Nowe dzieło Grímura Hákonarsona u polskich widzów raczej nie spotka się z tak dobrym przyjęciem jak „Barany. Islandzka opowieść”, jednak z pewnością zasługuje na uwagę. „Daleko od Reykjaviku” nie jest bowiem jedynie filmową pocztówką z Islandii, ale interesującą opowieścią o kobiecie, która miała odwagę zbuntować się przeciw miejscowym układom.  |  | ‹Daleko od Reykjavíku›
|
O tym, że główna bohaterka jest osobą potrafiącą radzić sobie w trudnych sytuacjach, możemy się przekonać już na początku filmu, kiedy obserwujemy, jak Inga samodzielnie odbiera poród cielaka. Od pierwszych kadrów nie mamy też wątpliwości, że prowadzenie przez dwie osoby dużego gospodarstwa mleczarskiego niewiele ma wspólnego – mimo pięknych islandzkich krajobrazów – z urokami sielskiego życia na wsi. Co istotne, wydaje się, że wizja codziennej ciężkiej harówki nie przeraża ani Ingi, ani jej męża Reynira, i wierzą oni, że w końcu uda im się uporać również z problemami finansowymi. Sytuacja jednak się skomplikuje, kiedy zabraknie Reynira. Indze początkowo trudno samej zająć się wszystkim w gospodarstwie, ale kiedy wreszcie się otrząśnie po stracie, następuje w niej ogromna zmiana. Wcześniej różne rzeczy się jej nie podobały, ale postępowała tak, jak chciał jej mąż, który wolał nikomu się nie narażać. Teraz Iga zdobywa się zaś na odwagę, by samotnie wypowiedzieć wojnę miejscowym układom. Okazuje się bowiem, że w praktyce wszyscy okoliczni rolnicy są uzależnieni od potężnej spółdzielni. Nie tylko skupuje ona od nich mleko, ale także prowadzi jedyny w promieniu wielu kilometrów duży sklep, a także dostarcza wszystkim narzędzia, nawozy czy inne rzeczy potrzebne do prowadzenia gospodarstwa. Niestety spółdzielni trzeba za to płacić znacznie więcej niż wynoszą ceny rynkowe, co utrudnia rolnikom wydobycie się z długów – w które niekoniecznie wpadli z własnej winy! A każdy, kto spróbuje np. kupić coś w internecie, musi się liczyć z dotkliwymi reperkusjami jako osobnik działający na szkodę lokalnej społeczności… Trudno byłoby się dziwić, że Inga porównuje miejscową spółdzielnię do mafii – bo chociaż ludzie nią kierujący nie uciekają się do użycia siły fizycznej, to do tej pory i tak skutecznie zastraszają wszystkich, którzy próbują im się sprzeciwić. Zastanawiamy się, czy tak samo będzie z Ingą, której demaskatorski post na Facebooku początkowo nie spotyka się z przychylną reakcją jej znajomych. Tyle że główna bohaterka nie ma zamiaru od razu się poddać, szczególnie że dość szybko pojawia się iskierka nadziei na zainteresowanie opinii publicznej, gdyż u Ingi pojawia się telewizyjna reporterka. Problem tkwi jednak w tym, że zmian w spółdzielni nie przeprowadzą przecież ludzie z Reykjaviku, więc na odwagę muszą zdobyć się miejscowi rolnicy. Oglądając „Daleko od Reykjaviku” cały czas trzymamy kciuki za Ingę, podziwiając jej odwagę i determinację w walce ze spółdzielnią – nawet jeśli niektóre działania bohaterki są na bakier z rozsądkiem. Inną sprawą jest, że można odnieść wrażenie, że twórcom bardziej zależało na stworzeniu na ekranie fascynującego portretu kobiety, która potrafi zbuntować się przeciw narzuconym jej regułom, niż na napiętnowaniu nieprawidłowości w działaniu spółdzielni. Jesteśmy na przykład świadkami osobistej, poruszającej przemowy Ingi na zebraniu związku producentów mleka, poznajemy też wynik późniejszego głosowania, ale nie dowiadujemy się, kogo udało jej się przekonać. Nie zobaczymy też na ekranie drobiazgowego śledztwa w sprawie mogących budzić wątpliwości działań osób kierujących spółdzielnią. Tak naprawdę nie jest to bowiem film demaskujący lokalne sitwy, lecz subtelne kino psychologiczne, którego głównym atutem jest przekonująca gra aktorska Arndís Hrönn Egilsdóttir. I właśnie wielbicielom tego typu dzieł „Daleko od Reykjaviku” ma szansę przypaść do gustu.
Tytuł: Daleko od Reykjavíku Tytuł oryginalny: Héraðið Data premiery: 25 września 2020 Rok produkcji: 2019 Kraj produkcji: Dania, Francja, Islandia, Niemcy Czas trwania: 92 min Ekstrakt: 70% |