Komiks „Nienawidzę Baśniowa” to coś, co mogłoby się przyśnić Quentinowi Tarantino po dwudniowym maratonie kreskówek Disneya. Gertrude ma prawo być wkurzona, jako że utkwiła nie tylko w fikcyjnym świecie, ale i w ciele ośmiolatki, na całych trzydzieści lat. Wyobrażacie sobie dziewczynkę z loczkami (zielonymi) w różowej sukieneczce (podartej) i z mordem w oczach? To właśnie ona. Nie daruje prawie nikomu, kogo spotka na swej drodze (na drodze, na polu, w lesie, w karczmie, w sklepie…), a jej ulubioną bronią jest dwuręczny topór. Sytuacja nie jest szczególnie zaskakująca, bo narratorzy (słońce, księżyc, larwa i nieszczęsna mysz) zawsze ginęli na początku kolejnych rozdziałów. Ten konkretny przypadł mi do gustu z powodu skojarzenia z hobbitami – wprawdzie ma buty, ale i tak po otwarciu komiksu po raz pierwszy zakrzyknęłam w duchu: „Ooo, Bilbo!”. Biedak najpierw chowa się za węgłem, zza którego bryzga krew innych ofiar, a następnie próbuje przemknąć się za kolejny domek. Niestety, Gert zdążyła go dopaść. I co z tego, że akurat w tym przypadku przez pomyłkę?… |