powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CCII)
grudzień 2020

Niekoniecznie jasno pisane: Pięcioro przeciwpancernych i pies
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Garth Ennis twierdzi, że superbohaterstwo, podobnie jak każda wielka idea naszego świata, uległaby w końcu merkantylizacji. Tak, superheroizm jest tu biznesem, mocno zanurzonym w polityce i schowanym głęboko przed oczyma maluczkich. Ci dostają krzykliwe reklamy, wystąpienia Ojczyznosława na „Wiaratonie” (czyli wielkim zlocie chrześcijan) i tony kamuflujących prawdę komiksów – głupich, niedorzecznych i naiwnych. Autor dorastał w Irlandii Północnej i nie znał amerykańskich komiksów. Gdy je w końcu poznał, uznał, że są lekko głupawe i tak naprawdę nigdy nie wypowiadał się w superlatywach o maistreamie DC czy Marvela. Największą inspiracją przy „Chłopakach” byli oczywiście „Strażnicy”, ale i poprzednie komiksy Ennisa – w „Hitmanie” mamy zawodowego zabójcę polującego na superbohaterów, a w „The Pro” pewną prostytutkę, która nagle obdarzona została supermocą. Tu się jeszcze nabijał – w „Chłopakach” jedzie już po całości i karykaturuje w niewybredny sposób. Jedną z największych atrakcji komiksu, jest wyszukiwanie nawiązań – znajdziemy tu odpowiedniki Ligi Sprawiedliwości, Avengers, X-Men, czy Fantastycznej czwórki (szefem jest tu niejaki Wacław Kabel, który swymi rozciągliwymi łapskami okrada staruszki na przejściu dla pieszych, a na „herospazmie” widziano go jak uprawiał ze swoimi dwoma pozostałymi kolegami z drużyny stosunek homoseksualny – okazało się potem, że była z nimi ich koleżanka, Laska-Niewidka).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Chłopaki” to komiks bardzo „ennisowy”. Autor nie bawi się w żartobliwe, delikatne aluzje czy niedopowiedzenia. Najczęściej mamy do czynienia z dyskrecją i dosłownością młota pneumatycznego, a pojawiającymi się (od czasu do czasu) sucharami można by opróżnić Morze Śródziemne. Radziecki superbohater szybko wyjaśnia dlaczego nosi pseudonim „Kiełbasa miłości”; Hughie trafia do specjalnej „sali porno” G-Magów z fotelami wyposażonymi w żele i chusteczki; spotkania Rzeźnika z szefową CIA kończą się zawsze tak samo; bohaterowie przygarniają chomika, który spędził długie dni w gaciach jednego z członków „Odwetu”; niejaki Technorycerz dosłownie uprawia seks z asteroidą zakończony orgazmem – eksplozją w górnych warstwach atmosfery; mamy najróżniejsze fetysze, gwałty, wiadra płynów ustrojowych i lubrykantów – i wszystko to prosto w twarz czytelnika. Rzeźnik nazywa homoseksualistów wszelkimi możliwymi epitetami (pamiętajcie, aby wchodzić do gejowskiego baru tyłkiem do ściany!); czarnoskórzy superbohaterowie nie potrafią mówić tylko „nawijają” (Joł! Joł! Joł men!) a najlepszym sposobem na pozbycie się ich jest rzucenie im piłki do kosza; Irole to zafajdani degeneraci, z których po alkoholu wychodzi zawsze największe zwierzę. Autor o dziwo najmniej uderza w religię – co było charakterystyczne dla „Kaznodziei”. Dobrze jednak wiemy, że tylko czytelnicy o naprawdę złej woli mogliby oskarżyć Ennisa o rasizm, homofobię czy ksenofobię. Możemy się dzielić na wszystkie możliwe sposoby, „ale tutaj wszyscy jesteśmy pieprzonymi Jankesami” – podkreśla autor.
