powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CXCV)
kwiecień 2020

Non omnis moriar: Pożegnanie z NRD – część pierwsza
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj pierwsza z dwóch płyt opublikowanych pod hasłem „Jazzorchester der DDR”.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kiedy płyta ta ujrzała światło dzienne, Niemiecka Republika Demokratyczna chyliła się już ku upadkowi. Parę miesięcy później runął Mur Berliński, a rządzący krajem dyktatorsko Erich Honecker trafił do sowieckiego szpitala wojskowego w Berlinie Wschodnim, po czym przewieziono go do Związku Radzieckiego. W kontekście tych wydarzeń tytuł podwójnego wydawnictwa opublikowanego przez Amigę – „Jazzorchester der DDR” – brzmi trochę jak złowieszcze memento. Swoją drogą był to dość dziwny album, składał się bowiem z połączonych w jednej obwolucie dwóch winylowych krążków, które zawierały nagrania dwóch różnych (free)jazzowych orkiestr (aczkolwiek częściowo współtworzyli je ci sami muzycy). Na dodatek zarejestrowano je wprawdzie na koncertach, ale przy różnych okazjach. Płyta pierwsza, którą poświęcono zespołowi Konrada Bauera, zawiera występ, jaki miał miejsce 3 czerwca 1988 roku podczas festiwalu „Jazzbühne Berlin”; bohaterką drugiej jest z kolei formacja Manfreda Heringa, a jej popis przed publicznością odbył się – niemal co do dnia – pół roku później.
Dzisiaj zajmę się pierwszą z płyt. Co intrygujące, na okładce znajduje się informacja, że Bauer wraz ze swoimi muzykami zarejestrował też utwory w 1987 roku, podczas gdy wewnątrz podany jest rok późniejszy. Także źródła internetowe, dotyczące historii imprez organizowanych pod hasłem „Jazzbühne Berlin”, sugerują, że poprawną datą roczną powinien być… 1988. Dlaczego więc popełniono taki błąd? Pewnie odpowiedź jest banalna i w grę wchodzi zwykłe przeoczenie. O liderze orkiestry, puzoniście Konradzie Bauerze (czasami podpisywał się wersją imienia Conrad, a niekiedy zdrobnieniem Conny), pisałem w tej rubryce już parokrotnie. Występował on między innymi w takich zespołach free- i jazzrockowych , jak Synopsis, FEZ oraz prowadzonym przez Güntera Sommera Trois Vieux Amis.
Organizując orkiestrę, z którą zagrał na festiwalu, zaprosił do współpracy muzyków z różnych pokoleń – zarówno takich, z którymi miał już okazję grać w przeszłości, jak i młodych, z którymi na wspólnej scenie wcześniej nie występował. Pierwszą grupę tworzyli chociażby trębacze Ferry Grott i Jochen Gleichmann, puzonista Johannes Bauer (młodszy brat Konrada), saksofonista Manfred Hering, gitarzysta Helmut Sachse, pianista Hans Rempel, kontrabasista Klaus Koch oraz perkusista Günter Sommer. I chociaż nie stanowili ono nawet połowy składu, to jednak – z racji swego doświadczenia i autorytetu – odgrywali w nim najistotniejszą rolę. Co ciekawe, lider projektu nie sięgnął po swój ukochany instrument (zaprosił trzech innych puzonistów), dla siebie zarezerwował funkcję dyrygenta. Koncert, który wydano na „Jazzorchester der DDR”, odbył się na deskach teatru rewiowego Friedrichstadt-Palast – tego samego, w którym kilkanaście lat wcześniej nagrano album wokalistki Uschi Brüning z towarzyszeniem Kwintetu Günthera Fischera („Konzertmitschnitt”).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wydawnictwo dokumentujące występ zawiera dwie rozbudowane kompozycje. Pytanie, czy to był cały materiał, jaki orkiestra Konrada Bauera zagrała tego wieczora. Prawdopodobnie – tak. Był to przecież zespół sklecony na specjalną okazję; nie miał własnego repertuaru jako takiego. To, co znalazło się na winylowym krążku, to w stu procentach muzyka improwizowana, powstająca w czasie rzeczywistym. Co, biorąc pod uwagę liczebność formacji (wraz z dyrygentem to było dziewiętnaście osób, w tym czternastoosobowa sekcja dęta), musiało być dla artystów niezwykle obciążające psychicznie i fizycznie. A trzeba brać jeszcze pod uwagę wytrzymałość publiczności. Wydaje się więc, że czterdzieści minut tak intensywnego grania to – przynajmniej podczas odbioru na żywo – granica nieprzekraczalna. Na te czterdzieści minut złożyły się improwizacje, które otrzymały następujące tytuły: „Frühlingslied” oraz „Beutel”.