Howard Phillips Lovecraft inspiruje nie tylko pisarzy, ale – jak się okazuje – również muzyków rockowych. Tym razem do natchnienia wywołanego opowiadaniami „samotnika z Providence” przyznają się członkowie norwesko-szwedzkiego zespołu Pixie Ninja, którzy swoje wrażenia po lekturze „Koloru z przestworzy” przekuli na progresywno-instrumentalny album „Colours Out of Space”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
A już wydawało się, że Pixie Ninja okażą się kolejną w progresywnym światku efemerydą. Do takiej refleksji skłaniało przedłużające się milczenie, jakie nastąpiło po wydaniu przed trzema laty albumu „ Ultrasound”. Tymczasem w miniony piątek światło dzienne ujrzała druga płyta tej skandynawskiej formacji – podobnie jak poprzednia wydana przez norweską (rodem z Bergen) wytwórnię Apollon Records – zatytułowana „Colours Out of Space”. Można to przetłumaczyć jako „Kolory z przestworzy”, co jest oczywistym nawiązaniem do jednego z najsłynniejszych opowiadań Howarda Phillipsa Lovecrafta, opublikowanego w 1927 roku i stanowiącego filar „mitologii Cthulhu”. Przypomnę tylko, że założycielami Pixie Ninja są dwaj Norwegowie (pochodzący z Rognan na północy kraju) – grający na gitarach i syntezatorach Marius Leirånes i Jostein Haugen. Wcześniej udzielali się oni w alternatywnej formacji Rusty Crown („Tellus Inc.”, 2014), ale nie osiągnąwszy sukcesu, przebili jej trupa osikowym kołkiem i podjęli kolejną próbę – tym razem pod nowym szyldem i w nowej stylistyce. Choć całkiem możliwe, że na to ostatnie największy wpływ miał akurat zaproszony przez nich do współpracy szwedzki perkusista Mattias Olsson (patrz: Gösta Berlings Saga, Weserbergland, White Willow, Änglagǻrd, Necromonkey, Galasphere 347, Molesome czy Kaukasus). Wydawało się, że po publikacji „Ultrasound” drogi Josteina i Mariusa oraz Mattiasa definitywnie rozejdą się (zwłaszcza gdy nie znalazł się on w koncertowym składzie Pixie Ninja), ale jednak – jak widać – Haugen i Leirånes nie wyobrażają sobie pracy w studiu bez niego. Na „Colours Out of Space” zespół oficjalnie rozrósł się do rozmiarów kwartetu; skład uzupełnił jeszcze grający na instrumentach klawiszowych Szwed Fredrik Klingwall (znany między innymi z Anima Morte i Loch Vostok). Nie zabrakło też jednak gości, w większości (albo i nawet w stu procentach) zaordynowanych przez Olssona. W każdym razie z wieloma z nich Mattias spotykał się w licznych współtworzonych przez siebie projektach. Pracowano nad „Colours Out of Space” na raty: Leirånes i Haugen nagrywali swoje partie w studiu Nobø w Rognan, natomiast Olsson i Klingwall oraz goście – w należącym do Mattiasa Roth Händle Studios w Sollentuna pod Sztokholmem. A tych ostatnich było całkiem sporo. Jak chociażby odpowiadający za chórki Tiger Olsson (to córka perkusisty), Åsa Carild i Tobias Ljungkvist (dwoje ostatnich z grupy Akaba), organista i gitarzysta Hampus Nordgren Hemlin (Döskalle), kornecista Fredrik Carlzon oraz wiolonczelista Leo Svensson-Zander (Walrus, Fire! Orchestra). Można się zastanawiać, czy było to konieczne, skoro wielkie wrażenie robi już instrumentarium czwórki podstawowych muzyków. Ale Olsson prawdopodobnie nie byłby sobą, gdyby nie starał się dopiąć wszystkiego na ostatni guzik i na dodatek z typowym dla siebie rozmachem.