powrót; do indeksunastwpna strona

nr 01 (CCIII)
styczeń-luty 2021

Non omnis moriar: Czytając Lovecrafta… szukając drogi…
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj drugi longplay francuskiej formacji jazzowej Confluence, którą kierował kontrabasista Didier Levallet.
W latach 70. ubiegłego wieku kontrabasista Didier Levallet miał niemały wpływ na rozwój francuskiego jazzu improwizowanego (i gatunków z nim spokrewnionych). Najpierw jako współtwórca formacji Perception (1972-1977), a następnie lider Confluence (od 1974 roku), z którą zadebiutował koncertowym albumem „4 voyages” (wydanym w 1976 roku). Pierwsze studyjne dzieło sekstetu ujrzało światło dzienne dopiero w drugiej połowie następnego roku. Był to longplay zatytułowany „Arkham”, który okazał się owocem trwającej trzy dni sesji nagraniowej – od 16 do 18 maja 1977 – jaka miała miejsce w efemerycznym studiu Alta-Module (znajdującym się najprawdopodobniej w Paryżu albo w którejś z podparyskich miejscowości, bo na takie właśnie lokalizacje decydowali się zazwyczaj rockmani i jazzmani znad Sekwany, wybierając sobie miejsce do pracy). Winylowy krążek ponownie ukazał się z logo wytwórni RCA Victor na okładce, co świadczy o odwadze ówczesnych decydentów francuskiej filii amerykańskiego kolosa, ponieważ kompozycje zawarte na płycie na pewno nie zaliczały się do lekkich, łatwych i przyjemnych, a co za tym idzie – trudno było spodziewać się sukcesu komercyjnego.
Pomiędzy koncertami, których fragmenty trafiły na debiutanckie wydawnictwo formacji, a realizacją „Arkham” w Confluence zaszła tylko jedna zmiana personalna: perkusistę Merzaka Mouthanę zastąpił Francuz Christian Lété, który stawiał dopiero pierwsze kroki na profesjonalnej scenie. Dotąd dał się poznać jedynie z progresywno-jazzrockowego projektu Synthesis (longplay „Synthesis”, 1976), w ramach którego miał jednak okazję współpracować z artystami tej miary, co Didier Lockwood czy André Ceccarelli. Jak trafił do Confluence? Z dużym prawdopodobieństwem sprowadził go tam Jean Querlier, z którym Lété udzielał się jednocześnie we freejazzowym Armonicord (miesiąc po nagraniu „Arkham” zespół ten zarejestruje swoją jedyną płytę – „Esprits de sel”). Poza tym w nowych kompozycjach znów mogliśmy usłyszeć gitarzystę Christiana Escoudé, wiolonczelistę Jean-Charles’a Capona, marokańskiego perkusjonalistę Armanda Lemala oraz oczywiście dyrygującego tą miniorkiestrą Didiera Levalleta.
Na „Arkham” trafiło sześć utworów, których łączny czas nie przekroczył czterdziestu minut. Jeśli chodzi o ich autorstwo, rozłożyło się ono niemal po równo: jedynie Levallet dostarczył dwie kompozycje („Apres le desert” i tytułową), natomiast po jednej Lété („A propos de la sortie”), Capon („Les quais en automne”), Escoudé („Ete ’d’sver”) i Lemal („Takssim”). Tylko dla Querliera zabrakło miejsca; względnie nie przejawił on ambicji, by w ten sposób zapisać się w historii. W każdym razie mamy kolejny dowód na to, że Didier nie był liderem-zamordystą i chętnie dzielił się obowiązkami i ewentualną chwałą z innymi kolegami z zespołu. Choć trzeba uczciwie zaznaczyć, że porównując najnowsze dzieło Confluence z „4 voyages”, nietrudno dostrzec, iż debiut był propozycją bardziej zwartą stylistycznie i z tego też powodu ciekawszą. Owszem, na „Arkham” także nie zabrakło doskonałych momentów, wywołujących ciarki na plecach, ale jednak słychać, że muzycy podążają różnymi ścieżkami i od czasu do czasu mocno ciągną każdy w swoją stronę, nie bacząc na to, czego chcą pozostali kompani.
