Na pytanie, co łączy Włochy ze światem dzikiego zachodu, zapewne większość odpowie, że spaghietti westerny. Jak się okazuje, nie tylko. Trzy lata przed premierą „Za garść dolarów” Sergia Leone miała bowiem premiera komiksu „Zagor”, który wreszcie ukazał się oficjalnie po polsku dzięki wydawnictwu Tore.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Powyższe zestawienie „Zagora” ze spaghetti westernami dotyczy jednak tylko miejsca i czasu akcji. Cechują je bowiem całkiem odmienne podejście do tematu. Filmy bowiem bazowały na brutalności, jaka nie była spotykana w westernach amerykańskich, niejednoznaczności moralnej bohaterów i czarnym humorze. Omawiany tutaj komiks natomiast stanowi bardzo klasyczne podejście do świata dzikiego zachodu. Mamy tu bowiem jasny podział na dobrych, złych i Indian, którzy niejedno mają za uszami. Jednak przede wszystkim jest on – Zagor – nieskazitelny bohater w śmiesznie kolorowych fatałaszkach. Ów śmiałek jest tajemniczym, niemal mitycznym herosem, którego boją się rdzenni mieszkańcy Ameryki, a szanują pionierzy. Mieszka samotnie w ostępach lasu Darkwood, mieszczącego się w Pensylwanii. To młody mężczyzna o nieznanej przeszłości, który zna zwyczaje tubylców, potrafi tropić i walczyć w ręcz, używając do tego ulubionego toporka. Pojawia się zwykle tam, gdzie dzieje się niesprawiedliwość i krzywda ludzka. Na początku niniejszego albumu spotykamy go, kiedy ratuje z łap Indian i współpracującego z nimi wrednego typa o imieniu Regan, nieco pierdołowatego, ale zaradnego Meksykanina Cico (właściwie Cico Felipe Cayetano Lopez Martinez y Gonzalez). Od tej pory zostaje on jego przyjacielem. Wspólnie zamierzają schwytać Regana i wymierzyć mu sprawiedliwość. Co tu dużo mówić, osoby wychowane na „Bez przebaczenia”, które demitologizowało bohaterskich rewolwerowców i na „Tańczącym z wilkami”, oddającemu wreszcie sprawiedliwość Indianom, powinny „Zagora” omijać szerokim łukiem. Jest to bowiem western przygodowy, osadzony mocno w klimatach, jakie obowiązywały w gatunku w latach 50. Mamy bowiem szlachetnego bohatera w typie Johna Wayne′a (choć ten raczej nie wspinał się po drzewach wcielając się w swoje postacie) i wrednych antagonistów, którzy nie wahają się mu strzelić w plecy. Znakiem czasów jest także sam wygląd Zagora. Chodzi głównie o jego image, a przede wszystkim bezczelnie rzucająca się w oczy czerwona koszula z logiem Thunderbirda na piersi. Dziwny wybór stroju, dla kogoś, kto chce pozostać niewidzialnym w lesie. Element ten znakomicie wyśmiano w trzeciej odsłonie „Powrotu do przyszłości”. Wszystko powyższe oczywiście można traktować jako zarzut, ale również jako zaletę. Będąc świadomym retro stylu z jakim się zetkniemy i akceptując sposób w jaki XIX wieczną Amerykę widzieli Europejczycy sześćdziesiąt lat temu, lektura pierwszego tomu poświęconego przygodom Zagora może przynieść sporo frajdy. Jest to bowiem bardo przyjemnie napisana, wartka lektura przygodowa, w której męstwo oraz heroizm (tytułowy bohater), splata się z niewyszukanym komizmem (Cico). Do tego bardzo ładnie narysowana. Można zarzucić, że Gallieno Ferri posiada nieco stateczną kreskę, ale za to na szacunek zasługuje jego dbałość o detale. Nie da się ukryć, że „Zagor: Zasadzka” jest pozycją archaiczną, ale nie aż tak, że z dzisiejszego punktu widzenia trudno ją czytać. O wiele gorzej próbę czasu zniosły na przykład pierwsze zeszyty „Fantastycznej Czwórki”, która zadebiutowała także w 1961 roku. Bezapelacyjnie powinien po nią sięgnąć każdy fan westerny, ale nie tylko, bo zadowoli po prostu każdego, kto lubi dobrą przygodę.
Tytuł: Zagor #1: Zasadzka Data wydania: 10 grudnia 2020 ISBN: 9788395804014 Format: 88s. 165x220 mm Cena: 29,00 Gatunek: przygodowy, sensacja Ekstrakt: 70% |