Każdy z 21 etapów mojego GSB ma swoją literkę – sponsora. Dla etapu 2 jest nią C jak Caryńska Połonina. Przed lekturą niniejszego artykułu, zachęcam do zapoznania się z „ GSB – Prolog” w którym wyjaśniam motywy przejścia 500km Głównym Szlakiem Beskidzkim oraz dzielę się założeniami i planem. W poprzednim odcinku natomiast opisałem Etap 1: Wołosate – Ustrzyki Górne. Dzisiejszy etap okazał się majstersztykiem logistycznym – każdy miał to, co chciał i mógł przejść. Wychodzimy z bazy w 7 osób i dzielimy się na 3 (!) grupy. Transport mamy z Wetliny do Ustrzyk Grn. Po drodze w Brzegach Górnych zostawiamy jedną z nas – Ewa przejdzie tylko jedną połonię (Wetlińską) i zejdzie do bazy. Z kolei Andrzej i Renata przejdą tylko połoninę Caryńską (z Ustrzyk Górnych do Brzegów Górnych, skąd wrócą busem na własną ręką). No i wreszcie Robert, Piotrek, Jonasz i ja przejdziemy obie połoniny i skończymy w Smereku. Jak widać z profilu etapu, będzie to etap „deja vu” – strome podejście, połonina, strome zejście, po czym… strome podejście, połonina, strome zejście.  | Moje pierwsze zdjęcie połoniny Caryńskiej fot. Marcin Grabiński
|
Po przejściu Ustrzyk Górnych i kupnie bilety do Bieszczadzkiego Parku Narodowego zaczynamy wspinaczkę. Początek jest ostry i w efekcie szybko rozdzielamy się na grupki różnych prędkości. I dobrze – idziemy do bazy, nic nas goni, każdy może iść w swoim tempie. Ja idę sam, czwarty, i tak też dotrę do mety. Podejście na Caryńską jest strome, wiedzie przez las. Przydają się kijki. I tu mała dygresja – nigdy wcześniej w górach nie chodziłem z kijkami, pierwszy raz użyłem w czasie Etapu 3 (który dla mnie był pierwszym na GSB) i potem już się z nimi nie rozstawałem. Na płaskim lub łatwych podejściach / zejściach raczej nie są potrzebne. Ale jeśli na szlaku jest błoto, kijki stają się nieocenione. Nie mówię, że niezbędne, ale mi pomagają. Korzystam też na bardzo stromych zboczach, i wchodząc, i – przede wszystkim – schodząc. Przejmują część ciężaru ciała i oszczędzają kolana.  | Widok z połoniny Caryńskiej fot. Marcin Grabiński
|
Wreszcie kończy się las, kończy się stromizna i zaczyna się połonina Caryńska. Tak jak poprzedniego dnia, zachwyca mnie gra odcieni zieleni. Zdjęć robię tyle, że komórkę trzeba ładować dwa razy. Teraz patrząc z perspektywy czasu, wszystkie wydają się podobne – są zielone :) W artykule zamieszczam kilka z nich, bez opisów, wszystkie robione w różnych miejscach Połoniny Caryńskiej. Dla przypomnienia, słowo „połonina” pochodzi od wyrazu „płony” i oznacza „pusty, nieużyteczny”. Połoniny może i są nieużyteczne, ale jakie piękne! Nazwa ‘Caryńska’ pochodzi od nieistniejącej już wsi łemkowskiej (w zasadzie bojkowskiej) Caryńskie. Łemkom poświęcę osobny odcinek, przy okazji dojścia do Krynicy Zdrój.  | Widok z połoniny Caryńskiej fot. Marcin Grabiński
|
Artykuł piszę w październiku. Podglądam kilka grup o tematyce górskiej na Facebooku i gdy trafiają się zdjęcia z połonin, rozpoznaję kształty szczytów, niektóre wydają się zrobione prawie dokładnie z tego miejsca, gdzie ja dodawałem kolejne ujęcie do kolekcji. Ale jest drastyczna różnica koloru – w październikowych fotkach dominuje żółto-brązowy. A moje są całe zielone -„50 shades of Green”. Na połoninie Caryńskiej są trzy słupki oznaczające szczyty – wszystkie jednak są oznaczone jako „Połonina Caryńska”, różnią się tylko wysokością. Natomiast wg Wikipedii:  | Najwyższy punkt Połoniny Caryńskiej, Kruhly Wierch fot. Marcin Grabiński
