W tomie szóstym pierwszej pokolorowanej edycji „Kajtka i Koka w kosmosie” z podtytułem „Dwór Apodyktusa” nie tylko niewiele owego „kosmosu”, ale także główni bohaterowie coraz bardziej wchodzą w rolę swoich zmienników, czyli Kajka i Kokosza.  |  | ‹Kajtek i Koko w kosmosie #6: Dwór Apodyktusa›
|
Niechętny powrotowi na Ziemię Mózg Centralny rakiety, którą nasi dzielni marynarze dotarli do układu Oriona, zboczył z kursu i wylądował na nieznanej planecie. Okazała się ona przypominać nasz glob, tyle tylko, że zamieszkujące ją ludy, pod względem rozwoju, znajdują się jeszcze w epoce wczesnego średniowiecza. W czasie licznych przygód Kajtek i Koko nasłuchali się o władającym krainą uzurpatorze Apodyktusie, który nęka miejscową ludność. Jako osoby o gołębich sercach i heroicznych skłonnościach, wybrali się do jego zamku, by złożyć mu wizytę ostrzegawczą. Przy okazji chcą odzyskać swoje skafandry, które podstępnie im skradziono. Na szczęście nie są bezbronni, albowiem wciąż towarzyszy im uszkodzony robot, reagujący agresją na głośne dźwięki. A że słudzy i żołnierze Apodyktusa nie należą do rozmawiających szeptem, konfrontacja jest nieunikniona. To jednak tylko punkt wyjścia dla fabuły, która z jednej strony ma w sobie sporo z sentymentalnego, baśniowego uroku, a z drugiej zachwyca pomysłowością i intryguje zwrotami akcji. Janusz Christa był mistrzem opowieści i co chwila mamy tego dowód. Ponieważ pierwotnie komiks ukazywał się w formie czterokadrowych pasków gazetowych w „Wieczorze wybrzeża”, autor starał się, by każdy odcinek kończył się pointą. Najczęściej był to jakiś zabawny gag, ale zdarzały się także namiastki tego, co obecnie nazywa się cliffhangerami. A jednak, pomimo tej swoistej szczątkowości, udawało się zachować ciągłość fabularną i niejednokrotnie jesteśmy zaskakiwani zwrotami akcji. Ta natomiast pędzi na łeb, na szyję, nie pozostawiając momentu wytchnienia. Zmieniają się także lokalizacje. Z początku mamy do czynienia z zamkiem Apodyktusa, by nagle wylądować wśród piratów, którzy bardzo serio traktują swój fach. A w pewnym momencie, wraz z Kajtkiem i Kokiem przemierzamy owiane złą sławą bagna, gdzie muszą zmierzyć się z pewną dziwną sektą. Widać, że Mistrza ciągnęło już do zrealizowania swojego pomysłu, który za chwilę miał przybrać formę Kajka i Kokosza. Choć zakładał, że „W kosmosie” będzie zamykało się w około 200 paskach komiksowych, ulegał kolejnym naciskom fanów i rozbudowywał fabułę o kolejne przygody marynarzy. Mam wrażenie, że gdyby nie to, poznalibyśmy wcześniej obrońców Mirmiłowa i to oni musieliby się mierzyć z Apodyktusem. W recenzji poprzedniego albumu „W kosmosie” wspominałem, że pojawiły się w nim podobieństwa do wczesnych przygód „Asterixa”. Tym razem nic takiego nie występuje. Pomysły Christy są jak najbardziej autorskie, co ewidentnie świadczy, że był on wyjątkowym artystą. Zarówno jako autor scenariuszy, jak i jako rysownik, którego kreska jest tak charakterystyczna, że nie sposób pomylić ją z pracami innych. „Dwór Apodyktusa” pomimo, że stanowi trochę naciąganą wariację na temat kosmicznych podróży, jest komiksem, który nie obniża lotów całej serii, utrzymując jej wyśrubowany poziom. Jedyne, co uwiera w czasie lektury, to świadomość, że za chwilę przygoda się zakończy, bo teraz pozostaje nam czekać na ostatni album.
Tytuł: Kajtek i Koko w kosmosie #6: Dwór Apodyktusa Data wydania: 12 sierpnia 2020 ISBN: 9788328135826 Format: 96s. 216x285 mm Cena: 39,99 Gatunek: humor / satyra Ekstrakt: 90% |