„Staruszek Logan” jest komiksem genialnym. Niestety, wyjęcie dawnego Wolverine′a z madmaxowej rzeczywistości i przeniesienie do naszego świata nie było najlepszym pomysłem, czego dowodem jest „Ostatni ronin”, czwarty zeszyt serii. Nie pomógł nawet Jeff Lemire na stanowisku scenarzysty.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zmęczony życiem i cierpiący na permanentne wyrzuty sumienia, leciwy Logan doskonale sprawdzał się w postapokaliptycznym świecie, w którym stanowił mieszankę postaci odtwarzanej przez Clinta Eastwooda w „Bez przebaczenia” z Maxem Rockatanskym. Sęk w tym, że w naszych realiach trudno być twardzielem-odludkiem i jednocześnie należeć do drużyny superbohaterów. Marvel ewidentnie chciał wykorzystać popularność alternatywnej wersji Rosomaka, stworzonej przez Marka Millara i Steve′go McNivena, wpasowując go do podstawowego uniwersum, ale nie było to dobrym pomysłem. Najpierw na tę minę wszedł Brian Michael Bendis, a od trzech tomów męczy się z nią Jeff Lemire. Doskonały scenarzysta, który próbuje wyciągnąć z postaci coś więcej, niż bardziej rozgoryczonego Wolverine′a. Ma w tym pomóc odwołanie do tragicznej przeszłości Staruszka. Tym, którzy nie wiedzą, zdradzę, że w swoim świecie, który ma być naszą przyszłością, został zmanipulowany i zarżnął współtowarzyszy z X-Men. Obiecał sobie, że więcej nie wysunie swoich szponów. Choć trzymał się tej zasady przez szereg lat, ostatecznie ją złamał. Lądując w naszych czasach postanowił więc nie doprowadzić do cyklu zdarzeń, które sprawiły, że Ameryka zostałaby podbita przez superłotrów. Teraz na celownik wziął Lady Deathstrike, która za kilka lat ma doprowadzić do masakry miasteczka Killhorn Falls. Trop prowadzi do Japonii, gdzie przyszłość i przeszłość nieoczekiwanie spotkają się w teraźniejszości. Poszukiwanie Deathstrike przeplatane jest wspomnieniami Logana i na tym polu najlepiej widać w czym tkwi problem Staruszka. Otóż wątki z postapokaliptycznej przyszłości wypadają o wiele ciekawiej i są bardziej zajmujące, niż te, których akcja dzieje się obecnie. Gdyby nie one, okazałoby się, że mamy do czynienia jedynie ze spektakularną nawalanką, nieniosącą żadnej treści. Czytania nie ułatwia rysownik Andrea Sorrentino. Można jego oryginalny styl lubić lub nie, ale nikogo nie pozostawia obojętnym. Ja należę do tej pierwszej grupy, jednak nie znaczy to, że nie mam co do niego zastrzeżeń. W „Ostatnim roninie” świetnie wypada w scenach statycznych, w których poszczególne kadry wyglądają, jak podrasowane zdjęcia. Niemniej kiedy przechodzimy do batalistyki, na stronach dzieje się zdecydowanie za dużo. W efekcie otrzymujemy chaos, który może i jest naszpikowany szczegółami, ale podany w ten sposób nie zachęca, by się w nie zagłębić. Sytuacji nie ratuje intensywna kolorystyka Marcelo Maiolo, który uparł się, by wykorzystywać wszystkie dostępne odmiany czerwieni. Przyznam, że jestem zawiedziony. Może nie jest tak, że „Ostatniego ronina” nie da się czytać, niemniej po teamie złożonym z tak kreatywnych i doświadczonych twórców, jakimi są Lemire i Sorrentino, spodziewałbym się więcej. Chyba, że to kwestia bohatera, która w nowych ramach nie sprawdza się jako niezależna postać.
Tytuł: Staruszek Logan #4: Ostatni ronin Data wydania: 2 października 2019 ISBN: 9788328142022 Format: 108s. 167x255mm Cena: 39,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 50% |