Karin Slaughter znana jest polskim czytelnikom z książek takich, jak „
Dobra córka” oraz „
Układanka”. Dobrą stroną jej twórczości jest to, że stale poszukuje nowych „scenografii” dla swoich powieści, nie sprawiając wrażenia, że w każdej książce pisze o tym samym. Tutaj mamy parę głównych bohaterów pracujących dla służb: Sarę (jest lekarką medycyny sądowej oraz pediatrą, co będzie miało znaczenie w dalszej części akcji) oraz Willa, agenta specjalizującego się w pracy pod przykrywką. Oboje muszą wyjaśnić, co się stało z Michelle Spivey, pracującą w projekcie rządowym specjalistką chorób zakaźnych. Kobieta została porwana wcześniej. Niestety, w ręce złoczyńców wpada także chcąca jej pomóc Sara (tutaj trochę szkoda, ze wydawca spoileruje ten punkt akcji). Will musi sam podążać tropem swojej partnerki, zanim będzie za późno. Slaughter prowadzi narrację z dużą dbałością o szczegóły, choć irytujące są powtórzenia tych samych scen, różniące się tylko punktem widzenia bohaterów. Na szczęście ten pomysł zostaje szybko zarzucony. Ciekawe są informacje związane z działającymi w USA organizacjami białych supremacjonistów – aczkolwiek podanie ich w formie drobiazgowego i rozwlekłego wykładu mocno spowalnia i schładza akcję. Grozę budzi opis sektopodobnej grupy (motyw ten pojawił się już w „Układance”). Banałem trąci, niestety, to, że główni bohaterowie ruszają do akcji oczywiście poharatani i poobijani po bójce (oraz obowiązkowo z „pękającą” z bólu głową). Tutaj – także wstają z łóżka niemal od razu po zabiegach chirurgicznych. To już ograny w wielu thrillerach schemat. Całość jednak jest przyzwoita i dostarcza rozrywki, choć z drugiej strony, trudno znaleźć w „Ostatniej wdowie” coś, co pozwoliłoby tę książkę zapamiętać na dłużej.
Format: 496s.