Przy okazji albumu „Mu – zaginione miasto” odtrąbiłem koniec cyklu o Corto Maltese. I przyznam, że targają mną mieszane uczucia, gdy widzę kontynuację komiksowej serii bez jej głównego twórcy. Ale muszę też przyznać, że Juan Diaz Canales i Ruben Pellejero swoją pracą nie przynieśli wstydu Prattowi.  |  | ‹Corto Maltese #13: Pod słońcem północy›
|
Pisząc o końcu serii, wiedziałem, że jest ona kontynuowana, precyzując, chodziło mi oczywiście o to, że „Mu – zaginione miasto” było ostatnim albumem autorstwa Hugo Pratta. Wznowienie serii miało miejsce dopiero w 2015 roku, więc Corto zniknął na ponad ćwierć wieku 1). Jednak, aby taka sytuacja była możliwa, konieczny był wybór właściwych następców. Nie trzeba daleko szukać, perypetie ze scenarzystami kultowego „Thorgala” pokazały wyraźnie, że wcześniejsze osiągnięcia nie zawsze są gwarancją końcowego sukcesu. Włoska firma Cong, właściciel praw do wszystkich prac Hugo Pratta, podjąwszy decyzję o kontynuacji cyklu o Corto do tego zadania, wybrała dwóch wspomnianych Hiszpanów: Canalesa i Pellejero. Scenarzysta znany jest polskim odbiorcom z doskonałego „Blacksada”. Trzeba wręcz przyznać, że tych dwóch bohaterów, marynarza i prywatnego detektywa łączy wiele cech wspólnych. Samotnicy, nieco cyniczni, z dystansem podchodzący do życia. Gratulacje dla Canalesa należą się podwójne, po pierwsze wykorzystał w pełni potencjał „otrzymanego” bohatera, a po drugie wrzucił go w naturalne dla niego środowisko. Bo czyż może być lepsze miejsce dla Corto Maltese niż daleka kanadyjska północ, w środku tamtejsze zimy? Odpowiedź jest prosta, zwłaszcza jeśli bliskim przyjacielem Maltańczyka okazuje się sam Jack London. To oczywiście kolejne nawiązanie do prattowskiej tradycji wplątywania w swoje opowieści prawdziwych postaci. Rzecz dzieje się w roku 1915. W Europie wre wojna, a Corto próbuje się spotkać z Londonem. Niestety, ten wyjeżdża do Meksyku, pozostawiając przyjacielowi jedynie list. Każdy, kto przeczytał chociaż jeden album z przygodami Maltese, wie, że jego niespokojnej duszy więcej nie potrzeba. Zgodnie z prośbą zawartą w liście Londona, wyrusza – a jakże – na daleką północ, tam, gdzie pisarz umieścił akcję tak znanych powieści, jak „Biały Kieł” czy „Zew krwi”. Widać, że Canales „odrobił pracę domową”, bo w bardzo udany sposób nawiązał do historii stworzonych przez Pratta, zwłaszcza tych wcześniejszych, takich jak „Corto na Syberii” czy „Złoty dom w Samarkandzie”. Maltese z sobie tylko znaną umiejętnością, chcąc zrealizować swoisty testament przyjaciela, ładuje się we wszelkie możliwe tarapaty – czy to o charakterze politycznym czy gangsterskim. Północna Kanada to nie tylko wilki, poszukiwacze złota i czerwone mundury policji konnej. To także Innuici-rewolucjoniści, irlandzcy powstańcy i japońskie dziwki. Przyznacie, że trudno jest znaleźć bohatera bardziej pasującego do takiego galimatiasu niż Corto Maltese. Scenarzysta dobrze wykonał swoją robotę. Chwilami można odnieść wrażenie, że Canales trochę przesadził, że tego wszystkiego jest za dużo, że można było lepiej wykorzystać tę niezwykłą krainę. Ale nie jest to myśl, która towarzyszy całej lekturze „Pod słońcem północy”; pojawia się góra dwa, trzy razy. Podobnie z warstwą graficzną poradził sobie Ruben Pellejero. To wręcz nieco przerażające, z jaką łatwością wszedł on w buty Pratta-rysownika. Skutek jest taki, że fani przygód Corto Maltese spokojnie mogą czekać na kolejny tom, który przecież jest tuż, tuż. 1) Fakt, że z perspektywy polskiego czytelnika dostajemy całą serię praktycznie jednym ciągiem, wynika z potknięcia nieistniejącego już wydawnictwa POST, które piętnaście lat temu rozpoczęło, ale nie skończyło edycji wszystkich dostępnych wtedy albumów.
Tytuł: Corto Maltese #13: Pod słońcem północy Data wydania: 14 października 2020 ISBN: 9788328198951 Format: 88s. 216x285mm Cena: 69,99 Gatunek: przygodowy Ekstrakt: 80% |