Andrzej Przybielski był artystą osobnym. Z gatunku tych, którzy nie chadzali na kompromisy i zawsze mieli własne zdanie. może gdyby był bardziej spolegliwy, zrobiłby karierę światową i stanął w jednym rzędzie z innym legendarnym polskim trębaczem Tomaszem Stańko. Tak się jednak nie stało. W dziesiątą rocznicę śmierci muzyka ukazała się jego płyta z archiwalnym materiałem; album „Short Farewell: The Lost Session” dokumentuje zapomnianą sesję z braćmi Olesiami.  |  | ‹Short Farewell: The Lost Session›
|
W środowisku jazzowym nazywano go „Majorem”. Był jednym z tych, których nazwisko elektryzowało młodych artystów. Z racji swej bezkompromisowości wzbudzał kontrowersje, ale nawet ci, z którymi nie było mu po drodze, doceniali jego talent i niepowtarzalne brzmienie jego instrumentu. Nie sposób było go pomylić z żadnym innym trębaczem. Stanąć na scenie u jego boku, wejść razem z nim do studia – to był prawdziwy zaszczyt. Na przestrzeni kilku dekad grał z największymi: począwszy od awangardowej Grupy w Składzie, poprzez Grupę Niemen i SBB, aż po Zbigniewa Lewandowskiego i Free Cooperation. W ostatnich kilkunastu latach życia najczęściej nagrywał z braćmi Olesiami – kontrabasistą Marcinem i perkusistą Bartłomiejem – pod szyldem Custom Trio („Free Bop”, 2000; „Andrzej Przybielski & Custom Trio”, 2001) bądź pod własnymi nazwiskami („Abstract”, 2005; „De profundis”, 2011). Widać z młodszymi o co najmniej jedno pokolenie muzykami rozumiał się najlepiej. Odszedł przedwcześnie – 9 lutego 2011 roku, mając niespełna sześćdziesiąt siedem lat. W tym roku minęła więc dziesiąta rocznica śmierci Przybielskiego. Rocznica, którą upamiętniła płyta z nieznanym wcześniej materiałem. To owoc niedokończonej sesji, jaka miała miejsce w 2003 roku w nieistniejącym już gliwickim studiu HH Poland (pod okiem Marcina Rosickiego w roli realizatora dźwięku). Jak się okazało, po likwidacji studia zabrał on ze sobą część archiwów. Były wśród nich między innymi taśmy z nagraniami dokonanymi przez legendarnego trębacza z towarzyszeniem braci Olesiów. Po wielu zabiegach okazało się, że wykrojono z tego niemal pół godziny muzyki. Niewiele, ale w przypadku Przybielskiego cenny jest każdy dźwięk. Zachowane kompozycje Bartłomiej Oleś odpowiednio przyciął i ułożył w coś, co można określić mianem improwizowanej suity. Nie należy jednak do „Short Farewell: The Lost Session” przykładać normalnej miary. Utworów z prawdziwego zdarzenia, które można by uznać za skończone dzieło, jest tu niewiele, może nawet tylko jeden – ten najdłuższy, dwunastominutowy „12 Vitamins”, który zresztą umieszczony został na samym początku płyty, tuż po wprowadzającym „It’s Time”. Pojawia się tam złożona z dwóch słów żartobliwa zapowiedź Przybielskiego: „Sesja koncertmistrzów”, po której sięga on po trąbkę i sam gra zaledwie kilka dźwięków. We wspomnianym „12 Vitamins” rozbrzmiewa już całe trio. Sekcja rytmiczna jest z początku bardzo oszczędna; snuje się leniwie, stanowiąc mocny kontrast do – co może wydać się zaskakujące – nieco radośniejszej trąbki. Dopiero z czasem muzycy zmieniają przypisane sobie role, aby spotkać się gdzieś pośrodku: Olesiowie zaczynają zaskakiwać intensywnością gry, na co jednak Przybielski odpowiada ze zrozumieniem – w efekcie kompozycja nabiera freejazzowej mocy. Końcówka jest już bardzo energetyczna, by nie rzec – zgodnie z tytułem – „witaminowa”.  | |
W dalszej części mamy do czynienia głównie ze szkicami, którym – może tylko z dwoma wyjątkami – nie było dane przybrać postaci ostatecznej. Choć wcale to nie oznacza, że nie mają one wartości artystycznej. W takim „Loneliness” chociażby Przybielski wprowadza nastrojowy motyw, który następnie poddaje intensywnej rewizji, grając na jego bazie wariacje. W „A Walk” dołącza z kolei do pochodu kontrabasu i perkusji, a w „Long Night” udziela mu się nadzwyczaj mroczny klimat podrzucony przez Olesiów, któremu skutecznym przełamaniem okazuje się pulsujący „Sunday with Clark”. Po drodze jest jeszcze, składający się z trzech odrębnych fragmentów, tytułowy „Short Farewell” – z hipnotyczną sekcją i dwoma dynamiczniejszymi wejściami całego zespołu, w których Przybielski sięga dodatkowo po skrzydłówkę. Świetnym punktem wyjścia do improwizacji mógłby stać się również, utrzymany w szybkim tempie i ozdobiony alarmistycznie brzmiącymi akordami trąbki, „In Pursuit of Madness”. Marcin Oleś sięga tu po smyczek, a Bartłomiej postanawia zagrać jak rasowy rockman. Dwa ostatnie fragmenty płyty to miniaturki oparte na kilku zaledwie dźwiękach trąbki – uznać je można co najwyżej za… wstęp do szkicu. „Short Farewell: The Lost Session” zapewne nie wywoła ekscytacji. To nie jest cudem odnaleziony skarb; nie ma takiej wartości, jak „Both Directions at Once: The Lost Album” (1963/2018) czy choćby „Blue World” (1964/2019) Johna Coltrane’a. Biorąc jednak pod uwagę, jak niewiele pozostawił po sobie własnej muzyki Andrzej Przybielski – nawet tej skromnej półgodzinnej porcji nie możemy lekceważyć. Wszak „Major” wielkim Artystą był. Nie każdego koledzy z branży – konkretnie zespół Tie Break – żegnają, śpiewając: „Major zmarł, nie żyje już. / Ciało w grobie złożone jest. / Czy prawda to, że odszedł stąd? / Bo przecież zmarł, opuścił ląd. / Order w marzeniach kawaler miał. / Snuł opowieści i pięknie grał”. Skład: Andrzej Przybielski – trąbka, skrzydłówka Marcin Oleś – kontrabas Bartłomiej Oleś – perkusja
Tytuł: Short Farewell: The Lost Session Data wydania: 9 lutego 2021 Nośnik: CD Czas trwania: 28:12 Gatunek: jazz W składzie Utwory CD1 1) It’s Time: 00:53 2) 12 Vitamins: 12:07 3) Loneliness: 01:46 4) Short Farewell: 03:56 5) A Walk: 00:49 6) Reverie: 00:49 7) Long Night: 01:53 8) Sunday with Clark: 02:12 9) In Pursuit of Madness: 03:11 10) Drum-Trumpet Circus: 00:23 11) On the Wing: 00:15 Ekstrakt: 70% |