powrót; do indeksunastwpna strona

nr 01 (CCIII)
styczeń-luty 2021

Czy książki czytają ludzi? Autorzy kontra czytelnicy
Czemu jedni bohaterowie literaccy budzą naszą sympatię, a innych mamy ochotę własnoręcznie zadusić? Czy twórca ma prawo oczekiwać, że czytelnicy zinterpretują dzieło zgodnie z intencjami? Dyskusja zaczęła się od „Teatru węży”, a dokąd nas zaprowadziła – przekonajcie się sami.
‹Dwie karty›
‹Dwie karty›
Achika (do Agnieszki Hałas w ramach wymiany redaktorskich uwag dotyczących artykułu o fanfikach): Właśnie usiłuję sobie wyobrazić Twoją reakcję na ewentualny slash z udziałem Krzyczącego w Ciemności… ale nic poza wizją grzyba atomowego nie przychodzi mi do głowy.
Beata Nowicka: Tylko z kim by go tu sparować w takowym opowiadanku… W cyklu, przynajmniej do kiedy go czytałam, poza głównym bohaterem nie było wyrazistych postaci męskich. A tak przy okazji, jeżeli chodzi o Krzyczącego i seks, to moje przemyślenia podczas lektury opowiadań były następujące: raz – liczyłam na jakiś większy wątek romansowy z Anyah. Rozczarowało mnie także zakończenie scenki z Mavraike z jednego z opowiadań w „Między otchłanią a morzem”.
Agnieszka Hałas: Powiem tak: gdyby mi ktoś napisał delikatny femslashowy fanfik do „Teatru węży”, w którym Anavri na etapie pomiędzy 2. a 3. tomem (pobieranie nauk u Marshii Lavalle) zaliczyłaby w ramach walki z depresją łóżkowy epizodzik z Lorraine Nevers, uznałabym, że jest to całkiem urocze rozwinięcie ich kanonicznych relacji (kuzynki znające się od dzieciństwa), ale z tego co widzę, psychologiczna sensowność pairingów niekoniecznie jest tym, o co chodzi fanficzarkom…
‹Pośród cieni›
‹Pośród cieni›
Gdy chodzi o scenkę z Mavraike w końcówce opowiadania „Muzyka dla szczurów”, to Krzyczący prosi przekazać, że pozbawianie naćpanej czternastolatki dziewictwa to nie jego bajka! Pragnie też przypomnieć, jak w ogóle doszło do całej sytuacji: wcześniej uratował dziewczynie życie, a w tym uniwersum każdy dług wdzięczności wobec maga musi zostać spłacony. Mavraike chciała spłacić dług oddając się magowi, bo nie wiedziała, że można to załatwić inaczej (a swoją drogą Brune jej się podobał, zadurzyła się w nim troszkę); on dał się skusić na odrobinę niewinnych czułości, ale zamierzał po dżentelmeńsku poprzestać na zaczerpnięciu od niej siły życiowej. Cała scena jest z rozmysłem pisana z punktu widzenia dziewczyny i trzeba sobie dopowiedzieć, jak to wyglądało z perspektywy Krzyczącego. A sytuacja nieoczekiwanie dla obojga rozwinęła się w złą stronę. (Spojler: Ponieważ Mavraike zażyła wcześniej narkotyk wyostrzający doznania zmysłowe, z bliska wyczuła czarną naturę żmija i zaczęła panikować, on się wkurzył, przez moment ciężko było mu się opanować – jako czarny mag reaguje wampirycznym głodem na strach i ból – ale finalnie nic jej nie zrobił, siły życiowej nie zaczerpnął, żeby dziewczynie nie fundować większej traumy – po prostu odszedł.) Bogowie, jak ja to strasznie dawno temu pisałam, swoją drogą. Przypominacie mi, że muszę jak najszybciej pokończyć te teksty, które mam teraz rozgrzebane, bo chętnie bym znowu wróciła do świata Zmroczy.
