No więc nie, to nie jest to, co myślicie. Choć z drugiej strony – faktycznie coś jest na rzeczy, zwłaszcza że to film francuski… Pozwolę sobie odpuścić dokładniejsze opisywanie dzisiejszego kadru. Dla pewności jednak zaznaczę – widoczna po prawej stronie zdjęcia… nazwijmy to wypustka… należy do rośliny. Owszem, raczej nie ma co jej szukać w atlasach ziemskiej flory, ale mimo wszystko jest to roślina. Konkretnie małe drzewko. Aczkolwiek tak, wszelkie skojarzenia z organami płciowymi nieroślinnymi są w tym przypadku jak najbardziej słuszne. W końcu cały film – a mówimy o nakręconej w 2017 roku francuskiej surrealistycznej grotesce „Les garçons sauvages”, czyli „Dzicy chłopcy” – jest oparty na więcej niż bezczelnych odniesieniach seksualnych oraz gęstej symbolice. Już sam początek filmu stawia widza w dość niezręcznej sytuacji swoją niby alegorycznością, ale jednocześnie zatrważającą dosłownością. Wyspa Reunion, początek XX wieku. Pięciu chłopców, którzy wyjechali z nauczycielką w plener szykować przedstawienie według Szekspira, pod wpływem alkoholu rozbiera ją, przywiązuje do konia i masturbuje się na nią. Kłopot w tym, że koń ponosi i kobieta ginie, spadając z klifu. Co prawda cała piątka zostaje uniewinniona – miedzy innymi ze względu na ich zeznania, w których twierdzili, że nauczycielka ich spiła i generalnie molestowała seksualnie – ale rodzice decydują się nająć enigmatycznego Kapitana, by zabrał ich na wyspę, na której ponoć jest w stanie okiełznać każdego rozwydrzonego gówniarza. Jako dowód na skuteczność terapii wszędzie prowadza ze sobą uwiązanego do smyczy chłopca, który ongiś był gwałcicielem i podpalaczem, teraz zaś jest absolutnie potulny i w dodatku pięknie śpiewa. Na kutrze żaglowym Kapitan zakłada im obroże i przywiązuje sznurami do nadbudówki, zaś na wyspie – już trochę przytemperowanych – zostawia na trochę w szalonym, na wpół dżunglowym zagajniku, w którym centralne miejsce zajmuje drzewko z wypustkami strzykającymi mlecznym płynem… Więcej może nie będę opisywał, bo zepsuję przyjemność z samodzielnego odkrywania meandrów zaproponowanej przez Bertranda Mandico fabuły, ale muszę ostrzec, że nie jest to raczej seans dla młodszych widzów. Z filmu wręcz wylewają się seksualne odniesienia, występuje też golizna, choć wszystko zostaje poddane w tak specyficznej formie, że nie sposób nazwać „Dzikich chłopców” erotykiem. To kino wybitnie artystyczne, nakręcone w czerni i bieli, z częścią scen – na ogół rojeń sennych – podanych w mocnych kolorach, co tylko potęguje ich wymowę. Wbrew pozorom cała historia ma jednak dodatkowe dno, które powoduje, że po seansie zostaje w głowie materiał do dłuższych przemyśleń. Jedno jest pewne – film na pewno nie zostawia obojętnym. |