Większość fanów kojarzy ten komiks jako „Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa”, tymczasem właściwy tytuł to „Co w kaloryferze piszczy”. Chociaż w świetle niniejszego kadru zasadniejszym pytaniem byłoby „kto”.  | |
W swej niekończącej się wędrówce Orient-Men natyka się na bohaterów poprzedniej opowieści („W pustyni i w paszczy”). Bąbelek i Kudłaczek wylegują się na plaży, sącząc poncze i rozkoszując się wakacjami. A w każdym razie udając, że się rozkoszują, bo ich dialog z poprzedniego kadru jakby na to nie wskazuje. Gdy tylko nasz superbohater odlatuje, wskakują w przebrania, przyprawiając czytelnika o zawrót głowy: czy plączący się po stronicach komiksu właściciel popsutego kaloryfera to od początku byli oni? A jeżeli nie, to co zrobili z oryginalnym Inuitą? Słowa „póki autor się nie połapał” mogą sugerować, że w jakiś sposób go… usunęli na boczny tor. Tak czy siak, pomysł z postaciami próbującymi oszukać własnego stwórcę, zawsze niezwykle mi się podobał, a w połączeniu z informacją, że Orient-Men „był już na następnej stronie” stanowi wręcz koronny przykład niepowtarzalnego poczucia humoru pana Tadeusza. Barwy kadru są nieco przygaszone, co pasuje do pory dnia (słońce niemal schowane za horyzontem), jednak takie same są w całym zeszycie, więc stawiam raczej na niedoskonałości druku. Bardzo pięknie natomiast widać charakterystyczny dla Baranowskiego sposób rysowania przyrody: owalne liście na drzewie i niemal idealnie kuliste głazy. PS. Kto wie, do czego nawiązuje tytuł notki? |