powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CXCIV)
marzec 2020

Z filmu wyjęte: Przecież nikt nie zauważy różnicy
Fuszerka to nieodłączny przyjaciel tanich filmów. Co bardziej przyzwoici twórcy co prawda starają się nie kłuć w oczy ewidentnymi kiksami, no ale zawsze pozostaje rzesza tych, którzy przejmują się takimi rzeczami mniej. Lub wręcz wcale.
Na dzisiejszym kadrze możemy podziwiać dwóch dżentelmenów zbierających się do ucieczki. Ich posunięcie jest słuszne, bowiem za chwilę oba widoczne na zdjęciu pojazdy dokończą żywota w efektownych kulach ognia. Gdy jednak przyjrzeć się bliżej zdjęciu, jasnym się stanie, że słowo „pojazdy” zostało przeze mnie użyte mocno na wyrost. „Pojazd” po lewej jest bowiem pozbawioną silnika, zrujnowaną skorupą jeepa, pamiętającego jeszcze czasy II wojny światowej, ten po prawej zaś… No cóż… Mimo że film oglądałem już jakiś czas temu, to do chwili obecnej nie potrafię odgadnąć, co to w zasadzie jest. Tekturowa makieta? Malowana w ciapki płaska atrapa samochodu? Czy może faktyczna terenówka, której ktoś przylepił do frontu kawałek blachy, bardzo kiepsko udającej maskę jeepa?
Jak by nie było, to dziergane w pocie czoła „cudo” zwyczajnie razi w oczy podczas seansu, dowodząc niezbyt poważnego podejścia do sztuki filmowej ze strony sporej części realizatorskiej ekipy. A to przecież tylko wisienka na torcie. Bo w rzeczywistości oba „jeepy” występują w roli kul ognia w miejsce nowszych o przynajmniej dwie dekady Fordów M151 ′MUTT′, które najzwyczajniej w świecie szkoda było zniszczyć. Mimo że miały już na karku trzydziestkę.
Takich „smaczków” jest oczywiście znacznie więcej w miejscu, skąd pochodzi kadr, czyli w „Klubie tajnych agentów” z 1996 roku. Wszystko stanie się chyba jasne, gdy napiszę, że jest to komedia familijna spod znaku Hulka Hogana. Ten sympatyczny, swego czasu powszechnie znany wrestler, nie miał przesadnego szczęścia do filmów. W dzisiejszych czasach większość z jego produkcji, na ogół przaśnych komedii, jest już po prostu wstyd oglądać. Z „Klubem…” sprawa przedstawia się o tyle inaczej, że jest to film po prostu zły. Głupi, naiwny, po partacku zrobiony, od czasu do czasu jawnie obrażający inteligencję widza i na dokładkę irytujący aktorskimi kłodami. Oglądanie tego filmu to już nie wstyd – to najczystsza groza.
Pro forma dwa zdania o fabule. Otóż tatuś-fajtłapa – w rzeczywistości supersprytny, supersilny agent (oczywiście Hogan) – wchodzi w posiadanie prototypowego laserowego pistoletu, a ponieważ zostaje pojmany przez tych, którym ów pistolet zakosił, a następnie poddany torturom w celu uzyskania informacji nt. miejsca ukrycia broni, drewniany syn (absolutnie odstręczający Matthew McCurley, któremu kariera nie wyszła – zupełnie nie wiedzieć, czemu) gromadzi grupkę drewnianych kumpli i rusza odbić ojca. Za przeciwników mają jednak przebiegłą kobietę (piękna Lesley-Anne Down, jeden z dwóch jasnych punktów filmu) i pracującego dla niej osiłka, poruszającego się jak Terminator i strasznie się krzywiącego, gdy musi wystękać słowo „przepraszam” (Richard Moll, czyli drugi jasny punkt). Rozwiązanie intrygi jest raczej oczywiste. Podobnie to, kto jest w filmie dobry i mądry, a kto zły i głupi…
powrót; do indeksunastwpna strona

73
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.