Pierwszy sezon „For All Mankind” był dla mnie dużym, pozytywnym zaskoczeniem. Ale przed krótkim podsumowaniem całości, trzeba spojrzeć na ostatni odcinek, tym bardziej, że po zamieszaniu, które wprowadził poprzedni, byłem pełen obaw.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Po awarii drugiego stopnia rakiety, Apollo 24 z trójką astronautów, w tym Deke′m Slaytonem, dla którego wyprawa ta miała być spełnieniem marzeń, dryfuje w kosmosie. Na pomoc wyrusza, przygotowany początkowo do innych zadań, Apollo 25 z Molly Cobb na pokładzie. Ekspedycja ratunkowa zamienia się w kolejną katastrofę. Jeden astronauta z Apollo 24 zostaje spopielony, rakieta wchodzi na trajektorię, która kończy się nieskończoną wędrówką w kosmosie, a Deke jest ciężko ranny. Kłopoty ma też Apollo 25, Molly zostaje wyrzucona daleko od statku i praktycznie nie ma szans na znalezienie jej w kosmicznej pustce. I, „last but not least”, samotny Baldwin na Księżycu ma swoją prywatną „zimną wojnę”. Rosjanin, który zawitał do Jamestown pod koniec poprzedniego odcinka z kończącym się tlenem co prawda żyje ale siedzi związany. Sam Amerykanin nadal pogrążony jest w apatii. Jak dla mnie, to trochę tego wszystkiego za dużo, widz nie bardzo wie na czym ma się skupić. Spokojnie można było zrezygnować z pogoni za Cobb, skupiając całą uwagę na Apollo 24 i jego załodze, tym bardziej, że i tak wszystkie wątki (Baldwin, Rosjanin) zeszły się właśnie tutaj. Sama końcówka okazuje się nieco przesłodzona, ofiary nieco nachalne, ale w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że ostatni odcinek zepsuł odbiór całej serii. Mam wątpliwości jak zaklasyfikować „For All Mankind”. Trochę takie sf, ale nie do końca, bo od strony technologicznej wydaje się, że to wszystko mogło się wydarzyć. Pewne wątpliwości miałem przy lądowaniu na Księżycu stałej bazy. Czy Saturn V był w stanie dostarczyć na naszego satelitę tak duży obiekt? Pamiętajmy, że w Orle (lądowniku wyprawy Apollo 11) było tak mało miejsca, że Armstrong nawet jeśli by chciał to nie mógł wypuścić Aldrina jako pierwszego. A w Jamestown (stała baza kosmiczna w „For All Mankind”) trójka astronautów miała naprawdę sporo miejsca, zwłaszcza jeśli przywołać wszystkie te obrazy klaustrofobicznych przestrzeni w rzeczywistych pojazdach i stacjach kosmicznych. Z drugiej strony, Saturn musiał wynosić statek-matkę, lądownik wraz z paliwem, którego musiało wystarczyć na podróż w obydwie strony. Może więc nośność była wystarczająca na przeniesienie dużego obiektu, ale tylko w jednym kierunku? Myślę jednak, że bardziej pasowałoby przypisać serial do kategorii „economical-fiction”. Program Apollo był niebotycznie drogi, a cele miał praktycznie tylko propagandowe. Anulowanie ostatnich dwóch wypraw tylko potwierdza ten fakt. W „For All Mankind” Saturny latają jeden za drugim, na Księżycu pojawia się stała stacja – a właściwie dwie (bo jest jeszcze obiekt radziecki). Wygląda na to, że jedynym elementem z kategorii fikcji naukowej jest odkrycie na Księżycu wody, łatwo dostępnej i w dużych ilościach. Bardzo przypadło mi do gustu założenie, że w serialu nie wprowadzono żadnych technologii niedostępnych w czasach prawdziwego programu Apollo. Trochę zazgrzytało mi pojawienie się na koniec ostatniego odcinka (kto oglądał film jeszcze po napisach, ten wie o co chodzi) potężnej rakiety startującej spod powierzchni oceanu. Fakt, że potwora takiego nie zbudowano, ale projekty był i nazywał się „Sea Dragon”. Cóż on tam niesie na swoim pokładzie? Na odpowiedź przyjdzie nam poczekać do kolejnego sezonu zapowiadanego na jesień tego roku. Wygląda na to, że serial będzie musiał odejść od zasady spójności technologicznej z rzeczywistością programu Apollo. Ale jeśli zachowa w tym zakresie dotychczasowy realizm oraz, a właściwie przede wszystkim umiejętność budowania ciekawych postaci i interakcji między nimi, to dobra zabawa dla fanów sf będzie gwarantowana.
Tytuł: For All Mankind Rok produkcji: 2019 Kraj produkcji: USA Liczba odcinków: 10 Gatunek: akcja, SF Ekstrakt: 70% |