powrót; do indeksunastwpna strona

nr 08 (CC)
październik 2020

Off Camera 2020: Kraina wiecznego nieszczęścia
David Perrault ‹Savage State›
W dzisiejszych czasach nie powstaje dużo westernów, więc fani gatunku wypatrują jaskółek w formie pojedynczych, ciekawie się zapowiadających filmów. Jednym z nich jest zrealizowany przez Davida Perraulta „Savage State”, choć uprzedzam, że zamiast kowbojów i Indian będziecie oglądać przez większość czasu grupę francuskich kobiet walczących o przeżycie.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Savage State›
‹Savage State›
Kino francuskie nie ma takiej tradycji westernowej jak włoskie. Na przestrzeni wielu lat to raczej pojedyncze przypadki lub koprodukcje, gdzie udział Francuzów nie był zbyt duży. A przecież wśród osadników zaludniających kiedyś tereny Dzikiego Zachodu bywali również przedstawiciele tego kraju. W „Savage State” reżyser David Perrault skupia się właśnie na dobrze sytuowanej rodzinie przebywającej poza swoją ojczyzną. Akcja rozgrywa się na początku wojny secesyjnej, kiedy kraj jest trawiony narastającym konfliktem wewnętrznym. To niebezpieczna sytuacja dla cudzoziemców, a reżyser przedstawia opowieść z ich perspektywy, skupiając się na postaciach kobiecych.
Klimatyczny jest sam prolog, rozgrywający się w ciemnościach, kiedy w wyniku nieudanej transakcji dochodzi do wymiany ognia. Zamiast ekspozycji podawanej w dialogach wiele rzeczy zostaje ukazane bez używania zbędnych słów. W następnych scenach wielbiciele Johna Wayne’a i dynamicznych strzelanin mogą zacząć patrzeć na zegarki, bo konwencja zmierza w kierunku melodramatu kostiumowego. Oglądamy losy francuskiej rodziny składającej się z ojca, matki i trzech córek. W ich domu przebywa także czarnoskóra służąca. W wyniku przybycia do okolicy żołnierzy terroryzujących mieszkańców podczas przyjęcia, ojciec wynajmie ludzi, którzy pomogą jego bliskim dotrzeć do morza, aby powrócić statkiem do ojczyzny.
Umiejscowienie akcji na Dzikim Zachodzie zawsze postrzegałem jako punkt wyjścia do opowiadania różnorodnych historii i prezentowania innych perspektyw. Perrault świadomie przeciwstawia się oczekiwaniom widzów wynikającym z przyzwyczajenia do konwencji. W tym świecie każdego może spotkać błyskawiczna śmierć, a mężczyźni odarci zostają z romantycznego mitu. Przez jakiś czas możemy sądzić, że w pierwszej kolejności będzie to opowieść o rodzącej się miłości pomiędzy osobami z różnych światów. Reżyser puentuje jednak ironicznie ten wątek; okazuje się, że zdecydowanie bardziej interesuje go dojrzewanie w niesprzyjających warunkach oraz wyboista droga ku kobiecej solidarności.
Główna bohaterka, Esther, już na samym początku wydaje się wiedzieć więcej niż inni i ma skłonności do buntu przeciwko skostniałym konwenansom. Wcielająca się w tę rolę Alice Isaak dominuje na ekranie pomimo tego, że nie ma dużo do mówienia. Emocji można wypatrywać w jej oczach, które szczególnie upodobał sobie sam Perrault. Dziki Zachód, śnieg i wyraziste postaci kobiece – ja więcej do szczęścia nie potrzebuję. Środkowy akt to klasyczne kino drogi przybliżające nam różne charaktery sióstr oraz kreujące świat trochę rzeczywisty, a trochę przypominający tajemniczą krainę z mrocznej baśni. Główną antagonistką jest pogrążająca się w szaleństwie ubrana na czarno Bettie. W swoich zachowaniach przypomina wiedźmę, a gdy w jednej ze scen rozmawia z Esther, to można odnieść wrażenie, że zaraz poczęstuje ją zatrutym jabłkiem.
Reżyser podejmuje ryzyko, zderzając ze sobą wysokie, patetyczne tony z rozwiązaniami charakterystycznymi dla gatunkowego kina rozrywkowego. Bettie przemierza prerię wraz z grupką zamaskowanych mężczyzn, ze względu na brak motywacji przypominających postaci wyjęte z horroru. Po „Django” Tarantino trudno traktować na poważnie facetów w workach na głowie, a laleczki voodoo też były już ogrywane w kinie niezliczoną ilość razy. Paradoksalnie jednak, narażając się na śmieszność, Perrault tworzy coś innego i potrafi tchnąć trochę życia w gatunek mający czasy świetności dawno za sobą. W finale, kiedy bohaterki zamknięte w pomieszczeniu muszą działać razem oraz bronić się przed napastnikami, to naprawdę można emocjonować się tym westernowym „home invasion”.
Zdjęcia Christophe Duchange’a ze szczególnym zainteresowaniem ukazują zróżnicowane stroje kobiet. Kamera wielokrotnie w płynny sposób przechodzi od jednej postaci do drugiej, dzięki czemu nie tylko widzimy ich reakcje, ale również orientujemy się doskonale w przestrzeni. Gdy film staje się kinem drogi, to oglądamy bezkresny krajobraz amerykańskiego pogranicza w zmieniających się warunkach pogodowych. Pod względem wizualnym film czerpie z gotyckiego kina grozy. Kolory są bardzo stonowane, co tylko pogłębia odczuwalny niepokój. W ścieżce dźwiękowej pobrzmiewają echa twórczości włoskich kompozytorów – muzyka już od samego początku zapowiada, że klimat będzie wyjątkowy.
Jeśli tylko pozbędziecie się oczekiwań związanych z tym, jak powinien wyglądać film rozgrywający się na Dzikim Zachodzie, to odnajdziecie w filmie Perraulta wiele interesujących elementów. Akcja schodzi na dalszy plan wobec tego, co dzieje się pomiędzy bohaterami, a film wpisuje się w bardzo aktualną refleksję na temat tego, jak to jest być kobietą w obcym środowisku. Akurat ta historia pozostawia nadzieję, może nie na szlachetną miłość, ale przynajmniej na to, że western może wciąż zaskakiwać i oferować niespodziewane emocje.



Tytuł: Savage State
Tytuł oryginalny: L'état sauvage
Reżyseria: David Perrault
Scenariusz: David Perrault
Rok produkcji: 2019
Kraj produkcji: Belgia, Francja, Kanada
Czas trwania: 118 min
Gatunek: western
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

50
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.