powrót; do indeksunastwpna strona

nr 01 (CXCIII)
styczeń-luty 2020

Słuchaj i patrz: Garstka na Nowy Rok
Czyli kilka kolejnych teledysków, które z różnych powodów lubię lub zapamiętałam. Z noworocznymi życzeniami wszystkiego dobrego.
Jeśli chodzi o polskie wokalistki, to z tych, debiutujących po coraz odleglejszych już czasach moich lat nastoletnich (czyli po latach 90tych) najbardziej cenię Melę Koteluk za autorskie teksty, muzykę i ogólnie to, że ma coś do powiedzenia, zamiast sprzedawania mizernego, tłuczonego od szablonu popu. Tym razem jednak prezentuję teledysk do utworu, w którym występuje ona gościnnie, czyli do „Katarakty” – podoba mi się koncepcja wizualna w pierwszej części klipu, tego w klimatach post-apo.
Lana del Rey wykreowała swój image konsekwentnie i się go trzyma, zarówno jeśli chodzi o muzykę, jak i – że tak to ujmę – aspekt wizualny. Klip do „Burning desire”, będący też reklamą samochodu, zgrabnie wpisano w stylistykę snu o retro Ameryce. Doceniam elegancję realizacji, umiejętne operowanie kolorem i motywami oraz samą Lanę, przywodzącą na myśl gwiazdy złotej ery Hollywood. Dodam też, że teledysk kojarzy mi się także z obrazem amerykańskiego artysty Edwarda Hoppera pt. „New York movie”.
Czas na coś – dla mnie przynajmniej dziwnego, czyli klip nakręcony przez cenionego reżysera filmów pełnometrażowych Tarika Saleha do piosenki „I follow rivers” szwedzkiej piosenkarki Lykke Li. Dziwnego dlatego, że obraz zdaje się nie korespondować z treścią (choć przez to przydaje utworowi dużo bardziej mrocznego klimatu). Muzycznie i tekstowo „I follow…” wydaje mi się utworem w sam raz do klubu, tymczasem film jest niepokojący. Desperacka ucieczka mężczyzny przed kobietą w czerni sprawiła, że ta druga postać skojarzyła mi się z metaforą śmierci. Choć to tylko mój odbiór.
Piosenkę „Koń na białym rycerzu” zespołu „Nocny kochanek” najpierw poznałam dzięki przezabawnemu „nagraniu z koncertu (wielkie brawa dla człoweka w kostiumie!). Oficjalny klip okazał się całkiem ładnie przemyślany i narysowany – zwłaszcza podobają mi się i śmieszą zdjęcia-pocztówki z królewną i koniem na samym końcu:
Przy okazji dodam, że to nie pierwsza polska piosenka na temat królewny w czekającej w wieży. Jeśli ktoś ciekaw, zachęcam do posłuchania „Roszpunki”.
Zwykle w odcinkach „grupowych” starałam się dopełnić liczbę prezentowanych klipów do pięciu. Tym razem jednak nie miałam pomysłów, niemniej zdecydowałam się zaprezentować jeszcze jeden klip, raczej dla przedstawienia zespołu Blackbriar niż jako szczególnie ciekawy teledysk. Niemniej, wideo ma swoje zalety. Nie jest sztampowe. Widać, że budżet mieli niski, ale przynajmniej pomysł był, a i wokalistka na tyle charyzmatyczna, że potrafi przykuć uwagę widza.
powrót; do indeksunastwpna strona

185
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.