W jaki sposób sprawić, że jednocześnie w grobach przewracają się Poul Anderson, Lin Carter, L. Sprague de Camp, Robert Jordan i oczywiście Robert E. Howard? Stworzyć kuriozum w postaci komiksu „Era Conana: Bêlit”.  |  | ‹Era Conana #1: Belit›
|
W 2018 roku po dłuższej przerwie Marvel odzyskał od Dark Horse Comics prawa do wykorzystywania postaci Conana. Z tej okazji powstał plan wielotorowego wykorzystania tej postaci. Poza wznowieniem cyklów „Savage Sword of Conan” i „Conan the Barbarian”, pojawiły się tytuły uzupełniające z wykorzystaniem innych postaci stworzonych przez Roberta E. Howarda, czyli „Age of Conan: Valeria” oraz „Age of Conan: Bêlit”. Póki co w Polsce mieliśmy nieszczęście poznać ten drugi. Klimatyczna okładka autorstwa Sany Takedy, twórczyni „Montressy”, nie zapowiadała jeszcze katastrofy. W sumie wydawało się, że będzie co najmniej dobrze. Szybko jednak okazało się, że jest to podpucha dla… W sumie nie wiadomo dla kogo, ponieważ skąpo ubrana Bêlit zwiastuje pozycję dla starszych czytelników, tymczasem w środku znajdziemy bajeczkę, która poraża swoją infantylnością. Tyczy się to zarówno scenariusza Tini Howard, jak i rysunków Katarzyny Niemczyk. Bêlit oryginalnie pojawiła się tylko w jednym opowiadaniu o Conanie „Królowej Czarnego Wybrzeża”, ale natychmiast zwróciła uwagę fanów silnych charakterem. Był więc materiał na solidną feministyczną heroic fantasy. Tymczasem Tini Howard zaprezentowała coś, co z dużą ostrożności można nazwać pozycją dla zbuntowanych jedenastolatek. Brak wyczucia klimatu howardowskiego świata i jego postaci jest wręcz porażający. Nie mieści mi się w głowie, jak ktokolwiek mógł klepnąć taką chałturę do druku. Nie tłumaczy tego nawet silny atak pomroczności jasnej. Nie mam pojęcia jakiego klucza dobrano przy typowaniu Howard na miejsce twórczyni przygód Bêlit. Chyba jedynym kryterium było zbieżność nazwisk z twórcą postaci piratki. Dobrze, niech już będzie, że jakiekolwiek zarysowanie osobowości bohaterów w niniejszej pozycji nie zaistniało (nie w tej pierwszej i nie ostatniej), ale żeby w tak koncertowy sposób spartolić każdy element komiksu? Oto bowiem mamy w telegraficznym skrócie przedstawiony życiorys Bêlit, która ze zbuntowanej, nastoletniej córki króla piratów przechodzi kolejne szczeble kariery, by samemu zostać królową. Irytujące są już przeskoki czasowe, z których niewiele wynika. Jak w kalejdoskopie zmieniają się również lokalizacje, które nic nam nie mówią. Sama Bêlit do samego końca zostaje rozkapryszoną dziewczyną, która nie wie, czego chce, zaś najdziwniejsze jest to, że w brutalnym, hyboryjskim świecie, w którym kobiety aby zdobyć jakąkolwiek pozycję, musiały manipulować samcami, wykorzystując swój intelekt i powab ciała, butny podlotek spotyka się z godnym podziwu zrozumieniem wszystkich antagonistów. Bez względu, czy mamy do czynienia z kapitanami pirackich statków, którzy nic nie robią sobie z tego, że jakaś smarkula rości sobie do nich prawo i panoszy się na pokładzie, czy wysokim kapłanem Seta z Luxoru, puszczającego mimo uszu wszelkie przechwałki. O tym jak bardzo Tini Howard rozminęła się z powołaniem podejmując się kontynuowania dzieła Roberta E. Howarda świadczy rozmowa wspomnianych kapitanów pirackich statków. Gdy jeden z nich rzuca „siarczyste” przekleństwo „na włochaty tyłek Mitry”, drugi upomina go w kwestii kultury języka. Poznęcałem się nad fabułą, pora na rysunki. I tu mnie autentycznie boli serce, ponieważ powinienem pogratulować rodaczce Katarzynie Niemczyk, że udało jej się dostać do tak prestiżowego wydawnictwa, jakim jest Marvel, ale niestety jest współwinną zarżnięcia postaci Bêlit. Może i przywykłem do gigantów, pokroju Johna Buscemy, Barry′ego Windsor-Smitha, czy Garego Kwapisza, którzy w przeszłości bezbłędnie portretowali przygody Conana, ale proste, pozbawione szczegółów i statyczne prace Niemczyk bardziej nadają się do dekoracji pamiętnika, czy nastoletniego romansu, a nie brutalnej opowieści o wyrąbywaniu sobie mieczem drogi na piracki tron. Niestety komiksu „Era Conana: Bêlit” nie ratują nawet eleganckie okładki Sany Takedy. Ktoś nie wyczuł, że Conan to nie Harry Potter, a Bêlit to nie Patsy Walker, czy inna Squirrel Girl i nie da się hyboryjskiego świata opisać w sposób grzeczny i przyzwoity. W efekcie wyszła sztampa fantasy w najgorszym wydaniu, obrażająca każdego miłośnika prozy Howarda. Chyba nigdy jeszcze nie wystawiłem najniższej noty w komiksowej recenzji. Szkoda, że dzieje się to przy okazji mojego ulubionego książkowego bohatera.
Tytuł: Era Conana #1: Belit Data wydania: 26 lutego 2020 ISBN: 9788328198272 Format: 112s. 167x255mm Cena: 39,99 Gatunek: fantasy, superhero Ekstrakt: 10% |