Z pozoru wszystko jest jak należy: katany świszczą, krew leje się strumieniami, a Miyamoto Musashi odbija strzały w locie i wygłasza głębokie uwagi filozoficzne. Dlaczego więc przy lekturze „Drogi miecza” miałam wrażenie, jakbym oglądała dość niskobudżetowy film? Na przykład taki, jak „Winnetou” z niemieckimi aktorami w jugosłowiańskich plenerach.  |  | ‹Droga miecza #1: Popioły z dzieciństwa›
|
Miyamoto Musashi jest postacią historyczną, choć trzeba powiedzieć, że popkultura przemieliła go na wszystkie możliwe sposoby, ze zwierzęcym wcieleniem włącznie. Nic dziwnego, że stał się również bohaterem przygodowego komiksu fantasy. Pierwszy tom, „Popioły dzieciństwa”, opowiada o tym, jak Mikedi, syn potężnego daimyo, zostaje oddany na ucznia owemuż szermierzowi… chciałoby się powiedzieć „legendarnemu”, jednak w świecie komiksu jest ewidentnie mało znany: musi zrobić sobie wejście niczym Geralt w pierwszym z opowiadań, żeby w ogóle ktoś zwrócił na niego uwagę. Zachwycony jego umiejętnościami szlachcic oferuje mu służbę, ale kontrpropozycja jest znacznie bardziej interesująca: wychowanie Mikediego na wojownika godnego ręki cesarzówny! Ojciec, który i tak traktuje swoje dzieci jak rodzaj żywego inwentarza, z zachwytem się zgadza. Chłopiec zresztą też. Wyrusza z roninem do pływającej rybackiej wioski, gdzie ma miejsce kulminacja akcji. Początek komiksu jest realistyczny – a nawet naturalistyczny – natomiast im dalej w las, tym więcej fantastyki: od morskich potworów poczynając, a na magicznym tuszu kończąc. Zresztą już sama okładka obiecuje niezwykłe zdarzenia. Jak przystało na opowieść o samurajach, mamy także krwawą zemstę, poniżanie wieśniaków oraz duszę rozdartą między lojalnością a sumieniem. Jednym słowem, właściwie wszystko, czego potrzeba dobremu scenariuszowi. Zabrakło tylko postaci, której można by kibicować, bo nikt tu nie jest sympatyczny: ani Mikedi, który już na pierwszej stronie zachowuje się jak buc, ani Musashi… no dobrze, pojawia się pewna miła dziewczyna, ale na krótko. To, że ronin nie jest miły, można by tłumaczyć konwencją, według której mistrz sztuk walki ma prawo pomiatać swoim uczniem i bezustannie wystawiać jego cierpliwość na próbę. Ale główny bohater powinien chyba budzić jakieś cieplejsze uczucia u czytelnika? (Sprawdzić, czy nie książki Radka Raka). Jednak głównym problemem jest dla mnie strona graficzna. Komiks o Japończykach, w którym wszyscy wyglądają – w najlepszym przypadku – na Latynosów, to jakaś pomyłka. Federico Ferniani nie radzi sobie z rysowaniem dalekowschodnich twarzy, więc każda postać to w zasadzie śniady, czarnowłosy gajdzin, co najwyżej z lekko uniesionymi zewnętrznymi kącikami oczu. Kobiety mają biust w rozmiarze D i pośladki jak Nicki Minaj, co jest, jak wiadomo, typowe dla budowy Japonek. Wygląd Mikediego to w ogóle osobna historia. Chłopiec jest wyrośnięty i raczej barczysty (a w pierwszych scenach widzimy go topless, więc to nie ulega wątpliwości), na oko dawałam mu jakieś szesnaście lat, po czym okazało się, że ma… dwanaście. Jego buzia niemal w każdym ujęciu wygląda jak wzięta z innej półki wiekowej, w zależności od tego, jaką robi minę. Kiedy je, wygląda na starszego niż kiedy jest zdziwiony. Prawie wszystkie dialogi wypowiadane są z zamkniętymi ustami. Autor przesadził też z cieniowaniem za pomocą szrafowania, przez co wszystkie postaci nieustannie wyglądają jak brudne albo posiniaczone. Ładne wizualnie są natomiast dwie wstawki będące opowieściami: bardziej malowane niż rysowane, z ciekawym użyciem światła i koloru. Komiks można z pewnością polecić miłośnikom przygód i sztuk walki – czytelnicy poszukujący wartkiej akcji (i popisów w rodzaju ścinania wielkiego drzewa kataną) z pewnością nie będą zawiedzeni.
Tytuł: Droga miecza #1: Popioły z dzieciństwa Data wydania: 17 lutego 2021 ISBN: 9788395686948 Format: 64s. 240×320mm Cena: 55,– Gatunek: fantasy Ekstrakt: 50% |