powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CXCVIII)
lipiec-sierpień 2020

Od zbrukanego czytelnika
Jason Aaron, Steve Dillon ‹Punisher MAX #8›
Czy to Garth Ennis? Czy to Frank Miller? Nie, to Jason Aaron, który stworzył scenariusz do ultrabrutalnych perypetii Franka Castle′a, wydanych u nas w tomie ósmym „Punisher Max”.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Zabierając się za niniejszy album, można prawie odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z kolejnymi historiami autorstwa Gartha Ennisa. Znajdziemy tu bowiem jak najbardziej ponurą wizję świata, ekstremalną dawkę przemocy, przybierającą niekiedy groteskowe formy, bardzo wulgarne dialogi i przede wszystkim, kojarzącą się z największym dziełem Irlandczyka, czyli „Kaznodzieją”, charakterystyczną kreskę nieodżałowanego Steve′a Dillona. Pozostaje jednak to „prawie”. Zabrakło bowiem nawiązań do wyuzdanych praktyk seksualnych, choć na planszach pojawia się szczypta erotyki. Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak robi „to” Kingpin, teraz będziecie mieli okazję się o tym przekonać. Jednak najbardziej rzuca się w oczy brak specyficznej ennisowej ironii, która sprawiała, że pomimo poruszania tematów należących często do ekstremum, nie bierze się tego tak bardzo poważnie. Scenariusz Jasona Aarona jest bowiem ponury i jak najbardziej na serio.
Ci, którzy znają inne marvelowskie przedsięwzięcia tego twórcy, jak „Wolverine” (wydany u nas pod szyldem „Marvel Classic”), „Grzech pierworodny”, czy „Thor Gromowładna”, będą zaszokowani woltą stylistyczną, jaką dokonał, pisząc „Punisher Max”. Porzucił wszelkie hamulce i zgodnie z szyldem, mówiącym, że inprinty z logiem „Max” mają być przeznaczone dla dorosłych, zaprezentował właśnie taki komiks. Bezkompromisowy, brudny, ale na swój sposób fascynujący.
Aaron wyszedł z podobnego założenia, co Garth Ennis, że Pogromca to niszczycielska siła natury, która zmiata wszystko, co staje na jego drodze. A o jego osobowości najlepiej świadczą jego wrogowie, w których oczy przepełnione strachem, mówią w zasadzie wszystko. Dlatego też głównymi postaciami, tomu, który dzieli się na dwie wyraźne części, wcale nie jest Castle, a wkraczający na piedestał przestępczego świata Wilson Fisk, który ma stać się Kingpinem, oraz Bullseye, szaleniec i sadysta w niczym nie przypominający trykociarza z podstawowego uniwersum Marvela. Ten pierwszy wykorzystuje Punishera do własnych celów, ale jak to bywa z żywiołami, nie sposób ich poskromić i w pewnym momencie postanawia się go pozbyć. Ma mu w tym pomóc Bullseye, który z godnym podziwu entuzjazmem zabiera się do pracy. Jednak zamiast ganiać za Frankiem po dachach, próbując go odstrzelić, postanawia poznać go na wskroś i zrozumieć jego motywacje. Ubiera się więc w jego rzeczy, śpi w jego dawnych kryjówkach, a nawet organizuje sobie rodzinę, która następnie ma ulec likwidacji. Wszystko po to, by odkryć, kim tak na prawdę jest Punisher – gościem, którego zmieniła trauma, czy może psychopatą, który jedynie usprawiedliwia swoją rządzę krwi przeżytą tragedią.
Ciekawym zabiegiem, jaki zastosowano w świecie „Max” jest to, że tu czas dla Castle′a biegnie w normalny sposób i w tej chwili musi mieć koło sześćdziesiątki. Od lat para się likwidacją łotrów, co stało się jego obsesją, bez której nie wyobraża sobie życia. A jednocześnie zaczynają mu doskwierać problemy zdrowotne i wycieńczenie nadmiernie eksploatowanego organizmu. Sytuację tę wcześniej prezentował także Ennis, ale u niego temat osobowości Pogromcy był spychany na dalszy plan. Bardziej od niego liczyły się postacie drugoplanowe, a także malownicze sposoby uśmiercania przeciwników. U Aarona, pomimo, że również więcej miejsca poświęca przeciwnikom Pogromcy, niż jemu samemu, wyraźnie chodzi o zgłębienie psychiki tytułowego bohatera. Choć muszę przyznać, że mi osobiście, jako osobie wychowanej na starych „Punisherach”, droga, jaką obrali współcześni scenarzyści tej postaci, nie bardzo pasuje – zawsze wolałem wersję o traumie, a nie, że zamordowanie rodziny było jedynie pretekstem do dalszego zabijania, jakby Wietnam się nie skończył. Nie mogę jednak nie docenić konsekwencji twórców w realizacji swoich założeń.
Jeśli chodzi o stronę wizualną komiksu, to każdy, kto choć raz zetknął się z pracami Steve′a Dillona, wie, czego należy się spodziewać. Dość uproszczonej kreski, scenerii pozbawionej wyrazistych szczegółów, ale za to bardzo bezpośrednio przedstawionej przemocy. Choć ewidentnie jest to specyficzny styl, który nie każdemu musi odpowiadać, wyjątkowo dobrze sprawdza się w przypadku tak mocnych opowieści, jak te, tworzone przez Ennisa, czy obecna, autorstw Aarona.
Przyznam, że w ósmym tomie „Punisher Max” jest coś takiego, co spowodowało, że po lekturze czułem się zbrukany. To jedna z tych lektur, które są jednocześnie odpychające, jak i wciągają bez reszty. Wciąż zastanawiamy się, jak daleko posunie się scenarzysta w wymyślaniu makabry i spaczenia. Jak się okazuje, posiada w tej kwestii jeszcze spore zapasy.



Tytuł: Punisher MAX #8
Scenariusz: Jason Aaron
Data wydania: 29 kwietnia 2020
Rysunki: Steve Dillon
Wydawca: Egmont
ISBN: 9788328196827
Format: 260s. 170x260mm
Cena: 89,99
Gatunek: superhero
Zobacz w:
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

133
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.