Z powodu pandemii koronawirusa, która spowodowała zamrożenie branży koncertowej, artyści starają się w ostatnich miesiącach przenosić swoją działalność do sieci. Tam organizują swoje występy, nawet festiwale. Inni wykorzystują ten czas do pracy nad nowymi projektami. Jak chociażby Mariusz Duda, który wszedł do studia, aby nagrać nowy materiał Lunatic Soul, a przy okazji zarejestrował także, nieplanowaną wcześniej, płytę solową – „Lockdown Spaces”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tu wszystko odbyło się w trybie nadzwyczajnym. Gdy parę tygodni temu Mariusz Duda (znany głównie jako lider Riverside i motor napędowy Lunatic Soul) wszedł do znakomicie sobie znanego warszawskiego studia Serakos, prowadzonego przez Magdę i Roberta Srzednickich (niegdyś w Annalist), zakładał, że jego wizyta zakończy się powstaniem nowej płyty sygnowanej nazwą Lunatic Soul. Tymczasem… w związku z zaistniałymi okolicznościami, czyli przedłużającym się w nieskończoność lockdownem branży muzycznej, artysta zdecydował się na swoiście pojęty „skok w bok”, którego efektem stało się nagranie materiału, którego wcześniej wcale nie planował (a przynajmniej nie teraz). Praca nad nim trwała dwa tygodnie, a słuchacze poznali go w ostatni piątek czerwca. I zapewne była to dla nich nadzwyczaj miła niespodzianka. Duda zdecydował się udostępnić „Lockdown Spaces” w portalach streamingowych, ale jednocześnie zapowiedział, że jeśli w przyszłości będzie taka wola fanów i zainteresowanie – nie wyklucza wydania go w tradycyjnej formie (na płycie kompaktowej, a może nawet na winylu). Ktoś mógłby się zastanawiać, po co liderowi Riverside kolejny wirtualny byt, skoro ma już Lunatic Soul, w ramach którego realizuje wiele swoich ambientowych eksperymentów. A jednak ma to sens. „Lockdown Spaces”, chociaż stylistycznie wyrasta z doświadczeń Lunatic Soul, prezentuje jednak zupełnie inną wrażliwość artystyczną i podąża w innym kierunku. Przede wszystkim w stronę krautrockowego minimalizmu, który możemy kojarzyć z zespołem Kraftwerk i jego albumami nagranymi w latach 70. ubiegłego wieku. Co ciekawe, parę miesięcy wcześniej inny polski twórca, perkusista Hubert Zemler (znany z tria LAM), wydał – zrealizowaną do spółki z niemieckim klawiszowcem Felixem Kubinem – płytę „Cel” (2019), którą można by uznać za bliską kuzynkę „Lockdown Spaces”. W tym kontekście, że zarówno Dudzie, jak i duetowi Zemler-Kubin patronowali ci sami wykonawcy – Kraftwerk. Płyta lidera Riverside jest minimalistyczna i eksperymentalna, dominuje na niej mroczny ambient i elektro-industrial. Całe instrumentarium to syntezatory i sample; w kilku kompozycjach dodatkowo dochodzi głos. Sam twórca w wywiadach powołuje się jednak nie tylko na inspiracje legendarną formacją Ralfa Hüttera i Floriana Schneidera, ale także na ścieżkę dźwiękową z gry komputerowej „Minecraft”, za którą odpowiada – ukrywający się pod pseudonimem C418 – Daniel Rosenfeld. Mimo to nad „Lockdown Spaces” przez cały czas unosi się jednak nade wszystko duch z jednej strony „Tone Float” (1970) Organisation (bezpośredniego przodka Kraftwerk), z drugiej – „Radio-Aktivität” (1975) i „Trans Europa Express” (1977). Czyli, jakby na to nie patrzeć, z perspektywy historycznej czy też współczesnej – wszystkie drogi i tak prowadzą do… Niemiec.