| W masywie Połoniny Caryńskiej wyróżnia się cztery kulminacje, najwyższy jest Kruhly Wierch (1297 m). Pozostałe mają wysokość: 1245, 1239 i 1148 m.Odnotowuję więc Kruhly Wierch jako Szczyt Dnia. Zaczęliśmy dość wcześnie, na szlaku pusto, prawie całą długość połoniny Caryńskiej przechodzę sam. Na końcu strome zejście do Brzegów Górnych, skąd druga dzisiaj wspinaczka na ok. 1200m – na połoninę Wetlińską. I tu niestety o samotnym kontemplowaniu połoniny mowy już nie ma. Ludzi dużo, idą w obie strony, momentami robią się przestoje. Nie są to jeszcze kolejki znane z Giewontu, ale różnica w stosunku do Caryńskiej jest wyraźna. Nie jest to kwestia preferencji turystów – po prostu na Wetlińską wchodzę w południe i stąd większy ruch.  | Brzegi Górne fot. Marcin Grabiński
|
Polecam więc zacząć wcześnie rano – wtedy połonina będzie pusta. Jeśli, tak jak ja, idziemy przez dwie połoniny jednego dnia (i pogoda dopisuje), musimy się liczyć z towarzystwem na szlaku. Natomiast wczesny start gwarantuje samotność na przynajmniej jednej z tych dwóch, podobno najpiękniejszych, połonin. Nie zwracam uwagi na ludzi, potrafię się wyłączyć i skoncentrować na widokach wokół mnie. Wędrując połoniną Wetlińską w stronę Smereka, warto od czasu do czasu obejrzeć się za siebie. Z pasma Wetlińskiej zobaczymy połoninę Caryńską. Patrząc w bok, będziemy widzieli dwie głębokie doliny. Pojawią się nieliczne zabudowania (po lewej będzie popularna Wetlina), ale w porównaniu z Beskidem Śląskim czy Żywieckim oglądamy o wiele więcej natury a mniej ludzkiej ingerencji. I niech tak zostanie jak najdłużej.  | Moje ulubione zdjęcie, połonina Caryńska widziana z Wetlińskiej fot. Marcin Grabiński
|
Połonina Wetlińska kończy się przełęczą Orłowicza (jeden z projektantów Głównego Szlaku Beskidzkiego), skąd można żółtym szlakiem zejść do Wetliny. Mógłbym tu skończyć (w Wetlinie mamy bazę), ale mając na uwadze projekt przejścia GSB, musiałbym potem sporo nadrabiać. Idę więc dalej, szlak wspina się na szczyt Smerek (1222m n.p.m.) by potem bardzo stromo zejść do wsi Smerek, gdzie będzie koniec mojego etapu 2. Pod szczytem Smerek znajduje się charakterystyczny krzyż. Na szczycie stalowej konstrukcji o przekroju trójkąta równoramiennego znajduje się krzyż łaciński, natomiast na jej bokach jest franciszkański symbol „tau”, krzyż kawalerski (taki jaki widnieje w herbie Podkarpacia oraz Rzeszowa) i krzyż grecko-katolicki, z podwójną poprzeczką. Krzyż został postawiony w 2018r, na miejscu poprzedniego, który był za płytko zakotwiczony i zagrażał bezpieczeństwu turystów.  | Krzyż na górze Smerek fot. Marcin Grabiński
|
Z nazwą szczytu Smerek związana jest pomyłka. Miejscowa ludność nazywała go „Wysoka” lub „Ściana” (ze względu na bardzo strome podejście ze wsi Smerek). W XIX wieku austriaccy kartografowie opisujący Karpaty w granicach Austro-Węgier omyłkowo na mapę nanieśli nazwę wsi w miejscu szczytu i tak już zostało. Sama nazwa „Smerek”, jak nietrudno się domyślić, oznacza „świerk”. Po dojściu do wsi Smerek z ulgą witam Piotrka w samochodzie – skończył szlak godzinę przede mną i podjechał z Wetliny i tym samym oszczędził mi 5km dreptania po rozgrzanym asfalcie. Ten fragment już jest poza czerwonym GSB, więc z podwózki korzystam. W następnym odcinku przejdę z Smereka do Cisnej, a konkretnie do Bacówki pod Honem. W kolejności geograficznej będzie to etap 3, dla mnie był pierwszy. |