Wielka przygoda z „Fistaszkami” powoli dobiega końca. Poza najnowszym zawierającym paski z lat 1995-96, zostały jeszcze dwa albumy. Na szczęście Charles Schultz nie obniża lotów i lektura tych ponad trzystu stron przygód Charliego i jego przyjaciół nadal jest prawdziwą intelektualną ucztą.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Z „Fistaszkami” jest pewien problem. Mianowicie taki, że chcąc coś napisać o kolejnym, oczywiście genialnym w swej treści albumie, ciężko jest znaleźć jakąś myśl przewodnią. Jeśli, z jakiegoś powodu, „Fistaszki zebrane 1995-96” są początkiem waszej przygody z Charliem Brownem, jego psem i szkolną paczką, to przez pierwszych kilkanaście stron wszystko będzie nowością. Może poza Snoopim, którego zna chyba każde dziecko i dorosły na tej planecie, ale też pewnie nie wszyscy skąd pochodzi, nie wspominając o kolejnych jego wcieleniach – światowej sławy pilocie z pierwszej wojny światowej, światowej sławy sierżancie legii cudzoziemskiej, pisarzu, baseballiście itp. itd. Ale już po kilkudziesięciu stronach czytelnik wyłapuję kolejne cykle – szkolne zmagania Marcie i Sierżant Patricii, puszczanie latawca, pustynne przygody Spike’a (brata Snoopiego), problemy Linusa z kocykiem i zakochaną w nim Sally, dużo tego można by wymieniać. To jednak za mało, aby wyłapać wątki odbiegające od zwykłego, słodko-gorzkiego rytmu „Fistaszków”. Dopiero po przeczytaniu kilku, kilkunastu tomów, po przesiąknięciu ich specyficzną atmosferą, czytelnik zauważa i docenia zmiany tego rytmu. Taką zmianą była wygrana drużyny Charliego w baseball w jednym z poprzednich albumów, a w przypadku tego, jest nią wątek gry w kulki. Charlie podchodzący do rozgrywki w stylu samotnego mściciela z westernów to naprawdę trzeba zobaczyć. Tak, „Fistaszki” są wyjątkowe i nie do końca można je traktować jak zwykły komiks prasowy. Byłbym wręcz ostrożny z wrzucaniem ich do wspólnego garnka z takimi pozycjami jak „Garfield” czy „Calvin i Hobbes”. Te dwie ostatnie pozycje są trochę jak… szampan, który szybko uderza do głowy, a „Fistaszki” przypominają bardziej wytrawne wino, którego trzeba nauczyć się pić. Jeśli jednak poświęcimy im odpowiednio dużo czasu, to przyjemność będzie naprawdę duża. Do napisania wstępu tym razem zaproszono Katarzynę Kolendę-Zaleską. Jej tekst jest tyleż laurkowy, co niewiele wnoszący do publicystyki okołofistaszkowej. A sformułowanie „miliony Amerykanów – bo my […] tej przyjemności latami byliśmy pozbawieni – zaczynało poranek od lektury ostatniej strony gazety”, świadczy o tym, że dziennikarce nie dane było przeżyć pokoleniowego doświadczenia lektury ostatniej strony Świata Młodych. Na szczęście, co nie powinno być żadną niespodzianką, zasadnicza część albumu nie rozczarowuje.
Tytuł: Fistaszki zebrane: 1995–1996 Data wydania: październik 2020 ISBN: 978-83-10-13514-8 Format: 344s. 210 x 165mm Cena: 69,90 Gatunek: humor / satyra Ekstrakt: 100% |