powrót; do indeksunastwpna strona

nr 01 (CCIII)
styczeń-luty 2021

Z filmu wyjęte: UFO a rozwój ziemskiej cywilizacji
Kto by pomyślał, że niektóre z przedmiotów codziennego użytku zawdzięczamy wizytującym nas od czasu do czasu ufokom. Tym filmowym, ma się rozumieć…
Jakąż to technologię mogli nam przekazać użytkownicy latających talerzy, skoro ich istnienie można włożyć między bajki? Ano – wystarczy spojrzeć na dzisiejszy kadr. Wprawne oko dostrzeże, że rampa zejściowa statku jest wyściełana… Otóż to! Folią bąbelkową! Tym pięknym akcentem, którego genezy wciąż nie jestem w stanie zrozumieć, twórcy jednoznacznie pokazali swój stosunek do ewentualnego widza. Bo dzięki folii natychmiast staje się jasne, jakich rozmiarów w rzeczywistości był nękający obsadę filmu statek. Mówiąc wprost – miał może z pół metra średnicy.
Fuszerkę tę odwalili Włosi w niemądrym, słusznie już dziś zapomnianym filmie „Occhi dalle stelle” – po polsku z grubsza „Oczy spośród gwiazd”. Film ów, zasadniczo będący thrillerem ufologicznym, ujrzał światło dzienne w 1978 roku i proponował historię dziennikarza, zajmującego się sprawą zaginięcia pewnego fotografa oraz jego modelki, znajomej tegoż dziennikarza. Jego zainteresowanie sprawą wynikało nie tyle z chęci odszukania nieszczęśników, dogłębnie badanych na pleksiglasowym stole wewnątrz talerza, ile z żądzy sławy. Wywęszył bowiem, że za sprawą stoją przybysze z komosu, skrupulatnie usuwający wszelkie ślady swojej bytności – wraz z naocznymi świadkami, mordowanymi wręcz seriami. Ba! Oślepiony zostaje nawet… pies! Żeby bardziej zagmatwać sprawę, scenarzysta dorzucił jeszcze amerykańską agencję, również zajmującą się zacieraniem śladów obecności wysłanników obcej cywilizacji, szefa lokalnej policji (Martin Balsam!), próbującego torpedować śledztwo dziennikarza, a także pomagającego bohaterowi ufologa, dysponującego tajnymi-przez-poufne dokumentami rządowymi USA. Historia posiada z jeden czy dwa fabularne twisty, potrafi utrzymać uwagę dzięki w miarę dynamicznej akcji i dysponuje interesującym klimatem. Nie jest to jednak zbyt mądra rozrywka, tym bardziej że – jak już na początku ustaliliśmy – realizacja techniczna pozostawia wiele do życzenia (oprócz folii bąbelkowej w oczy rzucają się np. wyjątkowo nieudolnie podrabiane brytyjskie samochodowe tablice rejestracyjne).
Na koniec dwa zdania o folii bąbelkowej. Otóż wcale nie jest to aż taki świeży wynalazek, jak by się na pierwszy rzut oka zdawało. W chwili wypuszczenia na rynek film folia obchodziła już dwudziestolecie swojego istnienia. Pojawiła się bowiem w 1957 roku. Nie służyła jednak wówczas do pakowania czegokolwiek. Jej twórcy, inżynierowie Marc Chavannes i Alfred Fielding (pierwszy był pomysłodawcą, drugi wykonawcą), stworzyli ją z myślą o tapetowaniu ścian – wiecie, plastik w trójwymiarowe wzorki, gwarancja grzyba na ścianach mieszkań z nieco większą wilgotnością. Ponieważ jednak pomysł – cóż za zaskoczenie! – nie chwycił, po czterech latach bicia się z myślami i słuchania trzasku miażdżonych drobnymi paluszkami syna Fieldinga bąbelków, zdecydowali się zaproponować folię do zabezpieczania ekspediowanych z fabryki IBM komputerów serii 1401. Pomysł chwycił, ale sprzedaż folii rosła dość powoli, osiągając w 1971 roku pułap ledwie pięciu milionów dolarów. Wówczas do założonej przez inżynierów firmy, Sealed Air Corporation, dołączył spec od marketingu, T.J. Dermot Dunphy. Dzięki niemu w roku 2000 wartość sprzedaży przekroczyła pułap trzech miliardów dolarów. Dzisiaj firma zatrudnia 15 tysięcy pracowników w 122 krajach, i sprzedaje rocznie folię bąbelkową za 4,5 miliarda dolarów.
Jeśli więc ktokolwiek będzie przymierzał się do obejrzenia „Oczu spośród gwiazd”, proponuję zaopatrzyć się w odpowiednio duży spłachetek folii bąbelkowej, żeby lepiej wczuć się w rolę ufoka – schodzącego trapem w rytm pykających plastikowych pęcherzyków…
powrót; do indeksunastwpna strona

107
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.