Kiedy John Zorn ogłosił narodziny nowego projektu muzycznego – Chaos Magick – mogło się wydawać, że jest to jednocześnie podzwonne dla Simulacrum. Na szczęście parę miesięcy później okazało się, że szef wytwórni Tzadik nie ma zamiaru składać w trumnie swego najpopularniejszego w ostatnich latach artystycznego dziecka. Co udowodnił dobitnie, doprowadzając do wydania jego kolejnego albumu: „Nostradamus: The Death of Satan”.  |  | ‹Nostradamus: The Death of Satan›
|
Oj, tym razem John Zorn trochę nas przetrzymał. Dość powiedzieć, że od wydania poprzedniej płyty znajdującego się pod jego pieczą tria Simulacrum (chodzi o krążek zatytułowany „ Baphomet”) do publikacji tej najnowszej minęło ponad piętnaście miesięcy. Jeśli ktoś w tym czasie zdążył pomyśleć, że być może zespół po raz drugi przeszedł do historii – miał pełne prawo. Na szczęście okazało się inaczej, a tak długie milczenie Simulacrum można usprawiedliwić zaangażowaniem właściciela Tzadik Records w inne projekty. W ciągu minionego roku ukazały się bowiem albumy nagrane z Chesem Smithem („ Azoth”, „ Heaven and Earth Magick”), sygnowane przez The Gnostic Trio („ Gnosis: The Inner Light”) oraz zupełnie nową grupę, która otrzymała nazwę Chaos Magick („ Chaos Magick”). A to oczywiście wcale nie wszystko. Warto zresztą wspomnieć, że w składzie kwartetu Chaos Magick znaleźli się wszyscy trzej muzycy tworzący Simulacrum, to jest gitarzysta Matt Hollenberg, organista John Medeski oraz perkusista Kenny Grohowski; jedyny instrumentalista, który wcześniej nie był związany z tym projektem, to pianista Brian Marsella (będący jednak dobrym znajomym Zorna). Można więc chyba uznać to kilkunastomiesięczne oczekiwanie za w pełni usprawiedliwione. Sesja, której owocem stał się materiał wydany na początku sierpnia tego roku na płycie „Nostradamus: The Death of Satan”, miała miejsce wiosną w często wykorzystywanym przez Johna nowojorskim studiu EastSide Sound. Muzycy i producenci uwinęli się, co jest tradycją, bardzo szybko; w ciągu zaledwie trzech dni – pomiędzy 23 a 25 kwietnia – całość została zarejestrowana i zmiksowana, a więc praktycznie gotowa do wydania. Można się zatem domyślać, że skomponowane wcześniej przez Zorna utwory zostały nagrane praktycznie „na żywca”, bez niekończących się dubli. Bohaterem – i to tytułowym – kolejne wydawnictwa Simulacrum jest, jak już wiecie, szesnastowieczny francuski astrolog, okultysta, kabalista i mistyk Michel de Nostredame, lepiej znany jako Nostradamus. Jego przepowiednie do dzisiaj cieszą się popularnością i są analizowane przez współczesnych. Choć oczywiście świat nauki i religii rozprawia się z nimi dość brutalnie. Dla Zorna nie ma to jednak większego znaczenia, albowiem Francuz to dla Amerykanina przede wszystkim postać popkulturowa, której biografia i proroctwa służą jako punkt wyjścia do przedstawienia – tym razem nie za pomocą słów czy obrazów, lecz nut – arcyciekawej opowieści. Stylistycznie „Nostradamus: The Death of Satan” nie różni się niczym od wszystkich wcześniejszych albumów tria (począwszy od debiutanckiego „ Simulacrum” z 2015 roku); znalazła się na nim muzyka będąca połączeniem nowoczesnego fusion, czyli jazzu i rocka, z metalem. John po raz kolejny daje upust swemu zamiłowaniu do twórczości jednocześnie eksperymentalnej, jak i bezkompromisowej (wcześniej pozwalał sobie na to w przypadku Naked City i PainKiller). Na „Nostradamusa” trafiło dziesięć instrumentalnych kompozycji, które można podzielić na dwie części: nadzwyczaj energetyczne, łączące w sobie free jazz z ekstremalnym metalem, oraz stonowane, wyciszające emocje, w których objawiają się wpływy innych