To był ostatni film w karierze ukraińskiego reżysera Jurija Tupickiego. Choć wciąż jeszcze żyje, od prawie trzech dekad nie nakręcił już nic nowego. I zapewne tak pozostanie. Tym bardziej szkoda, że pożegnał się dziełem tak nieudanym, jak „Dwa kroki do ciszy”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku Turkmenistan przeżył prawdziwy najazd radzieckich (rosyjskich i ukraińskich) filmowców, którzy – z uwagi na sąsiedztwo i krajobrazowe podobieństwo – właśnie ten kraj (a w zasadzie republikę wchodzącą w skład Związku Radzieckiego) wybierali sobie jako miejsce realizacji filmów o – w zależności od sytuacji – wciąż jeszcze trwającej bądź dopiero co zakończonej wojnie afgańskiej. Tam Siergiej Niłow nakręcił „ Radzieckich” (1988) i „ Wąwóz duchów” (1991), Gieorgij Kuzniecow „ Ładunek 300” (1991), natomiast Iwan Sołowow – „ Karawanę śmierci” (1991). Nie inaczej było w przypadku „Dwóch kroków do ciszy”… Twórca tego obrazu, Jurij Piotrowicz Tupicki, urodził się w 1935 roku we wsi Woronincy w obwodzie czerkaskim na Ukrainie. Był absolwentem Państwowego Instytutu Pedagogicznego w Czerkasach (1958), po ukończeniu którego podjął studia filmowe w Kijowskim Narodowym Uniwersytecie Teatru, Kina i Telewizji imienia Iwana Karpenko-Karego. Z dyplomem tej uczelni w ręku w 1967 roku bez trudu znalazł zatrudnienie w miejscowej Wytwórni Filmowej imienia Ołeksandra Dowżenki. Zadebiutował filmem przygodowym dla młodzieży „Tajemnica partyzanckiej ziemianki” (1974), potem nakręcił jeszcze dokumentalny „Jutro przedstawienie” (1977), melodramat „Znaleźć swój dom” (1982), serial wojenny „W lasach pod Kowlem” (1984) oraz obyczajowy dramat „Lodowe kwiaty” (1986). W tym momencie miał pięćdziesiąt lat na karku, a to trochę mało, aby kończyć karierę i przejść na emeryturę. Dlatego po paru latach przerwy zdecydował się na nakręcenie jeszcze jednego obrazu, przy okazji wpisując się w modę na „filmy afgańskie”. Można odnieść wrażenie, że wszystko, co związane było z powstaniem „Dwóch kroków do ciszy”, realizowano na kolanie – począwszy od scenariusze, poprzez okres zdjęciowy, a skończywszy na montażu. Za fabułę odpowiada Andriej Dmitruk (rocznik 1947) – ukraiński dziennikarz i prezenter telewizyjny, ale nade wszystko pisarz science fiction. Mimo że ukończył Wszechzwiązkowy Państwowy Instytut Kinematografii (WGIK), kariery w kinematografii nie zrobił. Dlaczego Tupicki zamówił scenariusz właśnie u niego? A może po prostu nie miał wpływu na to, czyj tekst otrzyma do realizacji… Dmitruk w każdym razie nie czuł się prawdopodobnie mocny w tematyce afgańskiej, dlatego fabułę oddano jeszcze do przeróbek w ręce dwóch Turkmenów – Igora i Farita Kurbangalijewów, którzy mieli uczynić go bliższym realiom. Niestety, na niewiele to się zdało! Czas akcji w przypadku „Dwóch kroków…” można podać bardzo precyzyjnie. Zaczyna się ona 12 lutego 1989 roku, na trzy dni przed oficjalnym zakończeniem interwencji wojsk radzieckich w Afganistanie i ostatecznym wycofaniem wojsk. Oddział kapitana Iwaniszczenki ma wykonać ostatnią misję na pograniczu radziecko-afgańskim. W wieczór poprzedzający akcję odbywa się odprawa. Pułkownik Wasilij Rudienko prosi, by żołnierze szczególnie uważali na siebie, nie podejmowali niepotrzebnego ryzyka – głupio byłoby przecież stracić życie na kilkadziesiąt godzin przed powrotem do domu. Ale nie wszyscy mają do czego bądź kogo wracać. Na przykład Iwaniszczenko, który odsłużył w Afganistanie kilka lat, stracił żonę, która od niego, „suka”, uciekła. W zupełnie innej sytuacji