Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj trzeci (i, jak na razie, ostatni) album solowy francuskiego pianisty jazzrockowego Benoît Widemanna.  |  | ‹3›
|
Kiedy w grudniu 1974 roku Benoît Widemann wstępował w szeregi Magmy (legendy francuskiego Zeuhlu), był zaledwie siedemnastoletnim młodzieńcem; kiedy je opuszczał w momencie rozwiązania zespołu przez Christiana Vandera (choć, jak się później okazało, nie na stałe) – dwudziestosiedmioletnim mężczyzną. W tym czasie wyrobił sobie nazwisko i był uznawany za jednego z najzdolniejszych europejskich klawiszowców w światku jazzrockowym. W uzyskaniu takiego statusu pomogły mu także udane produkcje solowe – longplaye „ Stress!” (1977) oraz „ Tsunami” (1979). Nie było również przypadku w tym, że to właśnie jego Didier Lockwood, Jannick Top i Vander zaprosili do współpracy w tamach projektu Fusion (co w 1981 roku zaowocowało tak właśnie zatytułowanym albumem). Na koniec tego okresu w swej karierze artystycznej, rozwijającego się nieustannie w cieniu Magmy, Widemann wydał kolejny krążek solowy – „3”. Tytuł miał podwójne znaczenie. Był to nie tylko trzeci longplay wydany przez Benoît pod jego nazwiskiem, ale też większość utworów zarejestrowana została w – różniących się nieco od siebie – składach trzyosobowych. Tym razem do kooperacji Widemann zaprosił pięciu muzyków, którzy stworzyli trzy sekcje rytmiczne. Byli to dwaj basiści: Dominique Bertram (znany później z Zao) i Sylvain Marc (między innymi Surya i Rahmann), dwaj perkusiści: Kirt Rust ( Lockwood, następnie Weidorje) i François Laizeau (dziesiątki składów stricte jazzowych), wreszcie – gościnnie – perkusjonalista Gilles Perrin. Z dwoma muzykami – Bertramem i Laizeau –znał się z Magmy. Wszystkich ich zapraszał do paryskiego studia Davout i sukcesywnie w ciągu kolejnych miesięcy kompletował materiał. Na longplay „3” złożyło się sześć dłuższych kompozycji i jedna, zarejestrowana w pojedynkę przez Benoît, miniatura. Nagrano je w trzech różniących się od siebie wersjach tria: Widemann, Marc i Rust („L’île du docteur Z”, „Six pour trois”), Widemann, Bertram i Laizeau („Les nocturnes”, „Compromis historique”) oraz Widemann, Marc i Laizeau („Risque calculé”, „Douceur céleste”). W dwóch utworach rozbrzmiewają jeszcze dodatkowo perkusjonalia Perrina („L’île du docteur Z”, „Compromis historique”), choć gdyby ich tam wcale nie było, mało kto zapewne zwróciłby na to uwagę. Jeśli chodzi o autorstwo, pięć dzieł wyszło spod ręki lidera projektu, jedno podarował mu Marc („Six pour trois”), jedno pochodziło jeszcze z czasów bliskiej współpracy z klawiszowcem Jean-Pierre’em Fouqueyem („Douceur céleste”). Gotowy już materiał opublikowała wytwórnia Cy Records, której wielbiciele jazz-rocka zawdzięczali między innymi jedyny wydany w latach 70. XX wieku longplay formacji Troc.  | |
Muzycznie „3” to nowoczesna, jak na tamte czasy przystało, porcja fusion. Ta „nowoczesność” polegała głównie na tym, że miejsce charakterystycznych dla jazz-rocka instrumentów klawiszowych – takich jak fortepian elektryczny (który rozbrzmiewa tutaj bardzo rzadko) czy organy Hammonda (których w ogóle nie słyszymy) – zajęła cała bateria syntezatorów (od Minimooga i Memorymooga, poprzez Oberheima, aż po Prophet-5, którego produkcji zaprzestano właśnie w tamtym czasie). Stylistycznie ostatni, jak się potem okazało, album Widemanna wyrasta z doświadczeń swoich poprzedników, chociaż mniej w nim funku, nie brakuje za to nawiązań do nowej fali i synth-popu. Wciąż jednak – i to sprawia, że po „3” warto sięgać także dzisiaj – dominuje fusion. Że miejscami nazbyt syntetyczne i uładzone – cóż, to były w końcu lata 80. XX wieku. Największe tuzy jazz-rocka i progresu nie uniknęły ciągotek do złagodzenia brzmienia i tworzenia przebojów. Czemu mielibyśmy od Benoît oczekiwać, że zachowa się inaczej, że nie podąży za ogólnoświatową modą? Na szczęście Widemann wiedział, w którym miejscu się zatrzymać, aby nie przekroczyć granicy dobrego smaku.  | |