jeszcze gatunków. Wszystko to udaje się wyczarować przy dość skromnym instrumentarium. Ale od czego ma się artystyczną wyobraźnię i zgromadzony w studiu sprzęt, za sprawą którego można pewne dźwięki twórczo przekształcić. Album zaczyna się od potężnego uderzenia w postaci „Melmoth”, którego niemal połowę zajmuje zagrana na dużym poziomie intensywności introdukcja. Z niej wyłania się z czasem solówka Medeskiego na organach, stanowiąca sygnał dla pozostałych: koledzy, wyszaleliśmy się już, teraz dajmy słuchaczom chwilę odetchnąć. Ta „chwila oddechu” przenosi się także na kolejny utwór – „Flowers of Heaven”, który niemal w całości (a to prawie sześć minut) jest oparty na naprzemiennie pojawiających się partiach gitary i organów (niekiedy nawet zaskakująco melodyjnych). W „Seven Spirits” Simulacrum powraca na jazzowo-metalowe tory. Na plan pierwszy wyrywa się Hollenberg ze swoją gitarą, chociaż dość szybko ustępuje miejsca Medeskiemu, który z kolei – tu należy sprawdzić, czy na pewno się nie przesłyszeliśmy! – zaczyna sobie… swingować. To pierwsza z tego typu niespodzianek, ale wcale nie ostatnia. Bo na przykład w „The Watchers” w trakcie dialogu gitarowo-organowego pojawiają się frazy z pogranicza jazzu i… bluesa. Z kolei dwuminutowy „Hail Holy Light” oparty jest na podniosłych dźwiękach organów, które bez wątpliwości mogłyby rozbrzmiewać w kościele w trakcie mszy świętej (no dobra, tu trochę „odleciałem”). Jak widać i słychać, tym razem Zorn zadbał o drobiazgi, które nader przyjemnie zaskakują. Aczkolwiek bardziej ortodoksyjni wielbiciele tria na pewno z radością przyjmą „The Stygian Pool”, w którym zespół ponownie przewala się po słuchaczach jak walec. Organy tworzą masywny fundament tej kompozycji, motoryczna gitara narzuca rytm, w efekcie czego znacznie więcej swobody otrzymuje Kenny Grohowski, który pozwala sobie nawet na pełną kombinacji solówkę (szkoda tylko, że tak krótką). W długim, bo prawie sześciominutowym, „From the Cave of Treasures” Simulacrum robi przebieżkę po kilku gatunkach muzycznych: na początek mamy jazzowe organy, następnie rockową gitarę, a w finale spinającym całość klamrą – odrobinę psychodelii (ponownie za sprawą Medeskiego). Tytuł utworu ósmego, „Dark Angels”, może natomiast przywoływać skojarzenia z rockiem gotyckim. I chociaż tak daleko idącego powinowactwa artystycznego tu się nie dopatrzymy, to jest jednak pewien wspólny mianownik – pojawiający się w partii klawiszy niepokój oraz przydający tej kompozycji mroku pogłos gitarowy. Dobre to wprowadzenie do wypełnionego freejazzowymi szaleństwami „A Mantic Stain”, w którym jednak po raz kolejny muzycy pozwalają sobie na wtręty z innych „bajek”: odrobinę swingu (organy), bluesa (gitara) i psychodelii rodem z przełomu lat 60. i 70. XX wieku („kwasowe” klawisze). Na zakończenie Zorn wybrał „Chaos and Eternal Light” – i trzeba mu przyznać, że to dobry wybór. Oparty przede wszystkim na improwizacji Medeskiego numer wprowadza w nastrój kontemplacyjny, pozwala słuchaczom ochłonąć, nie pozostawia ich więc w stanie wewnętrznego rozedrgania. Skład: John Medeski – organy Matt Hollenberg – gitara elektryczna Kenny Grohowski – perkusja
oraz John Zorn – muzyka, aranżacja, produkcja
Tytuł: Nostradamus: The Death of Satan Data wydania: 6 sierpnia 2021 Nośnik: CD Czas trwania: 41:41 Gatunek: jazz, metal, rock W składzie Utwory CD1 1) Melmoth: 04:37 2) Flowers of Heaven: 05:43 3) Seven Spirits: 02:33 4) The Watchers: 04:58 5) Hail Holy Light: 02:07 6) The Stygian Pool: 04:09 7) From the Cave of Treasures: 05:40 8) Dark Angels: 02:43 9) A Mantic Stain: 05:18 10) Chaos and Eternal Light: 03:53 Ekstrakt: 80% |