powrót; do indeksunastwpna strona

nr 01 (CCIII)
styczeń-luty 2021

Non omnis moriar: Duchy i korzenie
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj pierwszy longplay francuskiej formacji jazzowej Confluence, którą kierował kontrabasista Didier Levallet.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹4 voyages›
‹4 voyages›
Didier Levallet (rocznik 1944) – równie chętnie grający na kontrabasie, jak i gitarze basowej – do świata jazzu wkraczał u boku Jeffa Seffera, który uczynił go bardzo istotnym członkiem sekcji rytmicznej w zespole Perception, gdzie za współpracowników miał perkusistów tej miary, co Jean-My Truong i Jean-François Jenny-Clark. Działająca w pierwszej połowie lat 70. ubiegłego wieku grupa wydała w epoce trzy albumy: począwszy od debiutanckiego „Perception” (1971), poprzez „Perception & Friends” (1973), a na „Mestari” (1974) skończywszy. Rok temu jej dyskografia wzbogaciła się o jeszcze jedną publikację – koncertowy kompakt „Live at Le Stadium”, na który trafiły nagrania zarejestrowane w czerwcu 1976 roku. W rzeczywistości jednak formacja zaprzestała aktywnej działalności już dwa lata wcześniej, co spowodowane było tym, że Seffer i Truong chcieli skupić się przede wszystkim na swym najnowszym projekcie – Zao.
Jako że zabrakło w nim miejsca dla Levalleta (funkcję basisty objął bowiem Joël Dugrenot), postanowił on – w dosłownym znaczeniu tego powiedzenia – „pójść na swoje”. Tym sposobem w 1974 roku Didier stanął na czele pierwszego własnego zespołu, który nazwał Confluence. W ciągu kilku kolejnych lat grupa nie tylko często i chętnie koncertowała, ale i wydawała płyty (wszystkie pod szyldem RCA Victor, a mówiąc konkretniej: francuskiego oddziału amerykańskiego potentata, który po latach przepoczwarzył się w Sony Music Entertainemt). Aczkolwiek tych ostatnich mogłaby na pewno pozostawić po sobie więcej niż trzy: „4 voyages” (1976), „Arkham” (1977) oraz „Chroniques terrestres” (1979). W ciągu kilku lat funkcjonowania formacja tętniła życiem także dlatego, że zmieniał się jej skład – oczywiście poza liderem – i ewoluowała muzyka. Albumy drugi i trzeci znacznie bowiem różnią się od debiutu, który – i nie jest to wcale zarzut pod adresem Levalleta – wyrasta jeszcze w dużym stopniu z doświadczeń nabytych przez kontrabasistę w Perception.
Pierwsze wcielenie Confluence było sekstetem. Kto jeszcze zatem znalazł się w składzie? Funkcję gitarzysty objął trzy lata młodszy od Didiera Francuz o romskich korzeniach – i po części z tego też powodu zafascynowany twórczością Django Reinhardta – Christian Escoudé (w przyszłości stanie się jednym z najwybitniejszych gitarzystów jazzowych na Starym Kontynencie). Jako współpracowników w sekcji rytmicznej lider wybrał sobie dwóch muzyków o arabskich korzeniach: perkusistę Merzaka Mouthanę oraz urodzonego w marokańskiej Casablance w 1944 roku perkusjonalistę Armanda Lemala (który naprawdę nazywał się Amram Elmaleh). Do tego doszli jeszcze wiolonczelista o wybitnie klasycznych ciągotkach Jean-Charles Capon, który wcześniej kooperował już z formacjami Bach Modern Quintet („Vol. 1”, 1969) i Baroque Jazz Trio („Baroque Jazz Trio”, 1970), oraz zaczynający dopiero profesjonalną karierę saksofonista, flecista, oboista i kornecista – sporo tego, czyż nie? – Jean Querlier. Z tak mocną ekipą u swego boku Levallet mógł się pokusić o stworzenie czegoś naprawdę niezwykłego.
Pierwsza płyta Confluence, która ukazała się w 1976 roku, a na którą składają się trzy – w tym dwie mocno rozbudowane – kompozycje, zawiera muzykę nagraną na żywo podczas dwóch występów. Pierwszy (z niego pochodzi „Convergences”) miał miejsce 20 grudnia 1975 w nowej siedzibie paryskiego teatru Nouveau Carré (założonego trzy lata wcześniej przez Silvię Monfort), drugi natomiast (podczas którego zarejestrowano utwory „Dakka” i tytułowy „4 voyages”) nieco ponad odbył się miesiąc później – dokładnie 25 stycznia 1976 roku – podczas festiwalu w podparyskiej miejscowości Villejuif. Jak się okazało, Levallet był szefem bardzo liberalnym, dopuścił więc do procesu tworzenia repertuaru grupy również innych instrumentalistów. Ba! mając pełną świadomość tego, z artystami jakiej miary ma do czynienia, wszystkim praktycznie pozostawiał dużo miejsca na improwizacje i poszukiwania. Z czego zresztą korzyści mieli wszyscy – on sam, jego współpracownicy i na końcu słuchacze, którzy mogli raczyć się doskonałą i nieoczywistą, nawet jak na tamte szalone czasy, muzyką.
