Wydana oryginalnie w 1931 roku powieść dla młodzieży „Topsy i Lupus” jest nie tylko historyjką o przygodach dwóch tytułowych psów. Jej głównymi bohaterami nie jest także para małoletnich kuzynów, przemierzających w ówczesnych czasach prawie-samotnie w poprzek całą Rzeczpospolitą. Przede wszystkim traktuje o mądrości zwierząt.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Powieść rozpoczyna się przedstawieniem głównych postaci. Julek ma dziesięć lat, a jego stryjeczny brat Władek dwa lata więcej. Wkrótce wyjadą na naukę do gimnazjum, więc korzystają póki mogą z radości wiejskiego lata – wraz ze swymi wiernymi towarzyszami: półtorarocznym muskularnym wilczurem Lupusem (z którego błyszczących oczu wyzierają zuchwałość, wesołość i spryt) oraz jego żywym przeciwieństwem: grubym francuskim półbuldogiem o kwadratowej komicznej mordzie, wielkich, sterczących sztywno uszach nietoperza i krótkiej sierści (którego wystające kły nadają mu groźny wygląd, maskując jego lękliwe i łagodne usposobienie) o imieniu Topsy. Psy te Zofia Kossak – autorka powieści – znała doskonale, gdyż mieszkały z jej rodzicami od szczeniaka. Na tyle, że przez sporą część książki świat oglądamy ich właśnie oczami, czytamy ich rozmowy ze sobą i innymi zwierzętami, poznajemy także ich myśli – i wygląda to bardzo wiarygodnie. Spisując ich wymyśloną wielką przygodę, do umiejętności zwierząt pisarka dodała niewiele. Bazując na prawdziwych – jak sama dodała w przypisie – eksperymentach naukowych (o których zapewne czytała w prasie lub stosownych opracowaniach) z psem z Mannheim oraz końmi z Elberfeldu (w treści poznajemy ich efekty dzięki opowieści odwiedzającego dom profesora), przydała Topsemu umiejętność – przychodzącą stopniowo, na skutek cierpliwej nauki – liczenia, układania obrazków z klocków oraz – co brzmi najbardziej fantastycznie – porozumiewania się z ludźmi przy pomocy specjalnego alfabetu, gdzie każdą literę zastępuje odpowiednia liczba uderzeń łapą. Niech jednak Was nie zniechęca wizja psa składającego zdania w języku polskim literka po literce! To tylko pretekst… Staje się bowiem tak, że krótko przed początkiem następnych wakacji Topsy trafia do przejeżdżającego przez Bielsko-Białą cyrku. Dla uproszczenia (i niezdradzania fabuły) powiedzmy, że zostaje porwany. Właściciel objazdowego przedstawienia, gruby dyrektor Slawiczek, doskonale zdaje sobie sprawę z wartości takiego zwierzęcia – oraz z tego, że jego właściciele będą go szukać. Zarządza więc wyjazd… Gdy Julek i Włodek wracają ze szkoły, dowiadują się o zniknięciu psa – oraz ich kolegi Francka, który szedł ponoć do Bielska szukać pracy i też zaginął bez śladu. Wkrótce rodzina otrzymuje tajemniczy anonim, informujący o przetrzymywaniu Topsego przez cyrk „Gloria” – który, jak się dorośli szybko dowiadują – z Bielska wyjechał już do Katowic. Julek w trakcie roku szkolnego został harcerzem, Władek był nim już wcześniej, pytają więc rodziców o pozwolenie na to, by sami mogli dogonić cyrk i, sprawdziwszy, czy naprawdę jest w nim Topsy, zawiadomić o sprawie policję. Rodzice zgadzają się na to i otaczają chłopców dyskretną opieką: pisząc listy do znajomych oraz policji, prosząc w nich o udzielenie pomocy w razie potrzeby.