Jak pamiętamy, naszych bohaterów, czyli trzech chłopców z sielskiego miasteczka Czarkowo pozostawiliśmy w ostatnim albumie „Tajemnicy złotej maczety” u pana Witolda, wojennego weterana o ciekawej przeszłości. Tak się składa, że stary wiarus jest również zapalonym gawędziarzem, więc ku radości swych słuchaczy rozpoczyna opowieść.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pan Witold zaczyna opowiadać, a cykl komiksowy Władysława Krupki (scenariusz) i Jerzego Wróblewskiego (rysunki) nabiera wreszcie właściwego charakteru. Jak się okazuje, pierwszy zeszyt był jedynie wstępem – cykl bowiem nie będzie poświęcony przygodom chłopców z małego miasteczka, ale stanie się czymś w rodzaju komiksowego „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, opowieścią o losach żołnierza-tułacza. Niestety nie w tak dowcipnej i zajmującej formie jak w słynnej filmowej komedii wojennej. W „U progu tajemnicy” dowiedzieliśmy się, że pan Witold był w czasie wojny lotnikiem, który pilotował najbardziej znany polski przedwojenny samolot – PZL.37 Łoś (z pewnością wiele osób, spośród tych, które wychowywały się w latach 80., miały do czynienia z modelem do sklejania tego aeroplanu – był to chyba najczęstszy pomysł na szkolny prezent mikołajkowy). Pierwsza część drugiego zeszytu przedstawia więc losy bohatera w czasie kampanii wrześniowej. Pan Witold rusza do akcji chwilę po ataku Niemiec na Polskę. Już pierwsza misja obfituje w dramatyczne sytuacje. Zażarta walka powietrzna kończy się szczęśliwie – nasz pilot zestrzeliwuje w myśliwskim pojedynku niemiecki samolot i szczęśliwie wraca do bazy. Ale że co? „Łoś” w pojedynku myśliwskim? Przyznajmy, że był to dosyć dziwaczny pomysł Władysława Krupki. Przecież „Łoś” był samolotem bombowym, przeznaczonym raczej do bombardowań strategicznych – obiektów wojskowych z wysokiego pułapu. W kampanii wrześniowej, ze względu na braki odpowiednich maszyn, „Łosie” były używane jako bombowce nurkujące, atakujące z niskiej wysokości niemieckie wojska. Nigdzie jednak nie pojawiał się pomysł, aby stosować je jako myśliwce! Co więcej, w komiksie wydaje się, jakby „Łoś” był samolotem jednoosobowym, choć w rzeczywistości jego załoga liczyła sobie czterech lotników. Cóż, wygląda na to, że Krupka za wiele o lotnictwie nie wiedział, gdzieś tam zasłyszał, że „Łoś” był najnowocześniejszym polskim samolotem bojowym w 1939 roku i postanowił go wykorzystać w scenariuszu. Wróblewski stara się jak może, „Łosia” rysuje starannie, bitwy lotnicze na kadrach komiksu są efektowne i z pewnością pobudzające wyobraźnię młodych czytelników komiksu, nawet jeśli nie ma to zbyt wiele sensu czy historycznej akuratności.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ale wróćmy do naszej fabuły. Kampania wrześniowa kończy się nieuniknioną klęską, nasz bohater po kapitulacji, podobnie jak wielu polskich żołnierzy, przedziera się na Rumunię. Niestety, nie udaje mu się dotrzeć dalej (jak na przykład Stanisławowi Skalskiemu czy Witoldowi Urbanowiczowi), dołączyć do polskich sił na Zachodzie. Nasz gawędziarz na dłużej musi utknąć na Bałkanach. Tam, już w 1940 udaje mu się znaleźć pracę pilota – niestety jednak w lotnictwie cywilnym. Z jednej strony cieszy się, że wraca do latania, z drugiej irytuje go, że zamiast zestrzeliwać niemieckie samoloty musi wozić owoce z Grecji do Afryki. Ale oczywiście nie byłoby tej opowieści, gdyby ta sytuacja miała trwać dłużej. Podczas jednego z lotów bohater wraz ze swym greckim nawigatorem wpada w straszliwą burzę i musi awaryjnie lądować na pustyni… Tam napotka zupełnie nowych znajomych, co całkowicie zmieni jego sytuację… „Przymusowe lądowanie” ma dosyć dziwną strukturę scenariusza: najciekawsze rzeczy – zmagania wojenne – dzieją się na pierwszych stronach komiksu, jego druga część jest już dużo spokojniejsza, rozciągnięta, stonowana. Rzec można, że przegadana. Mamy niby burzę, mamy niby przedzieranie się przez pustynię, ale brakuje w tym dramaturgii wojennej przygody. Raczej finał komiksu jest znów tylko zapowiedzią kolejnej części.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jerzy Wróblewski ma tym razem duże pole do popisu w tematyce lotniczej – widać, że rysowanie samolotów sprawia mu przyjemność, otrzymujemy je w kilkudziesięciu różnych ujęciach, statycznie, dynamicznie, na lotnisku, w walce, z różnych ujęć. Z pewnością każdy, kto nostalgicznie wspomina ten cykl komiksowy, najlepiej pamięta te efektowne lotnicze grafiki. Michał, Maciek i Wacek schodzą więc (na szczęście) zdecydowanie na drugi, nawet trzeci plan, wrzucając jedynie co jakiś czas swoje „Przerwał pan w takim ciekawym momencie!”, „Przecież to straszne tak tkwić w nieznanym miejscu i w dodatku po ciemku!”. Cóż, Krupka nigdy nie był mistrzem młodzieżowych dialogów… Ale będzie jeszcze czas, by wrócić do tego tematu.
Tytuł: Tajemnica złotej maczety #2: Przymusowe lądowanie Data wydania: 1985 Gatunek: historyczny, przygodowy |