powrót; do indeksunastwpna strona

nr 05 (CCVII)
czerwiec 2021

Świat pozbawiony sprawiedliwości i znaczenia
Joe Abercrombie ‹Czerwona kraina›
W „Czerwonej krainie” Joe Abercrombie stara się pokazać czytelnikowi dotychczas mało znane oblicze swojego świata. Forma fantasy westernu w połączeniu z opowieścią o zemście mogłaby być całkiem niezłą lekturą.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
‹Czerwona kraina›
‹Czerwona kraina›
Z daleka od wojennego zgiełku Północy Unia pragnie stopniowo rozszerzyć swoją władzę nad leżącym na zachodnim kontynencie Stariklandem i Daleką Krainą, wyplenić z niego buntowników i zaprowadzić swój ład i porządek. Oczywiście nie robi tego własnymi rękami, przeznaczając do tego zadania bandę najemników pod wodzą niesławnego Nicomo Coski, któremu towarzyszy sprytny prawnik Temple oraz, z nakazu Superiora Pike’a, także przedstawiciel Inkwizycji. W międzyczasie Płoszka Południe, swarliwa dziewczyna zamieszkująca okolice miasteczka o wdzięcznej nazwie Uczciwość, odkrywa, że pod jej nieobecność ktoś spalił jej dom i porwał dwójkę jej młodszego rodzeństwa. Zdeterminowana, by ich odnaleźć, wyrusza w długą drogę na zachód w towarzystwie pokojowo nastawionego (do czasu!) człowieka z Północy o imieniu Owca.
Przedstawiona historia nosi wszelkie znamiona klasycznego westernu: jest poszukiwanie zemsty, jest odkrywanie bezkresnych równin Dalekiej Krainy, jest brudne miasto, w którym gromadzą się poszukiwacze złota liczący na szybki zysk, jest lokalny konflikt między dwiema kontrolującymi to miejsce grupami, są także mieszkańcy równin (bladoskóre Duchy) i tajemnica, która… bardzo mocno rozczarowuje. Wędrówka, jaką podejmuje Płoszka z Owcą, jest monotonna i nie ratują jej napotykane na szlaku przeciwności. Fabuła opowiedziana została głównie z punktu widzenia samej Płoszki oraz Temple’a. Problem jednak w tym, że ten drugi, uprzednio porzuciwszy oddziały Coski, dołącza do grupy wędrujących na zachód osadników, przez co obserwujemy te same wydarzenia z dwóch nieszczególnie różniących się od siebie perspektyw. Okazjonalne oddanie głosu postaciom trzecioplanowym jest zdecydowanie zbyt rzadkie, by wzbudzić zainteresowanie i tylko dodatkowo rozmywa niepotrzebnie rozciągniętą fabułę książki. To, co świetnie sprawdzało się w „Bohaterach” z uwagi na dynamikę akcji, w „Czerwonej Krainie” okazuje się dalekie od ideału. Wszystkich zaprezentowano w jak najbardziej poprawny sposób, z ich indywidualnymi historiami i marzeniami, ale czy losy żony handlarza bydła, byłego żołnierza Unii albo podstarzałego aktora to coś, co interesuje czytelników Abercrombiego?
Oczywiście powieść uderza w znane wątki przemian, jakie obserwują (lub w jakich biorą udział) bohaterowie. Widzieliśmy to w „Pierwszym Prawie”, widzieliśmy również w „Bohaterach”. Kłopot w tym, że w innych książkach znajdowały się one na marginesie głównej fabuły. Tutaj natomiast nacisk został położony na efekty nieustannych przemarszów ludzi na zachód, ich dramatyczne losy w Fałdzie czy wreszcie (co najbardziej dziwi) rozgrywające się tam w ciągu zaledwie kilku tygodni rewolucje. I mimo plastyczności opisów, te wydarzenia nie wzbudzają większego zainteresowania. Jakie bowiem znaczenie ma, że z miasteczka pełnego poszukiwaczy złota zamienia się ona w miejsce, gdzie powstają pierwsze fabryki? Nacisk położony na prezentację zagadnień społecznych kosztem wartkiej akcji, do której zostaliśmy przyzwyczajeni, znacząco wpływa na przyjemność płynącą z lektury.