Na otwarcie albumu – podobnie zresztą jak i na jego zamknięcie – Levallet wybrał własny utwór: to prawie jedenastominutowy „Apres le desert”, którego mocno etniczny początek mógł wprawić słuchaczy w lekkie zakłopotanie. Chociaż już pod koniec drugiej minuty, kiedy muzycy przypominają sobie o swoim (free)jazzowym rodowodzie, zaczyna się robić nadzwyczaj ciekawie. Twórcza swoboda i energia (dosłownie rozpierająca Didiera) miesza się z etniczną eterycznością (vide flet Querliera), a efekt tej fuzji – zwłaszcza gdy dodamy do tego jeszcze masę innych dźwięków – jest smakowity. A to dopiero wstęp. W dalszej części pojawiają się frazy rodem z country (za sprawą wiolonczeli Capona) oraz bluesa (w warstwie rytmicznej). Całość zamyka natomiast subtelny duet wiolonczeli z fletem. Levallet-aranżer i kompozytor wiedział doskonale, jak wykorzystać instrumentalne bogactwo i różnorodność, co czyniło Confluence jedną z najoryginalniejszych formacji jazzowych na rynku francuskim.
W „A propos de la sortie” na plan pierwszy wybija się saksofon, któremu towarzyszy przede wszystkim gitara Escoudé. Christian „bawi” się też jednak pogłosami, dzięki czemu wydłuża dźwięki, przydając im ambientowego posmaku. Kiedy do kolegów dołączają pozostali muzycy, ponownie robi się freejazzowo, ale pojawiające się improwizacje budowane są na fundamencie folkowym. Trochę szkoda, że ten utwór trwa tak krótko… Ale z drugiej strony country i folku nie brakuje również w zamykającym stronę A „Les quais en automne”. Jego twórca, Capon, dał tu pozostałym instrumentalistom wolną rękę, co jednak sprawiło, że jego dzieło – upichcone z nie zawsze przystających do siebie elementów – straciło na wyrazistości. Mamy tu bowiem i melodyjny, optymistyczny motyw saksofonu, i kojącą gitarę, i wspomniane już wycieczki w stronę Nashville. Najlepiej wypadają fragmenty stricte jazzowe, ale by się nimi prawdziwie cieszyć, trzeba by je najpierw wypreparować z otoczenia. A chyba nie o to chodzi.
„Ete ’d’sver” to czterominutowy popis Escoudé, który płynnie przechodzi od gitarowych subtelności w stylu Iana Abercrombiego do grania spod znaku Django Reinharda (przy okazji zmieniając instrument na gitarę klasyczną). „Takssim” Lemala to druga pod względem długości kompozycja na płycie i kolejny jej mocny punkt. Łączy w sobie nastrój subtelnego jazz-rocka z chaosem free-jazzu i patetyzmem klasyki (duet wiolonczeli i kontrabasu), zamykając całość popisem sekcji rytmicznej. Ostatnie słowo na płycie należy jednak do Levalleta, który przy okazji postanowił oznajmić całemu światu, że jest wielbicielem prozy Howarda Phillipsa Lovecrafta, względnie komiksów o Batmanie (albo tego i tego). Jego „Arkham” to dość nietypowy, bo zagrany akustycznie, free-jazz. Można sobie jednak wyobrazić, jaką energię generowałby ten numer, gdyby zagrać go… elektrycznie. Uff! Długo trzeba by się było zbierać z podłogi.
Skład:
Didier Levallet – lider, kontrabas
Christian Escoudé – gitara elektryczna, gitara klasyczna
Jean Querlier – obój, róg angielski, flet, saksofon altowy, saksofon sopranowy
Jean-Charles Capon – wiolonczela
Armand Lemal – instrumenty perkusyjne
Christian Lété – perkusja



Tytuł: Arkham
Wykonawca / Kompozytor: Confluence
Data wydania: 1977
Wydawca: RCA Victor
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 39:26
Gatunek: folk, jazz
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) Apres le desert: 10:45
2) A propos de la sortie: 03:48
3) Les quais en automne: 05:32
4) Ete ’d’sver: 03:51
5) Takssim: 08:13
6) Arkham: 07:21
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

199
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.