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Album Mariusza Dudy to muzyczna kronika „zamknięcia”, w której przejawiają się głównie emocje związane z wymuszonym ograniczeniem normalnego funkcjonowania. Pamiętajmy bowiem, że „zamrożenie” zostało ogłoszone w momencie, kiedy Riverside – zespół żywiący się od lat energią swoich fanów – szykował się do kolejnej trasy koncertowej. Zamiast spotkań z tysiącami wielbicieli, każdego dnia w innym mieście – muzyków czekało „ograniczenie wolności”, przypisanie do czterech ścian własnego mieszkania. Nic dziwnego, że towarzyszące temu uczucia (niekiedy zapewne skrajne), musiały znaleźć ujście. Dobrze, że stało się to w takiej właśnie formie. Chociaż „Lockdown Spaces” powstał ekspresowo i w trybie ekstraordynaryjnym trafił też do słuchaczy – nie ma tu miejsca na przypadkowość. Koncepcja całości jest ściśle przemyślana (włącznie z tytułem i okładką autorstwa niemieckiego plastyka i fotografika Hajo Müllera) i ma silną podbudowę – proszę wybaczyć mi to słowo, dzisiaj kojarzące się raczej negatywnie – ideologiczną.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Album otwiera niemal sześciominutowy utwór „Isolated” – nostalgiczny, nastrojowy, urzekający pięknem smutku, ale też wgryzający się w umysł za sprawą monotonnego, obsesyjnie zapętlonego motywu. Dopiero gdy na plan pierwszy wybijają się nieco łagodniejsze syntezatory, owo wwiercanie się przestaje być mniej dokuczliwe. Ale przyczyna „bólu” wcale nie znika, czai się w tle, jak groźne memento i cały czas przypomina: „jestem tu, uważaj”! Numer tytułowy, w którym Duda szeptem powtarza tylko te dwa słowa – „Lockdown Spaces” – to już Kraftwerk czystej krwi; nawiązania do „Showroom Dummies” są nazbyt oczywiste, aby były przypadkowe. „Bricks” dzieli się na dwie, znacznie różniące się od siebie części: pierwsza jest mroczna i minimalistyczna, z powracającym maniakalnie wątkiem syntezatorowym (pod tym względem przypomina nieco wczesne soundtracki Goblina do horrorów Daria Argento), drugie – z dodaną partią wokalną – staje się… jeszcze mroczniejsza. Jakby autor chciał powiedzieć: „Nie, nie ma żadnej nadziei”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W „Waiting” artysta ponownie przywołuje ducha Kraftwerku, lecz już w następującym po nim „Thought Invaders” znacznie bliżej jest mu do stylistyki Tangerine Dream i Edgara Froesego z połowy lat 70. XX wieku. Choć podkład rytmiczny, oparty na nieregularnym pulsie (serca?), raczej kłóci się z zazwyczaj poukładaną – wyjątkiem był debiutancki longplay „Electronic Meditation” (1970) – muzyką niemieckich klasyków rocka elektronicznego. „Pixel Heart” brzmi z kolei tak, jakby nałożone zostały w nim na siebie dwie mocno kontrastujące ścieżki instrumentalne – psychodeliczna (raczej w ujęciu symbolicznym) i alarmistyczna (w dosłownym). Efekt końcowy tego zabiegu jest co najmniej intrygujący. Im bliżej końca, z tym większym zacięciem Duda wraca do brzmień minimalistycznych. Króciutki „Silent Hall” oparty jest zaledwie na kilku dźwiękach; znacznie dłuższy „Unboxing Hope” jest nieco bardziej rozbudowany aranżacyjnie, lecz pojawiające się w nim „smaczki” nie wpływają w znaczący sposób na przemodelowanie kompozycji, głównie oplatają jej rytmiczny kościec, czyniąc atrakcyjniejszą brzmieniowo. Miniaturowy „Screensaver” ma natomiast jedno zadanie do spełnienia – symbolicznie „wygasić ekran” i tym samym pożegnać się ze słuchaczami. Zatem… do usłyszenia następnym razem. Może podczas spodziewanej kolejnej fali pandemii. Skład: Mariusz Duda – głos, instrumenty klawiszowe, sample
Tytuł: Lockdown Spaces Data wydania: 26 czerwca 2020 Nośnik: cyfrowy Czas trwania: 34:17 Gatunek: ambient, elektronika W składzie Utwory Pliki 1) Isolated: 05:52 2) Lockdown Spaces: 02:54 3) Bricks: 06:32 4) Waiting: 02:08 5) Thought Invaders: 04:21 6) Pixel Heart: 05:27 7) Silent Hall: 01:09 8) Unboxing Hope: 05:01 9) Screensaver: 00:55 Ekstrakt: 70% |