Czasowe przeskoki między niektórymi rozdziałami bywają trudne do określenia – brakuje klarownych odniesień dotyczących tego, kiedy dany rozdział ma miejsce, czy mięło zaledwie kilka dni od poprzednich wydarzeń, czy mówimy raczej o tygodniach. Nawet jeśli przyjąć, że powieść faktycznie miała być mniej dynamiczna niż inne dzieła Abercrombiego, to nic nie usprawiedliwia najzwyklejszej w świecie nudy wyzierającej z każdego dialogu i wewnętrznych przemyśleń Płoszki czy Temple’a.
Nawet fabularnie „Czerwona kraina” nie oferuje zbyt wielu zaskoczeń. Pochodzenie porywaczy rodzeństwa Płoszki prezentuje się całkiem ciekawie – ale stanowi zmarnowany potencjał. To samo z całym konfliktem między buntownikami a Unią. Wszystkie ciekawe pomysły pojawiają się przelotnie, nie doczekawszy się rozwinięcia. Nawet obecność kilku znanych bohaterów tego nie rekompensuje.
Nie mogę pozbyć się wrażenia, że tym razem Aberrombie po prostu przesadził z liczbą rozmaitych wątków, które wcisnął w tę powieść. Również skręt w stronę westernu nie sprawdził się najlepiej (aczkolwiek jestem pewien, że ktoś bardziej obeznany z tym filmowym gatunkiem byłby w stanie dostrzec liczne nawiązania do klasyki), bo zamiast koncentrować się na tym, co w takich przypadkach jest najlepsze (samotny kowboj przybywa do zapomnianego przez Boga miasteczka), dostajemy długą wędrówkę osadników przez nieskolonizowane ziemie i opowieści o ich marzeniach, które nigdy się nie spełnią. Owszem, podobne podejście sprawdzało się przy długiej podróży Logena, Bayaza i Jezala, ale to byli o wiele bardziej wyraziści bohaterowie niż ktokolwiek z przedstawionych w „Czerwonej Krainie”, nie mówiąc już o ciekawej ewolucji ich charakterów. Tutaj natomiast nawet wątek romansowy wydaje się wciśnięty na siłę.
Jedną z nielicznych mocnych stron, które ratują powieść, są niejednoznacznie złe postacie, jak znany jeszcze z „Pierwszego Prawa” Cosca ze swoim oddziałem bezlitosnych najemników. Każde jego pojawienie się na kartach powieści gwarantuje, że przyciężkawy nastrój zostanie szybko rozwiany jego nieszczerymi dylematami moralnymi i przechwałkami. Nie jest to postać, którą dałoby się lubić, ale z pewnością wyróżnia się on na tle całej reszty. Na plus należy zaliczyć również tajemnicze, zamieszkujące w górach plemię Smoków, ale – jak już wspominałem – dowiadujemy się o nich zbyt mało, żeby uznać ich za w pełni udany dodatek. Nawet pomimo tego, że to ich działania doprowadziły do takiego, a nie innego rozwoju wypadków.
I choć pod koniec niektórzy bohaterowie zaczynają mieć pewne dylematy moralne (z wyjątkiem Temple’a, który walczy ze sobą i swoim paskudnym charakterem od samego początku), to wydają się one wymuszone. Podobnie jak cała „Czerwona kraina”, która mogłaby być dobrym opowiadaniem, ale jako powieść nie zdaje egzaminu.



Tytuł: Czerwona kraina
Tytuł oryginalny: A Red Country
Data wydania: 29 listopada 2019
Przekład: Robert Waliś
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-668-8
Format: 640s. oprawa twarda
Cena: 49,–
Gatunek: fantastyka
Zobacz w:
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

29
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.