Jedynym polskim filmem w konkursie głównym tegorocznej, internetowej edycji festiwalu Off Camera są „Maryjki” w reżyserii Darii Woszek. Produkcję powinni zobaczyć wszyscy mówiący, że polscy twórcy wciąż skupiają się na podobnych tematach i nie podejmują większego ryzyka.  |  | ‹Maryjki›
|
Pamiętam, jakim problemem dla dystrybutora Kino Świat była promocja „Córek dancingu” Agnieszki Smoczyńskiej. Jak zareklamować Polakom film, będący połączeniem różnych gatunków i ukazujący czasy PRL-u jako baśniowo-kolorowy świat, w którym próbuje się odnaleźć dwójka syren przejawiających nieco okrutne skłonności? W końcu film Smoczyńskiej o wiele większy sukces odniósł w Stanach Zjednoczonych, gdzie został nawet włączony do prestiżowej kolekcji Criterion. Wspominam o tym, bo podobny los może czekać „Maryjki”. W swoim pełnometrażowym debiucie Daria Woszek również podejmuje formalne ryzyko, tworząc obraz, jakiego jeszcze w polskim kinie nie było. Skupia się na różnych obliczach kobiecości, a całą historię zanurza w świecie wystylizowanych fantazji i groteskowego humoru. Nietypowa jest już sama bohaterka – Maria jest pięćdziesięcioletnią dziewicą wiodącą pogrążone w rutynie życie. Gdy nie stoi za kasą lokalnego sklepu spożywczego, to zajmuje się czytaniem groszowych romansów lub powiększaniem kolekcji figurek Matki Boskiej. Z jej mieszkania korzysta nadużywająca alkoholu siostrzenica Helena podkreślająca konsekwentnie, że każdy facet to świnia. To jeszcze mógłby być scenariusz nakręconego po bożemu filmu obyczajowego z klasycznym ciągiem przyczynowo-skutkowym. W „Maryjkach” jednak już po kilku minutach bohaterka podczas wizyty kontrolnej u ginekologa dostaje terapię hormonalną, aby złagodzić objawy menopauzy. Libido skoczy, a świat fantazji i wyobrażeń zacznie przenikać się z tym prawdziwym. Przyznam, że po pierwszym przeczytaniu opisu filmu byłem sceptyczny. Przyzwyczajony do przaśnego humoru oferowanego raz za razem w komediach romantycznych nie spodziewałem się, że „Maryjki” będą filmem autentycznie zabawnym. Niekiedy komizm podobnie jak choćby u Wesa Andersona wynika z samej kompozycji kadru, a chwilami z przerysowanej gry aktorskiej. Interakcje pomiędzy postaciami bywają uroczo niezręczne, szczególnie że każda z nich wydaje się żyć we własnym świecie. Reżyserka czerpie również z kina gatunkowego – kręcona na dłuższych ujęciach sekwencja kolacji trzyma w napięciu, ponieważ nie wiemy, w jaki sposób zostanie spuentowana. W dodatku ma doskonałe wyczucie ironii – w ilu filmach widzieliście sceny zbliżenia seksualnego ilustrowane instrumentalnym „Ave Maria”? Czy opowieści o dojrzewaniu muszą się ograniczać do osób nastoletnich? Woszek stanowczo temu zaprzecza, pokazując, że w każdym wieku istnieje możliwość zmiany lub spróbowania czegoś nowego. To także szalone spojrzenie na klimakterium, symbolizujące przecież często koniec terminu przydatności w mediach nastawionych na promowanie nierealnych ideałów piękna. W „Maryjkach” wręcz przeciwnie – może to być początek czegoś zupełnie innego, a być może nawet bardziej fascynującego niż wcześniej. Reżyserka nie stroni od nagości; wcale jej nie idealizuje, pokazując ciała takimi jakie są w rzeczywistości. W filmie widzimy zbudowane na kontraście różne oblicza kobiecości. Niepewna i żyjąca według wypracowanych przez lata schematów Maria będzie się stawała coraz bardziej wolna od narzucanych samej sobie ograniczeń, a jej wyzwolona i autodestrukcyjna siostrzenica być może spróbuje coś w swoim życiu zmienić. Reżyserka podchodzi do nich empatycznie w przeciwieństwie do mężczyzn, którzy akurat w tej konwencji są ośmieszani lub demonizowani. Przedziwna kolacja z młodym adoratorem nie pozostawia złudzeń co do tego, że książęta na białych koniach występują tylko na stronach groszowych romansów. Przy małym budżecie twórcy mieli zawężone pole manewru, więc ograniczyli się do kilku istotnych miejsc akcji. Mieniący się kolorami sklep spożywczy o nazwie „market” to melodia przeszłości – coraz mniej prywatnych lokalów broni się przed szponami wielkich korporacji. Natomiast wystrój mieszkania Marii zatrzymał się gdzieś na latach 90. Woszek imponująco ogrywa przestrzeń pomieszczeń, kamera znajduje się zawsze tam, gdzie powinna. Kolejne sceny zamiast smutnej szarzyzny opierają się na intensywnym oświetleniu i kilku zderzających się ze sobą kolorach. Specjalnie do filmu piosenkę nagrała Katarzyna Nosowska, występująca tutaj zresztą w epizodycznej roli. W trakcie seansu nie mogłem się pozbyć wrażenia, że „Maryjki” są pod wieloma względami bardzo bliskie całej twórczości piosenkarki. Jako odważna wizja artystyczna, jednocześnie wypełniona dystansem, wrażliwością oraz entuzjazmem, to właściwie wizualny odpowiednik utworów Nosowskiej. Jedna ze scen ukazająca za pomocą dynamicznego montażu budzącą się seksualność mogłaby zostać wycięta i wykorzystana jako gotowy teledysk. Najważniejszą osobą projektu pozostaje Grażyna Misiorowska. Aktorka znana raczej w środowisku teatralnym stworzyła rewelacyjną kreację zmieniającej się kobiety. Widać to w sposobie poruszania, początkowo zrezygnowanym i przygarbionym, a później zmysłowym i nonszalanckim. „Maryjki” mają wszystko, aby stać się w przyszłości tytułem kultowym. Powinny także otworzyć przed Darią Woszek kilka drzwi i dać jej szansę na tworzenie kolejnych, oryginalnych projektów. W tym przypadku bardziej niż sam scenariusz doceniam reżyserię, ale takich polskich twórców, podejmujących ryzyko oraz bawiących się kinem, chcę oglądać jak najczęściej.
Tytuł: Maryjki Data premiery: 16 września 2020 Rok produkcji: 2020 Kraj produkcji: Polska Czas trwania: 80 min Gatunek: dramat, komedia Ekstrakt: 70% |