powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CXCVIII)
lipiec-sierpień 2020

Tu miejsce na labirynt…: Gdy wyobraźnia nie ma granic…
Diomede, Hubert Zemler ‹Przyśpiewki›
Ta płyta zapowiadała się na bardzo skromną produkcję, tymczasem okazała się prawdziwą petardą. Już dzisiaj można powiedzieć, że jedną z kilku murowanych kandydatek do tytułu najlepszego jazzowego wydawnictwa 2020 roku w Polsce. A stoją za „Przyśpiewkami” trzej artyści – saksofonowo-fortepianowy duet Diomede oraz zaproszony przez niego do współpracy perkusista-„obieżyświat” Hubert Zemler.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Prezentację tria zacznijmy od gościa. Hubert Zemler to muzyk wszechstronny. Choć kojarzony jest przede wszystkim z jazzem, to jego artystyczne zainteresowania wykraczają zdecydowanie poza ten gatunek. Wystarczy przywołać dokonania takich formacji, jak LAM, Slalom, Mitch & Mitch, Shy Albatross czy krautrockowy duet z Felixem Kubinem CEL. A do tego dorzucić jeszcze współpracę z Wacławem Zimplem w ramach To Tu Orchestra czy Agustím Fernándezem w składzie Ad Libitum Ensemble – i będziemy mieć w miarę pełny obraz tego, co oferuje swoim słuchaczom Zemler. W nie mniejszym stopniu poszukującymi twórcami są dwaj artyści tworzący Diomede: pianista Grzegorz Tarwid oraz saksofonista Tomasz Markanicz. Ten pierwszy dał się poznać przede wszystkim jako współtwórca freejazzowego tria Sundial (z trębaczem Wojciechem Jachną i perkusistą Albertem Karchiem), ale grywał też w Sekstecie Franciszka Pospieszalskiego.
Tarwid i Markanicz znają się od wielu lat. Minęła jednak dekada, zanim – przed trzema laty – zdecydowali się nagrać pierwszy wspólny album. Krążek „People from the East” powstał z inspiracji muzyką ludów zamieszkujących Syberię, łączył więc jazz z (szamańskim) folkiem. Biorąc pod uwagę, że nieco wcześniej podobne zamiłowania przejawił Zemler, dając się namówić Dominikowi Strycharskiemu na udział w nagraniu „kaszubskiej” płyty „Czôczkò” (2015), wydaje się, że jego współpraca z Diomede jest czymś jak najbardziej zrozumiałym, by nie rzec wręcz: oczywistym. Owszem, Grzegorz i Tomasz mogli zdecydować się na zaproszenie do studia innego perkusisty, ale czy wtedy efekt ich kooperacji byłby równie ekscytujący – można wątpić. Sesja do „Przyśpiewek” trwała zaledwie dwa dni (miała miejsce 30 i 31 października ubiegłego roku w warszawskim studiu Polskiego Radia), a jej efekt trafił do sprzedaży siedem miesięcy później dzięki zapobiegliwości krakowskiej wytwórni Audio Cave.
Audio Cave w ostatnich latach wyspecjalizowało się w jazzie; coraz częściej sięga też po muzykę łączącą jazz z folkiem (niekoniecznie rodzimym) – vide „Ganga” (2017) Antoniego Gralaka, „Oberek” (2017) D.R.A.G. czy tegoroczne „Kurpian Songs & Meditations” Łukasza Ojdany z RGG Trio. „Przyśpiewki” nie są zatem w katalogu tej wytwórni żadnym przypadkiem, lecz kontynuacją słusznie obranej już przed paru laty drogi. Pod względem stylistycznym muzyka zawarta na płycie jest połączeniem jazzu improwizowanego z polskim folklorem, aczkolwiek, co jeszcze postaram się udowodnić, pojawiają się tam również nawiązania do muzyki klasycznej i… popularnej. Na otwarcie wydawnictwa muzycy wybrali zapadającą w pamięć kompozycję „Agnieszka z Malborka”, której melancholijny nastrój i przepiękny nostalgiczny motyw na saksofonie kojarzyć może się nieco z filmowymi ilustracjami z czasów francuskiej Nowej Fali, ale z drugiej strony – co podpowiadałby sam tytuł – brzmi trochę jak nadzwyczaj kreatywna wariacja na temat… „Beaty z Albatrosa” Janusza Laskowskiego. Za to ostatnie nie dam się oczywiście o nic skrócić, ale…
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
