powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CXCVII)
czerwiec 2020

Klasyka kina radzieckiego: Czy Stauffenberg lubił komunistów?
Jurij Ozierow ‹Wyzwolenie: Kierunek głównego uderzenia›
W trzeciej odsłonie kinowej epopei Jurija Ozierowa „Wyzwolenie”, czyli składającym się z dwóch części „Kierunku głównego uderzenia”, Armia Czerwona dwukrotnie dotarła do granic Polski. Tej przedwojennej, z Kresami wschodnimi, co w filmie skrzętnie przemilczano, oraz tej powojennej, już bez Lwowa i Wilna, co z kolei wydatnie podkreślono. Poza tym półgodzinną sekwencję poświęcono operacji „Walkiria”.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Pierwsze dwie części „Wyzwolenia” miały premierę za jednym zamachem – 9 maja (czyli w obchodzony we wszystkich demoludach Dzień Zwycięstwa) 1970 roku. Mimo że poświęcony bitwie na Łuku Kurskim „Ognisty łuk” był gotowy już dwa lata wcześniej, a opowiadający o przepędzaniu Niemców ze wschodniej Ukrainy „Przełom” czekał cierpliwie od roku. Ważny był jednak dzień, w którym obywatele Kraju Rad mieli zobaczyć oba filmy po raz pierwszy. Oczekiwania wobec dzieła Jurija Nikołajewicza Ozierowa były olbrzymie, nie ma się więc co dziwić, że w ciągu kolejnych siedmiu miesięcy do kin wybrało się 56 milionów widzów. Potem zapewne z niecierpliwością wypatrywali oni kontynuacji, nad którą Ozierow właśnie kończył pracę. Jesienią 1970 roku trzeci obraz serii (składający się z dwóch części) został wreszcie sfinalizowany; do dystrybucji skierowano go jednak dopiero 27 marca następnego roku.
„Kierunek głównego uderzenia” nie cieszył się już tak wielkim zainteresowaniem, co zresztą można było przewidzieć. Podobnie było przecież z innymi radzieckimi epopejami kinowymi, to jest „Wojną i pokojem” (1965-1967), „Nieuchwytnymi mścicielami” (1966-1971) oraz „Tarczą i mieczem” (1968). Ich oglądalność z czasem malała, choć wciąż utrzymywała się na wysokim poziomie. Na „Kierunek…” w sumie do końca 1971 roku wybrało się do kin prawie 36 milionów osób (bez dwustu tysięcy), co zapewniło obrazowi Ozierowa trzecie miejsce w box-offisie. Lepsze okazały się tylko wojenny melodramat „Oficerowie” Władimira Rogowoja (ponad 53 miliony) oraz historyczno-przygodowa – rozgrywająca się w szesnastowiecznych Inflantach – „Ostatnia relikwia” Grigorija Kromanowa (prawie 45 milionów widzów). Dzisiaj o tamtych dziełach pamiętają nieliczni, a „Wyzwolenie” wciąż bywa przypominane w Rosji i prowokuje do debat.
W „Kierunku głównego uderzenia” Jurij Nikołajewicz zachował tę samą konwencję, co w dwóch wcześniejszych obrazach, to jest podział filmu na sekwencje kolorowe, czyli te, które przedstawiały sytuację na froncie wschodnim i poświęcone były militarnemu wysiłkowi Armii Czerwonej i jej wkładowi w pokonanie nazizmu, oraz czarno-białe, prezentujące inne areny działań bądź narady sztabowców (nieważne sowieckich czy niemieckich). Kolor stał się wyróżnikiem krasnoarmiejców, względnie walczących u ich boku sojuszników (w tym utworzonego w Związku Radzieckim „ludowego” Wojska Polskiego, ale także złożonego z żołnierzy Sił Zbrojnych Wolnej Francji Pułku Lotnictwa Myśliwskiego „Normandia-Niemen”). Czasowo fabuła rozpięta jest pomiędzy konferencję Wielkiej Trójki w Teheranie (przełom listopada i grudnia 1943) a zamach na Adolfa Hitlera w Wilczym Szańcu oraz początek operacji brzesko-lubelskiej, której skutkiem było wyparcie Wehrmachtu ze wschodnich ziem późniejszej, powojennej już Polski (co miało miejsce w drugiej połowie lipca 1944 roku).