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na „Kolory z przestworzy” składa się pięć instrumentalnych kompozycji, w których absolutnie dominują syntezatory (grają na nich, w zależności od potrzeb, wszyscy muzycy podstawowego składu). A to przecież wcale nie pełen zestaw wykorzystanych keyboardów – do tego dochodzą jeszcze fortepiany (akustyczny i elektryczny) oraz organy. Pozostałe instrumenty, pomijając perkusję, pełnią rolę czysto służebną, często zresztą giną w natłoku dźwięków i trzeba mieć wyjątkowo zaprawione w bojach ucho, aby je wychwycić. Pojawiające się głosy ludzkie (wokalizy) też tak naprawdę traktowane są jak kolejny instrument – poddane obróbce elektronicznej, brzmią bardzo syntetycznie. Wszystko to sprawia wrażenie, jak byśmy mieli do czynienia z cudem odnalezionym nagraniem pochodzącym z drugiej połowy lat 70. ubiegłego wieku.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To oczywiście nie jest zarzut. Nie brakuje przecież dzisiaj doskonałych zespołów, które identyfikują się z tamtymi czasami do tego stopnia, że w stu procentach imitują styl i brzmienie sprzed – mniej więcej – półwiecza. W przypadku Pixie Ninja mamy jednak do czynienia z czym innym – krój materii jest (nieco) retro, ale sposób myślenia o muzyce czy kompozycji jak najbardziej współczesny. Na początek wydawnictwa muzycy wybrali utwór tytułowy, w którym majestatyczna forma (wiadomo, syntezatory, niekiedy także gitara!) wsparta jest eksperymentalnymi wstawkami ambientowo-industrialnymi rodem z XXI wieku. W drugim w kolejności „Leng Plateau” pojawiają się nawet fragmenty, które zahaczają o harsh-electro. O dziwo, wcale nie wywracają one do góry nogami nastroju, lecz całkiem zgrabnie wpisują się w – tym razem progmetalową – narrację. Nie zapominajmy bowiem ani przez moment, kto jest literackim „ojcem chrzestnym” tego dzieła.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W „CosmiK” – zgodnie z tytułem – króluje elektronika. „Kosmiczne” syntezatory są obecne i na pierwszym, i na drugim planie. Jedne urzekają melodyjnością, inne burzą spokój i wywołują strach. Całość brzmi zaś tak, jakby została wyjęta ze ścieżki dźwiękowej jakiegoś horroru science fiction (pokroju „Coś” Johna Carpentera). Dla odmiany w „Hutchinson Cipher” pojawiają się odniesienia do space-rocka, z jego inklinacjami hardrockowymi. Nieco więcej jest tu „żywych” instrumentów, chociaż najważniejszą rolę pełnią majestatyczne organy. Zamykająca płytę kompozycja „Strange Days” na tle poprzedników brzmi zaskakująco delikatnie; zapewne dlatego, że trop artystycznych eksploracji wskazuje tu pojawiający się we wstępie fortepian. Zastępujące go w dalszej części syntezatory i organy nabierają wprawdzie rozmachu, ale aż do wyciszonego finału nie zbaczają z wytyczonej ścieżki. Myślę, że po wydaniu „Colours Out of Space” o przyszły los Pixie Ninja możemy być spokojni. Grupa okrzepła, zyskała fanów, wyrobiła sobie własny styl. Raczej, jeśli oczywiście nie wydarzy się coś nieprzewidzianego, nie zniknie w najbliższym czasie ze sceny. Choć, biorąc pod uwagę zaangażowanie Mattiasa Olssona w różnorakie projekty, powinniśmy przyzwyczaić się do myśli, że na kolejne albumy formacji przyjdzie nam czekać zawsze kilka lat. Skład: Jostein Haugen – syntezatory, gitara elektryczna Marius Leirånes – syntezatory, gitara basowa Fredrik Klingwall – fortepian, fortepian elektryczny, organy Hammonda, syntezatory, mellotron Mattias Olsson – perkusja, instrumenty perkusyjne, dzwonki, mellotron, mandocello, syntezatory, gitara elektryczna, chórki
gościnnie: Tiger Olsson – chórki Åsa Carild – chórki Tobias Ljungkvist – chórki Hampus Nordgren Hemlin – chórki, organy, gitara elektryczna Leo Svensson Sander – wiolonczela Fredrik Carlzon – róg
Tytuł: Colours Out of Space Data wydania: 3 lipca 2020 Nośnik: CD Czas trwania: 43:44 Gatunek: rock W składzie Utwory CD1 1) Colours Out of Space: 10:07 2) Leng Plateau: 09:47 3) Cosmik: 06:00 4) Hutchinson Cipher: 11:31 5) Strange Days: 06:19 Ekstrakt: 70% |