O ile opowieść o Agnieszce ma charakter dostojny, o tyle następujący po niej utwór „Leje” zaskakuje frywolnością i minimalistyczną partią syntezatorów, brzmiących jak dziecięca zabawka. Jeszcze inne oblicze tria prezentuje „Przyśpiewka 1”, którą otwiera dialog saksofonów, uzupełniają zaś awangardowa partia fortepianu (oprócz tego tło wypełniają syntezatory) i nadzwyczaj gęsto zaaranżowana perkusja. Z kolei w „Sherwood 13” pojawia się oczywiste nawiązania do „Marsza pogrzebowego” Fryderyka Chopina. Za odpowiednio klimatyczną introdukcję odpowiadają Tarwid i Zemler, a kiedy dołącza do nich Markanicz – kondukt żałobny rusza. Witold Lutosławski o wspomnianym fragmencie II Sonaty fortepianowej Chopina powiedział: „(…) jest dla mnie potęgą – jak rzeźba w skale”. Słowa słynnego kompozytora i dyrygenta można odnieść również do „Sherwood 13” – tyle jest w tym krótkim, niespełna czterominutowym numerze potęgi i emocji!
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Nie mniej wzruszeń trio oferuje w „Gwdzie Małej” (to nazwa położonej nieopodal Szczecinka wsi na Pomorzu), w której mroczne, niemal postapokaliptyczne tony fortepianu (i wchodzącego z nim w dialog saksofonu) przyprawiają wprost o ciarki na plecach. Za sprawą Zemlera także i tutaj tło zagęszczone jest do granic możliwości, dzięki czemu wrażenie nierzeczywistości staje się jeszcze bardziej dojmujące. Ale w końcu muzyka wcale nie musi być przyjemna, aby wywoływać artystyczną ekstazę. Do doświadczeniach „Sherwood 13” i „Gwdzie Małej” pojawiający się po nich „Nordic Walking” brzmi niemal… optymistycznie. Choć oczywiście bez przesady. Do głosu dochodzą tu freejazzowe fascynacje Zemlera, Tarwida i Markanicza, a zwłaszcza tego ostatniego, który dla spotęgowania efektu nakłada na siebie ścieżki różnych saksofonów. Pełna improwizacji jest także „Sonata”, aczkolwiek przez większość czasu trio skupia się na konsekwentnym budowaniu klimatu; dopiero w końcówce wyobraźnia muzyków eksploduje w przejmującym i burzliwym crescendo, po którym następuje kojące wyciszenie.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na początku płyty pojawiła się – jako bohaterka jednej z kompozycji – Agnieszka, w jej drugiej części muzycy przywołali natomiast „Januszka”. Ktokolwiek jest adresatem tego utworu, może być usatysfakcjonowany. Głównie za sprawą melodyjnej partii saksofonu, która na długo jeszcze pozostaje ze słuchaczem. Miniaturowa „Dzika owca” to z kolei przykład klasycznego free, w którym następuje całkowite zespolenie grających unisono saksofonu, fortepianu i perkusji. Ktoś mógłby się uprzeć, że to nie jest już improwizacja, bo osiągnięcie takiego efektu nie byłoby możliwe bez uprzednich prób. Nie zapominajmy jednak, że podstawą satysfakcjonującej improwizacji jest wcześniejsze rzetelne przygotowanie. „Dzika owca” jest najlepszym tego przykładem. I zarazem idealną bazą do tego, by docenić zamykającą album „Przyśpiewkę 2”, w której moc idzie w parze z przepięknie zaadaptowanym, zapętlonym motywem ludowym. W „zajawce” napisałem: „Ta płyta zapowiadała się na bardzo skromną produkcję, tymczasem okazała się prawdziwą petardą”. Niełatwo będzie ją przebić!
Skład:

DIOMEDE:
Grzegorz Tarwid – fortepian, syntezatory
Tomasz Markanicz – saksofony

gościnnie:
Hubert Zemler – perkusja



Tytuł: Przyśpiewki
Wykonawca / Kompozytor: Diomede, Hubert Zemler
Data wydania: 22 maja 2020
Wydawca: Audio Cave
Nośnik: CD
Czas trwania: 46:45
Gatunek: folk, jazz
Zobacz w:
W składzie
Utwory
CD1
1) Agnieszka z Malborka: 04:23
2) Leje: 02:55
3) Przyśpiewka 1: 02:32
4) Sherwood 13: 03:52
5) Gwda Mała: 07:28
6) Nordic Walking: 03:29
7) Sonata: 07:44
8) Januszek: 05:58
9) Dzika owca: 01:20
10) Przyśpiewka 2: 07:05
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

200
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.