powrót; do indeksunastwpna strona

nr 07 (CCIX)
wrzesień 2021

Zbrodnie w stylu retro: O Krystynie, która nie chciała bandyty
Tadeusz Starostecki ‹Zegar zemsty›
Ostatnia przedwojenna mikropowieść Tadeusza Starosteckiego nie pozostawia po sobie dobrego wrażenia. Fabularnie i logicznie jest bardzo niezborna i pełna luk. Mogło to wynikać z tego, że zeszytowa wersja „W szponach tygrysa” jest – być może (!) – jedynie częścią pełnoprawnego tekstu, który został przycięty przez autora, bo takie były wymogi wydawcy.
ZawartoB;k ekstraktu: 30%
‹Zegar zemsty›
‹Zegar zemsty›
Trzecia sensacyjna historia Tadeusza Starosteckiego, jaka pierwotnie ukazała się w 1938 roku w serii zeszytowej „Co Tydzień Powieść” (jako numer 256), czekała na swoje wznowienie niemal osiemdziesiąt lat. Wydawnictwo klubowe Wielki Sen, specjalizujące się w zapomnianych polskich kryminałach (zarówno tych z czasów sanacyjnych, jak i peerelowskich), przypomniało ją w jednym tomie z poprzednią mikropowieścią tego autora – „Zegarem zemsty” (1935). Przed nią jeszcze ukazał się natomiast „Krwawy reporter” (1934). Podsumowując: przed wybuchem drugiej wojny światowej Starostecki, będący przede wszystkim dziennikarzem (najpierw w Łodzi, a następnie w Radomsku), opublikował jedynie trzy teksty prozatorskie. Czwarty – zdecydowanie najlepszy warsztatowo i fabularnie – dorzucił dziesięć lat po wojnie; chodzi o opowiadający o knowaniach Werwolfu na Dolnym Śląsku „Plan Wilka” (1956).
Kiedy Starostecki pisał „W szponach tygrysa”, był już redaktorem naczelnym powiązanego z ruchem ludowo-lewicowym dwutygodnika „Głos Ludu Miast i Wsi”, którego siedziba mieściła się w Radomsku. Nie może zatem dziwić fakt, że miasto to pojawia się w mikropowieści jako jedno z miejsc akcji. Może nie najistotniejsze, ale przynajmniej – oprócz Warszawy i Londynu – jedno z trzech, jakie zostało wymienione z nazwy. Biorąc pod uwagę wymyśloną przez autora intrygę, jej rozmach i – można rzec – przygodowość, pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy, jest taka, że tym razem pozazdrościł on chwały (i zapewne także pieniędzy) Antoniemu Marczyńskiemu, który bardzo popularny w dwudziestoleciu międzywojennym podgatunek prozy sensacyjno-przygodowej podniósł niemal do rangi popkulturowej sztuki. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że Marczyński był nieporównywalnie lepszym autorem od Starosteckiego.
Główną bohaterką „W szponach tygrysa” jest Krystyna, Polka, która wyszła za mąż za Francuza, doktora Marte’a. Choć nie możemy mieć stuprocentowej pewności, czy jest to jego prawdziwe nazwisko, albowiem używa także innych – Stesenko bądź Karliz. A jeśli ktoś posiada aż tyle różnych tożsamości, z miejsca możemy podejrzewać, że ma coś do ukrycia. W przypadku mieszkającego w willi nad brzegiem morza (być może chodzi o Normandię, bo raczej nie Lazurowe Wybrzeże, aczkolwiek głowy bym sobie uciąć za to nie dał) Marte’a – to całkiem sporo rzeczy. Dość powiedzieć, że od jakiegoś czasu po piętach depcze mu dość bezczelny, bo nie skrywający swojego nim zainteresowania, irlandzki detektyw O’Pal. Doktor ma konkretne powody, aby się go obawiać – i to do tego stopnia, że planuje nawet pozbycie się go. Wystarczy, że powie tylko słowo Johnowi Burnowi, swemu przybocznemu rzezimieszkowi.
Wkrótce okazuje się jednak, że O’Pal to wcale nie największe zmartwienie Marte’a. Bardziej niepokoi go zniknięcie Krystyny, która uciekając z domu, zabrała ze sobą ze skrytki tajne dokumenty, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Gdyby trafiły do publicznej wiadomości, doktor byłby skończony. Takich rzeczy bowiem służby wywiadowcze żadnego kraju nie wybaczają. Chcąc zapobiec katastrofie, bandyta wynajmuje niejakiego Verkela, który ma odnaleźć Krystynę i zmusić ją do powrotu, a przy okazji odzyskać skradzione przez nielojalną małżonkę cenne papiery. Tylko gdzie szukać pani Stesenko? Cóż, to akurat wydaje się proste. Skoro jest Polką, to – w Polsce! Dzięki temu Starostecki ma możność wprowadzenia na arenę wydarzeń bliskie sobie Radomsko, które czyni – jak można się domyślać – miastem rodzinnym kobiety. W którym do teraz mieszkają bliscy jej ludzie. Jakże wielką naiwnością wykazuje się Krystyna, sądząc, że tam nie dopadnie jej Verkel!
Dziewięć krótkich rozdziałów zajmuje zaledwie sześćdziesiąt stron. Ma to swoje plusy i minusy. Plusem na pewno jest to, że nawet przy wyjątkowo niedorzecznej fabule „W szponach tygrysa” połyka się szybko i w miarę bezboleśnie. Minusem natomiast fakt, że chcąc zmieścić się w tak niewielkiej objętości – zapewne narzuconej przez wydawcę serii „Co Tydzień Powieść” – Starostecki musiał mocno ciąć narrację. Co zresztą jest wyraźnie widoczne. Historia ta sprawia bowiem wrażenie, jakby pierwotnie była dużo bardziej rozbudowana. Przeskoki fabularne pomiędzy kolejnymi rozdziałami mogą miejscami wywołać u czytelnika konsternację. Bywają takie momenty, kiedy bohaterów tracimy z oczu, a potem nagle odnajdują się w zupełnie innym miejscu i sytuacji. Ostatecznie wszystko da się poukładać, ale przyjemności z lektury zbyt wielkiej przy tym nie ma.
Poza tym stawiając na sensację, autor musiał automatycznie przyciąć nie mniej istotny wątek miłosny (i nie chodzi tu wcale o relację Krystyny z doktorem Marte’em, lecz adoratorem sprzed lat), dzięki któremu pojawia się w tej mikropowieści postać Andrzeja Łęskiego. O jakichkolwiek portretach psychologicznych postaci nie ma nawet co marzyć. Więcej! Nie dowiadujemy się nawet do końca, co jest w dokumentach, jakie zabrała mężowi pani Stesenko. A wydaje się to bardzo ważne, skoro po zapoznaniu się z nimi kobieta – w odruchu patriotycznym – zdecydowała się uciec od mężczyzny, którego wcześniej kochała (bo przecież nie wyszła za niego dla pieniędzy ani prestiżu, lecz z miłości). Swoją drogą ciekawe byłoby poznać pełną wersję tej historii. Całkiem możliwe, że wtedy jej ocena była wyższa. A tak to…



Tytuł: Zegar zemsty
Data wydania: 2017
Wydawca: Wielki Sen
Gatunek: kryminał / sensacja / thriller
Zobacz w:
Ekstrakt: 30%
powrót; do indeksunastwpna strona

39
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.