych (vide pogłosy saksofonu). A im bliżej końca, tym kombinacji jest więcej, zwłaszcza gdy do głosu dochodzi duet saksofonowo-perkusyjny. Całość zamyka tytułowe „Yankee Zulu”, w którym muzycy najpierw rozprawiają się ze swoją eksperymentalną przeszłością (mam na myśli fragmenty „Moccasin” i całe „Tango”) i pewnym krokiem zmierzają w stronę free. W tle ciekawie pobrzmiewa „plumkanie” gitary, ale i Bjorå w miarę rozwoju sytuacji podkręca tempo, by razem z Karlem Hjalmarem i Dagiem Erikiem wziąć udział w dynamicznym finiszu. Nie spodziewam się kiedyś jeszcze usłyszeć o Kimchi Moccasin Tango, co nie oznacza, że nie będę miał okazji pisać w przyszłości o muzykach tworzących to trio. Tego akurat jestem pewien. „Yankee Zulu” jest na tyle oryginalną i intrygującą propozycją, że jego twórcy będą mieli jeszcze niejedno do powiedzenia. Skład: Karl Hjalmar Nyberg – saksofon tenorowy Karl Haugland Bjorå – gitara elektryczna Dag Erik Knedal Andersen – perkusja, instrumenty perkusyjne
Tytuł: Yankee Zulu Data wydania: 15 listopada 2019 Nośnik: CD Czas trwania: 50:32 Gatunek: jazz W składzie Utwory CD1 1) Kimchi: 03:46 2) Moccasin: 23:45 3) Tango: 10:06 4) Yankee Zulu: 12:56 Ekstrakt: 70% |