„U progu tajemnicy” to pierwszy zeszyt z nowego cyklu komiksowego z połowy lat 80., który miał zastąpić „Kapitana Żbika”. Okazał się jednak cyklem, który dużo więcej obiecywał, niż był w stanie czytelnikom dostarczyć.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jak określić „Tajemnicę złotej maczety”? Seria przygodowa? Przygód formalnie nie jest w niej zbyt wiele, bo większość komiksu zajmują opowieści starego wiarusa. Okej, może i w tych opowieściach są przygody, ale z jednej strony, wiedząc, że ich uczestnik może na starość snuć o nich pogadanki, z pewnością nic mu się nie stało, a z drugiej, te przygody ukazane w formie snutej opowieści jakoś tak mniej w napięciu trzymają. Tak czy inaczej, „Tajemnica złotej maczety” to nowy koncept twórcy i głównego scenarzysty kapitana Żbika, Władysława Krupki, w zamierzeniu początek cyklu, który miał zastąpić na komiksowym rynku przygody przystojnego milicjanta. Nie zastąpił. Jak wspomina w swej książce „Kapitan Żbik. Portret pamięciowy” Mateusz Szlachtycz, pomysł na nowy cykl pojawił się tuż po „Smutnym finale” Żbika, bo już w listopadzie 1982 Jerzy Wróblewski otrzymał list od wydawcy, informujący o tym, że planowana jest „nowa seria – o młodzieży i dla młodzieży – niekoniecznie związana z postacią jednego głównego bohatera”. Do realizacji tego planu doszło jednak dopiero trzy lata później – w 1985 roku ukazał się w ogromnym (z dzisiejszego punktu widzenia) nakładzie 200 000 egzemplarzy komiks o zachęcającym tytule „U progu tajemnicy” ze znaczkiem przedstawiającym do jakiego cyklu zeszyt należy – „Tajemnica złotej maczety”. Rysownik – oczywiście Jerzy Wróblewski – podpisał się na ostatnim kadrze, nazwiska scenarzysty w komiksie nie znajdziemy, ale wiadomo, że był nim znowu Władysław Krupka. Trzeba przyznać, że okładka tego zeszytu jest niezłym oszustwem – przedstawia bowiem dwóch młodych chłopców patrzących na rycerską zbroję. Czyżby owa tajemnica podwójnie akcentowana na okładce dotyczyła średniowiecznej historii? Czy to owi chłopcy będą ją odkrywać? Odpowiedź na obydwa te pytanie brzmi: „nie”, ale o tym dowiemy się nieco później. Sam komiks przywołuje swą treścią późniejsze odcinki „kapitana Żbika”, te kierowane do młodszego odbiorcy, którego bohaterami nierzadko bywają – obok Żbika – dzieci. Dwóch młodych chłopców – 12-letni Michał i 10-letni Maciek Wiśniewski wraz ze swymi rodzicami przybywają do małego prowincjonalnego miasteczka Czarkowo (fikcyjnego, choć w Polsce istnieje wieś o tej nazwie). Przeprowadzają się tu z Gdyni, ich tata jest inżynierem, który ma podjąć pracę w lokalnej fabryce („kombinacie”, jak sam mówi). Schemat znany choćby z „Awantury w Niekłaju” Edmunda Niziurskiego. W latach 70. XX wieku, pod wprowadzeniu nowego podziału administracyjnego, dzielącego Polskę na 49 województw, władze szukały jakichś sposobów na ożywienie nowych miast wojewódzkich (które nierzadko bywały dosyć niewielkimi ośrodkami), jednym z pomysłów na to było przemieszczanie zakładów przemysłowych do takich miejsc. Być może tak jest i tutaj, nowa fabryka, potrzebni inżynierowie na rozruch. Wiśniewscy przybyli z Gdyni, chłopcy już wkrótce poznają inne dzieci, które wraz z rodzicami z Poznania czy Wrocławia.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Michał i Maciek nie są zachwyceni przeprowadzką, w Gdyni mieli swoich kolegów, w tak młodym wieku każda zmiana jest trudna. Ale bardzo szybko udaje im się nawiązać w Czarkowie nowe znajomości, bo już podczas rozpakowywania podchodzą do nich arcysympatyczni rówieśnicy – Wacek i Monika. A potem rozpoczyna się sielanka, bowiem okazuje się, że Czarkowo to prawdziwy raj na Ziemi: piękne, spokojne miasteczko, położone w pobliżu malowniczego zamku, pełne atrakcji i przemiłych ludzi. Czego tu nie ma! Zamek, piękne muzeum, pływalnia, aeroklub! A wszyscy – i dzieci, i dorośli – aż palą się by pomagać, zawsze z uśmiechem na ustach. Słowem – PRL w wersji idealnej, jak z podręczników i czytanek tamtych czasów.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
No dobrze, ale do czego to wszystko zmierza? Komiks jako reklamówka socjalistycznej ojczyzny? Pewnie w jakimś stopniu tak, ale jednak w finale tego odcinka scenarzysta ujawnia, że wszystko, co do tej pory czytaliśmy, jest tylko wstępem do większej całości. Bowiem chłopcy (w towarzystwie Wacka – jak się okazuje dziewczynka Monika nie była już tak ważną postacią, by o niej dalej wspominać) poznają mieszkającego w miasteczku spokojnego emeryta, pana Witolda, który nie dość, że ma ciekawą wojenną przeszłość, to jeszcze uwielbia o niej opowiadać młodzieży. I tu zaczyna się właściwa historia – bo tematem serii wcale, wbrew pozorom, nie będzie aklimatyzacja młodzieży w nowym miejscu zamieszkania, ale historia żołnierza-tułacza.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jerzy Wróblewski nie ma tu dużego pola do popisu, by zaskakiwać ciekawymi kadrami, ale przyznać należy, że sielankowość urokliwego Czarnkowa oddaje znakomicie. Ładne kamieniczki, sympatyczny ryneczek, piękny park, intrygujący zamek, ba! nawet socjalistyczne blokowiska wyglądają tu miło i przytulnie. A wszystko w klimacie wakacyjnej beztroski. Szkoda jednak, że w pierwszym wydaniu tego komiksu cała staranna praca Wróblewskiego zostaje w wielu miejscach skutecznie zniweczona przez dramatyczny poziom PRL-owskiej poligrafii. Kolory nałożone są fatalnie, nie trafiają w swoje miejsca, cały komiks jest przez to rozmazany, a do tego dochodzą nieplanowane chyba efekty specjalne w rodzaju niebieskiego koloru włosów Wacka. No dobrze, ale właściwie co z tą maczetą? Otóż okazuje się, że miniaturowa złota maczeta to talizman pana Witolda, który oddał on po wojnie do lokalnego muzeum. Niestety oryginalny klejnot został skradziony. Maciek, dowiedziawszy się o tym, mówi: „A może zabawimy się w detektywów?”. Już wkrótce okaże się, że jest to kolejna obietnica składana w tym cyklu, która nigdy nie zostanie spełniona.
Tytuł: Tajemnica złotej maczety #1: U progu tajemnicy Data wydania: 1985 Gatunek: historyczny, przygodowy |