znajduje się lejtnant Siergiej Kniaziew – na niego czeka piękna lekarka Lena, która przed wysłaniem ukochanego na wojnę podarowała mu medalik z wizerunkiem mającej strzec go Matki Boskiej Włdzimierskiej. Jak można sie domyśleć, to ostatnie zadanie nie przebiega tak, jak wymarzył sobie pułkownik Rudienko. „Szurawi” zostają w górach zaatakowani przez „duszmenów” i muszą podjąć walkę, aby ratować życie. Jedni giną, inni zostają ranni, oddział generalnie idzie w rozsypkę. Mudżahedini wydają się ośmieleni faktem zapowiedzi przerwania działań zbrojnych, ale wcale nie są z tego powodu bardziej skłonni do pokojowych gestów pod adresem żołnierzy radzieckich. Wszak to jedna z ostatnich okazji, by wybić znienawidzonych Rosjan (choć, gwoli ścisłości, w szeregach Armii Radzieckiej służyli żołnierze z praktycznie wszystkich republik Kraju Rad) bądź służących u ich boku afgańskich zdrajców. I wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby film miał „ręce” i „nogi”. A nie ma ani jednych, ani drugich. Do końca bowiem nie wiadomo, co miało być głównym zadaniem Iwaniszczenki i Kniaziewa. W imię czego mieli oni narażać życie swoich podkomendnych. Ale to i tak pół biedy. Gorsze jest to, że sceny są tak pomontowane, że czasami trudno się rozeznać w ciągu przyczynowo-skutkowym zdarzeń. Pewne wątki w trakcie narracji po prostu znikają i nie wiadomo, jakie jest ich zwieńczenie. Na przykład co stało się z Iwaniszczenką? Kto uratował pułkownika Rudienkę, który wraz z Glebem ruszył w czołgu na pomoc zaatakowanym podwładnym? Dlaczego lejtnant Kniaziew nie zabrał na misję wspomnianego Gleba? Pojawiająca się dwukrotnie obietnica, że zostanie to wyjaśnione, nie zostaje spełniona. W efekcie film jest bardzo chaotyczny, jakby zmontowano go z dowolnie porozrzucanych na podłodze skrawków. Jedyne, co się broni, to zdjęcia autorstwa Siergieja Bordieniuka („ Bohdan Zenobi Chmielnicki”), głównie z uwagi na przepiękne górzyste plenery, którym towarzyszy całkiem znośna ścieżka dźwiękowa skomponowana przez absolwenta konserwatorium w Kijowie Igora Pokłada, który w latach 60. i 70. napisał sporo popularnych w ZSRR piosenek. Główną rolę, lejtnanta Kniaziewa, reżyser powierzył urodzonemu w Baku w 1965 roku, w rodzinie żołnierza zawodowego, Olegowi (Ołehowi) Sawkinowi, który studia aktorskie ukończył w Charkowie, a od początku lat 90. XX wieku od czasu do czasu grywa także w polskich spektaklach i filmach (vide „Katyń”). Kapitan Iwaniszczenko ma twarz jednej z największych obecnie gwiazd kina ukraińskiego – Aleksieja Gorbunowa („ Bikiniarze”, „ Chajtarma”), a pułkownik Rudienko – zmarłego w ubiegłym roku, mającego na koncie ponad sto trzydzieści ról filmowych, Aleksieja Bułdakowa („ Hitler kaput!”, „ Dusza szpiega”). W Lenę, ukochaną Siergieja, wcieliła się Jelena Kowaliowa, absolwentka Państwowego Leningradzkiego Instytutu Teatru, Muzyki i Kinematografii, która po występie w „Dwóch krokach do ciszy” zrezygnowała z kariery filmowej. W inną stronę podążył natomiast wcielający się w żołnierza Subbotina Jegor Grammatikow, który dzisiaj znacznie chętniej staje po drugiej stronie kamery.
Tytuł: Dwa kroki do ciszy Tytuł oryginalny: Два шага до тишины Obsada: Oleg Sawkin, Aleksiej Bułdakow, Aleksiej Gorbunow, Jelena Kowaliowa, Michaił Giliewicz, Jegor Grammatikow, Merdżen Nijazberdyjewa, Jusup Kulijew, Maksim Żdanowskich, Nikołaj Bokłan, Ałłamurad Chummatberdyjew, Szochrat KurbangeldyjewRok produkcji: 1991 Kraj produkcji: ZSRR Czas trwania: 76 min Gatunek: dramat, wojenny Ekstrakt: 50% |