Każdy ma swoje ulubione albumy muzyczne, ale nawet na nich znajdują się fragmenty, które mniej lubimy od innych. O tym, które najsłabiej wypadają na płytach Metalliki rozmawiają Jacek Walewski i Piotr „Pi” Gołębiewski.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kill’Em All Jacek Walewski: Jak tu wymienić najsłabszy numer z płyty, która jest pierwszą i – zdaniem niektórych – najlepszą pozycją w dyskografii Metalliki? Piotr „Pi” Gołębiewski: Nie wierzę, że są osoby, które na serio tak mówią. Obstawiam, że to pozerzy, którzy krzyczą, że thrash się skończył po tym krążku, a w domu skrycie słuchają „Nothing Else Matters”. Mnie zawsze rozkładał na łopatki młodzieńczy głos Jamesa Hetfielda i spokojnie mogę wskazać kompozycję, która zaniża poziom reszty, czyli „Phantom Lord”. W porównaniu z pozostałymi jest bardzo toporna. J.W.: Wiesz, w kwestii pozerów – myślę podobnie! Na „Kill…” zespół może i miał nadmiar testosteronu (i pryszczy na twarzy), grał też jak opętany, ale wszystko to było jednak infantylne. Najsłabszy numer? W sumie nie wiem, czy nie wyciąłbym „Anesthesia”. Dziwaczne solo na basie Burtona daje odetchnąć, ale chyba wolałbym już jednak pójście na całość z tym thrashem smarkaczy z Kalifornii. Pi: To solo jest świetne. Żadna wirtuozeria, tylko właśnie szczeniacki popis. Ja je lubię i jak słuchałem bootlegów z tamtego okresu, to zawsze czekałem na moment, kiedy Burton zostanie na pierwszym planie. Poza tym to kultowy numer. J.W.: W porządku a teraz pomyśl, jakby go nie było i od razu dochodzilibyśmy do „Whiplash”. Co do twojego typu – wiem, że to głupie, ale lubię ten numer za akustyczną wstawkę w środku! Pi: Wykonam więc nieoczekiwaną woltę i zgłoszę innego kandydata na wycięcie z albumu: „Metal Militia”. Poziom młodzieńczej naiwności przekroczył w nim granicę absurdu. J.W.: To zabawne, bo nawet o tym pomyślałem. Jeszcze ten wokal Hetfielda… W sumie ten kawałek powinien zostać pogrzebany na etapie demówki. Najsłabsze ogniwo: „Metal Militia”  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ride the Lightning J.W.: Tu sprawa jest prosta: „Trapped Under Ice”! Pi: Chyba tak, myślałem jeszcze nad „Escape”. W porównaniu z pozostałymi utworami, te dwa wyróżniają się znacznie na minus. J.W.: „Escape” przynajmniej ma taki, fajny buntowniczy tekst (idealny dla nastolatków ze szkoły średniej!), a „Trapped…” – w sumie nawet go przeskakuję przy odsłuchu płyty. Pi: A to ciekawe, że nigdy nie analizowałem tekstów tych utworów. „Fade to Black”, „For Whom the Bell Tolls” i „Ride the Lightning” owszem, ale ani ten, ani „Fight Fire with Fire”, czy „Creeping Death” jakoś mnie nie interesowały od strony przesłania. J.W.: A szkoda, bo Hetfield chyba jako pierwszy thrashmetalowy tekściarz pokazał, że można śpiewać – o przepraszam, drzeć się! – niekoniecznie o bzdurach. Pi: Ja się autentycznie boję tłumaczyć tekst lubianych przez siebie utworów, bo często to jakieś bzdury, albo niezrozumiały bełkot. J.W.: Metal to nie lukrowany pop! Tu się śpiewa o buncie, śmierci i innych poważnych tematach. Tak czy siak kandydata na odrzut już mamy! Najsłabsze ogniwo: „Trapped Under Ice”  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Master of Puppets Pi: Tu mamy dwóch kandydatów: „Disposable Heroes” i „Leper Messiah”. Oba odstają od reszty i w sumie album nic by nie stracił gdyby ich nie było. J.W.: Niby tak, ale z drugiej strony to i tak świetne numery. Obawiam się, że w przypadku „Mastera” chyba nie ma co usuwać. Pi: Generalnie pierwsze albumy Metalliki są świetne i nic z nich nie trzeba usuwać. Ale wiadomo, że nawet na najlepszych płytach świata są takie momenty, które ekscytują mniej niż pozostałe (na „Sierżancie Pieprzu” Beatlesów zawsze wkurza mnie „When I’m Sixty-Four” McCartney’a). Na „Master of Puppets” najmniej mnie ekscytuje „Leper Messiah”. J.W.: Tu ulegnę, choć – jak sam przyznajesz – nadal uważam to za czepianie się. Najsłabsze ogniwo: „Leper Messiah”  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
