Improwizowane akcje często zaczynają się od pospiesznego naszkicowania sytuacji i ogólnego planu działania. Niekiedy jednak można mieć wątpliwości, czy sporządzenie planu zajęło przysłowiową chwilkę.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Obrazy tak dużego, jak i małego ekranu, przyzwyczaiły nas do sytuacji, że tuż przed improwizowaną akcją – wyprawą czy napadem – następuje pobieżne zapoznawanie uczestników eskapady z ogólnym planem działania. Dla lepszego zobrazowania problemu osoba referująca plan posługuje się długopisem i kartką, albo – w sytuacjach plenerowych – patykiem, którym wodzi po piasku czy odgarniętym z liści kawałku ziemi. Zresztą – nie trzeba daleko szukać, bo i dzieci podczas zabaw też stosują metodę patyka. Jest prosta, szybka, a na koniec wystarczy jeden ruch stopą, żeby po planowaniu nie został ślad. A potem trafia się taka „Hydra"… Fabuły filmu nie będę szczegółowo opisywał, bo dopiero co pochylałem się nad nią w regularnej recenzji. Skoncentruję się wyłącznie na wspomnianym tamże kawałku kory z dzierganym ręcznie planem. Otóż na tropikalnej wyspie, w rzeczywistości zastanawiająco przypominającej fragmentami park miejski w jakimś cywilizowanym rejonie o klimacie z grubsza umiarkowanym, lądują cztery osoby przeznaczone do roli zwierzyny łownej. Prócz ubrań nie mają generalnie nic, co oznacza, że jeśli chcą się bronić, muszą chwycić za gałęzie i kamienie. Czasu mają mało (24 godziny), umiejętności też, więc za organizację pracy bierze się były marine. W efekcie sidła powstają dłońmi trzech niewprawnych osób, podczas gdy ten najbardziej obeznany z techniką po prostu rozdaje pochwały. Oraz dzierga plan działania. Plan – jak można się zorientować ze zdjęcia – jest prosty jak drut i obejmuje zastawienie paru pułapek i zatrzymanie łowców na tyle, by któryś z bohaterów mógł dotrzeć do łodzi i ją uprowadzić. Patykiem – rysowania na kilka sekund. O ile w ogóle patyk byłby w takiej sytuacji potrzebny. Co jednak robi nasz heros? Znajduje drzewo, z którego może odedrzeć kawał kory, a następnie skrobie w niej – zgaduję, że odpryskiem kamienia – kolekcję kresek, strzałek i krzyżyków. Mało tego – dodaje do kompletu OPISY. Tym kamyczkiem. Zapewne w pocie czoła. I z wysuniętym z ust czubkiem języka. A po co to wszystko? Żeby potem pokazać mapkę przed kamerą. Widzowi. Bo i plan, i napisy, są tak malutkie, że wyraźnie widać je dopiero z bliska. W przeciwieństwie do planów patykiem pisanych. Jedyny plus planu rytego w korze jest taki, że można go wziąć do kieszeni. Tylko po co…? |