W marcu 2020 byłem służbowo w Australii. Przez koronawirusa utknąłem w Canberze – Polska zamknęła granice tak nagle, że nie wpuszczono mnie na pokład samolotu bo docelowo lądowałbym 5h po zamknięciu granic… Ale nie ma tego złego… Spotkałem Polaków, Roberta i Olę, spędziłem u nich weekend i miałem okazję „zdobyć” najwyższy szczyt Australii - Mt. Kosciuszko 2228m n.p.m. (czyli mam pierwszy kamień w koronie Ziemi wg Bassa!)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dzięki Robertowi, podróż z Canberry do Parku Narodowego Mount Kosciuszko zajęła dwie godziny. Komunikacją publiczną latem jest to prawie niemożliwe. Jedyny autobus dociera do Jindabyne o 14:30, a stamtąd jeszcze trzeba taxi/auto-stop do Thredbo. W efekcie brakuje czasu na wejście i zejście, trzeba zarezerwować nocleg na miejscu. Powrót równie skomplikowany. Więcej autobusów i o sensowniejszych porach jeździ zimą – Góra Kościuszko jest popularnym ośrodkiem narciarskim, ale marzec w Australii to koniec lata, do zimy jeszcze trochę.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Zdobyć” powyżej ująłem w cudzysłów, gdyż na wys. 1930m n.p.m. (czyli mniej więcej nasz Kasprowy Wierch) wjeżdżam wyciągiem krzesełkowym (nie chcę nadużywać uprzejmości Roberta, czeka na mnie na dole). Jestem jedynym pasażerem… bez roweru. Z Góry Kościuszki wytyczono szereg tras rowerowych, w tym ekstremalną Cannonball. I widać, że MTB jest tutaj popularnym sportem. Dobrze, że trasy rowerowe i piesze nie pokrywają się. Z górnego punktu wyciągu do szczytu jest 6,5km, przy różnicy wysokości zaledwie 300m. Czyli spacer. Jest piękny, słoneczny (chodź dość chłodny) dzień. Idealna pogoda na zdjęcia.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Początek szlaku to …płytka chodnikowa, która po kilkuset metrach zamienia się w przerdzewiałą kratownicę – i tak już będzie prawie do końca. Rozumiem, ochrona przyrody (niskie trawy), ale chodzenie po skrzypiącej kratownicy ma niewiele wspólnego z turystyką górską. Szlak jest dostępny dla przysłowiowego „Janusza w klapkach” (ale jego żona na obcasach już nie da rady…). Idę dość szybko, jest prawie płasko. Ale zdjęć dużo, świetna widoczność i tylko dwa dominujące kolory – błękit nieba (i jeziorka) oraz rdzawo-brązowe trawy. Jestem ponad 2000m n.p.m. a krajobraz w niczym nie przypomina naszych Tatr na tej wysokości. Nie ma ostrych skał, nie ma grani z ekspozycją, nie ma gdzie spaść – wszystko jest wygładzone. Góry nie są takie majestatyczne jak Tatry, nie przytłaczają. Szczyt Mt Kosciuszko można porównać do Babiej Góry (500m niższa – 1725m).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Od przełęczy Rawson kratownica zamienia się w …chodnik z bloków kamiennych. Dopiero ostatnie 500m pod szczytem to coś co można uznać za górski szlak (porównajcie z Tatrami na wys. 2200m n.p.m.…). Na szczycie udzielam lekcji wymowy miejscowym turystom. Oni wymawiają „Kozjasko”. 10-latek robi największe postępy i po chwili mówi poprawnie „Kościuszko”. I chociaż jest tablica informacyjna, opowiadam wszystkim o naszym wielkim rodaku, Pawle Edmundzie Strzeleckim i jak doszło do nazwania góry. W czasie drogi powrotnej Robert zatrzymuje się w Jindabyne, gdzie Strzeleckiemu wystawiono ogromny pomnik. I chociaż Australijczycy nie potrafią wymówić jego nazwiska, bardzo wielu wie kim był. Strzelecki ma „swoją" górę w Australii - i to nie jedną!  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
U Roberta i Oli zostaję na weekend. Ola pochodzi z Bytomia i na obiad podaje kluski, roladę i czerwoną kapustę. Jestem na drugim końcu świata, a obiad jak u babci! Po fantastycznym weekendzie wracam do Sydney i przez parę dni próbuję dostać się do kraju. Udaje się pod koniec tygodnia i w nocy z soboty na niedzielę wracam do domu, zaczynając dwutygodniową kwarantannę.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
|