…a to powoduje kryzys w wesołym trio bohaterek komiksu „Giant Days”, które są tak fantastyczną ekipą, że właściciel wynajmowanego domu ma z nimi zdjęcie pamiątkowe oprawione w ramkę. Komiks o szalonym studenckim życiu z klimatów zakręconego sitcomu zmierza coraz bardziej w stronę serialu obyczajowego. Jak to mawiają w zajawkach filmów: czy przyjaźń Susan, Daisy i Esther przetrwa?  |  | ‹Giant Days #8: Widzimy się tam, gdzie zawsze›
|
To oczywiście nie jest tak, że w poprzednich siedmiu tomach nie pojawiały się żadne zawirowania. Najsmutniejsze było zerwanie Susan z chłopakiem, zmęczonym jej ciągłym brakiem czasu (i byciem praktycznie ignorowanym), kiedy studia medyczne łączyła z intensywną działalnością w komitecie wyborczym samorządu studenckiego. Jednak działo się mnóstwo ciekawych rzeczy: dziewczyny wzięły udział w kręceniu amatorskich filmów przygodowych, szalały po knajpach, padły ofiarą włamania, odkryły tajemnicę garażu przy swoim domu, wyjechały na kemping i na plenerowy festiwal muzyczny (jeden z najlepszych rozdziałów!), Daisy wychowała osierocone gołębiątko, a Susan z przepracowania miała halucynacje i rozmawiała ze zwłokami w prosektorium 1). Komplikacje uczuciowe również się pojawiały, jednak jak dotąd nie stanowiły zagrożenia rozbicia zgranej paczki. Przynajmniej dopóki do pokoju Daisy nie wprowadziła się szalona, dziewiętnastoletnia Niemka. Ingrid jest artystką… ale w sposób nasuwający na myśl dawniejsze używanie tego określenia w niektórych regionach wiejskich: jako osoby, która ma nie do końca równo pod sufitem. Dość powiedzieć, że chlebem powszednim jest dla niej wypad do innego miasta z poznanymi na dyskotece techno dziewczętami na imprezę, o której dowiedziały się, podglądając komuś przez ramię ekran telefonu. Nie przejmuje się też jakimikolwiek normami towarzyskimi, na przykład tym, że przed namalowaniem muralu na ścianie salonu wypadałoby zapytać mieszkańców o zgodę. Jednym słowem – ludzkie tornado, które Daisy zarazem fascynuje i wykańcza emocjonalnie. Do tego drugiego zresztą biedna skautka przyznaje się otwarcie już od pewnego czasu. Druga komplikacja jest jeszcze bardziej… no, skomplikowana: Esther zaprzyjaźnia się z aktualną dziewczyną McGrawa, który z kolei w sekrecie odnawia związek z Susan. Czyż nie brzmi to jak fragment streszczenia „Mody na sukces”? Oczywiście w komiksie wszystko dzieje się dużo szybciej. Wynikiem wszystkich tych poplątanych relacji jest całkiem realna groźba, że w kolejnym roku akademickim bohaterki nie będą już mieszkały razem. A przecież to właśnie stanowi całą ideę komiksu! Ogólny pomysł był prosty: bierzemy trzy świeżo upieczone studentki, o wyraziście różniących się charakterach, historiach i nawet stylach ubierania, a następnie wrzucamy je do sąsiadujących pokoi w akademiku, co sprawia, że się zaprzyjaźniają i na drugim roku studiów wspólnie wynajmują dom 2). Brzmi dość banalnie, ale sprawdziło się świetnie: polubiłam bohaterki dosłownie od pierwszej strony i od lat im kibicuję. Na pewno spora w tym zasługa rysowniczki: Max Sarin posługuje się akurat takim style, jaki lubię, i w dynamiczny sposób oddaje sceny, które mają rozśmieszyć czytelnika. W tym tomie najlepszym przykładem jest fragment, w którym Daisy ogrywa w bilard całą drużynę rugbistów. Jednym słowem, znakomity komiks dla ludzi, którzy chcą zanurzyć się w studenckim życiu – humorystycznie przesadzonym, ale całkiem prawdziwym od strony emocjonalnej. 1) Jest studentką medycyny. 2) Z dialogów wynika, że akademik przeznaczony jest tylko dla pierwszoroczniaków. Dziwne.
Tytuł: Giant Days #8: Widzimy się tam, gdzie zawsze Tytuł oryginalny: Giant Days Vol. 8 Data wydania: 12 lutego 2021 ISBN: 9788382300215 Format: 112s. 170x260 mm Cena: 44,– Gatunek: obyczajowy Ekstrakt: 80% |