Bardzo dobrze, że Egmont nie rozciąga w czasie wydawania „Mrocznej otchłani”. Po zaledwie trzech miesiącach otrzymujemy drugi tom cyklu. To dobre rozwiązanie w przypadku takich sensacyjnych historii, w których akcja gna do przodu. Komiks ten może arcydziełem nie jest, ale bez dwóch zdań wciąga.  |  | ‹Mroczna otchłań #2›
|
Potencjał na takie wydawnicze tempo jest nadal, jako że na rynku frankofońskim wyszło już jedenaście albumów. Zanim pojawią się kolejne tomy, przypomnijmy sobie co się dotychczas wydarzyło w tej serii oryginalnie nazwanej „Carthago” 1). Historia dzieje się współcześnie, ale świecie nieco alternatywnym do naszego. Retrospektywne przebitki nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości, na Ziemi żyją stworzenia uważane za mityczne albo przynajmniej za dawno wymarłe. Topniejące lodowce w Alpach odsłaniają szczątki jaskiniowca z naszyjnikiem z zębów wymarłego miliony lat wcześniej zwierzęcia, załoga niemieckiego u-boota przeżywa starcie z prehistorycznym gadem, w Himalajach tajemnicza wyprawa zostaje zaatakowana przez… yeti. Ale to wszystko są dodatki, bo główną osią intrygi jest polowanie na żywego megalodona, gigantycznego przodka współczesnych rekinów. Głównymi bohaterkami uczynili autorzy panią oceanolog Kim Melville i jej córkę Lou. Kim jest ważną postacią bo zna oceany, Lou – ponieważ skrywa tajemnicę. Ale akcję napędzają inni. Przede wszystkim niejaki Feiersinger, zagadkowy naukowiec i łowca niebanalnych trofeów oraz Snyder, szef „Carthago”, olbrzymiej korporacji zajmującej się poszukiwaniem i eksploatacją złóż gazu ziemnego. W pierwszym tomie wszyscy oni rzucili się do pogoni za żywym megalodonem, a gdzieś tam daleko w tle rozwijały się powoli inne wątki. W najnowszym tomie sprawa wielkiego rekina odeszła nieco na dalszy plan, a na pierwszy zdecydowanie wysunęła się Lou. Okazuje się, że zwierzęta uważane za wymarłe miliony lat temu nie są jedyną zagadką skrywaną przez oceany. Christophe Bec postanowił zaatakować czytelnika z kilku stron jednocześnie. Do niezwykłych okazów fauny dorzucił podmorskie konstrukcje, łącząc je z Lou poprzez jej sny i wizje. Właśnie te budowle stają się głównym motywem drugiego tomu i to one są celem kolejnej wielkiej wyprawy organizowanej przez Feiersingera. Jako wisienka na torcie, wmieszani zostali w to Aborygeni ze swoimi wierzeniami i magią, które znowu najmocniej wiążą się z Lou. Wspominałem przy okazji pierwszego tomu, że całość przypomina „Dallasa Barra” autorstwa Haldemana i Marvano, z tym, że „Mroczna otchłań” sprawia wrażenie nieco bardziej chaotycznej. Chwilami zdaje się, że Bec nie zawsze panuje nad liczbą wątków czy retrospekcjami. Czytelnik wracając na wcześniejsze strony nie myśli „O! Sprytnie wymyślone”, ale raczej „Kurczę! O co tu chodziło?”. Ponadto Bec wprowadził zbyt dużo postaci odgrywających istotną rolę, a za tym poszła konieczność przedstawienia ich przeszłości i motywów działania. Powyższe krytyczne uwagi nie oznaczają, że mamy do czynienia ze słabym komiksem. „Mroczna otchłań” to całkiem przyzwoita pozycja, ale miała potencjał na rzecz bycia „bardzo dobrą” – gdyby ją nieco uprościć. Pomimo tych kilku mankamentów lektura drugiego tomu „Mrocznej otchłani” wciąga, a zakończenie budzi duży apetyt na kontynuację. Pozostaje mieć nadzieję, że będzie ona miała miejsce jeszcze w tym roku.
Tytuł: Mroczna otchłań #2 Data wydania: 2 września 2020 ISBN: 9788328197510 Format: 116s. 216x285mm Cena: 79,99 Gatunek: SF Ekstrakt: 70% |