powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CXCVII)
czerwiec 2020

Pilot śmigłowca: Pilot punktuje, „Pilot” dołuje
Witold Jarkowski, Mirosław Kurzawa ‹Pilot śmigłowca #7: Desant›
W siódmym tomie zatytułowanym „Desant” seria „Pilot śmigłowca” wraca do tematyki ściśle wojskowej. w porównaniu z wcześniejszymi odcinkami wyjątkowo mało jest tu miejsca na perypetie miłosne głównego bohatera.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na początku cyklu tekstów poświęconych „Pilotowi śmigłowca” wspomniałem, że seria ta w dużo mniejszym stopniu zaistniała w powszechnej świadomości czytelników w porównaniu ze „Żbikiem”, „Klossem” czy „Podziemnym frontem”. Być może wpływ na to miał bardzo nieregularny cykl wydawniczy. O ile w przypadku „Kapitana Żbika” w ciągu roku pojawiało się nawet do ośmiu zeszytów, to „Pilot śmigłowca” publikowany był w tempie iście ślimaczym, jeden, dwa odcinki rocznie. Ewenementem był właśnie zeszyt siódmy, wydany po trzyletniej przerwie. Trudno powiedzieć, jaka była tego przyczyna. Nie mogło być to spowodowane szukaniem następcy Rosińskiego, bo już wydany 1978 roku „W walce z żywiołem” narysował Mirosław Kurzawa. Możliwe, że zaczęły się już problemy z materiałami poligraficznymi, gdyż nawet wspomniany „Żbik” w latach 1978-1980 ukazywał się po jednym zeszycie rocznie. I zapewne z tego powodu swoje piętno na cyklu odcisnęła inflacja. Część siódma kosztowała 15 złotych (w tym nadal 3 złote na Centrum Zdrowia Dziecka), czyli podrożała o 2 złote. Notabene, na zapowiedzi z poprzedniego odcinka na okładce widniała jeszcze „stara” kwota. Nie zmienił się za to nakład, wynoszący dokładnie 200275 egzemplarzy.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
To drugi zeszyt z rysunkami Mirosława Kurzawy. Graficznie nie ma tu żadnej zmiany, na plus można zaliczyć rysownikowi okładkę. Sprawnie skomponowana, poprawna kolorystycznie, bezpośrednio referuje do tytułu i treści komiksu. A propos tytułu: Kurzawa zachowuje dziwną manierę zapoczątkowaną jeszcze przez Rosińskiego – stosowania za każdym razem innej czcionki. Nie pomaga rysownikowi poligrafia w tym zeszycie; na kilku stronach wyraźnie widać, że kolory wyszły poza kontury. W „Desancie” ujawniło się jeszcze jedno niedociągnięcie rysownika. Kurzawa zastosował w swoich liternictwie dużą czcionkę, o mniej więcej połowę większą od swojego poprzednika. Wraz z dosyć dużymi spacjami oraz interlinią spowodowało to, że niekiedy dymki urosły do monstrualnych rozmiarów, zajmując na niektórych stronach ponad połowę powierzchni.
„Desant” zaczyna się od domknięcia wątku z poprzedniego zeszytu związanego z akcją przeciwpowodziową. Scenarzysta, prezentując rozmowy w sztabie kryzysowym oraz wśród grupki młodzieży, wykorzystał ten moment do wrzucania elementów propagandowych. Po pierwsze, o gotowości wojska do niesienia pomocy społeczeństwu w potrzebie – i po drugie, o marzeniach dzieci aby stać się wojskowym pilotem. Na kilku kolejnych stronach na chwilę wracamy do spraw prywatnych porucznika. Szukając na Torwarze Barbary, spotyka Hankę Kalińską, która jest trenerką łyżwiarstwa. Wywiązuje się dłuższa rozmowa, wspierana myślami obydwojga. Niewiele z niej wynika, ale to pierwsze spotkanie Karskiego z Hanką sam na sam. Inna sprawa, że całość jest przedstawiona fatalnie od strony graficznej. Rysownik poszedł na łatwiznę, cały dialog został rozrysowany w postaci „gadających głów” umieszczonych w poziomych paskach. Mając śliczną dziewczynę i przystojnego pilota można było powalczyć o ciekawe kadrowanie tej rozmowy, tylko że u Kurzawy Hanka była umiarkowanie ładna, a Karski taki sobie.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jednak sprawy prywatne w „Desancie” schodzą na plan dalszy, bo zaczyna się tytułowy desant. Jednostka Karskiego i Krucewicza ma wziąć udział w manewrach wspólnie z jednostkami lądowymi. Zadaniem śmigłowców ma być odnalezienie jednostek piechoty i przerzucenie ich w zadane miejsce. Najtrudniejsze wyzwanie znowu ma Karski, gdyż „jego” piechota ukrywa się w miejscu trudnym do zidentyfikowania na mapach. Zresztą, nawet Krucewicz powątpiewa w to, czy porucznik znajdzie oddział bez naprowadzania przez radio. Ba, nawet zakłada się z dowódcą jednostki, pułkownikiem Markiewiczem. Jak widać, scenarzysta nie rezygnuje ze spirit movens serii, czyli nieco krytycznego podejścia Krucewicza do wszystkiego, co robi Karski. Ten ostatni, tak jak był asem myśliwskim, tak teraz lata perfekcyjnie śmigłowcami. Do zadania przygotował się bardzo dobrze, spędzając długie godziny na mapami. W efekcie udział śmigłowców w manewrach kończy się pełnym sukcesem. Karski otrzymuje pochwałę, ale chyba jeszcze bardziej radosna nagroda pojawia się na końcu odcinka. Do jednostki przyjeżdża Barbara.
Po raz kolejny pojawia się streszczenie, tym razem jest ono zilustrowane miniaturkami wszystkich wcześniejszych okładek i zajmuje ono całą stronę. Na trzeciej stronie okładki zamieszczona została dosyć krótka notatka o wojskach powietrzno-desantowych, a zeszyt zamyka kolejny odcinek historii lotnictwa LWP, tym razem poświęcony walkom o Kołobrzeg.



Tytuł: Pilot śmigłowca #7: Desant
Scenariusz: Witold Jarkowski
Data wydania: 1981
Gatunek: obyczajowy, przygodowy
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

112
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.