No właśnie, Ameryka – druga ojczyzna Gartha Ennisa, której sny tak bezlitośnie wyśmiewał w przywoływanym już „Kaznodziei”. Tyci Hughie pokonując ocean trafia do „Ambo”, jak mówi Rzeźnik. „Amerykańskie szambo. Kocham ten kraj. Sto tysięcy odmian pączków, srączków i innego gówna, którego w ogóle nie potrzebujesz – pod twoim nosem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Do tego wszyscy tutaj są tak zajebiście durni. Wystraszeni, że stracą te swoje małe fortuny, które uciułali, że nawet nie marzą o sięgnięciu po więcej”. Wszystkim rządzi tu biznes, superbohaterstwo to przemysł – gdy Gwiezdna zmieni kostium i odsłoni więcej ciała słupki poszybują w górę. Tylko skończeni debile chcieliby używać supermocy do rządzenia światem, skoro supermoce i tak gwarantują nieograniczony dostęp do spiżarni z konfiturami. Superzłoczyńcy to idioci, którzy nie wiedzą, gdzie te konfitury stoją – dlatego praktycznie ich nie ma. Zwykli obywatele, karmieni komiksową wersją świata, wolą nie znać prawdy. Wolą patrzeć na ciągłe wywijanie amerykańską flagą – niestety im częściej się to robi, tym mniej ten symbol oznacza. Ameryka mimo wszystko jest jednak krajem, w którym można nadal dążyć do realizacji swoich marzeń. To wciąż piękne miejsce. Chłopaki, określani czasem jako „pięcioro przeciwpancernych i pies”, wychodzą pewnego dnia na dach z widokiem na Manhattan i kwitują go jednoznacznie – „każdy, kto mieszka gdzie indziej, jest pizdą”.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Większość odcinków „The Boys” ilustruje Darick Robertson. Jego świetny, ciążący ku karykaturze, styl znakomicie pasuje do charakteru komiksu. Grafik rozpoczął prace nad „Chłopakami” zaraz po „Transmetropolitan” – sam przyznawał się do tego, że Francuzik wizualnie wzorowany był na Pająku Jeruzalemie. To zresztą widać. Jeszcze bardziej rzuca się w oczy podobieństwo Tyciego Hughiego do Simona Pegga, brytyjskiego aktora, który grał między innymi w „Hot Fuzz” czy „Wysypie żywych trupów”. Kreacja z tego drugiego filmu jest wskazywana przez Robertsona jako podstawowa inspiracja przy tworzeniu postaci Hughiego – Simon Pegg napisał nawet przedmowę do pierwszego albumu pod egidą „Dynamite Entertainment”. Graficzna strona „Chłopaków”, pod względem dosadności, niewybredności i brutalności, bije tę z „Transmetropolitan” na głowę – a przecież przygody Pająka Jeruzalema budziły i tak już spore kontrowersje.
W lipcu 2019 roku, w serwisie Amazon Prime Video, pojawił się pierwszy, ośmioodcinkowy sezon „The Boys”, który mogliśmy też obejrzeć w Polsce. Jest sporo zmian w stosunku do fabuły komiksu – tak naprawdę zostały tylko postacie (choć i tak zamiast Jana z Jowisza mamy Przejrzystego a Stilwell jest kobietą) a sama historia jest zupełnie inna. Puryści będą niezadowoleni, a reszta będzie się dobrze bawić. Ciekawostka – Simon Pegg gra w serialu! Ale nie Tyciego Hughiego, lecz jego ojca zrośniętego z pilotem i kanapą. A kilka tygodni temu zakończyła się emisja sezonu drugiego – znakomita rzecz pod każdym względem, absolutnie nie do przegapienia przez miłośników serialowych adaptacji komiksów.
Na koniec warto zaznaczyć, że Garth Ennis wrócił po dwunastu latach do „Dynamite Entertainment” i napisał dalsze dzieje Tyciego Hughiego. W czerwcu 2020 roku wyszedł pierwszy numer komiksu „The Boys. Dear Becky” z ilustracjami Russa Brauna. W świecie komiksu też minęło dwanaście lat – Hughie dopiero się co się oświadczył i ruszył z narzeczoną do Szkocji w celu przygotowania ceremonii. Traf chciał, że upomniała się o niego przeszłość – otrzymane w tajemniczy sposób dokumenty rzucają nowe światło na całą historię opisaną w oryginalnej serii.
„Chłopaki” to komiks przeznaczony głównie dla miłośników superbohaterszczyzny. Trochę to paradoksalne, bo kpi z niej wprost niemożebnie. Nie szukajmy tu drugiego dna, wiwisekcji w stylu Alana Moore’a czy analiz Franka Millera. Spróbujmy się dobrze bawić – po prostu.



Tytuł: Chłopaki #1: Jak na imię tej grze
Scenariusz: Garth Ennis
Data wydania: 9 października 2016
Cykl: Chłopaki
ISBN: 9788394347345
Format: 148s. 170x260 mm
Cena: 59,90
Gatunek: sensacja, superhero
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

117
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.