‹W mocy wichru›
‹W mocy wichru›
Beata: To ona taka młodziutka była? Zupełnie tego nie pamiętałam. Może uznałam to za jeszcze jeden sposób pokazania, że w powieściowym uniwersum ubogim ludziom żyje się ciężko i dzieci szybko przestają być dziećmi. Ech, wychodzi na to, że inną książkę napisałaś, a ja inną przeczytałam. Szkoda, bo ta „moja” bardziej mi się podobała. Pamiętam to rozczarowanie wtedy. Wszak Krzyczącego lubiłam i życzyłam mu szczerze, aby sobie życia użył – w końcu wiedźmin niby mutant i wyrzutek, a piękne kobiety ochoczo go do łożnicy brały, co ma Brune mieć gorzej, skąd ten celibat wymuszony, co on nie mężczyzna, żeby na kobiety nie był łasy? Wszak mag potężny, zatem seksowny. No i wreszcie – sytuacja kanoniczna – ładna dziewuszka, główny bohater ją ratuje, ona chce się odwdzięczyć, do tego on jej się podoba. Więc się stroi, maluje, rozsądnie zaopatrza w środki antykoncepcyjne, znajduje Krzyczącego a tam jak rzadko w cyklu: ogród, kwiatki, księżyc, Brune gra na flecie, KAWAII! Będzie seks, będzie seks, WRESZCIE BĘDZIE SEKS W TEJ KSIĄŻCE! Jak to nie będzie seksu? Biedny Brune, biedna ja…
Agnieszka: Oj, już kiedyś z rozmowy na temat recenzji któregoś z tomów „Teatru…” wynikło nam, że czytałaś/chciałaś przeczytać inne książki, niż ja napisałam, i nosisz w sercu inny obraz Krzyczącego niż ten, który powstał w autorskim zamyśle! Gdy chodzi o relacje z kobietami, to Krzyczący i Geralt różnią się pod prawie każdym względem: odmienne temperamenty, odmienna wrażliwość. Brune przede wszystkim jest ściganym przestępcą i co rusz albo świat próbuje go zabić, albo magiczne PTSD rozwala mu psychikę, jedno i drugie nie sprzyja romansom. Ale dodatkowo ma podejście, że szanujący się mag trzyma żelazną kontrolę nad swoim id (no dobra, nie użyłby określenia „id”, ale taki byłby sens). Poczułby się poniżony stwierdzeniem, że jest „seksowny” (mógłby się uśmiechnąć kącikiem ust na hasło, że jest „interesujący”). A Agnieszkę motywowała chęć pisania o bohaterze, który będzie właśnie taki – nie o nowej inkarnacji Jamesa Bonda/Geralta, nie o kolejnym twardzielu kobieciarzu. Jedyne, co ewentualnie mogę kiedyś zrobić, to napisać historię o innym mrocznym magu, wpisującym się w inne archetypy.
‹Śpiew potępionych›
‹Śpiew potępionych›
Beata: Teraz już za stara jestem, książki i mroczni magowie już mnie aż tak nie ekscytują. Jak widzisz zarzuciłam czytanie cyklu, im bardziej on odbiegał od wspomnień z opowiadań i hołubię w sercu tego Krzyczącego o bardziej awanturniczej naturze, który pomimo traum z przeszłości znalazł w sobie siłę, żeby rzucić wrogów na kolana. Także inaczej go sobie wyobrażałam, niż na tym zdjęciu, które kiedyś zamieściłaś na swoim blogu. Podobniejszego może temu rysunkowi, zawsze widziałam go jako młodego mężczyznę o nieco chłopięcej urodzie. Chyba miał być takim trochę wyobrażonym przyjacielem – samotny i odrzucany przez otoczenie, a jednak sobie radzi w życiu i zwycięża.