„Dakka” – otwierająca longplay, najkrótsza z całej trójki kompozycji (niespełna sześciominutowa) – jest dziełem Armanda Lemala. Wsłuchując się w początek, można by odnieść wrażenie, że mamy do czynienia nie z jazzem czy jazz-rockiem, lecz… klasyczną kameralistyką. Przez pierwszych trzydzieści sekund rozbrzmiewają bowiem jedynie delikatnie dźwięki wiolonczeli i oboju; dopiero później wkraczają do akcji pozostali instrumentaliści. I choć ton wciąż pozostaje delikatny, muzyka z miejsca nabiera z lekka psychodelicznej płynności. Z czasem wyrasta z niej solowa partia saksofonu; w tle natomiast – i to jest najistotniejszy wkład Lemala – pojawiają się rozbiegane, nawiązującego do tradycji północnoafrykańskiej perkusjonalia. Wszystko zaś idealnie się ze sobą zazębia, co świadczy o tym, że osoba odpowiedzialna za aranżację „Dakki” wykonała swoje zadanie nadzwyczaj sumiennie. Początek płyty wybrzmiał więc wyjątkowo urokliwie, a to dopiero zapowiedź głównych dań.
Za pierwsze z nich należy uznać – z racji kolejności – dwunastominutowy „Convergences”, pod którym jako autor podpisał się Jean-Charles Capon. Dlatego też zapewne skorzystał z okazji i pierwsze minuty utwory zarezerwował dla… siebie. Wiolonczelowa introdukcja, w której Capona wspiera także Jean Querlier, wprowadza w klimat całości – urzeka pięknem i smutkiem. Słychać tu wyraźnie echa muzyki klasycznej, jakby Jean-Charles chciał zwrócić uwagę słuchaczy na swoje artystyczne korzenie. W nowym wątku jednak usuwa się w cień, pozwalając rozwinąć skrzydła kolegom z zespołu, a zwłaszcza gitarzyście. Partia solowa Christiana Escoudé przenosi nas do świata lat 40. i 50. XX wieku; nie sposób nie dostrzec w niej hołdu złożonego Django Reinhardtowi. Ale to nie jest proste naśladownictwo – Christian stara się bowiem klasycznej formie nadać współczesną treść; być może tak właśnie byłoby dane grać francusko-romskiemu gitarzyście, gdyby dożył tych czasów i poświęcił się fusion. Intrygująco wypada też duet Escoudé z Caponem, których do boju zagrzewa intensywnie freejazzowa sekcja rytmiczna. W finale ponownie jednak odżywa duch Django.
Stronę B longplaya wypełnia w całości ponad dziewiętnastominutowa kompozycja tytułowa autorstwa lidera zespołu. I ją należy uznać za drugie, artystycznie najbardziej sycące danie. Początek to rozbudowana introdukcja najpierw na kontrabas solo, a następnie zagrana w duecie z bębniarzem. Tak mija – i dzieje się to zaskakująco szybko – pierwszych pięć minut, po których sekstet nie tyle zmienia, co przedstawia swoje kolejne oblicze. Pojawia się szybsze, nieco swingujące tempo, do tego dochodzą etniczne perkusjonalia, wprowadzająca melodyjny lejtmotyw wiolonczela oraz pierwotnie rozbrzmiewające w tle saksofon i gitara. W dalszej części proporcje jednak się odwracają – Querlier przebija się na pierwszy plan i swą dynamiczną grą prowadzi do przesilenia, po którym na arenie ponownie pozostają jedynie Didier i Merzak Mouthana. A to dopiero – mniej więcej – połowa podróży. Druga jest bardzie stonowana, głównie za sprawą kojących dźwięków fletu Jeana i powłóczystej partii Capona na wiolonczeli. Trzeba przyznać, że „4 voyages” – jako cała płyta, nie tylko ten jeden utwór – okazała się nową jakością na francuskim rynku i po czterdziestu pięciu latach od wydania absolutnie nie traci na wartości.
Kariera grupy zaczęła nabierać rozpędu. Nie powstrzymało jej rozwoju nawet rychłe odejście Merzaka Mouthany (do nowej, łączącej free jazz z fusion formacji Newtone Expierience), który do współpracy namówił również Armand Lemal. Marokańczyk od tej pory przez jakiś czas działał na dwa fronty, dlatego też załapał się na sesję do albumu „Arkham”.
Skład:
Didier Levallet – lider, kontrabas
Christian Escoudé – gitara elektryczna
Jean Querlier – obój, róg angielski, flet, saksofon altowy, saksofon sopranowy
Jean-Charles Capon – wiolonczela
Armand Lemal – perkusja (1), instrumenty perkusyjne
Merzak Mouthana – perkusja



Tytuł: 4 voyages
Wykonawca / Kompozytor: Confluence
Data wydania: 1976
Wydawca: RCA Victor
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 36:59
Gatunek: jazz
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) Dakka: 05:43
2) Convergences: 11:54
3) 4 voyages: 19:23
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

196
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.