Zawsze się cieszę, gdy w komiksach Marvela choć przez chwilę akcja rozgrywa się w Polsce. Nawet jeśli nie jesteśmy przedstawiani w najlepszym świetle. Tak, jak w „X-Men: Czerwoni”.  |  | ‹X-Men. Czerwoni›
|
To chyba mały rekord. Zadymie na naszych ojczyźnianych terenach poświęcono aż 12 stron. I to wcale nie tych z okresu II Wojny Światowej, a jak najbardziej współczesnych. Pojawia się nawet prezydent z długopisem, choć wizualnie bliżej mu do Józefa Piłsudskiego, niż Andrzeja Dudy. Niestety pod względem wizerunkowym nie jest najlepiej, albowiem przedstawiono nas jako kraj nietolerancyjny wobec mutantów, który zamierza rozwiązać ich kwestię metodą siłową. Na pocieszenie mogę tylko dodać, że duży w tym udział miała manipulująca umysłami Cassandra Nova, a na dodatek znajdujemy się w zacnym towarzystwie. Tak, „X-Men: Czerwoni” to komiks bardzo zaangażowany społeczno-politycznie. W Stanach Zjednoczonych ta miniseria ukazywała się w 2018 roku i stanowiła swoisty sprzeciw wobec polityki Donalda Trumpa. Ale nie tylko, ponieważ scenarzysta Tom Taylor wziął pod lupę rosnące niepokoje społeczne, które dało się zauważyć na całym świecie. Choć pisze o mutantach, łatwo rozszyfrować, że uosabiają oni różne prześladowane grupy, jak imigranci, osoby homoseksualne, czy kobiety (tu ze wskazaniem na Indie). Wszystko to zostało wkreślone w ramy przygodowego komiksu superbohaterskiego. Jean Grey zmartwychwstała (ponownie, ale wygląda na to, że na dłużej), a niszczycielska moc Phoenix ją opuściła. Choć nie było jej ładnych kilka lat, ze smutkiem odkryła, że na świecie niewiele się zmieniło. Przynajmniej pod względem niechęci wobec mutantów. A być może jest nawet jeszcze gorzej, ponieważ rozwój technologii, a zwłaszcza internetu, sprawił, że społeczeństwa się zradykalizowały, a tym, co najlepiej się sprzedaje jest hejt. Niemal z marszu postanawia kontynuować ideę Profesora X i zabiera się za naprawę świata. Skrzykuje najbliższych X-Menów (Storm, X-23, Gabby, Nightcrawler) i rusza przekonać głowy najbardziej wpływowych państw, że mutanci to też ludzie i zasługują na równe prawa. Niestety szybko okazuje się, że nie będzie to łatwe zadanie, albowiem zła siostra bliźniaczka Charlesa Xaviera – Cassandra Nova przygotowuje globalny plan eksterminacji homo superior, czyniąc strach i nienawiść swoją bronią. Choć od debiutu „X-Men: Czerwoni” minęło kilka lat, problemy, o jakich opowiada nie zniknęły, a wręcz stały się jeszcze bardziej aktualne. Tom Taylor wydaje się świetnie orientować w sytuacji geopolitycznej, nie ograniczając się do wizji większości scenarzystów, którzy uważają, że USA są najlepszym z miejsc do życia i w zasadzie muszą nieść kaganek demokracji innym. Mamy więc pokazane nierówności w Indiach, niejednolitą Unię Europejską i zamordystyczne zapędy administracji Donalda Trumpa. Wszystko to zostało podlane sosem nienawiści wylewanym w mediach społecznościowych. A wszystko przez fakt, że ludzie boją się nowego i nieznanego, a ich reakcją obronną jest nienawiść. Warto też zauważyć, że Taylor powstrzymał się od prostej agitki, nie eksponując zanadto lewicowych poglądów („Czerwoni” w tytule może odnosić się do czegoś więcej, niż tylko do rudych włosów Jean Grey). Choć trafiają się drobne mrugnięcia okiem jak Sentinel wymalowany w tęczową flagę, to jednak nie mamy do czynienia z ekspansją LGBT, związków partnerskich, prawa do aborcji i innych głośnych ostatnio tematów. Chodzi raczej o podstawy, czyli poszanowanie innych i próbę zobaczenia w nich nie ideologię, a zwykłych ludzi. I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że scenarzysta swoich spostrzeżeń polityczno-społecznych nie potrafi przełożyć przekonująco na język komiksu. Serwuje całkiem szybką akcję, ale przez to część głębszych myśli nie może wybrzmieć z odpowiednią mocą. Wreszcie wszystko i tak zamienia się w standardowy pojedynek dobrych z Cassandrą Novą. Ta z kolei nie wygląda niczym ucieleśnienie zła, jak w historii Granta Morrisona. Staje się po prostu kolejnym świrem klasy B z przesadzoną technologią, który ma zamiar zawładnąć światem. Można też odnieść wrażenie, że Jean Grey i spółce idzie zbyt łatwo. Choć wprowadzenie mutantki Trinary, potrafiącej kontrolować technologię było niezłym posunięciem i bardzo na czasie, to już sposób w jaki radzi sobie z hejtem w necie jest mocno naiwny. Mam także problem z zaakceptowaniem strony graficznej komiksu. I nawet nie chodzi o otwierającego całość Annuala, w którym Pascal Alixe przedkłada obfitość biustu nad szczegóły w tle, ale o tych, którzy otrzymali do narysowania główną akcję. W najlepszym razie można powiedzieć, że Mahmud Asrar, Carmen Carnero i Roge Antonio to rzemieślnicy, którzy nie zaliczają jakiś spektakularnych wpadek, ale też tworzone przez nich kadry nie zapadają na dłużej w pamięć. Z powyższych powodów nie jest łatwo jednoznacznie ocenić „X-Men: Czerwoni”. Poruszono tu za dużo ważnych tematów, by traktować ten komiks jako dzieło czysto rozrywkowe, ale jednocześnie jest zbyt infantylny, by być istotnym głosem w międzynarodowej debacie na temat poszanowania ludzkiej godności. Świetnie nadaje się natomiast, by za jego pomocą rozpocząć swoją przygodę z mutantami Marvela. Fajnie też zobaczyć polskich mutantów – Antoniego i jego synka Filipka.
Tytuł: X-Men. Czerwoni Data wydania: 28 lipca 2021 ISBN: 9788328158993 Format: 284s. 167x255mm Cena: 69,99 Ekstrakt: 70% |