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Frühlingslied” zaczyna się od… strojenia instrumentów. Co nie powinno dziwić, bo przecież mamy do czynienia z orkiestrą jazzową, która podobnie jak jej symfoniczne kuzynki, zanim przystąpi do wykonywania swoich zadań, musi przemówić jednym głosem. Owszem, później te „głosy” podążą różnymi ścieżkami, ale przynajmniej punkt wyjścia powinien być taki sam dla wszystkich. I jest! Ton oczywiście od samego początku nadają dęciaki, w tle pojawiają się natomiast delikatna perkusja Sommera oraz wspomagający ją fortepian Rempela. Po kilku minutach na plan pierwszy wybija się trąbka (potem zastępuje do saksofon), do której z czasem dołączają kolejne instrumenty dęte. Coraz intensywniej poczyna sobie również sekcja rytmiczna, włącznie z kontrabasistą Kochem, który pomaga kolegom doprowadzić do pierwszego istotnego przesilenia. Po nim wszystko budowane jest od nowa, a uczestniczą w tym głównie jeden z puzonistów i jeden z saksofonistów. Pozostali muzycy robią w tle „szum”, co zaczyna przypominać brzęczenie pszczół w ulu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Z tej magmy krystalizują się kolejne improwizowane partie solowe, przede wszystkim fortepianu. Za nim w tle leniwie snują się natomiast dęciaki, które powściągają zapędy innych i prowadzą do stopniowego wyciszenia. Po rzęsistych oklaskach orkiestra Konrada Bauera przystępuje do kolejnej opowieści. „Beutel” zaczyna się od szumu nałożonych na siebie dźwięków trąbek, puzonów i saksofonów (a pewnie słychać tam także waltornię i tubę). To jak zatopiona we mgle linia startu, z której w różnym czasie uwalniają się wątki poszczególnych instrumentów. Po kilku minutach zbiegają się one, nieco już zmęczone, w punkcie kontrolnym po to, by przypuścić ostatni atak. Przybiera on postać wyjątkowo smakowitej solówki saksofonu, który wspierają motorycznie grające kontrabas i perkusja oraz dopasowujący się do ich przekazu fortepian. Z każdą następną sekundą motyw ten „obrasta” kolejnymi dęciakami, które wykorzystują symfoniczną formę do przekazania freejazzowej treści. Trzeba przyznać, że sprawdza się to fantastycznie!
Jeśli ta płyta miała być jazzowym pożegnaniem z Niemiecką Republiką Demokratyczną, trzeba przyznać, że odbyło się ono z wyjątkowym przytupem. A to przecież zaledwie pierwsze danie. Drugie dopiero przed nami.
Skład:
Konrad „Conny” Bauer – dyrygent
Andreas Altenfelder – trąbka
Jochen Gleichmann – trąbka
Ferry Grott – trąbka
Johannes Bauer – puzon
Iven Hausmann – puzon
Jörg Huke – puzon
Ronald Roick – waltornia
Matthias Schade – tuba
Dietmar Diesner – saksofon altowy, saksofon sopranowy
Volker Schlott – saksofon altowy
Manfred Hering – saksofon tenorowy
Thomas Klemm – saksofon tenorowy
Heiner Reinhardt – saksofon tenorowy, klarnet basowy
René Schönherr – saksofon barytonowy
Hanno Rempel – fortepian
Helmut „Joe” Sachse – gitara elektryczna
Klaus Koch – kontrabas
Günter Sommer – perkusja



Tytuł: Jazzorchester der DDR
Data wydania: 1989
Wydawca: Amiga
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 37:57
Gatunek: jazz
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) Frühlingslied: 18:59
2) Beutel: 18:58
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

144
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.