„Odgłosy rosnących bananów” to słodko-gorzka opowieść o tym, że tam, gdzie jest wojna, może też być miłość.  |  | ‹Odgłosy rosnących bananów›
|
Turecka autorka znana jest bardziej jako dziennikarka i publicystka, ma na swoim koncie felietony w pismach takich jak „The Guardian” czy „Le Monde Diplomatique” oraz książki. Przez wiele lat mieszkała w Libanie i Tunezji, świetnie zna także problemy Bliskiego Wschodu oraz zagadnienia dotyczące relacji Turcji z partnerami z regionu. Jej pierwsza powieść – „Odgłosy rosnących bananów” – została wydana w oryginale w 2010 roku. Pisarka zabiera nas do stolicy Libanu, Bejrutu i pozwala przyjrzeć się z bliska toczącej się tam w latach 1975-1990 wojnie domowej oraz towarzyszącym jej wydarzeniom. Mamy tu różne historie mieszkańców pewnego domu, gdzie mieszka pani Zeynab i jej służąca Filipina oraz ich sąsiedzi. Jest między innymi Ormianka Setanik, a także Marwan, dozorca domu. Filipina też jest imigrantką i ma mieszane pochodzenie: matka pochodziła z Filipin, a ojciec był palestyńskim lekarzem. Oboje już nie żyją, a ich ślady urywają się w obozie Szatili, gdzie w 1982 roku doszło do masakry palestyńskich uchodźców. Któregoś dnia Filipina wyrusza na teren tego obozu, aby znaleźć się choć trochę bliżej swoich rodziców. Jedyne, co pozostało Filipinie po rodzicach, to listy, które pisał do niej ojciec, gdy była jeszcze niemowlęciem. Są to wzruszające i przepiękne, przepojone pacyfizmem teksty złożone z marzeń ludzi o tym, by zakończyła się wojna i by można było wrócić do normalnego życia: założyć rodzinę i w pokoju wychowywać dzieci. Zawarte tu obrazy są przejmujące i budzą wzruszenie niezliczonymi słowami miłości ojca do córki, a także mężczyzny o matce jego dziecka, słowami pisanymi w mrocznych czasach wojny. To z tych listów Filipina dowie się więcej o swoim pochodzeniu i o tym, kim byli jej rodzice. Poznajemy także Deniz, studentkę na uniwersytecie w Oxfordzie i aktywistkę, która z racji swojego pochodzenia (jest Turczynką) żywo interesuje się sprawami na Bliskim Wschodzie. Wydarzenia opisywane w tym wątku (szczególnie konferencja w paryskim Instytucie Arabskim) akcentują to, że ludzie Zachodu nie rozumieją tego, co w tamtym regionie się rozgrywa. Tutaj mamy też lekkie akcenty groteski, które jednak nie mają zabarwienia komediowego, bo podkreślają rozgoryczenie: skoro w tych kwestiach brak zrozumienia, niemal niemożliwa jest także pomoc z zewnątrz. Co więcej, pewna scena rozgrywająca się między Deniz a jednym z uczestników tej konferencji może symbolizować to, że ludzie zawsze wolą zajmować się sobą i swoimi sprawami, niż spojrzeć szerzej na problemy innych. I to nawet jeśli twierdzą, że jest inaczej. Życie Deniz, której osobista sytuacja jest bolesna i skomplikowana, w zadziwiający sposób splecie się z historią Filipiny. Tutaj wielkie brawa dla autorki, która uczyniła to w sposób zaskakujący i nietypowy, a przy tym niepozbawiony lekkiego poczucia humoru. Z kolei Filipina spotka na swojej drodze gadatliwego kierowcę taksówki, a turecka studentka chce wyjechać do Bejrutu, żeby lepiej poznać siebie. Jej droga wiedzie przez stolicę Francji, gdzie poznaje Ziada. I niczym bohaterowie filmu „Casablanca” (do którego są tutaj nawiązania) Deniz i Ziad mają Paryż dla siebie… Planują też, że wkrótce będą też mieli dla siebie Bejrut, który jest w sercach ich obojga. Miasto to zajmuje w powieści szczególne miejsce. Dynamiczne obrazy z życia Bejrutu, stłamszonego przez wojnę, przenikają się z miniportretami ludzi, którzy krzątają się wokół swoich codziennych spraw i szukają stabilizacji. Te fragmenty mają niezrównany, przepiękny koloryt, jednocześnie panoramiczny i kameralny. To kosmopolityczne miasto, urokliwe i pełne zabytków ważnych dla kultury świata, jawi się tutaj jako miejsce szczególnie dotknięte przez historię. Zostało zniszczone działaniami wojennymi oraz w dodatku podzielone (jak niegdyś Berlin) na strefy wpływów: część chrześcijańską i muzułmańską, z „ziemią niczyją” w śródmieściu. Było to dla jego mieszkańców jak jątrząca się rana. „W przeklętym Bejrucie niczego nie było tak dużo jak tożsamości właśnie!”, jak czytamy w powieści. Bejrut „nie jest człowiekiem, ale najwięcej go tu, pośród nas”, jak mówi jeden z bohaterów książki przebywający na emigracji. Dla Deniz i Ziad Bejrut jest obietnicą – czy zostanie ona spełniona? Emocjonujący liryzm powieści przenika się z silnie zaznaczonym wątkiem politycznym – tutaj można dostrzec doświadczenie publicystyczne Ece Temelkuran i jej zaangażowanie. Ale wbrew pozorom – i jestem przekonana, że to świadomy zabieg – wcale nie mamy jaśniejszego obrazu tego, co na Bliskim Wschodzie działo się w czasach wojny domowej w Libanie. Sytuacja została tu przedstawiona jako zamotana i skomplikowana, nie widać jej rozwiązania. To konkluzja pesymistyczna i gorzka, niedająca nadziei na szybką odmianę biegu rzeczy w tamtym regionie. Również w obecnych czasach daleko do stabilizacji, by wspomnieć chociażby wojnę domową toczącą się od prawie dziesięciu lat w sąsiadującej z Libanem Syrii. Ale tam, gdzie są konflikty i jest wojna – tam są ludzie, niosący na swoich barkach cały swój los, którzy chcą w życiu zaznać choć odrobiny normalności. Tam, gdzie wojna – jest także miłość i marzenia o świecie bez wojny. Warto zwrócić uwagę na piękny metaforyczny tytuł tej powieści. Okazuje się, ze rosnące banany naprawdę wydają dźwięki – przeczytamy o tym więcej w książce. Ale można je usłyszeć tylko w niezakłóconej ciszy – gdy nie słychać broni i gdy nie toczy się żaden zbrojny konflikt. Odgłosy rosnących bananów to dźwięki pokoju – tak brzmi muzyka złożona ze spełnionych marzeń ludzi, które przykrywa cień wojny. Ece Temelkuran opowiedziała o nich z wielkim talentem i empatią.
Tytuł: Odgłosy rosnących bananów Tytuł oryginalny: Muz Sesleri Data wydania: 10 sierpnia 2016 ISBN: 978-83-64887-85-7 Format: ePub, Mobipocket Cena: 30,– Gatunek: obyczajowa Ekstrakt: 80% |