powrót; do indeksunastwpna strona

nr 01 (CXCIII)
styczeń-luty 2020

Nie ma tej mocy
Chris Buck, Jennifer Lee ‹Kraina Lodu II›
Pierwszą część „Krainy lodu” musiałem pokochać ze względu na dzieci, które ją katowały. Z „dwójką” zapewne będzie podobnie, ale na razie, póki nie zagnieździła się na stałe w naszym telewizorze, mogę na nią trochę ponarzekać.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Mam wrażenie, że nawet Disney nie spodziewał się sukcesu, jakim okazała się „Kraina lodu”. W czasach, kiedy widownia i krytycy zachwycają się wysmakowanymi, nieszablonowymi produkcjami, pokroju „Odlot”, „W głowie się nie mieści”, czy nawet „Toy Stroy 3”, prosta opowieść o księżniczkach wydawała się archaiczną ramotką, jadącą na sentymentach. A jednak ta prostota okazała się strzałem w dziesiątkę. Fabuła zrozumiała była dla wszystkich, główne bohaterki okazały się sympatyczne, a akcja dynamiczna, bez nadmiernego filozofowania, oraz ciągłego mrugania do starszej widowni. I były nośne piosenki. Choć opierałem się długo, by „Mam tę moc” nie zawładnęła mym umysłem, to jednak „Ulepimy dziś bałwana” poddałem się walkowerem. A przecież wrażenie robiły także te mniej znane fragmenty, jak chociażby Olaf i jego oda do słonecznego lata, genialnie zinterpretowana przez Czesława Mozila.
O tym, że „Kraina lodu” doczeka się kontynuacji było wiadomo niemal od początku. W końcu kury znoszącej złote jajka-giganty się nie zażyna. Dziwić co najwyżej może, że na część drugą musieliśmy czekać długie sześć lat. Z jednej strony mogło to oznaczać, że Disney nie pójdzie za ciosem i zaprezentuje nam coś więcej, niż wierną kopię jedynki. Z drugiej strony mogło to budzić obawy, że firma nie może dojść do kompromisu z twórcami w kwestiach artystyczno-biznesowych. Wszelkie obawy nad jakością produkcji były wszak uzasadnione, w końcu kolejne odsłony kultowych animacji sprzed lat okazywały się rozczarowujące, że wymienię tu tylko „Iniemamocnych 2” i nieszczęsnego „Ralpha Demolkę w internecie”. Być może dlatego koncern stawia ostatnio na kompletne odświeżanie swoich produkcji, czego efektem jest „Król lew”, „Dumbo”, „Aladyn” i wkrótce „Mulan”, ale to rozważania na całkiem osobny artykuł.
Na razie ponownie spotykamy Elzę, Annę, Olafa, Kristoffa i Svena, którzy wiodą radosny żywot na zamku w Arendell. W każdym razie do momentu, kiedy Elza nie zacznie słyszeć tajemniczego głosu ją przywołującego. Co najgorsze, miasto nawiedza kataklizm, wypędzający mieszkańców ze swoich domów. Królowa, wspierana przez siostrę i przyjaciół, wyrusza więc w stronę Mrocznej Puszczy, otoczonej wieczną mgłą, w której najwyraźniej znajduje się źródło wszystkich kłopotów.
Mamy więc pretekst, by drużyna z pierwszej części znów wyruszyła na wyprawę. Gorzej, że scenarzystka nie miała za bardzo pomysłu na dobre rozłożenie relacji między bohaterami. Ofiarą tego stał się nieszczęsny Kristoff, który pojawia się głównie w scenkach humorystycznych, kiedy próbuje oświadczyć się Annie, po czym całkiem znika za horyzontem. Zanim to jednak nastąpi wyśpiewuje jedną z najgorszych piosenek w historii disneyowskich animacji. A że twórcy w jakimś sensie zdawali sobie z tego sprawę, niech świadczą autoparodystyczne wstawki w jej trakcie.
Było o największym przegranym, to teraz o kimś, kto kradnie show innym. Dla mnie to niespodziewanie Olaf. Sympatyczny bałwanek miał być humorystycznym ubarwieniem sztywnej opowieści, ale niechcący stał się najkrwistszą postacią ze wszystkich. Wręcz rozpiera go cała gama emocji. W czasie, kiedy inni nie wychylają się ze swoich szablonów (Kris jest głupkowaty, Elza zimna i twarda, a Anna heroiczna), wypada on zaskakująco wielowymiarowo. Wielokrotnie po prostu nas bawi, ale kiedy trzeba jest zaskakująco poważny. To z nim związana jest najbardziej wzruszająca scena w filmie. Wreszcie ma także najfajniejszą piosenkę, zaintonowaną zaraz po dotarciu do Mrocznej Puszczy.
Szwankuje niestety element, który niesamowicie działał w „jedynce”, a mianowicie relacja między Elzą i Anną. Tę pierwszą zawsze uważałem za ciekawszą, jako że była targana sprzecznymi uczuciami, tymczasem tutaj jest dziwnie zimna i nie do końca można zrozumieć jej decyzje. Anna natomiast przez większość czasu chodzi sfrustrowana brakiem porozumienia z siostrą i jest od niej mentalnie uzależniona (choć nie był to chyba celowy zamiar twórców). Niby kocha swojego Kristoffa, ale tej chemii nie widać. Więcej ważnych rzeczy ma do powiedzenia zimowemu bałwanowi, niż mężczyźnie swojego życia. Generalnie dialog między bohaterami dramatu nie istnieje. Nikt nie chce nikogo słuchać. Zupełnie nie dotarła do nich lekcja z pierwszej części cyklu.
Przyznam, że nie porwały mnie także piosenki, z których słynie „jedynka”. Ani jednej nie zapamiętałem po wyjściu z kina. Osadzone zostały w musicalowych ramach, tak jakby zostały specjalnie skrojone pod brodwayowską inscenizację. Choć syreni śpiew nawołujący Elzę jest uroczy i pomysłowo został wpleciony w niektóre utwory, to jednak same partie nie mają aż tak dobrych melodii, jak poprzednio. I niech mi nikt nie próbuje tłumaczyć, że to celowy zabieg, bo film jest poważniejszy. Osobiście odbieram to, jako wyścig po kolejnego Oscara w kategorii „najlepsza piosenka”, wiedząc, że jury lubuje się w wielkich, podniosłych, bogato zaaranżowanych pieśniach.
A jednak mimo wielu minusów, muszę wspomnieć, że jedna rzecz mnie wręcz oszołomiła. Jest nią cudowna strona wizualna, która zdecydowanie przebija poprzednią część. Zaryzykuję stwierdzenie, że na tle prześlicznych krajobrazów, monumentalnie wzburzonego morza, czy przepięknie zrealizowanego wodnego konia, główne postacie, które w końcu muszą być podobne do siebie z poprzedniej części, sprawiają wrażenie niedopracowanych.
Niestety „Kraina lodu 2”, poza stroną wizualną, przegrywa na każdym polu z pierwowzorem. Nieznośne, permanentne uderzanie w wysokie C niemal w każdej scenie po pewnym czasie zaczyna być męczące. Założę się, że jak wreszcie trafi na DVD, moje dzieci pokatują ją przez jakiś czas, ale szybko wrócą do „jedynki”.



Tytuł: Kraina Lodu II
Tytuł oryginalny: Frozen II
Dystrybutor: Disney
Data premiery: 22 listopada 2019
Scenariusz: Jennifer Lee
Rok produkcji: 2019
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 103 min
Gatunek: animacja, komedia, przygodowy
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

71
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.