„Hotel Wielkie Prusy” to kryminał retro, w którym najważniejszy jest mroczny i ponury klimat tej powieści. Akcja częściowo rozgrywa się w dawnym Poznaniu, co dla ukraińskiego pisarza Bohdana Kołomijczuka ma także wymiar osobisty.  |  | ‹Hotel Wielkie Prusy›
|
Urodzony w 1984 roku autor jest dobrze znany w swoim kraju. Ma na swoim koncie kilka powieści oraz tomów opowiadań, których akcja rozgrywa się we Lwowie. Bohaterem ich wszystkich jest komisarz Adam Wistowicz, który zaskarbił sobie sympatię licznego grona czytelników na Ukrainie. W tomie „Hotel Wielkie Prusy” śledczy musi się pofatygować do Berlina i Poznania, aby wyjaśnić zagadkę serii tajemniczych morderstw wysoko postawionych osób. Niewykluczone, że są to porachunki wśród ludzi wywiadu i kontrwywiadu… Przeniesienie akcji powieści do Poznania to ze strony autora osobisty akcent: mieszkał jakiś czas w tym mieście, ma w naszym kraju wielu przyjaciół. Jak sam to ujmuje: „>Hotel Wielkie Prusy< to ogniwo łączące mnie z Polską, krajem, który od dawna jest mi bardzo bliski. Poza tym obiecałem kiedyś swoim polskim przyjaciołom, że ta książka powstanie. Słowa, jak widać, dotrzymałem”. Być może pierwsze spotkanie z komisarzem Wistowiczem bez znajomości poprzednich tomów nie będzie dla polskiego czytelnika najłatwiejsze, ale zdecydowanie warto zdobyć się na ten wysiłek. Przenosimy się wstecz, do 1905 roku. Na Moście Chwaliszewskim w Poznaniu ma miejsce pewien incydent. Nikt jeszcze nie wie, że będzie on miał zaskakująco wiele wspólnego z pewnym pogrzebem jedenaście dni później w Birnbaum (dzisiejszym Międzychodzie) oraz – dwanaście dni później – morderstwem w Berlinie. To po tym zdarzeniu zostanie do stolicy Niemiec wezwany telegraficznie z Lembergu komisarz Wistowicz. Ma na miejscu do rozwikłania jeszcze jedną niecierpiącą zwłoki sprawę… Wraz z głównym bohaterem poznajemy mroczne tajemnice miast, brudne sprawy, międzynarodowe interesy działające na pograniczu prawa. Strona po stronie rysuje się coraz wyraźniej sieć powiązań, którą rozpracowuje komisarz Wistowicz. Bohdan Kołomijczuk ma świetne pióro – wszystko opisane jest z dużą dozą minimalistycznej elegancji, z logiczną konsekwencją i dbałością o szczegóły i rekwizyty. Każda scena ma niepowtarzalny koloryt „noir”, dialogi są – niczym w sztuce teatralnej – kondensacją ludzkich emocji, myśli i psychologicznych napięć. „Hotel Wielkie Prusy” ma jeden mankament: to postacie kobiece. Występują w powieści jako figury drugoplanowe, niemal wyłącznie jako mało znaczące ozdobniki i, co najbardziej godne pożałowania, przede wszystkim jako obiekty seksualne. Tak jest z Anną Kalisz i Bejlą. Żadna z tych postaci nie ma głębi ani się nie rozwija. Jestem więc zdania, że zmysłowa scena z udziałem Anny nie ma najmniejszego logicznego uzasadnienia. Jest jedynie erotyczną zabawką dla czytelnika, a to trochę trywialne i niskiego lotu jak na literaturę aspirującą do ambitnej i wyrafinowanej; w dodatku trąci kiczem. Wykorzystanie postaci kobiecych w kryminałach retro ma dużo więcej możliwości. Jak wspomniałam, autor ma świetne pióro i równie doskonały jest polski przekład „Hotelu Wielkie Prusy” autorstwa Ryszarda Kupidury. Precyzyjny, krystalicznie przejrzysty. Ani na chwilę niegubiący jedynego w swoim rodzaju mrocznego i ponurego klimatu kryminału (jak autor sam go nazywa) retro-szpiegowskiego przemieszanego z thrillerem. To proza wytrawnego gatunku, którą docenią czytelnicy poszukujący czegoś więcej niż tylko rozrywki spod znaku popularnych bestsellerów.
Tytuł: Hotel Wielkie Prusy Data wydania: 30 listopada 2020 ISBN: 978-83-65554-72-7 Cena: 42,– Gatunek: historyczna, kryminał / sensacja / thriller Ekstrakt: 70% |