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Julek jest dość łatwowiernym, naiwnym chłopcem, przez co łatwiej wpadającym w tarapaty. Nasi przyjaciele szybko przez niego tracą wszystkie pieniądze. Władek, dwa lata starszy (w tym momencie mający więc ok. 13 lat), jest wyraźnie o te dwa lata mądrzejszy. Trasa, którą przebywa cyrk – a w ślad za nim chłopcy – nie jest żadną tajemnicą, wydrukowana została na wewnętrznej stronie okładki, a także była jedną z przyczyn cenzury narzuconej na wydania w czasach PRL: z Bielska na północ do Katowic i Lublińca (do granicy z Niemcami), a stamtąd przez Kraków i Przemyśl do Lwowa, Brodów i Krzemieńca (do granicy z ZSRR, w powieści zwanym Bolszewią, przedstawionym zdecydowanie i jednoznacznie negatywnie). W tej podróży – odbywanej pociągiem, autem oraz na piechotę – chłopcy poznają wiele ciekawych osób. Uczciwie pracując (m.in. pomagając w polu) by zdobyć pieniądze na żywność i dalszy transport, zyskują szacunek dorosłych, z którymi rozmowy stanowią pretekst, służący pisarce do przedstawienia innych historii i ciekawostek, dowodzących wysokiej inteligencji zwierząt – także tych „zwyczajnych”, znanych (wówczas) z każdego gospodarstwa domowego. W tej sytuacji nie dziwi także włożona w usta jednego z rozmówców pochwała wegetarianizmu. Wydaje się, że właśnie przedstawienie mądrości „zwykłych” zwierząt było głównym celem spisania tej powieści. Przekonanie dzieci i młodzieży, że nie te (a raczej: nie tylko te) zwierzaki są mądre, które potrafią wykonywać przeróżne „sztuczki”, lecz – na swój sposób – wszystkie. Że rozum ma i pies, i koń, i osioł, i papuga – wszystkim im należy się więc stosowny szacunek. Nie tylko jednak opisy zachowań zwierząt potrafią czytelnika – także współczesnego – wzruszyć (jak choćby opowieść o ośle, przeczuwającym swój koniec). Przedstawiając świat ówczesny, Zofia Kossak opisała go wiernie, realistycznie, niektóre fragmenty kierując jednak jakby do czytelnika starszego. Na zakończenie pozwolę sobie zacytować właśnie taki, dość długi akapit (ba! to jest jedno zdanie!), opowiadający o życiu codziennym objazdowego cyrku. Spisany ekspresyjnym językiem, wyróżniającym się na tle reszty, zamieszczony, jak sądzę, nie po to, by porwanie psa usprawiedliwić, lecz raczej – by czytelnik mógł zrozumieć, dlaczego artyści zachowali się tak, jak się zachowali. A może też po to, by dzieci nie chciały „w świat z cyrkiem iść”? Cyrk nie zatrzymywał się nigdzie dłużej, jak dwa, trzy dni, trzeba było przeto prawie codziennie niezliczoną ilość ławek składanych, skrzyń, płócien zapakować, przewieźć, wyładować, rozbić, złożyć, zaciągnąć, zasznurować, wklinować w ziemię, rozstawić, rozlepić afisze, założyć przewody dla oświetlenia, przebrać się, na cuchnącą od potu i brudu koszulę wciągnąć śnieżne atłasowe ubranie z różową kryzą, ubielić twarz, wdziać na nią beztroski uśmiech, jak się wkłada przyprawiony nos, sprężyć zmęczone, utrudzone muskuły, by utrzymywały w równowadze ciało, ryzykować skręcenie karku, patrzeć tępo w setki roześmianych, szczęśliwych twarzy, myśleć, że dobrze, iż biją brawa, bo dyrektor będzie kontent, lecz niedobrze, bo trzeba będzie bisować najtrudniejszy efektowny skok w powietrzu, a sił już brak, nareszcie po przedstawieniu z westchnieniem ulgi zedrzeć z siebie uśmiech, nos, atłasy – dowiedzieć się, że wieczerzy nie ma, bo Michalina nie zdążyła jej ugotować i z pustym żołądkiem, pustą głową, zwalić się na wiązkę słomy, czy worek, by wśród zwierzęcego smrodu i zaduchu przespać cztery godziny dzielące od świtu.
Tytuł: Topsy i Lupus Data wydania: 2015 ISBN: 978-83-88162-81-7 Format: 184s. 160×220mm Cena: 30,– Gatunek: dla dzieci i młodzieży Ekstrakt: 80% |