Wspaniała sprawa, posiadać taką kurtkę niewidkę, dzięki której nawet jak wyjdziesz prosto z chlewu na ulicę, nikt nie zwróci na ciebie uwagi. Takie rzeczy to jednak tylko w polskim kinie…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Żeby zrozumieć maestrię dzisiejszego kadru, niezbędna jest krótka wiwisekcja otoczki, z jakiej został wyekstrahowany. Otóż pochodzi on z krajowego wyrobu filmopodobnego o szumnym tytule „Skorumpowani”. Produkt ów ujrzał światło dzienne w 2008 roku, razem z ósemką drobniejszego pomiotu, czyli odcinkami towarzyszącego mu serialu o tym samym tytule i tej samej (ni)jakości. Fabuła filmu (o serialu nie będę się wypowiadał, żeby klawiatura mi nie zwiędła) obejmuje tytaniczne zmagania prowadzącego klub ze striptizem ubeka „godnego zaufania” (strasznie marnujący się Jerzy Trela) i jego dwóch zagranicznych wspólników w narkotykowym interesie (Francuz Olivier Gruner jako mieszkający w Londynie Serb oraz Anglik Max Ryan jako Rosjanin mieszkający w Serbii) z polską policją, która zakosiła im sto kilo kokainy. W realizacji planu pomaga im chemik pichcący podróbkę kokainy (Bartosz Żukowski, znany bardziej jako Waldek Kiepski) oraz skorumpowany komisarz policji (Mariusz Pujszo) i skorumpowany senator (Krzysztof Wakuliński), przeszkadzają zaś osoby interesujące się śmiercią zakatowanego w knajpie ubeka chłopaka. A konkretnie – jego wpływowy tatuś (Jan Englert), którego wpływy ograniczają się do wynajęcia za bezdurno dwóch karateków, jego siostra (Olga Bołądź), która zatrudnia się w knajpie jako kelnerka do wielu poruczeń, oraz odsunięty od sprawy ciapowaty policjant, który na przepraszająco snuje się przy krawędzi ekranu. Przy czym cała trójka prowadzi swoje pożal się Boże śledztwa odrębnie. Gdy mijają dwie godziny seansu (tak jest, bite DWIE GODZINY), film kończy się… niemal w pół słowa. Bo twórcy sobie wymyślili, że kontynuacją wątków – i to absolutnie bezpośrednią – będzie serial. Więc film – jako samodzielny twór – nie ma tak naprawdę racji bytu. Wracając do kadru – pochodzi on z początkowego etapu fabuły, obejmującego wyjątkowo nieudolny, wręcz partacki nalot policji na gniazdo rozpusty, czyli jakąś podwarszawską melinę. I to dosłownie melinę, bo w skład gospodarstwa wchodzi willa z pięterkiem w kamieniu (tam sypia właściciel z kobietą, obowiązkowo nagą, żeby widz poczuł, że ogląda dobry film) oraz jakaś suterena z gołą, nietynkowaną cegłą (tam na najprawdziwszych barłogach gnieździ się plebs), blaszany magazyn, a także zrujnowana szklarnia, w której próbują zakwitnąć wraki kilku samochodów. Właściciel całego tego bajzlu otrzymuje tuż przed nalotem ostrzegawczy telefon, naciąga więc na tyłek spodnie, na grzbiet narzuca koszulę i… chowa się w kącie niedużego garażu, umykając wzrokowi szturmujących posesję – również przez garaż – antyterrorystów. Gdy w garażu trochę się przeluźnia, bohater – wciąż w rozchełstanej koszuli – wyskakuje z kącika, skręca kark antyterroryście (tę scenę po prostu trzeba zobaczyć), wsiada do auta i pędzi przez szklarnię, prując na boki z zabranego antyterroryście kałacha. W tym rozchełstaniu następnie dociera do stacji kolejowej, skąd – pociągiem – dojeżdża do Warszawy, wciąż nie mając głowy do tego, żeby zrobić użytek z guzików koszuli. Po wyjściu z pociągu na peron spostrzega jednak patrol policji i…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
…nic. Policja nawet przez chwilę nie zawiesza na nim oka, mimo że mordę facet ma szpetną, jakby opuchłą (makijaż blizny zaczął ściągać skórę twarzy?), z miejsca swoim rozczochraniem przyciągającą wzrok. Mało tego, jest ubrany jak menel spod budki piwem, z wystawionym na wierzch owłosieniem klaty, co jest tym bardziej idiotyczne, że w tle widać osobę odzianą w ciepłą kurtkę i zaopatrzoną w czapkę, bo dzień najwyraźniej nie należał do ciepłych. Funkcjonariusze jednak – podobnie jak i pasażerowie – nie widzą nic podejrzanego w wyglądzie typa, ani w jego zachowaniu, a trzeba zaznaczyć, że nasz gieroj nagle się odwraca, spuszcza głowę i przyspiesza kroku. Ach, ta polska sensacja kryminalna… A skoro z całą jaskrawością zaczyna pulsować pytanie, cóż to za tytan intelektu wydał na świat scenariusz tego kuriozum, spieszę donieść, iż był to duet Krzysztof Węglarz i Jacek Samojłowicz. Dość powiedzieć, że ten pierwszy ma na swoim koncie m.in. odcinki „Klanu”, „Plebanii” oraz pełny metraż pod postacią „Kac Wawy” i „Komisarza Blonda i Oka sprawiedliwości”, ten drugi zaś wtórował temu pierwszemu przy tworzeniu „Kac Wawy”, a później próbował popsuć „Dywizjon 303. Historia prawdziwa”, co jednak mu się nie do końca udało. Jeśli jeszcze ktoś się łudził, że z tak kiepskiego scenariusza da się coś wykroić, to złudzenia te zupełnie rozwiał Jarosław Żamojda, siadając na stołku reżysera. Tym samym, którego nie powinien dotykać już od czasu „6 dni strusia”, o „Rh+” nie wspominając. Zaś swoistą wisienką na torcie jest to, że „Skorumpowani” zostali dofinansowani przez Polski Instytut Sztuki Filmowej. Innymi słowy – od filmu lepiej trzymać się z daleka.
Tytuł: Skorumpowani Data premiery: 18 kwietnia 2008 Obsada: Artur Łodyga, Olga Bołądź, Maciej Trojanowski, Max Ryan, Robert Żołędziewski, Aleksandra Kisio, Olivier Gruner, Jan Englert, Jerzy Trela, Beata Ścibak, Paweł Burczyk, Maciej GrubskiRok produkcji: 2008 Kraj produkcji: Polska Czas trwania: 95 min Gatunek: sensacja |