powrót; do indeksunastwpna strona

nr 01 (CCIII)
styczeń-luty 2021

Komiks roku 2020 - nominacje
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Rotmistrz Pilecki to bez wątpienia jedna z najważniejszych, wręcz ikonicznych postaci w naszej historii najnowszej, którą powszechnej świadomości przywrócono dopiero po upadku Polski Ludowej. Parę lat temu przekonywano, że tylko kwestią czasu pozostaje, jak światowe kinematografie zainteresują się naszą historią najnowszą, co powinno zaowocować wielkimi kinowymi hitami w stylu hollywoodzkim. Z tych zapowiedzi na razie nic nie wynikło. Zupełnie inaczej niż w świecie komiksu, gdzie co jakiś czas powstaje interesujące dzieło autora z Zachodu, który przygląda się zawirowaniom Polski w XX wieku. Jak chociażby Francuz Gaétan Nocq, któremu zawdzięczamy powieść graficzną o rotmistrzu Witoldzie Pileckim.
„Raport W” został uznany we Francji najlepszym komiksem historycznym 2019 roku. Otrzymał również pierwsze w historii nagrody wyróżnienie specjalne im Wacława Felczaka i Henryka Wereszyckiego (przyznaje się je wybitnym publikacjom poświęconym dziejom Europy Środkowo-Wschodniej i jej relacjom z Polską).
„Sabrina”, pierwszy w historii komiks nominowany do prestiżowej nagrody Bookera, opisuje współczesny świat pozbawiony osobistych relacji i poczucia odpowiedzialności, gdzie związki obdarte są z intymności przez pulsujące komputerowe monitory. Fani literatury współczesnej zachwycają się nim bardziej, niż czytelnicy komiksów. Narracja przypomina powieści Harukiego Murakamiego czy Yanna Martela, rysunki są skąpe w środki artystycznego wyrazu, a całość kojarzy się z filmem. Przemilczenia są tu ważniejsze niż to, co bohaterowie wypowiadają wprost. Zdecydowanie lektura „Sabriny” to przygoda, chociaż niekoniecznie z gatunku tych lekkich, z pozytywnym finiszem.
Trzecia seria „Sandman Uniwersum” wprowadza nową wersję Lucyfera – oderwaną mocno od tego, którego kojarzymy z komiksów Mike’a Careya czy telewizyjnego serialu. Autor scenariusza Dan Watters chciał „wrócić do macierzy”, do źródeł postaci Lucyfera, które wybiły przed laty w „Sandmanie”. Wchodzimy do horrorowego obszaru uniwersum, zostawiamy bezpieczne, bajkowe elementy w tyle i nie oglądamy się za siebie. Koronkowa robota, świetne poprowadzenie całej historii, stopniowo wprowadzające czytelnika w intrygę i trzymające w ciągłym napięciu.
Kiedy trzy kobiety żyją samotnie, sąsiadując z lasem oraz małym miasteczkiem zamieszkiwanym głównie przez myśliwych, o poczuciu bezpieczeństwa mogą zapomnieć. Z jednej strony dzikie zwierzęta, z drugiej cywilizowani ludzie. W zasadzie nie wiadomo, z której strony czyha większe niebezpieczeństwo. Tym bardziej, że zaczyna się „Sezon polowań”.
„Sędzia Dredd: Kompletne akta 3” to potężna porcja krótkich komiksów, jakie ukazały się na łamach magazynu „2000 AD” na przełomie lat 70. i 80. Nie ma jednak mowy o żadnym kombatanctwie. Te historie musiały kiedyś robić gigantyczne wrażenie, ale i dziś świetnie się je czyta. Główny bohater pozostaje nieugiętym stróżem prawa, który nawet przez moment nie wątpi w tezę dura lex – sed lex, ale reszta to już malownicza menażeria łotrów, niebanalnych postaciami drugoplanowych i przede wszystkim znakomicie oddana atmosfera miasta-molocha przyszłości. Z jednej strony mamy pokazane uprzedmiotowienie jednostki, która może zostać albo ofiarą, albo osądzonym za najdrobniejsze przewinienia (np. rzucenie papierka na ulicę), z drugiej zaś widzimy nowoczesność w pełnym rozkwicie, gdzie roboty przejmują coraz więcej sfer życia. Klasyk, który trzeba znać.
