Na to wydarzenie czekaliśmy od jakiegoś czasu. „Wojna królów” to zwieńczenie sagi o despotycznym, samozwańczym władcy Shi′ar, Wulkanie, który w obłąkańczym akcie zemsty podpalił o jedną galaktykę za dużo.  |  | ‹Wojna królów›
|
Wulkan, czyli Gabriel Summers, brat Cyclopsa i Havoka z X-Men, przez lata był więźniem Shi′ar. Kiedy udało mu się uwolnić, poprzysiągł zemstę na swoich oprawcach. Pomogło mu w tym szczęście i fakt, że jest mutantem potężniejszym, niż ktokolwiek z jego rodziny. By upokorzyć Imperium, dzięki manipulacjom, udało mu się zostać jego władcą. To mu jednak nie wystarczyło. Teraz ruszył na podbój innych światów. O tych wydarzeniach mogliśmy przeczytać w kolejno wydawanych przez Egmont, grubaśnych tomach z serii Marvel Classic: „X-Men: Mordercza geneza”, „X-men: Powstanie i upadek Imperium Shi′ar”, oraz „Wojna królów: Preludium”. Teraz przyszedł czas na kulminacyjne starcie. Wulkan rozpętał wojnę na wszystkich znanych mu frontach i co najgorsze, na wielu z nich wygrywa. Pomaga mu w tym słynna Straż Imperialna z mocarnym Gladiatorem na czele. Przy tej potędze resztki X-Men i Starjammers, którzy wspierają rebelię, na czele której stoi była cesarzowa Shi′ar Lilandra, wydają się nic nieznaczącym pyłkiem. A jednak pycha i obłęd uzurpatora, prowadzą go na manowce. Zaatakował bowiem innego galaktycznego giganta – Imperium Kree. Choć to obecnie boryka się z kryzysem władzy, pozostaje mocnym przeciwnikiem. Być może zbyt mocnym, ponieważ chcący ratować poddanych, przewodzący Kree Ronan Oskarżyciel oddał pełnię władzy Black Boltowi z Inhumans, widząc w nim nadzieję na rozkwit swojej rasy. Co tu dużo mówić, intryga rozpisana na kilka lat i mnóstwo serii, zarówno regularnych, jak i wydań specjalnych, poraża swoim rozmachem. Problem polega jednak na tym, by rozdmuchane i zwielokrotnione wątki połączyć w jedną całość. Aby tak się stało, na straży projektu stanęło dwóch scenarzystów Dan Abnett i Andy Lanning, którzy kontrolowali poczynania innych kolegów po fachu. I trzeba przyznać, że udało im się zapanować nad całością. „Wojna królów” posiada bowiem całkiem sensowne i przekonujące zakończenie, do którego prowadzi kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji. Możemy zatem zobaczyć, jak Wulkan popada w coraz większe szaleństwo, co jego brata Havoka przyprawia o coraz większy ból głowy. Z drugiej strony jest też królewska rodzina Inhumans, która zmuszona została pokonać opór części rasy Kree przed uznaniem ich za władców. Gdzieś na tym tle o utrzymanie resztek wpływów walczy Lilandra, zaś niegdyś wierny jej, a teraz oddany Wulkanowi, Gladiator, przeżywa rozterki moralne. Poprzysiągł bowiem być wiernym majestorowi Shi′ar, bez względu na to, kim on będzie. Mnie jednak najbardziej urzekł wątek Crystal, która musi poślubić Ronana Oskarżyciela, co da Black Boltowi mocniejsze prawa do tronu Kree. Dziewczyna nie pała sympatią do ponuraka z wielkim młotem, ale jest gotowa stanąć z nim na ślubnym kobiercu dla dobra sprawy. Zdaję sobie sprawę tego, że patetyczna narracja komiksu i wzniosłe frazesy wkładane w usta bohaterów, mogą niektórych drażnić, ale przyjmuję to z dobrodziejstwem inwentarza. Dramatycznym wydarzeniom musi towarzyszyć odpowiednio wzniosła otoczka, o co zadbali także rysownicy, prezentując iście epickie, kosmiczne pojedynki. Jeśli lubicie kadry z dużą ilością wybuchających rzeczy, to trafiliście pod właściwy adres. Momentami akcji w kadrach jest aż nadto i trudno połapać się, kto właśnie wylatuje w powietrze. Generalnie jednak, pomimo, że mamy do czynienia z pracą zbiorową, żaden z twórców nie dał znaczącej plamy trzymając się bombastycznego stylu. I w sumie można „Wojnę królów” ocenić całkiem wysoko, gdyby brać pod uwagę tylko jej pierwszą połowę. Tyle bowiem zajmuje domknięcie akcji i rozwiązanie kwestii Wulkana. Reszta bowiem to zestaw historii pobocznych, które często nie wnoszą niczego do fabuły, a nawet wydają się zupełnie niepotrzebne. Tu najlepszym przykładem są dwa zeszyty z krótkimi i, niestety, słabymi historiami, które w założeniu miały ubarwić sagę. Równie mało wciągający jest epizod rozgrywający się na planecie Sakaar, gdzie spotykamy wściekłego syna Hulka. Jak rozumiem, ma to być zapowiedź przyszłych wydarzeń związanych z jego osobą, ale sama opowieść została zaprezentowana w tak pospieszny sposób, że nie wzbudza żadnych emocji. Wreszcie jest także Darkhawk, któremu poświęcono najwięcej miejsca i który walnie przyczynił się do jeszcze większego zamieszania w czasie „Wojny królów”. Cóż z tego, skoro tak po prawdzie, otrzymujemy tylko fragment jego historii i zapewne na tym się skończy. Po lekturze „Wojny królów” mam zatem uczucie, że otrzymałem półprodukt. Mniej treści, niż zapowiadano. Jest jak z paczką chipsów, w której połowa objętości to powietrze. Prawdziwego mięsa, a więc esencji opowieści, mamy mniej więcej połowę albumu i choć nie jest to może wykwintny befsztyk z winem dla znawców, a po prostu smaczny hamburger dla mniej wyrafinowanych konsumentów, niemniej potrafi zaspokoić głód rozrywkowego czytadła. Reszta to niestety przystawki, których nie zamawialiśmy, ale i tak zostały dopisane do wspólnego rachunku.
Tytuł: Wojna królów Data wydania: 12 sierpnia 2020 Rysunki: Harvey Tolibao, Paul Pelletier, Ramon Pérez, Reilly Brown, Wellington Alves, Bong Dazo, Mahmud Asrar, Carlos Magno, Adriana Melo, Graham Nolan, Paolo PantalenaISBN: 9788328196780 Format: 420s. 170x260mm Cena: 119,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 70% |