Film wyraźnie dzieli się – nie tylko zresztą kolorystycznie i formalnie – na dwie części. Narracja jest jednak prowadzona chronologicznie, dzięki czemu widz przez cały czas jest dokładnie informowany o rozwoju sytuacji na europejskich frontach wojny, dzięki czemu „Wyzwolenie” można uznać także za całkiem niezłą ściągawkę z przebiegu drugiej wojny światowej. Nie zapominając przy tym o propagandowym wydźwięku dzieła Ozierowa. Scenarzystom i reżyserowi nie można bowiem wierzyć na „słowo”. Nawet jeśli zgadzają się fakty, ich interpretacja czy kontekst bywa wypaczony. Najpierw zajmijmy się tym, co pokazane zostało w tonacji czarno-białej. Zaczyna się, jak zresztą cały obraz, od konferencji w Teheranie, której zresztą Jurij Nikołajewicz poświęcił już kilka dobrych minut w „Przełomie”. Teraz do niej powrócił. Z dwóch powodów: po pierwsze, aby jeszcze raz podkreślić mądrość i spryt polityczny Józefa Stalina (a przy okazji uwypuklić chytrość Winstona Churchilla i naiwność Franklina Delano Roosevelta); po drugie, aby wprowadzić na arenę wydarzeń niejakiego Elyasa Baznę, czyli niemieckiego agenta „Cicero”, który pracując jako szofer i służący w brytyjskiej ambasadzie w Ankarze, zdołał wykraść i sfotografować pokonferencyjne materiały.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
A przecież była tam mowa między innymi o otwarciu drugiego frontu w Europie. Na szczęście Hitler nie wierzy w te doniesienia i w typowy dla siebie sposób ruga Heinricha Himmlera za to, że „karmi” on swego Führera kłamstwami preparowanymi przez Churchilla. W czerni i bieli pokazano również spisek niemieckich generałów przeciwko Hitlerowi, który miał doprowadzić do zamordowania wodza III Rzeszy, a następnie podpisania separatystycznego pokoju z aliantami zachodnimi, aby móc całość nazistowskiego wojska skierować przeciwko nadchodzącej wielkimi krokami od wschodu Armii Czerwonej. Ozierow pokazuje na ekranie najważniejsze persony przygotowujące operację „Walkiria”: pułkownika Clausa von Stauffenberga, który odmalowany jest na wzór antycznego herosa, feldmarszałka Erwina von Witzlebena oraz generałów Ludwiga Becka, Friedricha Olbrichta i Friedricha Fromma, który w ostatniej chwili wystawił spiskowców do wiatru (ba! znalazło się także miejsce dla jednego cywila – byłego nadburmistrza Lipska Carla Goerdelera). Nie był to wprawdzie pierwszy film, w którym pokazano zamach w Wilczym Szańcu (wcześniej zrobił to Rudi Kurz w enerdowskim dramacie wojennym „Bez walki nie ma zwycięstwa”), ale na pewno pierwszy, który prezentowany był niemal na całym świecie.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Podkreślając bohaterstwo Stauffenberga i zapewne chcąc podlizać się widowni w Niemieckiej Republice Demokratycznej, Ozierow przypisał mu bardzo postępowe poglądy, niezgodne jednak z prawdą historyczną. W czasie narady spiskowców, gdy mowa jest o przyszłym rządzie, jaki ma zostać powołany po pozbyciu się Hitlera, pułkownik mówi płomiennie, że muszą w nim znaleźć się również socjaliści i… komuniści. Cóż, kłamstwo to było na rękę zarówno władzom ZSRR, jak i ich wschodnioniemieckim sojusznikom. Cała ta sekwencja pokazana jest bardzo atrakcyjnie, z dużym nerwem i realizmem. Dość powiedzieć, że sceny rozgrywające się w Wilczym Szańcu kręcono w naturalnych plenerach. Tyle jeśli chodzi o to, co działo się po drugiej stronie