powrót; do indeksunastwpna strona

nr 02 (CCIV)
marzec 2021

Niekoniecznie jasno pisane: Widzę was!
ciąg dalszy z poprzedniej strony
„Ewangelia kojota”, komiksowe arcydzieło w stanie czystym, ustawia pewien pryzmat, przez który należy czytać „Animal Mana”. Otóż komiks Granta Morrisona jest metakomiksem, w pełnym tego słowa znaczeniu. Gdy Highwater przybywa do Azylu Arkham na spotkanie z niejakim Psychopiratem, który zamknięty w izolatce powtarza jakieś brednie o „innych światach, które zostały kiedyś usunięte”, zostaje zaczepiony przez Szalonego Kapelusznika. „Wszyscy jesteśmy słowami na kartce papieru. Jesteśmy scenariuszem skleconym pospiesznie by dotrzymać terminu. Nie możemy aspirować do czegoś wyższego niż groszowy melodramat. Jakiś pisarzyna tworzy całe nasze życie!”. W słowach Kapelusznika jest więcej prawdy niż można byłoby się spodziewać. Wszyscy bohaterowie komiksu zaczynają podejrzewać, że są tylko „papierowymi postaciami” a nie ludźmi, a ich istnienie jest zależne od kaprysów tak zwanych „autorów”! Wspomniany Psychopirat jest jedyną osobą, która „pamięta” uniwersum DC sprzed Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach. Gdy odwiedza go Highwater, ten pyta przerażony: „Czy to Wolfman podał wam moje nazwisko?”. Bohater boi się, że zostanie unicestwiony jak tysiące innych postaci i światów podczas kryzysu – a to przecież amerykański scenarzysta komiksowy, Marv Wolfman, odpowiada za tę największą komiksową „hekatombę” w historii amerykańskiego wydawnictwa.
Autorzy komiksów są „bogami” i demiurgami komiksowej rzeczywistości. Stworzone przez nich postacie „żyją” tylko wtedy, gdy ktoś o nich czyta, istnieją tylko między kadrami (zupełnie jak w powieści „Gniazdo światów” Marka S. Huberatha). Highwater mówi wręcz o naukowej teorii tłumaczącej ową sytuację – rzeczywistość wypływa z wyższego stanu, „wielkiej nieobecności” będącej źródłem tworzenia i niszczenia. Ta wielka, biała nieobecność to przestrzenie między kadrami, do których czasami udaje się „przebić” przez ramkę obrazka. Wystraszone postacie w pewnym momencie widzą nas, czytelników i zwracają się bezpośrednio w naszym kierunku – „Widzę was! Gapią się! Tam są! Cieszą się naszym bólem!”. Czwarta ściana zostaje zburzona totalnie, ale różnica w stosunku do zwyczajowej sytuacji tego typu polega na tym, że odbywa się to w sposób całkowicie niekontrolowany przez bohatera. Tu nie ma mowy o porozumiewawczym mruganiu do czytelnika jak w „Deadpoolu” – jest tylko szok i przerażenie. Ostatecznie do komiksu trafia sam Grant Morrison lub – co bardziej poprawne – jego fikcyjna reprezentacja na potrzeby „dialogu” z Buddym Bakerem. Pomysł takiej interakcji z czytelnikiem nie jest nowy – wszak już nasz Papcio Chmiel pojawiał się w komiksach o Tytusie i tak samo bawił się w przechodzenie między kadrami (jest to również normą chociażby u Tadeusza Baranowskiego). Jednak ważne jest to, że Grant Morrison odważył się na takie zagranie w mainstreamowym komiksie superbohaterskim, co było czymś zupełnie nowym i bezprecedensowym.
Tego rodzaju rozwiązanie narracyjne nie miało na celu tylko uatrakcyjnienia fabuły, czy szokowania widza. To również rozprawa Morrisona na temat samego medium komiksowego i procesu twórczego. Komiksowe światy zostały stworzone po to, abyśmy wszyscy poczuli się lepiej, uciekli choć na chwilę od trudnej i dalekiej od ideału rzeczywistości. Kolorowe, pstrokate i głupiutkie komiksy Złotej i Srebrnej Ery, po „dojrzewaniu” w trakcie Ery Brązowej, miały być w końcu „poważne” i „dorosłe” – między innymi dlatego nastąpił „Kryzys na Nieskończonych Ziemiach” zamykający symbolicznie Brązową Erę w Detective Comics. Aby je takimi uczynić autorzy wprowadzają do nich brutalność, przemoc i ból – i, jak mówi komiksowy Grant Morrison, jeśli naprawdę na tym ma to polegać, to niech Bóg ma nas w swej opiece.
Dwudziesty szósty odcinek „Animal Mana” z sierpnia 1990 jest ostatnim ze scenariuszem Granta Morrisona. Okładka przedstawia samego autora w bardzo brutalny sposób demonstrującego swą władzę nad papierowym bohaterem, jakim jest Buddy Baker. Ilustrujący niemal wszystkie dotychczasowe odcinki Chaz Truog pozostał w serii jeszcze pół roku – sześć kolejnych zeszytów napisał Peter Milligan, który całkiem nieźle kontynuował metatekstowe rozważania Morrisona. Cała seria liczyła sobie osiemdziesiąt dziewięć odcinków i zajmowali się nią tacy twórcy jak Tom Veitch, Jamie Delano, Jerry Prosser, Steve Dillon czy Steve Pugh – a w marcu 1993 roku „Animal Man” jako jeden z pierwszych komiksów dołączył do słynnego „DC Vertigo”. Seria przestała się ukazywać w listopadzie 1995 roku z powodu niezadowalających wyników sprzedażowych.
Minęło dokładnie szesnaście lat i „Animal Man” powrócił – w listopadzie 2011 roku wychodzi pierwszy odcinek drugiej serii w ramach inicjatywy „The New 52”. Za scenariusz odpowiadał sam Jeff Lemire, który również poważnie namieszał w życiu Buddy’ego Bakera. Pozostaje mieć nadzieję, że Egmont sięgnie po wszystkie komiksy z tym bohaterem.



Tytuł: Animal Man. Omnibus
Scenariusz: Grant Morrison
Data wydania: 2 grudnia 2020
Przekład: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont
ISBN: 9788328158290
Format: 712s. 170x260mm
Cena: 199,99
Gatunek: superhero
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

154
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.