Bywają filmy tak tanie, że aktorzy nie mieli nawet na zapałki…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dziś proponuję jeszcze jeden kadr z opisywanego w zeszłym tygodniu filmu „Sharkenstein”. Planowałem dać inny, z wieśniacko wklejonym „domem na palach”, czyli mieszanką łodzi przerobionej na drewnianą stodołę (zostawiono w niej łańcuch kotwiczny, ale za to dorzucono ceglany komin i skrzynkę rozdzielczą) z kalekim, dwuwymiarowym domkiem, złożonym z posadowionej na stalowych palach dachościany z krzywym szeregiem okien i drzwi, ale kreacja była ściśle zamierzona i w jakiś tam, mocno zwichrowany sposób, wpisywała się w konwencję filmu. Natomiast to, co znalazło się na dzisiejszym kadrze, wskazuje raczej na niechlujność i ogólny pośpiech. Otóż na kadrze widać trzy osoby, z których ta na pierwszym planie macha „pochodnią”, odpędzając znajdującego się w tej chwili za ekranem błękitnego sharkensteina. Ponieważ jednak nikt na planie nie miał zapałek ani zapalniczki, albo trzymany w ręku patyk po prostu nie chciał się palić, już w studiu – na chybcika – dodziergano komputerowe płomienie. Scena jest króciutka i w zasadzie w ogóle można było się obejść bez ognia (bo to takiej jakości produkcja), ale w sytuacji, gdy „ogień” został jednak dodany, jego sztuczność wyjątkowo mocno rzuca się w oczy – raczej wywołując chęć stuknięcia głową o ścianę niż rozciągając usta w uśmiechu. Owszem, przy odpowiednim nastawieniu „Sharkenstein” może zapewnić chwilę rozrywki, ale jego seans będzie raczej wyzwaniem. Jednak jak ktoś koniecznie chce spróbować, pełną wersję filmu można znaleźć na Youtubie. |