frontu, teraz możemy przejść na stronę „właściwą”, czyli wschodnią. Tu narracja zaczyna się w końcu lutego 1944 roku – od bardzo dramatycznego momentu, w którym w wyniku ostrzału jednostek wroga (w filmie przemilczano fakt, że byli to ukraińscy nacjonaliści, a nie Niemcy) poważnie ranny zostaje generał Nikołaj Watutin. Oficera transportowanego samolotem do Kijowa żegna sam marszałek Gieorgij Żukow, a z jego smutnej miny możemy wyczytać przyszłość Watutina, który zmarł w wyniku odniesionych ran w połowie kwietnia.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dlatego też nie mógł on wziąć udziału w kolejnej wielkiej operacji militarnej Armii Czerwonej, której Stalin nadaje miano „Bagration” – na cześć swego gruzińskiego rodaka, księcia i generała, bohatera antynapoleońskiej kampanii 1812 roku, poległego podczas bitwy pod Borodino. Nieprzypadkowo też przywódca Związku Radzieckiego wyznacza termin operacji – 22 czerwca (w rocznicę napaści zarówno Bonapartego, jak i Hitlera). Ozierow pokazuje nie tylko przygotowania do przemarszu przez Białoruś, ale również z wielkim rozmachem inscenizuje sceny bitewne, w tym przeprawę przez Berezynę i walki o Bobrujsk. Całość kończy dotarcie do Bugu, po którego zachodniej stronie czeka już na wyzwolenie Polska. Oczywiście radziecki film nakręcony na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku nie mógł pokazać historycznej prawdy, wspomnieć o polskości – przynajmniej jeżeli chodzi o przynależność państwową – Kresów (Wilna, Grodna, Lwowa czy Tarnopola). Epizodycznie w tych fragmentach pojawiają się także polscy aktorzy: w generała Zygmunta Berlinga, dowódcę 1 Armii Polskiej w ZSRR, wciela się Tadeusz Schmidt (1920-1976), a w generała Aleksandra Zawadzkiego, zastępcę Berlinga do spraw polityczno-wychowawczych – Maciej Nowakowski (1927-1972), dla którego była to jedyna rola filmowa w karierze.
Z innych aktorów, którzy pojawili się w „Wyzwoleniu” po raz pierwszy, warto wspomnieć jeszcze o grającym generała Michaiła Panowa, dowódcę 1 Korpusu Pancernego, Nikołaju Rybnikowie (1930-1990), znanym między innymi z komedii romantycznej „Dziewczęta”, oraz legendarnym Wasiliju Szukszynie (1929-1974) – vide „Kalina czerwona” i „Oni walczyli za Ojczyznę” – który podarował swą twarz milczącemu marszałkowi Iwanowi Koniewowi (co ciekawe, w poprzednich częściach tę rolę obsadzał Jurij Liegkow). Obu ich przyćmiewa jednak enerdowski aktor Alfred Struwe (1927-1998), czyli filmowy pułkownik Stauffenberg, który już drugi raz wszedł w skórę jednego z najsłynniejszych spiskowców w dziejach świata. Uprzednio zrobił to we wzmiankowanym wcześniej obrazie „Bez walki nie ma zwycięstwa” – i tym właśnie sposobem zapracował sobie, jeszcze o tym wtedy nie wiedząc, na późniejszy angaż w „Kierunku głównego uderzenia”. Co ciekawe, Struwe zagrał później także w kilku polskich filmach: „Jeśli serce masz bijące” (1980) zmarłego niedawno Wojciecha Fiwka oraz „Wizja lokalna 1901” (1980) i „Magnat” (1987) Filipa Bajona.



Tytuł: Wyzwolenie: Kierunek głównego uderzenia
Tytuł oryginalny: Освобождение: Направление главного удара
Reżyseria: Jurij Ozierow
Rok produkcji: 1970
Kraj produkcji: Jugosławia, NRD, Polska, Włochy, ZSRR
Czas trwania: 123 min
Gatunek: wojenny
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

55
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.