powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CXCVI)
maj 2020

Z filmu wyjęte: Koleś, robisz to niewłaściwie!
To zawsze kłopot, gdy na boisku pojawia się zawodnik, który nie do końca zrozumiał zasady gry, w której zdecydował się wziąć udział.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dzisiejszy pocieszny kadr prezentuje skutki nieznajomości przepisów gry w baseball. Zawodnicy drużyny przeciwnej najwyraźniej zamiast piłką, rzucali kijami, i to z podobnie morderczą prędkością. Nadziewany kijami zawodnik okazał się jednak chłopem na schwał i nic sobie nie robi z kilku dziur w korpusie. Przestrzegam jednak przed sprawdzaniem, czy faktycznie w ten sposób da się grać, bo mimo wszystko rzeczywistość rządzi się nieco innymi prawami niż fikcja.
Powyższy kadr pochodzi z zupełnie pokręconej japońskiej komedii „Battlefield Baseball”, wyprodukowanej w 2003 roku. Jest to utopiona w grotesce mieszanka filmu sportowego, dramatu obyczajowego i gore, wyreżyserowana przez Yudai Yamaguchiego. Dyrektor liceum z entuzjazmem szykuje szkolną drużynę baseballa do eliminacyjnego meczu – do chwili, gdy dowiaduje się, że przeciwnikiem ma być owiana złą sławą drużyna literalnie masakrująca zawodników przeciwnego zespołu. Zgodnie z obawami wszyscy licealiści zostają podczas meczu rozsiekani, poćwiartowani bądź wysadzeni (np. manekinem zawodnika), przy czym wynik meczu zatwierdza uległy przeciwnikom sędzia, raczej zliczający punkty za widowiskowe zarąbanie kogoś niż za klasyczne rzuty piłką. Wszyscy zabici wracają jednak parę miesięcy później do życia w ten czy inny sposób (jeden zostaje wykopany z zaświatów przez ojca, inny wraca jako robot, kolejny jako cyborg ożywiony przez naukowców) i przekonują załamanego, osnutego pajęczynami dyrektora – z pomocą pomeczowych inwalidów z innych szkół – do idei zorganizowania meczu rewanżowego. Co się dzieje dalej, nie będę opisywał, ale nadmienię, że do rozgrywki włącza się także wojownicza matka jednego z bohaterów.
Film jest absolutnie zwariowany, niepoprawny, chwilami wręcz odrażający, do kompletu zaś ma dwie sceny śpiewane. Niestety, pod koniec – z całym tym zabijaniem i wskrzeszaniem – robi się po prostu niemądry, tak jakby reżyser nie potrafił się pohamować i po raz kolejny sięgał po korbkę zużytej już katarynki. Jak ktoś jednak lubi szurnięte abstrakcje rodem z Japonii, wolne od jakiejkolwiek poprawności – „Battlefield Baseball” jest pozycją wręcz obowiązkową.
powrót; do indeksunastwpna strona

63
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.