Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj płyta francuskiej formacji VanderTop, prowadzonej przez muzyków Magmy – Christiana Vandera i Jannicka Topa – z Didierem Lockwoodem w składzie.  |  | ‹Paris 76›
|
W połowie lat 70. ubiegłego wieku prowadzona przez perkusistę Christiana Vandera francuska Magma była już uznaną marką na europejskim rynku rockowym i jazzrockowym. Miała na koncie cztery płyty studyjne („Magma”, 1970; „1001° Centigrades”, 1971; „Mekanïk Destruktïẁ Kommandöh”, 1973; „Köhntarkösz”, 1974), a jeśli doliczymy do tego jeszcze nagrany pod szyldem Univeria Zekt album „The Unnamables” (1972) oraz sygnowany jedynie nazwiskiem Vandera soundtrack do filmu „Tristan and Iseult” (1974), później reedytowany jako Magmowy „Ẁurdah Ïtah” – to nawet sześć. Zespół przyciągał wciąż nowych i zdolnych artystów, którzy najczęściej po paroletnim stażu u boku Christiana odchodzili, aby zakładać własne formacje (tak właśnie narodziło się chociażby Zao). Robił to zresztą również sam lider, który nie stronił od muzycznych „skoków w bok”. W 1975 roku zagrał serię koncertów pod nazwą Utopic Sporadic Orchestra, a w następnym – VanderTop. Ten ostatni szyld narodził się z połączenia nazwisk dwóch współliderów projektu – Christiana oraz gitarzysty basowego Jannicka Topa, który w tym czasie udzielał się, poza Magmą, również w formacji Speed Limit. Do składu VanderTop Christian i Jannick zaprosili jeszcze czterech muzyków związanych na różnych etapach swojej kariery z Magmą: wokalistę Klausa Blasquiza (1970-1980, 1990-1993), gitarzystę solowego Gabriela Federowa (1974-1977, 1980), klawiszowca Michela Grailliera (1972-1974) oraz skrzypka Didiera Lockwooda (1974-1976, 1980, 1992-1993), współpracującego także z Zao i stojącego na czele… Lockwood (wespół ze swoim starszym bratem Francisem). Sekstet zagrał serię koncertów w ciągu kilku miesięcy 1976 roku, ale w epoce nie pozostawił po sobie żadnego fonogramu; dopiero ćwierć wieku później Jannick Top po powołaniu do życia własnej wytwórni – Utopic Records – postanowił wyciągnąć na światło dzienne archiwalne nagrania koncertowe zarówno Utopic Sporadic Orchestra („Nancy 75”), jak i VanderTop („Paris 76”). Oba wydawnictwa nie są doskonałe pod względem technicznym; brzmią jak „oficjalne bootlegi”, ale to i tak pewnie najlepsze pod względem brzmienia zachowane rejestracje tych zespołów. W zasadzie należałoby postrzegać je jako jedno – zarówno z uwagi na składy (w obu motorem napędowym byli Vander, Top i Lockwood), jak i repertuar (którym się wymieniały). Dzisiaj przyjrzymy się drugiej z wymienionych formacji. Koncert, jaki znalazł się na „Paris 76”, miał miejsce 2 listopada 1976 roku w – mieszczącym się do dzisiaj pod adresem 20 Boulevard Saint-Martin – paryskim Théâtre de la Renaissance. Jeżeli na wydany przez Jannicka kompakt trafił pełen zapis występu, oznacza to, że trwał on godzinę. I nie ma wątpliwości, że dla uczestniczących w nim wielbicieli Zeuhlu była to niezapomniana godzina, z której wielce usatysfakcjonowani byli na pewno i zaprzysięgli fani Magmy, i będącego jej odnogą Zao.  | |
Koncert otwiera dziewięciominutowa wersja „Hhaï”, znanego już wtedy z nagranego na żywo albumu Magmy „Live / Hhaï” (1975). To Zeuhl w czystej postaci – i trudno udawać z tego powodu zaskoczenie, skoro kompozytorem tego utworu jest sam Vander. I to on właśnie od kilku taktów perkusji rozpoczyna pochód całego zespołu. Z czasem dołączają do niego Lockwood ze swoimi elektrycznymi skrzypcami, a zaraz potem pozostali instrumentaliści, włącznie z trzymającym się na razie na uboczu Gabrielem Federowem. To „wygnanie” gitarzysty nie trwa jednak długo; niebawem nawiązuje on bowiem dialog z Didierem i tym samym przebija się na plan pierwszy. Ostatnim, który akcentuje swoje przybycie, jest Klaus Blasquiz. Wokalista w poprzednich latach dobrze poznał, wymyślony przez Vandera, język kobaïański i teraz również robi z tego użytek. Im bliżej końca, tym bardziej zespół podkręca tempo, co zmusza także Klausa do coraz większego wysiłku – w finale, by odpowiednio zaakcentować emocje, wchodzi on wprost w rejestry operowe. Co też jest charakterystyczne – zresztą po dziś dzień – dla Magmy.  | |