„Shangri-La” to komiks, który trzeba znać. Autor w bardzo dojrzały sposób porusza najważniejsze problemy trapiące współczesny świat, czyniąc z nich filary swojej narracji. Degradacja środowiska, eksperymenty na zwierzętach, okrucieństwo wobec nich, rasizm, szalejący konsumpcjonizm oraz postępująca głupota ludzi przekonanych o swojej mądrości i niepowtarzalności to główne motywy tej opowieści. W szczególnie poruszający sposób ukazane są relacje ludzi i zwierząt. Status animoidów jest co najmniej dwuznaczny, a okrucieństwo człowiek wobec zwierząt jest niewyobrażalne. I nie chodzi bynajmniej tylko o codzienną agresję. Chodzi o systemowe, powszechnie akceptowane bestialstwo, rozgrywające się dziś obok nas. Dlatego też, gdyby spełniło się marzenie wielu dzieci, i zwierzęta nagle zaczęłyby mówić, to nie usłyszelibyśmy od nich nic miłego. Bardzo prawdopodobne jest, że powiedziałyby nam to, co John-John wykrzykuje w twarz Novej, w jednej z bardziej wstrząsających scen komiksu. Koniecznie trzeba wspomnieć o rysunkach Bableta. W największym skrócie – są fenomenalne. Precyzja z jaką rysownik przedstawia technologiczne szczegóły świata przyszłości jest godna szacunku.
Jennifer, jej japońska towarzyszka Kita oraz żyjąca na londyńskich ulicach Pickles znalazły się między młotem a kowadłem. Z jednej strony osacza je demoniczny komisarz Kurb będący na usługach królowej Wiktorii, z drugiej zaś nęka grupa weteranów wojennych bawiących się w Indian pod przywództwem ojca Jennifer – pułkownika Winterfielda. Mimo tego, a może właśnie na przekór wszystkiemu, trzy kobiety kontynuują swoje dzieło zemsty. Intrygujący pomysł, świetny scenariusz i doskonałe rysunki to niezmiennie główne filary tej historii. Warto oczywiście zapoznać się także z poprzednimi odsłonami.
‹Skóra z tysiąca bestii›
‹Skóra z tysiąca bestii›
„Skóra z tysiąca bestii” to pomysłowa reinterpetacja baśni braci Grimm. Znajdziemy tu ciekawą grę z klasycznymi schematami narracyjnymi opartą na łamaniu stereotypów. Stéphane Fert podejmuje między innymi próbę przewartościowania sposobu ukazywania ról przydzielanych w tych opowieściach kobietom i mężczyznom. Już po tym jak „Skóra z tysiąca bestii” ukazała się na polskim rynku, zdobyła nagrodę Prix Imaginales de la Bande Dessinée w Epinal.
‹Snowpiercer. Przez wieczny śnieg #1 (okładka limitowana)›
‹Snowpiercer. Przez wieczny śnieg #1 (okładka limitowana)›
Czytelnik biorący dziś do ręki „Snowpiercera” prawdopodobnie zna już film z 2013 roku oraz jest w trakcie oglądania serialu emitowanego na Netfliksie. W porównaniu z tymi produkcjami czarno-biały komiks sprzed niemal czterdziestu lat pozornie wydaje się skromniejszy. Mniej tu efektów specjalnych, ale za to znacznie bardziej wielowymiarowe są postacie i socjologiczne tło całej historii.
„Szczurwysyny” to nie jest komiks lekki, łatwy i przyjemny. Autorzy ukazują z nim koszmarne oblicze wojny i mówią o tym, co robi ona z ludźmi biorącymi w niej udział. Ukazują także jej tragiczne konsekwencje, które zazwyczaj w największym stopniu dotykają zwykłych żołnierzy. Cały brud tej wojny można odczuć także dzięki intrygującej oprawie graficznej. Zdominowane przez czerń rysunki Fabio Verasa doskonale oddają nastrój sytuacji. Mnóstwo tu tuszu, a szaleństwo czarnych kresek przecinających kadry i plansze oraz niezwykle ekspresyjne oblicza bohaterów kreślone topornymi liniami sprawiają, że oddziaływanie tych obrazów jest wyjątkowo silne. Wszystko to wygląda efektownie i wzmacnia wymowę tej opowieści. Autorzy nie dokonują jednak rozliczenia. Nie oceniają. Ukazując tę wielką tragedię zdają się podkreślać tragizm tej sytuacji i bezsensowność ślepej furii. Śledząc tę opowieść uświadamiamy sobie, że rację miała matka Camōesa, mówiąc, że droga nienawiści to droga do pustki.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

168
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.