…And Justice For All Pi: Z tym krążkiem mam tak, że wchodzi mi jako całość, ale osobno broni się na nim tylko kilka momentów: „One”, „Harvester of Sorrow” i „Blackened”. Dlatego ciężko mi wskazać jakiś jeden utwór, którego specjalnie bym nie lubił. J.W.: A tytułowy? Pi: W sensie, że jest najsłabszy? Kontrowersyjny pomysł, ale coś w tym jest. J.W.: Ech, jakby go tak skrócić… Zresztą wiesz, zawsze dziwiło mnie, że sami muzycy mówili, że nie grają na żywo z „…And Justice…” wielu numerów z powodu ich karkołomnych struktur i długości, a jednak jak już sięgają po coś innego z tej półki niż „One” to często jest to jednak ten tytułowy kolos. Pi: Niech spróbują zagrać w całości „St. Anger” – na żywo, a nie w studiu, jak na DVD. Najsłabsze ogniwo: niespodziewanie „…And Justice for All”  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Metallica J.W.: Ostatnia wielka płyta Metalliki – przynajmniej zdaniem sporej części fanów. Moim nie… Pi: Ale nie, ponieważ nie uważasz tej płyty za wielką? J.W.: Ale nie, bo uważam, że „Load” też jest świetny i lubię „St. Anger”, a nawet „Lulu”! Tak wiem, mam spaczony gust! Co do „czarnej” sprawa jest prosta. Zaczęli największym hitem w swojej historii, a zakończyli czymś nijakim. Pi: Czyli twoim typem na najsłabszy moment płyty jest „The Struggle Within”? A co myślisz o topornym „The God That Failed”? J.W.: Myślę – nie po raz pierwszy – że mamy inne gusta! „The God…” to jedna z perełek! Posłuchaj choćby sola Hammetta! Pi: Trochę jednak głupio, że w takim razie ostatnim utworem zostanie „My Friend of Misery”. J.W.: Biorąc po uwagę, co działo się w karierze zespołu później, dla wielu fanów byłoby to wymowne… Najsłabsze ogniwo: „The Struggle Within”  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Load J.W.: No właśnie, dochodzimy to jednej z najbardziej niedocenionych płyt Metalliki! Pi: Osobiście wolę „ReLoad”. Ale wcale nie uważam za najsłabsze te kawałki „Load”, które spowodowały masowe rwanie piór fanów Metalliki, czyli folkowe „Mama Said”, czy balladowe „Until It Sleeps” i „Hero of the Day”. Męczą mnie te niby ostrzejsze momenty, ale strasznie bezjajeczne, typu „2 x 4”, „Cure”, „Thorn Within”, czy „Ronnie”. J.W.: No tak, sam uważam, że jakby tak wyrzucić słabe numery z obu płyt, powstałby świetny album. Z wymienionych przez Ciebie chyba najmniej lubię „2 x 4”, który kompletnie nie zapada w pamięć. Jak oni mogli wytłoczyć CD takim gniotem? Pi: I do tego wrzuconym na początku. Najsłabsze ogniwo: „2 x 4”  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
ReLoad J.W.: Uff, tu wybór jest spory… Pi: Jak mówiłem, wolę ten album od „Load”, choć są na nim kawałki, których dekapitacja sprawiłaby, że całość byłaby lepsza, jak chociażby „Carpe Diem Baby”. J.W.: Mówisz, jakby „Slither” był dobry, a „Attitude” czy „Prince Charming” były zapamiętywalne. Moim zdaniem tutaj można usunąć niemal wszystko oprócz pierwszej wielkiej czwórki – od „Fuel” po „Unforgiven II”. „Fixxxer” czy „Better than You” to fajne kawałki, ale raczej na strony B singli. Pi: Myślę, że głównym problemem wymienionych przez ciebie utworów jest ich długość. Zwłaszcza, że niewiele się w nich dzieje. J.W.: Moim zdaniem chodzi raczej o słabe riffy, melodie, niemal wszystko. Pi: Ale najmocniejsze momenty płyty są lepsze niż na „Load” – „The Memory Remians”, „The Unforgiven II”, „Fuel”. Lubię nawet „Low Man’s Lyric”. Dobra, to który moment jest najbardziej nijaki? „Attitude”, czy „Prince Charming”? J.W.: To może wystarczyło wydać EP-kę! Niech będzie „Prince…”… Najsłabsze ogniwo: „Prince Charming” |