Kolejne dwa, rozbudowane do ponad dwudziestu minut, utwory to już dzieło Jannicka Topa. „La musique des sphères” wykonywała na koncertach, choć w skróconej wersji, również Magma (zachował się zapis z 31 października 1976 roku, czyli zarejestrowany zaledwie dwa dni wcześniej); tutaj jednak słyszymy tę kompozycję w pełnej krasie. Otwiera ją, nie licząc pojedynczych akordów sprzężonego basu, kilkuminutowa introdukcja na instrumentach klawiszowych, która tyleż korzysta z doświadczeń mistrzów rocka elektronicznego z początków lat 70., co zapowiada powstanie stylu nazwanego w przyszłości dark ambientem. A dalej wcale nie jest mniej awangardowo, także za sprawą śpiewającego bardzo niskim, mocno zachrypniętym głosem Blasquiza (który mógłby zawstydzić samego Joego Cockera). „La musique des sphères” w tej wersji to wielowątkowa suita – zmieniają się motywy, zmieniają nastroje, ale mniej więcej od dwunastej minuty przed wszystkie inne instrumenty przebija się gitara Federowa, który już praktycznie do samego końca nie oddaje nikomu palmy pierwszeństwa, racząc słuchaczy raz mocno zakręconą, psychodeliczną, to znów stonowaną i melodyjną solówką.  | |
„De futura” jest jeszcze dłuższa od „Muzyki sfer” (o ponad trzy minuty). To także był utwór, który członkowie VanderTop mieli nieźle przećwiczony; rok wcześniej stanowił on bowiem podstawę repertuaru koncertowego Utopic Sporadic Orchestra. Mieli więc czas, aby przygotować różne jego warianty – i to w tym wykonaniu słychać. Początek jest w miarę spokojny, ale już po paru minutach diametralnie zmienia się nastrój. Zespół gra coraz wolniej i ciężej, niemal hardrockowo; na to nakładają się psychodeliczno-futurystyczne klawisze Michela Grailliera i sprzęgnięta z nimi partia wokalna Klausa. W porównaniu z poprzednim utworem dzieje się tutaj mniej, a przynajmniej takie można odnieść wrażenie. W rzeczywistości jest ono złudne, albowiem zmiany zachodzą po prostu w wolniejszym tempie, lecz smakowitych efektów wcale nie brakuje. Począwszy od awangardowej partii fortepianu, aż po przejmujący dźwięk syreny alarmowej. Jannick jako kompozytor wspiął się tu na wyżyny, umiejętnie łącząc jazz z rockiem i przy okazji dorzucając co nieco z tak zwanego „trzeciego nurtu” (vide klasycyzujące wokalizy Blasquiza). Na finał rozbrzmiewa drugi z utworów napisanych przez Vandera – „Troller tanz”, który z racji czasu trwania (to zaledwie nieco ponad cztery minuty) można określić mianem „Magmy w pigułce”. Po szalonym, mocno schizofrenicznym początku następuje nagły skręt w stronę muzyki klasycznej – włącznie z paraoperowym śpiewem Klausa i solowym popisem Lockwooda na skrzypcach. Wszystko to zostaje zaś podane w motorycznym jazzrockowym tempie. Żywot VanderTop był krótki, ale muzycy ci wracali jeszcze do siebie w przyszłości. Jak chociażby na początku lat 80., kiedy to Christian, Jannick i Didier nagrali – z pomocą klawiszowca Benoît Widemanna (w tamtym czasie będącego etatowym członkiem… Magmy) – longplay „Fusion”. Skład: Klaus Blasquiz – śpiew Gabriel Federow – gitara elektryczna Didier Lockwood – skrzypce elektryczne Michel Graillier – instrumenty klawiszowe Jannick Top – gitara basowa, muzyka (2,3) Christian Vander – perkusja, muzyka (1,4)
Tytuł: Paris 76 Data wydania: 2001 Nośnik: CD Czas trwania: 60:58 Gatunek: jazz, rock W składzie Utwory CD1 1) Hhaï: 08:56 2) La musique des sphères: 21:57 3) De futura: 25:38 4) Troller tanz: 04:19 Ekstrakt: 70% |