Różnice w wyglądzie i charakterach Kajtka i Koka wielokrotnie dostarczają czytelnikom okazji do śmiechu, ale rzadko są one aż tak widowiskowe jak w przypadku scenki rozgrywającej się na neapolitańskiej uliczce. Obserwujemy tutaj z rozbawieniem, jak głowni bohaterowie korzystają z rzadkiej w serii „Na tropach pitekantropa” chwili spokoju. Ich statek uniknął właśnie zatonięcia, ale musi przejść generalny remont, więc marynarze mogą wykorzystać wolny czas na zwiedzanie słynnego włoskiego miasta. Możemy się przekonać, że spacer ulicami Neapolu wywołuje u nich zupełnie odmienne reakcje. Skwaszona mina Koka mogłaby się nawet wydawać całkiem uzasadniona, bo przecież ciągłe moknięcie nie jest niczym przyjemnym. Zastanawiąjące jest jednak, że Kajtek wyraźnie tryska humorem, cykając jedno zdjęcie za drugim, a przy tym nie spadnie na niego ani jedna kropla deszczu! Wyjaśnienie tej zagadki poznajemy już na kolejnym kadrze. Otóż nieprzyjemne doznania Koka nie są wcale efektem zmiennej pogody, lecz prania, które suszy się rozwieszone na sznurkach rozciągniętych nad ulicą. W tym momencie nie pozostaje nam więc nic innego, jak wraz z Kajtkiem śmiać się z braku spostrzegawczości jego towarzysza. Warto dodać, że ten ostatni zresztą szybko odzyskuje dobry humor. I to jest bardzo dobre dla niego, bo niedługo później bohaterowie spotkają pewnego człowieka, z którego powodu przemierzą szmat świata. Ale to już zupełnie inna historia… |