Dane do drzewa genealogicznego najbliższych znamy sami lub możemy poznać, pytając rodzinę. Ale jeśli chcemy sięgnąć głębiej w odmęty czasu, warto znać języki obce. A przynajmniej ich alfabety.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Urzędy Stanu Cywilnego powstały w Europie w drugiej połowie XIX wieku – wcześniej oficjalne metryki prowadzone były tylko przez szeroko rozumiane kościoły. Jeśli XIX wiek wydaje się nam być odległym, warto spojrzeć na to z innej perspektywy: wtedy rodzili się – w moim przypadku – pradziadkowie, czyli zaledwie trzy pokolenia wstecz. Aktów urodzenia ich rodziców w USC już nie znajdziemy. Z pozyskiwaniem danych z tych urzędów wiąże się zresztą kilka innych problemów: kiepska wewnętrzna wyszukiwarka, sformalizowane procedury (choć nie zawsze), mocna ochrona danych osobowych (należy udowodnić, że ma się prawo do danych, zwłaszcza w przypadku innego nazwiska) – no i kolejki, przy ograniczonym czasie pracy.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na szczęście jest internet i liczne chmury z „dobrze ukrytymi” aktami. Oczywiście tylko tymi mającymi ponad sto lat, bliższy horyzont czasowy jest dość słusznie zasłonięty przez RODO czy inne prawodawstwo. Powstało i wciąż powstaje wiele stowarzyszeń i grup genealogicznych oraz bibliotek cyfrowych, skanujących („dygitalizujących”) przeróżne dawne pisma, w tym metryki – i udostępniających je online w uporządkowanej formie. Specjalizuje się w tym… Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, czyli mormoni – którzy od dawna fotografują archiwalne księgi parafialne i udostępniają je na żądanie – kiedyś na mikrofilmach, obecnie także online. 1)Z reguły online dostępne są akta kościelne, ale coraz częściej pojawiają się także te cywilne. Najprościej na nie trafić poprzez strony tychże stowarzyszeń lub fora miłośników genealogii. Samodzielne wyszukiwanie metryk w serwisach typu Dropbox jest z góry skazane na niepowodzenie – tu wyszukiwarka stron www nie pomoże.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Oczywiście można się tym zajmować także zupełnie offline. Abstrahując od sytuacji pandemicznej, Archiwa Państwowe oraz archiwa kurii kościoła katolickiego (nie znam się, ale przypuszczam, że w przypadku innych związków wyznaniowych sytuacja jest podobna) są z reguły miejscami coraz bardziej przyjaznymi dla poszukiwaczy danych historycznych. Barierą zwykle bywa nasz wolny czas – ile go mamy i o której godzinie go mamy. Kolejną przeszkodą staje się język. Pamiętamy wszyscy (mam nadzieję), że w XIX wieku Polski na mapach nie było? Akta z tego okresu pisane są więc (z reguły) w języku danego zaborcy. Mało, że w języku – ale i w alfabecie! Przyznam, że nie zetknąłem się jeszcze z aktami zaboru austriackiego, poznałem natomiast te z rosyjskiego oraz pruskiego.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zabór rosyjski to oczywiście cyrylica. I, oczywiście, pismo odręczne (to zresztą dotyczy wszystkich akt tego okresu i starszych…). W latach intensywniejszej rusyfikacji (zwłaszcza po upadku powstania styczniowego) wszystkie dane są zapisane tym alfabetem, w latach łagodzenia represji główne imiona i nazwiska są powtórzone po polsku. Początkowe zdziwienie oraz pewne kłopoty budzi podawanie każdorazowo dwóch dat, odległych od siebie o paręnaście dni – to skutek uboczny dominującego w carskiej Rosji prawosławia z wciąż obowiązującym w nim kalendarzem juliańskim. Dla unikania nieporozumień daty zapisywano więc obie – zgodnie z nim oraz zgodnie z kalendarzem gregoriańskim (czyli uwzględniającym lata przestępne). Z kolei zabór pruski to odręczna szwabacha (jeśli się nie mylę; specjalistów proszę o ewentualną poprawkę w komentarzach). Czyli także litery podobne do nam znanych, mające jednak odmienne znaczenie. A czasem niepodobne do niczego. Plus kilka możliwości zapisu tej samej – w naszym rozumieniu – głoski. Bywa, że miłujący porządek Prusacy narzucali metrykom suchy układ tabelaryczny – w tej kolumnie wpisujemy same imiona, w tej nazwiska, w tej datę. Ale bywa i tak, jak w zaborze rosyjskim – każdy wpis obejmuje jeden (w przypadku ślubów kilka) akapit, gdzie zdanie po zdaniu opisywana jest sytuacja i wypisane interesujące nas dane. Co gorsza, tu czasem daty wpisane są nie cyframi, lecz słowami, w dodatku w odmianie, czyli jako liczebniki porządkowe.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jeszcze wcześniejsze wieki to już klasyczna łacina. Przyznam, że w tych metrykach nie mam doświadczenia, zaledwie „liznąłem” temat, wolę się więc obszerniej nie wypowiadać. Czy nieznajomość języka zamyka nam drogę do samodzielnego przeszukiwania tych akt? Nie, o ile wykażemy się pewnym samozaparciem i chęcią dokształcenia. Wystarczy bowiem… poznać obowiązujący w danym miejscu i czasie schemat metryki opisowej, powtarzający się tak na oko w 90% przypadków. Opis oraz tłumaczenie tych schematów można już bez trudu odnaleźć w sieci. Raz zrozumiawszy szablon, bez problemu wyłuskamy z niego imiona, nazwiska oraz daty. Oczywiście, o ile będziemy potrafili odczytać dane pismo (odręczne) i znaki alfabetu. Ale tu z kolei z pomocą przychodzą liczne jpegi czy inne obrazki lub dokumenty, przedstawiające dany alfabet w pisowni ręcznej. Zaręczam – da się to ogarnąć. A jeśli nie, to zawsze można poprosić na którymś z forów genealogicznych o odczytanie wskazanego aktu. O ile wiemy, który to. 1) Należy tu nadmienić, że czynią to z powodów religijnych, ponieważ wierzą, że rodzina żyje wiecznie, a skoro żyje, to można też ją ochrzcić, czyli niejako pośmiertnie nawrócić. Wybuchła nawet z tego powodu afera, m.in. żydowskie stowarzyszenia religijne oprotestowały chrzczenie ofiar holocaustu. |