Longplay otwiera – nawiązujący tytułem do „Wyspy doktora Moreau” Herberta George’a Wellsa – ponad pięciominutowy utwór „L’île du docteur Z”. Utrzymany jest jeszcze w starym stylu; dość powiedzieć, że to jedyna kompozycja, w której Benoît na taką skalę wykorzystał fortepian elektryczny Fender-Rhodes. Każdy jego subtelny, charakterystyczny dźwięk jest jak balsam; stanowi on też idealną przeciwwagę dla panujących na drugim i trzecim planie syntezatorów (głównie Mooga). Sam numer składa się z trzech części: radośnie brzmiącego, chociaż stonowanego, otwarcia i finału, w których pojawiają się te same melodyjne motywy, oraz znacznie bardziej dynamicznej i niepokojącej części środkowej. Podarowany Widemannowi przez Marca „Six pour trois” (swoją drogą najdłuższy ze wszystkich) także nie zawodzi. Lider ma tu przede wszystkim możność wykazania się mistrzostwem w wykorzystaniu syntezatorów i nie traci swojej szansy. Płynnie przechodzi od fragmentów nastrojowych do energetycznych; gdyby w finałowej partii zamiast klawiszy wybrzmiała gitara solowa, mielibyśmy do czynienia z prawdziwym jazzrockowym killerem.  | |
Udanym zwieńczeniem strony A wydawnictwa jest równie wielowątkowy „Les nocturnes”. Mroczny tytuł zobowiązuje, więc nie należy się dziwić, że od pierwszych do ostatnich dźwięków mamy do czynienia z utworem, który może wywoływać lekki niepokój. Rasowo brzmiąca sekcja rytmiczna (znani z Magmy Bertram i Laizeau) przenosi słuchacza w rejony niemal Zeuhlowe, z kolei lider wykazuje ewidentne ciągotki freejazzowe i progresywne. Efektem jest zdecydowanie najmocniejszy punkt płyty. Szkoda, że w takiej stylistyce nie jest utrzymana całość. nie sposób też skrytykować otwierający stronę B „Compromis historique”, w którym z kolei Widemann podkreśla swoje fascynacje muzyką klasyczną, którą zderza ze stricte jazzowym fortepianem akustycznym. Mniej dobrego można natomiast powiedzieć o niepotrzebnie skalanym synth-popem „Risque calculé” (choć pewnie, jak sugeruje tytuł, twórca skalkulował ryzyko wynikające z włączenia do repertuaru płyty podobnej kompozycji). Na szczęście zaraz po nim pojawia się poprawiający nastrój – jednocześnie klasyczny i orientalizujący – „Douceur céleste” Fouqueya, a emocje ostatecznie wycisza delikatny „Entre les lignes”. Benoît Widemann po dziś dzień pozostaje aktywnym muzykiem, chętnie zapraszanym do współpracy. A jednak, choć od publikacji „3” minęło już trzydzieści siedem lat, nie wydał w tym czasie kolejnej płyty solowej. W wywiadzie udzielonym wiosną ubiegłego roku nie odżegnywał się od takiej ewentualności – mówiąc: „Last for now, but you never know” – lecz nie zabrzmiało to na tyle przekonująco, by mieć jakieś nadzieje. Skład: Benoît Widemann – syntezatory, fortepian, fortepian elektryczny, muzyka (1,3-5,7)
oraz: Sylvain Marc – gitara basowa (1,2,5,6), muzyka (2) Dominique Bertram – gitara basowa (3,4) Gilles Perrin – instrumenty perkusyjne (2,4) Kirt Rust – perkusja (1,2) François Laizeau – perkusja (3-6)
Tytuł: 3 Data wydania: 1984 Nośnik: Winyl Czas trwania: 37:02 Gatunek: jazz, rock W składzie Utwory Winyl1 1) L’île du docteur Z: 05:19 2) Six pour trois: 07:51 3) Les nocturnes: 05:26 4) Compromis historique: 06:47 5) Risque calculé: 04:21 6) Douceur céleste: 06:09 7) Entre les lignes: 01:09 Ekstrakt: 70% |