Po pewnym znużeniu przygodami Lanfeusta w głównej serii o Troy, „Trolle z Troy” przynoszą powiew świeżości, miejscami masę niepoprawnej rozrywki i ogrom lekkości, które były temu komiksowi potrzebne.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Fabuła jest prosta jak w bajce. Na planecie Troy obok ludzi mieszkają też trolle – supersilne, włochate, o zróżnicowanym poziomie kultury, ale za to jednolicie wysokim poziomie zamiłowania do mięsa. Homo sapiens postanawiają się potworów pozbyć za pomocą magii, wykorzystując je przy okazji do niewolniczej pracy. Ocalali z rajdu na jedną z trollich wiosek: sprytny Tetram i jego adoptowana córka, ludzka dziewczyna Waha, wyruszają na ratunek pobratymcom. Ich wyprawa będzie obfitowała w wydarzenia o tyle zabawne, co brutalne. Tetram i Waha przetaczają się przez Troy jak dwa beztroskie walce drogowe: porywają, pożerają, dokonują niefrasobliwych zniszczeń i radosnych rzezi. Troll przyjmuje tu rolę mentora swojej nieowłosionej, acz entuzjastycznej podopiecznej, wprowadzając ją w tajniki relacji z ludźmi (na ten przykład – jak pytać o wskazówki, zamiast wybijać je z ofiary wraz z zębami). Jednocześnie jest stereotypowym ojczulkiem (bo kto lepiej niż on ochroni córkę przed spojrzeniami lubieżnych chłopców?). Waha zdecydowanie odrzuca swoje ludzkie dziedzictwo, może z wyjątkiem nielicznych przydatnych drobiazgów, co skutkuje sporą liczbą gagów czy nieporozumień, podsycając komediowy charakter komiksu. Tak naprawdę jedynym dysonansem, jaki może tu znaleźć czytelnik i odczuć dyskomfort, jest często obecny na kartach kanibalizm: trolle lubią ludzinę, Waha uznaje się za trolla, więc zdecydowanie nie ma nic przeciwko wszamaniu jakiegoś biednego strażnika czy rybaka. Jeśli to nam nie przeszkadza – „Trolle z Troy” okażą się doskonałym komiksem rozrywkowym. Nad scenariuszem standardowo pracował Christophe Arleston, rysunkiem z kolei zajął się Jean-Louis Mourier, u nas znany też z serii „Ognie Askellu”. Poradził sobie bardzo dobrze: postaci są miłe dla oka i wyglądają fantastycznie, sceny są dynamiczne i pełne ruchu. Zachował też stylistykę zbliżoną do tej, którą wcześniej wypracował Didier Tarquin, rysownik pierwszych tomów o Troy, dzięki czemu „Trolle” są spójne z cyklem. Kolory nakładał Claude Guth i tu też mamy do czynienia z porządną, rzemieślniczą robotą cieszącą oko. „Trolle z Troy” w pierwszym tomie – swoją drogą tworzącym zamkniętą historię – zaprezentowały się jako superprzyjemna, przygodowa opowieść podlana pewną ilością krwi i flaków. Jest nieco chaotycznie – bo to w końcu trolle – i bardzo zabawnie. Oczywiście nie jest to komiks definiujący gatunek czy tworzący nowe, ambitne nurty – ale to powrót do świetnej zabawy, jaką serwował „Lanfeust z Troy”, barwnych przygód i czystej rozrywki. Oby kolejny tom doskoczył do tak podwieszonej poprzeczki! Plusy: - lejący się ze stron humor (chociaż momentami przaśny)
- ciekawie napisani bohaterowie
- czysta, komiksowa rozrywka
Minusy: - mało komfortowe sceny kanibalizmu
Tytuł: Trolle z Troy #1 (wyd. zbiorcze) Data wydania: 20 listopada 2019 ISBN: 9788328197039 Format: 200s. 216x285mm Cena: 99,99 Gatunek: humor / satyra Ekstrakt: 80% |