Agnieszka: „Samotny i odrzucany przez otoczenie, a jednak sobie radzi w życiu” to akurat nieźle oddaje losy Krzyczącego w cyklu… Powiedziałabym, że radzi sobie wręcz świetnie z wyjątkiem epizodów, kiedy traumy z przeszłości i wymazane wspomnienia wracają, fundując mu psychozę reaktywną. To cię drażniło? Fakt, że bohater zmaga się z czymś, co w naszych realiach kwalifikowałoby go do leczenia u psychiatry? Ze zwyciężaniem faktycznie bywa różnie, aczkolwiek poradził sobie lepiej niż kilka innych postaci z „Teatru węży” – ŻYJE. Jeśli chodzi o powierzchowność – kanonicznie wygląda na trzydziestkę, plus minus. Ale wyobrażanie sobie bohaterów to bardzo subiektywna sprawa i jako autorka musiałam się pogodzić z tym, że ludzie na podstawie informacji podanych w tekście budują sobie zupełnie inny obraz niż ten, który ja mam w głowie.
‹Czerń nie zapomina›
‹Czerń nie zapomina›
Beata: Hmm, to akurat raczej nie. W ogóle zresztą nie rozpatrywałam tego w kategoriach choroby psychicznej, raczej „ogólnomroczności”, która wpisywała mi się w schemat. Przy okazji przypomniały mi się nasze dywagacje na temat, czy Ged w „Tehanu” był stary, czy po prostu w sile wieku. Niezależnie od wieku Geda tudzież jego wyglądu, warto zwrócić uwagę na to, że i Ged, i Krzyczący pokazują, że czytelnik ma tendencję wpasowywać postaci w znane mu archetypy. Wyjęty spod prawa czarnoksiężnik niejako automatycznie nabywa tajemniczo-romantycznej aury, a arcymagowi domalowujemy siwe włosy i długą szatę (co nadal nie znaczy, że przekonałaś mnie do tego, że Ged po „Najdalszym brzegu” nie był w wieku emerytalnym). Domyślam się, że to może być miecz obosieczny. Z jednej strony może przydać „emocjonalnego oddziaływania” postaciom napisanym średnio (czytelnik wie, z kim ma do czynienia i dopowie sobie resztę), z drugiej – gdy autor chce być oryginalny, będzie kulą u nogi. Wracając do sceny z opowiadania jeszcze, była ona napisana w narracji trzecioosobowej, a jako że mnie w szkole uczono, że narrator trzecioosobowy-obiektywny-wszechwiedzący, więc założyłam, że opis całej sceny nie jest zniekształcony indywidualnym postrzeganiem bohaterki. Takiego efektu bym się spodziewała po narracji pierwszoosobowej.
‹Między Otchłanią a morzem›
‹Między Otchłanią a morzem›
Agnieszka: Nie, narracja trzecioosobowa może być – i bardzo często jest – prowadzona w sposób, który na warsztatach literackich bywa określany jako „bliska kamera”. Wtedy narrator towarzyszy jednemu bohaterowi i de facto patrzy tylko jego oczami, może też cytować żywcem myśli bohatera.
Achika [wypełza na chwilę spod kamienia]: To ma nawet swoje nazwy: narracja personalna i narracja auktorialna. W tej pierwszej autorzy często wplatają w narrację odczucia bohatera podane tak, jakby to była część opisu, np. „Cholerny, lodowaty wiatr przenikał do pokoju przez okno, którego jakiś idiota nie domknął porządnie”. Bardzo często robi tak Małgorzata Musierowicz, a i Sapkowskiemu się zdarzało.
Beata: Przyznam, że później zetknęłam się z tego typu narracją trzecioosobową. Ale opowiadania o Krzyczącym czytałam w liceum i na studiach, wtedy jeszcze nie zetknęłam się z taką „Grą o tron”. Poza fantasy czytałam zasadniczo lektury, a że do literatury najnowszej nie doszliśmy, to raczej znałam klasyczne powieści, zresztą najbardziej podobała mi się z nich realistyczna proza dziewiętnastowieczna. Myślę sobie, że może moja sympatia do „literatury gatunkowej” wzięła się w dużej mierze z tego, że jej autorzy zwykle nie eksperymentują z narracją. Dopiero później natrafiłam na takich pisarzy jak Gene Wolfe czy Jeffrey Ford.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

70
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.